O podglądaniu jajek

Od pierwszych dni kwietnia podglądam po kilka razy dziennie, co dzieje się w gnieździe bocianów z Przygodzic. Taki ze mnie teraz ornitolog, który śledzi, co dzieje się u ulubionych ptaków nie wychodząc z domu.

Dziś kamery zainstalowane są już chyba wszędzie. Wcale nie zdziwiłbym się, gdybyśmy niedługo mogli znaleźć w sieci bezpośrednią transmisję z tego, co dzieje się na Mount Evereście, Kilimandżaro, albo nawet na Księżycu.

Problem z taką transmisją byłby tylko taki, że zapewne byłaby ona bardzo nudna. Choć wymienione przeze mnie trzy miejsca poruszają naszą wyobraźnię, to akurat tam zapewne nie dzieje się po prostu nic. Transmisja nie miałaby więc wielkich szans powodzenia.

Dlatego więcej zainteresowania internautów mogą wzbudzić Przygodzice w południowej Wielkopolsce. Sam zerkam po kilka razy dziennie, żeby sprawdzić, co dzieje się w gnieździe tamtejszych bocianów. Już nawet nie pamiętam, jak na te stronę trafiłem. Przez pewien czas myślałem, że to bardzo oryginalne i że oglądam jedyne filmowane na żywo gniazdo ptaków na świecie.

Bardzo szybko okazało się, ze wybór jest o wiele większy. Znajoma z Houston w Teksasie, której posłałem link do strony o przygodzickich bocianach, żeby kiedy zapragnie, mogła być bliżej kraju rodzinnego, bardzo szybko znalazła i dla mnie dodatkowe gniazda. Żebym tym razem ja mógł obcować bliżej z amerykańską przyrodą. (N.B. zapraszam PT blogowiczów na moją stronę w Facebooku, gdzie można obejrzeć zdjęcia z obcowania z tą przyrodą).

W ten sposób stałem się podglądaczem gniazda kolibra z Kalifornii. Nawet już wirtualnie wyprowadziłem jedno pisklę, a teraz czekam na wyklucie dwóch nowych jajek.

Drugim i chyba najbardziej dynamicznym gniazdem okazał się domek amerykańskich orłów białogłowych (Haliaetus leucocephalus). Młode wcale nie mają białej głowy i wyglądają jak potwory rozszarpujące ciała na strzępy – oczywiście ciała ofiar, które przynoszą im do rodzinnego gniazdka rodzice. Dlatego po gnieździe walają się nagie kości. Ostatnio jakiejś Bogu ducha winnej sarenki.

Zupełnie inaczej wygląda karmienie u kolibrów. Rodzice poją młodego bezpośrednio z dzióbka, choć tez wygląda to dość dynamicznie, bo odnosi się wrażenie, ze koliberek pożre swojego tatusia czy mamusię od środka. Prawdę powiedziawszy, nie udało mi się jeszcze zobaczyć, jak karmią nasze przygodzickie bociany. Pewnie za mało siedzę w Internecie.

Jacek Kubiak

Fot. vandalog, Flickr (CC BY-NC 2.0 )