Koleiny i rozziew
Przy budowie śródmiejskiej części warszawskiego metra co rusz następują jakieś obsunięcia ziemi, jedne mniej medialne, inne bardziej. Obsunięcia ziemi ciągną za sobą obsunięcia czasowe inwestycji, kórej obecnie realizowane etapy miały być gotowe już dawno. Nie jednak o narzekanie na takie czy owakie władze, a nawet niekoniecznie na takie czy owakie decyzje urzędnicze mi chodzi. Chodzi mi o styk inżynierii z nauką.
Budowniczowie metra argumentują, że takie obsunięcia to sprawa naturalna, nie do uniknięcia ze względu na niestabilność podłoża geologicznego tego obszaru. Rzeczywiście, nie trzeba zbyt wielkiej wiedzy geologicznej, wystarczy taka, jak moja, by przewidzieć, że bliżej koryta rzeki będzie więcej piasku, madów itp. drobnoziarnistych utworów niż dalej. Zwłaszcza, że Wisła w tej okolicy, mimo dużego zwężenia w tzw. gorsecie warszawskim, nie tworzy jakiegoś przełomu przez twarde skały. Czasem mam jednak wrażenie, że wiedza geologiczna budowniczych metra, w istocie niewiele przewyższa moją. A przynajmniej tak ją przedstawiają. Tymczasem podobno geolodzy już wcześniej ostrzegali, że przed tego typu inwestycją należy wykonać badania struktury podłoża dokładniejsze niż wykonano. Szczegółów nie znam – geologia nie jest w centrum mojego zainteresowania, a wszystkich publikacji dotyczących budowy metra nie śledzę. Uważam jednak za całkiem prawdopodobne, że wykonanie lepszych badań geologicznych, których wyniki pozwoliłyby uniknąć kilku obsunięć, byłoby możliwe. Zapewne byłoby drogie, ale to inna kwestia. Budowniczowie jednak uznali, że skoro udało się wybudować jedną linię metra z niewielkimi kłopotami, to uda się podobnie i drugą. Know-how jest znany. Trzeba się kierować jego wytycznymi. Wytyczne te jednak okazały się koleinami. Tu warto przypomnieć, że przy budowie pierwszej linii metra, właśnie przy ulicy Świętokrzyskiej, w ciągu której obecnie pojawia się wyrwa za wyrwą, też już było obsunięcie, na szczęście o mniej kłopotliwych skutkach. Może jednak warto było nie tylko kierować się doświadczeniem inżynierskim i budować według wzorców, ale uwzględnić uwagi naukowców i w razie potrzeby te wzorce modyfikować.
A sprawa skojarzyła mi się z historią, którą poznałem na niedawnej konferencji hydrobiologicznej. Tam Ozimek i Florkiewicz wygłosiły wyniki badań kilku polskich biologicznych oczyszczalni ścieków. Pod lupę, a właściwie do kolby, wzięły oczyszczalnie budowane na licencji ?Lemna System?. Oczyszczalnie te całkiem nieźle sprawdziły się w Stanach Zjednoczonych, więc sprowadzono tamtejsze know-how do Polski i zaczęto budować stawy do uprawy rzęsy, które mają oczyszczać ścieki. Inżynierowie popatrzyli na projekty, uznali, że sprawa jest banalna i wykopali trochę stawów obsadzając je rzęsą. Niestety, oni też weszli w koleiny rutyny, a między ich wiedzą a wiedzą naukowców z zakresu hydrobiologii pojawił się rozziew. Z badań Ozimek i Florkiewicz wynika, że w stawach tego typu wybudowanych w Polsce bardzo często w ogóle nie ma najważniejszego składnika, czyli rzęsy. Okazuje się, że ten rodzaj, który wydaje się wszędobylski, wypełniający każdą większą kałużę, a w stawach czy rowach wręcz uciążliwy, w oczyszczalniach rzęsowych ledwo zipie, szybko się starzeje i obumiera. Żeby jednak sprawy jeszcze bardziej pogmatwać, okazało się, że tam, gdzie rzęsa nawet się utrzymywała, jej obecność nie miała wpływu na wydajność oczyszczalni. Spadek zanieczyszczeń w stawach bez rzęsy i z rzęsą był w zasadzie taki sam i wynikał z oczyszczającej roli samego stawu. Inżynierowie patrząc na – s p r a w d z o n y – system biologiczny przenieśli go do Polski, tak jakby przenosili system konstrukcji samochodów czy lokalizowali oprogramowanie. Nie zauważyli, że organizm w środkowej Europie może zachowywać się nieco odmiennie niż na południu Stanów Zjednoczonych. Polskie stawy oczyszczalniowe okazały się za głębokie, aby między kożuchem rzęsy a osadem utworzyła się strefa sprzyjająca oczyszczaniu, tak jak półónocnoeuropejskie dachy kilka razy okazały się za słabe dla śniegu, gdy były budowane przez inżynierów z doświadczeniem południowoeuropejskim.
Te historie pokazują, że inżynierowie nie powinni wpadać w koleiny rutyny i nie należy tworzyć przepaści pomiędzy nimi, a naukowcami od badań podstawowych. Na zakończenie zagadka – jak to możliwe, że gdy leśnicy (którzy tu bardziej odpowiadają modelowi inżyniera) posadzili w Prusach Wschodnich limbę syberyjską, ona wymarzła?
Piotr Panek
Fot. Piotr Panek
Komentarze
„jak to możliwe, że gdy leśnicy (którzy tu bardziej odpowiadają modelowi inżyniera) posadzili w Prusach Wschodnich limbę syberyjską, ona wymarzła?”
Zapewne było jej za sucho. Pinus cembra wymaga wilgotnych stanowisk. Mrozoodporność nie ma tu decydującego znaczenia.
Nie piszę, że wyschła, tylko wymarzła. W Puszczy Rominckiej są najlepsze w Polsce bagienne świerczyny i jedne z najlepszych sosnowych borów bagiennych oraz olsy. Wody w podłożu tam nie brakuje, a mówię o czasach o 100 lat krótszej melioracji (choć są też miejsca suchsze).
PS. do wpisu.
Przypomniałem sobie, że tamto obsunięcie przy Świętokrzyskiej miało ofiarę śmiertelną, co jednak w porównaniu z korkami jest o wiele poważniejszym skutkiem. No cóż, wtedy nie było tak rozwiniętych internetowych serwisów zajmujących się wytykaniem błędów władzom Warszawy, jak teraz, więc łatwiej wydawać się może, że tak źle jak teraz nigdy nie było…
Dziękuję za notkę, świetnie pokazuje ona czym są społeczne studia nad nauką i techniką. Dziedzina ta w Polsce raczkuje, Twoja notka ładnie pokazuje, że technologia i nauka nie są „tak po prostu” jak się wydaje filozofom nauki, że innowację, wynalazek, artefakt trzeba z wysiłkiem wdrażać pokonując mnóstwo nieoczekiwanych trudności.
To co się zrobi z tymi za głębokimi stawami? Częściowo zasypie?
Nie mam żadnego pojęcia jak prowadzony jest projekt metro. Mógłbym jednak wytłumaczyć to jak to idzie całkiem tak z głowy a nie z reala. Otóż założę, że projekt prowadzi menager. Zamawia opracowania oparte na kosztach i prawdopodobieństwie. Wychodzi jemu iż kompletne badania geologiczne, nadzwyczaj dokładne, będą droższe niż spodziewane straty w wypadku wystąpienia geologicznych niespodzianek. To jest tak jak w oddziałach banków w których nie ma żadnej ochrony bowiem spodziewane straty w wypadku napadu będą niższe niż koszt utrzymywania ochrony. Pewnie bajdurzę ale tak mi się pomyślało.
Z powazaniem W.
Nie znam sie na rzesie, ale jak idzie o inzynierie…. Wszystko zalatwia sie przez przetargi. Wybiera sie najtansza oferte. Wedle prawa. No, a wiercenia co metr kosztuja duzo wiecej niz wiercenia co 5 metrow. I duzo, duzo wiecej niz co 100 metrow. Wiec prosze sie nie dziwic ze sie obsuwa, zawala itede. Mialo byc tanio to jest tanio.
Amerykanie zwykli mawiac: „free is usually the most expensive option”
Wojtek-1942: „Pewnie bajdurzę ale tak mi się pomyślało”
Tak, bajdurezy Pan. Manager nie wie co to „prawdopodobienstwo”. On wie ze ma byc tanio. Bo inaczej go zastapia innum managerem
@zza kałuży
Niestety – tu jest druga strona przepaści. Naukowcy pokazali, co jest źle w tych stawach, ale czy ktoś coś z tym zrobił? – nie mam pojęcia.
W ogóle w polskich warunkach dużo lepsze okazują się oczyszczalnie kłączowo-korzeniowe, zwłaszcza z trzciną.
@limba syberyjska
Nie chodzi czasami o inną wilgotność powietrza niż na Syberii? No bo skądinąd niska temperatura jest inaczej odbierana w środowisku suchym a inaczej w wilgotnym. A klimat kontynentalny różni się od naszego.
Kiedyś natrafiono na podobne trudności próbując przenieść jakąś (nie mogę sobie przypomnieć jaką) roślinę użytkową ze strefy międzyzwrotnikowej. Okazało się że a jakże, rośnie, nawet osiąga większą wysokość niż w naturalnym środowisku, ale nie wydaje nasion. Okazało się, że problemem jest długość dnia, tzn. roślina nie bardzo toleruje sytuację, kiedy jest długi dzień i krótka noc. W strefie międzyzwrotnikowej długości dnia i nocy są podobne
@limba
Być może, skoro już o wilgotności mowa, gatunek ów zabiły marznące opady, które, wydaje mi się, na Syberii występują zdecydowanie rzadziej niż u nas.
1. Drzewa syberyjskie nie tolerują późnych przymrozków. Na Syberii okres wegetacyjny jest krótki, ale wyraźny – zima nie wraca po ustąpieniu jeszcze parokrotnie, jak u nas. To jest przyczyna wymarzania gatunków syberyjskich, odpornych na wielokrotnie silniejsze mrozy, niż w Polsce.
2. Najlepszym systemem oczyszczania ścieków komunalnych w Polsce – ekologicznym – są pola irygowane. W Dobrzejowie pod Legnicą takie pole działa od 1896 roku, a ponieważ nie jest przeciążone ściekami (nie jest to jedyna oczyszczalnia miejska), działa doskonale. Wstępnie mechanicznie oczyszczone ścieki wylewane są na pola uprawne (z dobranymi odpowiednio uprawami) i infiltrują przez całkowicie naturalną kilkudziesięciometrową warstwę piasków i żwirów z domieszką glin piaszczystych. Oczyszczone w gruncie drenują do głębokich rowów i jako ścieki oczyszczone (woda) są kierowane do zasilania stawów rybnych w Raszowej Małej, gdzie karpie rosną ku uciesze gawiedzi. System, jak widać, sprawdza się u nas od ponad 100 lat.
3. W trakcie budowy Trasy WZ w Warszawie, jak woda ze skarpy koło kościoła św. Anny zaczęła drenować do wykopu (zagrożona była zarówno budowa, jak i kościół, i skarpa), geolodzy nie byli w stanie szybko zlokalizować skąd cieknie, a termin oddania trasy był wtedy nieprzesuwalny, po cichutku sprowadzono z Pragi różdżkarza, który rozpoznał układ cieków podziemnych sprawiających kłopot. Inżynierowie zacementowali i „zacebertowali” (kto pamięta termin „cebertyzacja”?) tam, gdzie trzeba i trasę oddano do użytku w terminie.
4. Pycha i arogancja są – albo bywają – udziałem obu stron, które powinny współpracować, zarówno inżynierów, jak i naukowców. Inżynierowie wiedzą lepiej, a pomysły naukowców (choćby projekty kompensacji przyrodniczych, np. tzw. renaturyzacje rzek – znam kilka przypadków drastycznych) jeżą włos na głowie.
Może zacznijcie słuchać się wzajemnie i uczyć od siebie??
Meruńka 29 października o godz. 13:48
” gdzie karpie rosną ku uciesze gawiedzi.”
A nie jest przypadkiem tak, że mierzenie jakości wody obecnością karpi jest jak przekonywanie o czystości śmietnika zamieszkiwanego przez szczury? Karp, o ile wiem, nie jest bardzo wybredny jeśli chodzi o jakość wody.
Ktoś zajrzał owym karpiom do brzuszków i zmierzył poziom tego, co one połknęły w ich mięsku?
Z drugiej strony w wodzie z Renu podobno kiedyś ktoś wywołał film, więc wszystko jest wzgledne… 😉
Do tej pory wysłuchałem w TV tylko jednego fachowego komentarza odnośnie podłoża geologicznego Warszawy w związku z budową metra. Cała reszta to bełkot pseudo-informacyjny w pogoni za sensacją za wszelką cenę.
Co do limby, to Meruńka ma rację. Syberyjskie gatunki hartują się i rozhartowują z większą bezwładnością niż nasze.
A co do karpi, to rację ma Zzakałuży.
” Zapewne byłoby drogie, ale to inna kwestia ”
hier liegt der hund begraben – musi byc tanio i szybko ;
ta tendencja nasila sie niestety takze w niemczech, a bledy w planowaniu prowadza w ostatecznosci do horrendalnych, miliardowych strat(patrz n.p. lotnisko berlin-brandenburg)
zza kałuży
29 października o godz. 19:09
zaglebie ruhry to historia;
na miejscu kopaln i fabryk rosna parki i meczety…
a w renie pojawily sie znowu lososie 😉
Oczyszczalnie z trzciną oglądałem (taka w celach dydaktycznych) i pojmuję o co idzie. Choć jak to działa zimą? Jeśli zaś o rzęsowych, to co się robi z tą rzęsą odpadową? Trzcina schnie, się ją wycina i można np. spalić a rzęsę? To tylko tak przez wrodzoną gatunkowi ludzkiemu ciekawość pytam.
Z powazaniem W.
Takie oczyszczalnie to zwykle sztuczne układy, a nie naturalne sadzawki. Ścieki wpuszcza się tam podziemnymi drenami, więc nawet przy lekkim mrozie przepływ można zachować. Trick polega na tym, że sama trzcina czy inna pałka, owszem, jest pewnym odbiorcą biogenów w ściekach zawartych, więc działa tylko gdy rośnie, ale w istocie jest przede wszystkim podłożem dla całej masy robactwa, grzyba i zarazy (czyli bakterii), które to organizmy żyjąc w strefie kłączowo-korzeniowej odbierają większość zanieczyszczeń. Oczywiście, im cieplej, tym intensywniej, ale nawet przy niewielkim mrozie nie staje to do zera.
Oczywiście, to przy oczyszczalniach o przepływie popowierzchniowym, korzeniowych. Rzęsa korzeni nie ma, więc zimą staw zamarza i przerwa (chyba żeby utrzymywać szklarnię). Starzejącą się rzęsę można usunąć i nakarmić nią np. kaczki, skompostować, spalić jako biomasę. Tu trzeba zaznaczyć, że takim sposobem oczyszcza się ścieki bytowe, a więc nie takie, które niosą coś toksycznego. (Choć przy zastosowaniu trzciny mówi się o możliwym wykorzystaniu niekonsumpcyjnym i nieuwalniającym natychmiast – jak w spalarni – substancji w stylu metali, np. jako materiał ozdobny czy konstrukcyjny – na różnego rodzaju plecionki itp., ale tak się mówi, a nie wydaje mi się, żeby tak naprawdę to miało praktyczne zastosowanie.)
Problemy z oddzielaniem starzejącej się i tracącej wydajność rzęsy od rzęsy młodej i pochłaniającej biogeny to kolejny słaby punkt tej odmiany oczyszczalni makrofitowych. Koszenie trzciny po sezonie jest zdecydowanie prostsze.
Podziękowania.
W.