Hipotezy o rekrutacji na studia

Świeżutko przeczytałem na stronach MNiSW, że Ministerstwo jest dumne ze swojego sukcesu:

„Po raz pierwszy od lat wśród kandydatów na studia politechniki okazały się popularniejsze niż uniwersytety – na każde wolne miejsce na politechnikach przypadło 3,9 kandydatów, w uniwersytetach 3,5. To kolejna rekrutacja pokazująca efekty programu wspierania rozwoju kierunków technicznych.”

Sukces? Ja nie jestem taki pewien. Od czasu wprowadzenia nowej matury liczba kandydatów na jedno miejsce na uczelni czy kierunku straciła jasną korelację z popularnością i jakością studiów.

Zastanówmy się:

  1. Kandydaci znają swój wynik maturalny w momencie zgłaszania się do rekrutacji i wiedzą, jak go przeliczyć na punkty rekrutacyjne.
  2. Wyniki rekrutacji z lat poprzednich są łatwo dostępne i można sprawdzić, ile trzeba było mieć punktów rekrutacyjnych, żeby się na studia dostać.
  3. Każdy może sprawdzić, czy w zeszłych latach miałby szansę – to wynika z 1) i 2) powyżej.
  4. Zarejestrowanie się jako kandydat kosztuje.
  5. Kto swoim zdaniem nie ma szans, nie próbuje i żadne działania marketingowe go do tego nie przekonają – to wynika z 4) powyżej.

Jak teraz pogodzić 3) i 5) ze wzrostem liczby chętnych na jedno miejsce na studiach technicznych? Coś musiało się stać, bo przy stabilnych rok do roku progach przyjęć i stabilnej liczbie maturzystów 3) i 5) stabilizują także liczbę chętnych.

Pierwsza hipoteza jest taka, że mamy do czynienia z systemem w stanie niestabilnym. Na skutek działań promocyjnych poważna liczba osób mających wynik na tyle dobry, że i w latach poprzednich dostałyby się na politechnikę, ale nie brała tego pod uwagę, nagle zdecydowała się jednak na uczelnię techniczną. W efekcie pojawiło się więcej dobrych kandydatów, limit punktów potrzebnych, aby dostać się na studia wzrósł, a wielu z tych, którzy w zeszłych latach dostaliby się, odeszło z kwitkiem. Generalnie ci, którzy studia na politechnikach, podjęli mają więcej punktów niż studenci z lat ubiegłych. To by pewnie był ten sukces.

Druga hipoteza niestabilności jest taka, że rekrutacja stała się nieprzewidywalna dla maturzystów i utrudnia im planowanie swojego życia. Wyjaśnienie wzrostu na politechnikach to wzrost średniej liczby kierunków, na które jeden maturzysta składa papiery, bo musi się zabezpieczyć przed nieprzewidywalną falą lepszych niż on kandydatów, którzy pod wpływem reklam i pojawiających się stypendiów nagle ruszą na dotychczas niezbyt popularny kierunek. To by już nie był sukces, tylko dowód zamieszania – a od mieszania herbata nie staje się słodsza, jak powszechnie wiadomo. Ten efekt można by rozpoznać po tym, że pojawili się liczni kandydaci na studia o lepszej punktacji niż w zeszłych latach, ale nie podjęli studiów, bo start w rekrutacji traktowali jako zabezpieczenie na wypadek kłopotów na kierunku upatrzonym.

Kolej na hipotezę przeciwną, że system mimo działań promocyjnych jest prawie stabilny.

Wówczas powiększenie się liczby kandydatów na jedno miejsce jest dużo trudniejsze do zinterpretowania. Zakładając, że liczba punktów rekrutacyjnych jest rozłożona zgodnie z rozkładem normalnym i że system jest niemal stabilny, nadwyżka chętnych ponad przyjętych to ci, których liczba punktów jest prawie że równa dolnej granicy przyjęć, bo to oni startują do rekrutacji na zasadzie „w zeszłym roku starczało 49 punktów, może w tym przyjmą mnie z 48”. Jest ona zapewne proporcjonalna do liczby w ogóle maturzystów, którzy mieli właśnie tyle punktów.

Wtedy wzrost liczby nadwyżkowych kandydatów może oznaczać, że rośnie liczba punktów potrzebnych, aby się dostać, ale tylko wtedy, jeśli dotychczas była poniżej średniej w krzywej Gaussa – to tam poruszając się ku prawej mamy coraz większe pole pod krzywą wyznaczone przez przedział niepewności. Tak by było na załączonym obrazku, gdyby powoli próg rósł od 20 do 40 punktów (średnia to 50).

Jeśli z kolei jakiś kierunek był dotąd elitarny i wymagał wyższego niż średnia wyniku maturalnego, to wzrost liczby kandydatów w warunkach prawie że stabilności oznacza paradoksalnie, że obniża się próg przyjęć i coraz słabsi maturzyści uważają, że mają szansę. Tak by było na załączonym obrazku, gdyby powoli próg malał od 80 do 60 punktów.

Rozstrzygnięcie, który z tych mechanizmów zadziałał w tym roku na politechnikach dałyby dane o punktacji osób, które się na studia starały dostać i tych, które studia podjęły, ale takich danych nie znalazłem na stronach MNiSW. Niewykluczone, że w ogólnej masie politechnik i oferowanych przez nie kierunków studiów, na jednych działają jedne mechanizmy, na innych inne i nie ma jednego, ogólnego wyjaśnienia.

Jerzy Tyszkiewicz