Szpinakowe śledztwo

Pewnie każdy słyszał historię o pomyłce przy określeniu zawartości żelaza w szpinaku. Ja pierwszy raz w liceum na lekcji chemii jako przestrogę przed nieuważnym podawaniem wyników. Trafiałem na nią od czasu do czasu, zwykle w kontekście pouczającej anegdoty, nieraz z rozbudowanym tłem, jak to jeden błąd może wpłynąć na kulturę i losy tysięcy, jeśli nie milionów katowanych niecierpianą potrawą dzieci.

Tak więc w kulturze krążą dwie historie: pierwsza – to nielubiana przez dzieci potrawa, ale trzeba ją jeść jako bardzo dobre źródło żelaza, druga – to nieprawda wynikająca z pomyłki przy wstawianiu przecinka dziesiętnego. Pierwszą słyszałem w głębokim dzieciństwie, ale racji kryzysu (takiego prawdziwego, a nie tego obecnego) późnego PRL nie za bardzo miałem okazję się sam o tym przekonać. Szpinak poznałem już jako nastolatek i w istocie, w klasycznej polskiej stołówkowej wersji rozgotowana ciapa nie była szczególnie atrakcyjna, ale i ja już wyrosłem z wybrzydzania. Dopiero w dorosłym życiu dzięki poznaniu kuchni śródziemnomorskiej poznałem lepszą stronę szpinaku. Informacja o bogactwie żelaza wciąż gdzieś w tekstach kulinarnych krąży, ale na marginesie. Wszyscy już przyzwyczaili się, że informacje podawane przez dietetyków o walorach zdrowotnych poszczególnych pokarmów są tak sprzeczne, że nie ma się co do nich przywiązywać, ewentualnie wybierają wersję wygodniejszą (np. że masło jest zdrowsze od margaryny albo odwrotnie). W tekstach kulinarnych, nawet w poradnikach silących się na popularnonaukowe, rzadko pojawiają się odnośniki do źródeł naukowych (zbytkiem uźródłowienia jest slogan „według badań naukowców”). Druga jednak historia wygląda na bardziej obiecującą pod tym względem. Gdy mówi się o przecinkach dziesiętnych, o iluśtamprocentowym wzroście spożycia szpinaku w USA w którejś tam dekadzie, to jakieś publikacje muszą być. Nikt się na nie powołuje na wykładzie czy w kuluarowej rozmowie naukowców, ale w razie potrzeby da się je odszukać. Nikt się nawet nie powołuje w tekście pisanym, bo nie uźródławia się informacji trywialnej, powszechnie znanej, a do takiej kategorii przecież ta historia należy, czyż nie?

Ostatnio pisałem o obowiązującej w Wikipedii zasadzie weryfikowalności. Sama Wikipedia jest mało wiarygodnym źródłem, ale zawarte w niej informacje powinny być uźródłowione publikacjami wiarygodnymi. Zatem kiedyś chcąc się przywołać historię pomyłki, zerknąłem do Wikipedii i owszem, znalazłem źródło. Źródłem jest publikacja T.J. Hamblina „Fake” z 1981 r. opublikowana nie w pierwszym lepszym poradniku kucharskim, ale w British Medical Journal. Ponieważ publikacja ta jest dostępna w Internecie, dla przyzwoitości do niej nawet zaglądnąłem. Trochę mnie rozczarowała, bo skupiona była raczej na mistyfikacjach typu człowiek z Piltdown czy upiększaniu wyników jak w doświadczeniach Mendla, a szpinakowej pomyłce poświęcono tylko kilka zdań we wstępie. Anglosaska wersja tej historii wiąże ją ponadto z komiksem Popeye, którego tytułowy bohater miał jeść szpinak, aby brać siłę z zawartego w nim żelaza. To związek ikony popkultury z żelazem zawartym w szpinaku miał odpowiadać za 33-procentowy wzrost jego spożycia w okresie kryzysu i niedoboru mięsa. Zasadę WP:WER to wyczerpało, poszperałem jeszcze nieco w sieci, ale nie znalazłszy niczego lepszego uznałem, że nie potrzebuję więcej i do sprawy nie wracałem. (Swoją drogą mogłem, bo skądinąd sam badam zawartość m.in. żelaza w tkankach roślin i rozrzut wyników, który potrafi sięgać rzędu wielkości w obrębie roślin tego samego gatunku, mógł mi się z czymś skojarzyć i dać do myślenia.)

Podobnie jak ja postępowało pewnie jeszcze wielu (pod warunkiem, że w ogóle próbowali weryfikować tę niby trywialną informację). Tak samo postąpił Mike Sutton, brytyjski kryminolog, po tym, jak użył tej anegdoty na konferencji poświęconej błędnym danym. Sutton oczywiście też sięgnął do Wikipedii, do której wiarygodności ma zrozumiałe zastrzeżenia, ale którą wykorzystał do odnalezienia źródła informacji, czyli artykułu Hamblina. No i utknął w tym samym miejscu, co ja. Był jednak w mniej komfortowej sytuacji, bo potrzebował lepszego źródła. Wszystkie poszukiwania, jeżeli w ogóle prowadziły dokądkolwiek, prowadziły do Hamblina. Ostatecznie więc skontaktował się z nim. Niestety, Hamblin, zapewniając że oczywiście w momencie pisania artykułu miał wiarygodne informacje, zapomniał, skąd je właściwie wziął. Jego artykuł miał być lekkim esejem świątecznym bez nadmiaru bibliografii. W czasie poszukiwań Sutton trafiał na kolejne mutacje memu pomyłkowego, z których najbardziej odległa sugerowała, że być może nie chodzi o miejsce dziesiętne zapisu, ale o różnicę w masie suchej i świeżej. Jednakże nikt nie był w stanie podać oryginalnych publikacji, choć pojawiały się tak twarde dane jak nazwisko chemika, który się pomylił (ale okazało się, że krążą co najmniej dwa autentycznych niemieckojęzycznych badaczy, czasem z mutacjami w zapisie, plus informacja, że to pomyłka pomocnika), data odkrycia pomyłki, procentowy wzrost spożycia szpinaku (co ciekawe – równo o jedną trzecią, tak pięknie jak w podrasowanych wynikach Mendla) i tytuł komiksu. Sutton tyleż zdesperowany, ile zafrapowany zaczął sięgać do dostępnych trudniej niż przez Google Scholara publikacji. Pierwszą naukową potwierdzająca tę historię rzeczywiście był artykuł Hamblina z 1981 r. Natomiast wśród publikacji podających zawartość żelaza w warzywach wartości u różnych badaczy się różniły nieraz znacznie (co mnie nie dziwi z racji własnych doświadczeń). Wśród nich praca niejakiego McKillopa (1916) powiela tabelę Bungego, który wśród źródeł żelaza w pokarmie wymienia „szpinak i inne zielone warzywa”. (Skądinąd Bunge ponoć pomylił się w oznaczeniu zawartości żelaza w hemoglobinie.) To może być początek historii o nadzwyczajnej wartości szpinaku, gdy ktoś powielający informację zapomina o „innych zielonych warzywach”. Kolejna amerykańska publikacja na ten temat wyszła właśnie w latach 30 XX w., czyli w czasach, gdy już miał działać efekt propagandy, ale była niejasna, czy podaje zawartość w suchej, czy świeżej masie. Wkrótce więc wydano publikację wyjaśniającą. Mniej więcej jednocześnie odkryto, że zawarte w szpinaku żelazo jest w większości nieprzyswajalne. To z kolei dało okazję do dziennikarskich odkryć, że katowanie nim dzieci było niepotrzebne. Tyle tylko, że Popeye w całej serii odcinków nigdy nie zachwalał szpinaku jako źródła żelaza, lecz witaminy A.

Tak więc wszytko wskazuje, że historia o pomyłce z przecinkiem jest przykładem Radia Erewań. Ironią losu jest fakt, że silnie do jej rozprzestrzenienia przyczynił się artykuł o… naukowej nierzetelności.

A artykuł Suttona w Internet Journal of Criminology przeczytałem, ale zamieszczonej bibliografii nie sprawdziłem. Skoro jest opublikowany w piśmie naukowym musi być rzetelny, no nie?

Piotr Panek

Fot. Kard z filmu „Little Swee’ Pea” (1936)