Przyciski

Aby powstrzymać myślenie podrap się lewą stopą pod prawą pachą

Ten felieton będzie lekko naturalistyczny, aż do fizjologicznych szczegółów działania mojego własnego organizmu.  Cel mi przyświecający jest wyłącznie naukowy, mam nadzieję, że granic dobrego smaku nie przekroczę, ale osoby delikatniejsze z góry ostrzegam.
Okres świąteczny spędziłem w większości w łóżku, lecząc  się z bardzo przykrej infekcji gardlanej. Kaszlałem fatalnie, przez parę nocy miałem nawet z tego powodu kłopoty ze spaniem. W dodatku podrażnienie było tak silne, że nawet mycie zębów sprawiało mi trudności. Momentami samo poruszanie szczoteczką głębiej w ustach powodowało u mnie odruchy wymiotne.

W tym przykrym stanie ratowałem się metodą, która znam od dzieciństwa. Jeśli mam odruch wymiotny, zamykam oczy i naciskam na nie palcami, delikatnie, ale całkiem mocno. Odruch mija mi praktycznie natychmiast, tak jakby została przerwana jakaś sekwencja reakcji nerwowych. Nowy stan nie jest trwały, ponowna próba mycia zębów w niezmienionym stanie z pewnością znowu wywoła odruch, ale ja znowu będę mógł go powstrzymać.

Przypomniał mi się przy tym inny sposób na hamowanie reakcji fizjologicznych, który skutecznie stosuję do siebie samego. W razie zbierania się na kichnięcie, powstrzymuję je przez bardzo silne uciśnięcie na koniec nosa, tak jakbym chciał go zupełnie spłaszczyć, aż do bólu. Stosuję te metodę w czasie jazdy samochodem. Jak każdy może sam na sobie przy okazji sprawdzić, nie sposób jest kichnąć mając otwarte oczy (choć podobno są wyjątki) – ten odruch wymusza ich zamknięcie, a w czasie jazdy, zwłaszcza w zmiennym ruchu, jest to skrajnie niepożądane.  U mnie nawet najbardziej dramatyczne próby niezamknięcia oczu nie pomagają, póki są otwarte samo wyzwalające kichnięcie jest zablokowane, w końcu mimo walki zamykają się i „Psik!”.

Naciskanie nosa poznałem dzięki książce „Wojna, ludzie i medycyna” Adama Majewskiego.  Autor, lekarz wojskowy w czasie II wojny śiwatowej w polskich jednostkach we Francji, w Afryce i we Włoszech, nauczył się go od szeregowych żołnierzy jako metody zabezpieczającej przed kichnięciem i zdradzeniem się w czasie nocnych patroli na ziemi niczyjej. Opisał to później, zaskoczony, że lekarz mógł nie mieć pojęcia o takim elemencie wiedzy ludowej z zakresu fizjologii człowieka.

W tym momencie zatrzymuję się i dzielę z czytelnikami swoimi zaskoczeniami: po co są wymioty i kichnięcia to z grubsza wiadomo, ale skąd i po co są w organizmie  przyciski dezaktywujące te odruchy? Jaki jest mechanizm ich działania? Ile jeszcze innych takich przycisków w nas jest, tylko nie wiemy, gdzie są zlokalizowane i jak ich użyć?

Jerzy Tyszkiewicz

Ilustracja Alicja Leszyńska