Zwierzęta dnia szóstego
Biblia poświęca wiele uwagi zwierzętom. Mimo to chrześcijanie nie zaprzątają sobie nimi za bardzo głowy. Stary Testament stał się dla tej religii raczej bajką. Dla żydów studiujących Biblię z uwagą i żyjących zgodnie z jej nakazami zwierzęta biblijne mają znaczenie o wiele większe. Do tego stopnia, że wchodzą one z kopytami i pazurami do polityki Izraela.
Księga Rodzaju zaczyna się od opisu stworzenia Wszechświata. O stworzeniu zwierząt dnia szóstego mowa jeszcze przed stworzeniem człowieka (stworzenie zwierząt wodnych i latających nastąpić miało dnia piątego). Z dalszych stron Starego Testamentu dowiadujemy się, że wszystkie bez wyjątku zwierzęta, nazwijmy je „pierwotnymi”, były roślinożerne.
Dlatego tez Adam i Ewa w Raju mogli przechadzać się nie tylko nago, ale i bez dzidy, noża czy łuku. Pierwotna krowa czy koza nie mogła im zagrozić. Nota bene, biedne były tylko rośliny, którymi nawet Pan Bóg nie zajął się jak należy.
Drapieżniki pojawiły się dopiero na skutek grzechu pierworodnego. I to wtedy zaczęła się mięsożerna jatka, która trwa do dziś. Ciekawe tylko, czy wąż, który podał Ewie jabłko żywił się wyłącznie owocami.
Proces powszechnego zjadania się został cudownie wstrzymany w Arce Noego. Lwy i wilki układały się do snu obok antylop i zajęcy. Hipopotam nie przywalił swoim cielskiem nawet małej myszki.
Dziwnym trafem boskie nakazy nie regulują zasad pożerania się zwierząt miedzy sobą. Natomiast dokładnie opisują, co wolno zjadać ludziom. A więc wyznawcy Biblii mogą jeść mięso wołu, barana i kozy, jelenia, gazeli i daniela. Oczywiście nie wolno zjeść wieprza, poza tym zwierząt wodnych pozbawionych łusek (krewetek, homarów i wszelkich frutti di mare) – a więc pozostają tylko ryby. I na odwrót – spośród zwierząt lądowych nie można jeść właśnie tych, które łuski mają. Dlatego nie jemy jaszczurek i węży, choć mają one podobno wyborny smak.
Zwierzęta wymienione w Biblii mają dla wyznawców religii mojżeszowej znaczenie szczególne. Po stworzeniu państwa Izrael, Izraelczycy chcieli mieć u siebie jak najwięcej takich zwierząt. Albowiem w pewien sposób legitymizowały one, i legitymizują do dziś, prawo żydów do ziemi biblijnej.
Sęk w tym, ze część z tych zwierząt w Palestynie wyginęła. Od dawien dawna nie widziano na terenie Izraela lwa, jelenia czy daniela. Sprowadzenie do kraju lwów byłoby stosunkowo łatwe, ale niebezpieczne. Zrezygnowano więc z tego pomysłu. Ale jelenie czy daniele, czemu nie?
Jelenia można było zakupić w pierwszym lepszym ZOO w Europie, ale daniele zasiedlające Palestynę w czasach biblijnych (Dama mesopotamica) ocalały wyłącznie w Iranie. A sprowadzenie tych zwierząt z Iranu nie było dla Izraela rzeczą łatwą.
Państwo żydowskie prowadziło pertraktacje w tej sprawie z szachem Iranu w latach 70. XX wieku. Negocjacje nie doszły jeszcze do końca, kiedy reżim szacha zaczął się chwiać. Ósmego grudnia 1978 r. ostatni samolot El Al startujący z lotniska w Teheranie poza personelem ambasady izraelskiej zabierał na swoim pokładzie kilka skrzyń zawierających niecodziennych podróżnych.
Było to kilka danieli perskich schwytanych przed paroma dniami przy granicy Iranu z Irakiem, w dolinie rzeki Dez. Przesyłka dotarła szczęśliwie na lotnisko Ben Guriona, a daniele przetransportowano od razu do rezerwatu koło Hajfy.
Dziś ponad dwieście danieli perskich pochodzących od tych kilku chyłkiem przywiezionych z Iranu żyje na wolności w północnym Izraelu. Choć Pan Bóg pozwala je zjadać, nikt w Izraelu jednak z tego przywileju nie korzysta. Daniele są zbyt cenne i mają do odegrania ważną rolę polityczną. Czym byłby dziś bez nich Izrael? Namiastką państwa żydowskiego. A tak jest ziemią biblijną pełną gębą.
Jacek Kubiak
Fot. Sam Radjabi, Iran, Dasht-e Naaz (zdjęcie w domenie publicznej)
Komentarze
Nacjonalizm związany nie tylko z kulturą, ale i geografią to jeden z filarów ochrony przyrody. Nieprzypadkowo w pierwszej połowie XX w. najnowocześniejsze prawo ochrony przyrody miały nazistowskie Niemcy – duch narodu współistniał z duchem ziemi. Ten argument zresztą lubią wyciągać przeciwnicy „ekoterrorystów” (tzn. ci bardziej świadomi, bo większość przeciwników „ekoterrorystów” powtarza tylko bezmyślnie slogany Korwina-Mikkego i jego amerykańskich idoli, ewentualnie pisowskich posłów z Podlasia). W Polsce, zwłaszcza przedwojennej, też tego typu tony nie były aż tak silne, ale miały swój udział. Białowieża, żubry, tarpany, Biskupin (notabene wcale nie słowiański, a nie wiadomo jaki), Tatry, Bałtyk – to były ikony odradzającego się państwa narodu polskiego.
Inne z kolei skojarzenie, to ilość miejsca dla populacji. Daniele i jelenie to jeszcze OK, ale ze lwem to rzeczywiście byłoby trudniej. Nie tylko dlatego, że (może z braku Lwa Syjonu z Judy) mogłyby nie mieć respektu dla ludzi, ale też mogłoby zabraknąć dla nich miejsca. Kiedy patrzę na mapy Palestyny, uderza mnie mizerna ilość miejsc nadających się do życia istot takich jak ludzie czy choćby lwy. Pustynia Negeb to nie jest siedlisko dla nich. W Polsce jest np. bardzo mało miejsc, gdzie można utrzymać rysie czy wilki (o niedźwiedziach nie wspominając). Rysie reintrodukuje się do puszcz takich jak kampinoska, ale właśnie takiego rzędu rozmiar siedliska jest im potrzebny – las bielański nie wystarczy. A żeby mieć populację, a nie po prostu parę rysiów, takich puszcz musi być więcej i muszą istnieć warunki do kontaktów między nimi. Trudno mi sobie wyobrazić odpowiedniej wielkości płaty stepu w Palestynie, na których utrzymałaby się populacja lwów, na dodatek połączone z innymi płatami dla potrzeb metapopulacji. No i te lwy z jednej subpopulacji przechodząc do drugiej musiałyby przecinać strefy zamieszkane, rolne, pod ostrzałem którejś ze stron. Do tego dochodzi kwestia tych paru tysięcy lat eksploatacji rolnej i zmian klimatycznych, które sprawiają, że Jordan, który w czasach biblijnych był pokaźną rzeką wśród stepów, stał się strugą wśród półpustyń.
Zgoda. Ochrona przyrody to rodzaj szowinizmu. Oby tylko takie szowinizmy byly na swiecie. Ja np. jestem wielkim szowinista lasow tropikalnych w Brazylii i w Kongo. Chocby z tego wzgledu, ze jak je bez sensu zniszcza to i my sie podusimy w Polsce i w Europie.
Tak. Szkoda tylko, że pod tym kątem patrząc, to w Polsce mamy praktycznie same partie kosmopolityczne z PiS-em na czele, które cenią ochronę przyrody wszędzie poza własnymi ojczyznami – małymi i narodową.
Na poniższej stronie co wolno jeść, a czego nie opisane jest w sposób przystępny:
http://www.thebricktestament.com/the_law/what_not_to_eat/lv11_03.html
@ marcin :
Bardzo pouczajace. Nie pamietalem, ze mozna jesc koniki polne i szarancze dlatego, ze skacza. Ciekawe co z pchlami? 😉
Wyśmiewanie się z zasad religijnych słabe jest.
A to, że zasady religijne wpływają na politykę państwa w którym ta religia dominuje mało odkrywcze.
@ parker :
Trudno abym w blogu naukowym (nawet szalonym) szerzyl prawdy wiary. Swoje droga ciekawe czy rozmowa na temat zjadania szaranczy moze obrazic czyjes uczycia religijne.
Mnie tam nic nie obraża.
Do tego jestem pozbawiony uczuć religijnych wiec trudno mi sobie wyobrazić co je może obrażać.
Ale wyśmiewanie się z religii uważam za słabe i tyle.
Chyba troche przesadzasz. Nie nasmiewam sie przeciez. Moze troche drwie, ale to nie to samo.
A pisanie, że truizmy są nieodkrywcze, jest odkrywcze? 😉
Tyle że tu akurat nie ma truizmów w stylu stwierdzeń, że w Izraelu czy Iranie trudno spotkać wielkie hodowle świń albo że w krajach chrześcijańskich w miarę możliwości klimatycznych będzie uprawiana pszenica i winorośl. Judaizm nie nakazuje utrzymywania populacji danieli, a polski katolicyzm nie nakazywał zachowania Puszczy Białowieskiej.
Śmiać się można z wszystkiego, choćby i miało to być niesmaczne, zależy trochę od intencji itd. (inaczej zinterpretuję dowcip żydowski wypowiedziany przez Żyda, a inaczej przez skina). Niemniej, ciekawsze może być roztrząsanie konsekwencji nakazów religijnych w różnych kontekstach (dajmy na to, jak nakazy ablucji wpłynęły na zachorowalność żydów w czasach zaraz i jak to się dołożyło do korzeni antysemityzmu), choć to z kolei olbrzymie pole.
PS. Czy nawet na blogu naukowym emocje i ciąg komentarzy pojawiają się tylko, gdy poruszy się temat polityczno-światopoglądowy?
panek,
„A pisanie, że truizmy są nieodkrywcze, jest odkrywcze? ”
Nie jest,ale ja nie zagajam tylko komentuję 🙂
Śmiać się można ze wszystkiego, pod warunkiem, że śmieszne jest.
Religia moim zdaniem śmieszna nie jest nigdy.
Co innego człowiek religię wyznający.
Ten może być śmieszny.
I na tym polegają żydowskie dowcipy które uwielbiam.
No chrześcijanie co niektórzy nie dbają zbytnio o ludzi a co dopiero o zwierzęta
zwierzęta,
Myślę, że brak współczucia jest determinowany przez wiarę, ale nie bezpośrednio.
Chyba z zacofaniem jest związany bardziej niż z prawdami wiary.
Choć zasady wpływają na poziom zacofania oczywiście.
Nie widzę nic słabego w wyśmiewaniu tych zasad religii, których przestrzeganie prowadzi do cierpienia ludzi czy zwierząt. A wiele takich jest.
A w ogóle to czemu się robi rozróżnienie między ludźmi i zwierzętami? A co my jesteśmy z jakiejś lepszej innej gliny? My spoza ekosystemu? Jeżeli czujemy, że jesteśmy oddzieleni od przyrody, a ona jest gdzieś tam obok nas, to musimy czuć się strasznie osamotnieni. Cóż to za okropne religie tak ludziom mieszają, i takie rzeczy głoszą. A może osamotniony i zalękniony w tym osamotnieniu tłum łatwiej jest kontrolować?
Można się wyśmiewać z wszelkich absurdów, również religijnych. Dla kogo tabu – dla tego tabu, i wara wywierania presji – na innych! Na przykład śmieszą mnie te błazeńskie stroje kapłanów, w czasie obrzędów (różnych religii), podobnie jak piórko w d.. szamana. I nic na to nie poradzę, że mnie śmieszy!
A mnie na ten przykład śmieszą togi, a zwłaszcza birety sędziów, zwłaszcza takich niecodziennych, z trybunałów takich a owakich. Niemniej, rytuał jakoś jest wpisany w naszą naturę.
A mnie śmieszy jeszcze ta powaga religijna. I to, że nie wolno się śmiać.