Horror metaphysicus
Po raz trzeci lub czwarty przeczytałem książeczkę Leszka Kołakowskiego „Horror Metaphysicus” (Res Publica, Warszawa 1990). Wygląda na to, że pomijając podręcznik do ontologii Władysława Stróżewskiego, jest to najczęściej czytana przeze mnie książka filozoficzna w ostatnich latach.
O czym jest to książka? Z książkami Leszka Kołakowskiego mam ten problem, że lubię je czytać (autorowi temu poświęciłem już kilka wpisów na blogu) i kiedy je czytam, to rozumiem, o czym pisze autor. Ale jeśli mam streścić komuś treść pracy, to już nie wiem, o czym ona jest. Chcę powiedzieć, że jest on dla mnie niezwykle trudny do interpretacji, czy streszczenia. Ostatecznie jedynym sposobem przekazania tego, co Kołakowski próbuje powiedzieć, jest powrót do lektury jego prac, bo tylko w tym języku i w ten sposób, to się udaje wyrazić.
Wracając do „Horroru…” Jest to książka o tym, jak filozofowie próbuję wyrazić swoje doświadczenie religijne, i jak te próby są skazane na niepowodzenie. Jest to też książka o tym, że znalezienie Absolutu (w sensie: Bóg i wszystko, co się z tym wiąże) być może jest możliwe, lecz niemożliwe jest wyrażenie tego w języku wolnym od sprzeczności. Czy się tego chce, czy nie, pełny, precyzyjny i spójny opis takiego doświadczenia jest niemożliwy. Świadectwem są przeróżne antynomie, w jakie można uwikłać wszelkie twierdzenia na temat Absolutu. (Na przykład, czy Bóg może stworzyć kamień, którego nie może podnieść?; Czy coś jest dobre dlatego, że tego chce Bóg, czy też Bóg chce czegoś, dlatego że to jest dobre?)
Ponieważ mowa jest o Absolucie (pisanym wielką literą), to z konieczności Kołakowski też ociera się o kwestie znalezienia jakiegokolwiek absolutu (pisanego teraz małą literą). Chodzi o to, czy w ogóle można znaleźć absolutnie pierwszy i nie dający się podważyć punkt wyjścia w filozofowaniu. Punkt, od którego można będzie zacząć rozwiązywać wszystkie po kolei problemy filozoficzne. Innymi słowy, jest to pytanie o to, czy istnieje język, w którym właściwie przedstawią nam się wszelkie problemy. A przez to dadzą się jednoznacznie rozwiązać. Odpowiedź w tym punkcie jest również negatywna.
Za każdym razem dochodzę do wniosku, że sednem tej książki jest fragment ze strony 95. Na koniec więc go przytoczę:
„Cóż, nawet ci, którzy słyszą i potrafią rozszyfrować Boskie wezwanie przyznać muszą, że postrzega się je inaczej, niż, powiedzmy, słoneczne światło; różnica na tym polega, że realność światła słonecznego nie jest wśród ludzi przedmiotem sporu. Ci, którzy rozpoznają w świecie znaki Boże nie różnią się od tych, którzy dostrzec ich nie potrafią w kwestiach empirycznych, lecz różnią się w interpretacji doświadczenia. Interpretacja pierwszych jest przez drugich uznawana za bezprawną i pozbawioną znaczenia na mocy reguł języka, które przyjąć postanowili. Pytanie brzmi zatem: czy są jakieś reguły wyższego rzędu, z których moglibyśmy skorzystać dokonując wyboru języka spośród wszelkich możliwych?” (L. Kołakowski, „Horror Metaphysicus”, Res Publica, Warszawa 1990, s. 95)
W kolejnym akapicie Kołakowski jednak dodaje: „Wygląda na to, że żadne takie reguły nie są dostępne”. Nic dodać, nic ująć.
Grzegorz Pacewicz
Fot. Hilarywho, Flickr (CC SA)
Komentarze
jako uzupelnienie do wyzej podanej lektury polecam
„ksiazeczke o czlowieku” romana ingardena
To lekkie pociągnięcie dyskusji w inną stronę, ale wiem coś na temat pytania Kołakowskiego, czy są jakieś reguły wyższego rzędu, z których moglibyśmy skorzystać dokonując wyboru języka spośród wszelkich możliwych?
Otóż tak, choć
1) Wybór jest w jakimś sensie indywidualny: dla każdych dwojga rozmówców ten język jest potencjalnie inny.
2) Jest ograniczenie zakresu możliwości takiej komunikacji ab initio, czyli bez żadnych wstępnych założeń prócz dobrej woli drugiej strony.
3) Nie wydaje się, żeby uzgadniany język nadawał się do dyskusji metafizycznych.
Wszystko razem jest rozważane w sposób całkowicie matematyczny, ale może ktoś zechce sięgnąć do oryginału, którego jednym z autorów jest Madhu Sudan, laureat mnóstwa nagród, w tym Nagrody Goedla i Nagrody Nevanlinny (to poziom Nagrody Nobla).
@GP
Podoba mi się podejście @J.Ty. Jeśli jak piszesz doświadczenie religijne jest indywidualne i język potrzebny jest aby je wyrazić, to muszą min. zachodzic warunki:
1. Osoba komunikująca musi sama doświadczenie religijne posiadać,
2. Osoba odbierająca komunikat musi byc zainteresowana jego prawidłowym odbiorem (pkt. 2 @J.Ty.) tj. poszukiwac doświadczenia religijnego
3. Język powinien umozliwiać przejście ze stanu zastanego jednostki poszukującej do stanu doświadczenia religijnego.
Język byłby więc narzędziem transformacji jednostki (pkt. 1 @J.Ty.), czyli czymś więcej niż intelektualną strukturą stworzoną z reguł.
„Język byłby więc narzędziem transformacji jednostki (pkt. 1 @J.Ty.), czyli czymś więcej niż intelektualną strukturą stworzoną z reguł.”
Oczywiście, z tym się zgadzam i też mi się podoba wstępnie uwaga J.Ty, tyle tylko, że mam też wiele pytań.
1) Czy istnieje język wszystkich języków? Czy da się go stworzyć?
2) Jeśli tak, to czy problemy metafizyczne dadzą się na taki język przełożyć? Jeśli nie, to odpowiedź na pierwsze pytanie też będzie negatywna.
@GP, nie wiem czy dobrze zrozumiałem pytania, język jest dla mnie czymś z natury relatywnym, wyrazem kultury.
Ponadto, skoro język ma być narzędziem transformacji jednostki to po co język języków? Wystarczy, aby dany język dobrze służył jednostkom i może być wiele języków dostosowanych do różnych temperamentów i mozliwości intelektualnych odbiorców.
Jeśli raz przyjmiemy, że do doświadczenia religijnego drogę trzeba pokonac osobiście a język jest jednym z narzędzi na drodze, to jestem zwolennikiem tego, aby istniało odpowiednio dużo dobrych narzędzi (języków), bo wtedy droga stanie otworem przed większa liczbą podróżnych:)
@Art63, @GP
Ojej, straszne nieporozumienie. Pisałem, że to jest matematyka i w żaden sposób nie sugerowałem, że tam jest mowa o jakichś religijnych przeżyciach. Rozmówcy są modelowani jako maszyny Turinga, a te, o ile mi wiadomo, religijne nie bywają.
U Madhu Sudana ten język powstaje (i to implicite raczej niż explicite) po to, żeby jeden rozmówca mógł się nauczyć od drugiego rozstrzygać, czy dany napis x należy bądź nie należy do zbioru X. Przeczytajcie, streszczenie i wstęp nie są napisane technicznie i myślę, że dadzą się zrozumieć nawet dla niefachowca.
A ograniczone możliwości tego języka manifestują się tak, że jeżli X jest wystarczająco prosty, to ten język da się stworzyć „od zera”, a jak jest zbyt skomplikowany, to komunikacja może się nie udać.
Teraz pewnie czujecie, że o przeżyciu religijnym w tej pracy nie ma mowy…
I to jest to. Jest niezwykle prawdopodobne iż istnienie lub też nieistnienie Absolutu nie jest faktem obiektywnym a jedynie kwestią wyboru rozmyślającego. Każdy atrybut przypisany Absolutowi jest wyłącznie cechą nadaną Jemu przez myślącemu. Zatem nie jest istotne istnienie języków. Każdy z Absolutów został stworzony przez jakoweś indywiduum i opisujący Go język jest językiem przynależnym temu indywiduum. To najczęściej jest język mający wiele wspólnego z językami innych osobników, posiada zarazem pewne cech, których języki tychże innych osobników posiadać nie mogą, są to cechy tylko jemu przynależne. Stąd tak częsty brak zrozumienia i niemożność pełnego opisania stworzonego absolutu. No i co Panowie o tym sądzicie?
Z poważaniem W.
@Wojtek-1942
To, co piszesz to głos jednej strony. Druga mówi coś zupełnie innego. Problem jest w tym, że strony się tak różnią, że nie sposób ich postawić na jednej płaszczyźnie, porównać i orzec, kto ma rację.
@J.Ty
Mniejsza z przeżyciem religijnym… Z tego co piszesz, to ten język nadrzędny jest nadrzędny w stopniu relatywnym, a nie absolutnym…
Jak byś mógł jeszcze raz wrzucić linka, to pójdę tym tropem, tylko na razie coś mi się źle wyświetla ten link.
…a co do mocniejszych przezyc religijnych polecam:
„bachantki” arystofanesa(uwaga! znowu na indeksie!)
Oto link (rzeczywiście, coś mi się z nimnie udało):
http://people.csail.mit.edu/madhu/papers/juba-full.pdf
Dzięki. 🙂
@GP
Nie chcę rozmawiać o jakiejkolwiek religii. Jest tylko istotne iż Absolut nie istnieje samodzielnie. Nie są możliwe do wyobrażenia warunki weryfikacji ani zdania za ani zdania przeciw. Zatem wspomniane przez Ciebie dwie strony to są właśnie dwie możliwe postawy poznawcze, które opierają się wyłącznie na wyborze. Acz wybór jest warunkowany przyczynami możliwymi do okreslenia, jak np. środowisko, co łącsy się z wychowaniem, szkołą, tzw. dziedzictwem kulturalnym itp. I jeśli ktoś nawet uprze się by bronić języka uniwersalnego to też wyniknie jedynie z jego bardziej lub mniej uświadomionego wyboru. Jeśli się mylę spróbujcie mi to wykazać ale nie za pomocą cytatów, które doskonale świadczą o erudycji a za pomocą rozumowania, byle by prostego bom prostak.
Z poważaniem W.
@Wojtek-1942,
‚”Jest tylko istotne iż Absolut nie istnieje samodzielnie. Nie są możliwe do wyobrażenia warunki weryfikacji ani zdania za ani zdania przeciw.”
Właśnie wikłasz się w dyskusję religijną. Ja tylko zauważę, że najpierw stwierdzasz, że Absolut nie istnieje samodzielnie – ale wtedy nie jest Absolutem. Potem to uzasadniasz brakiem możliwości weryfikacji. Jak dalej zauważasz, to tylko wybory języka. Jeden wybiera taki, drugi inny. Dlaczego? Ja nie odpowiem, bo uwikłamy się w niekończący się spór, który sprowadza się do tego, co napisał Kołakowski – żeby go rozstrzygnąć potrzebny jest język, którego nie ma.
W języku religijnym mówi się, że wiara to łaska. Coś w tym jest.
@Wojtek-1942,
Jeśli zgodzisz się, że istnieje różnica między doświadczaniem a intelektualnym opisem (np. spędzić upojną noc to inna jakość niż przeczytać naukową książkę o seksie z dziesiątkami definicji i dowodów:), to „Absolut” przestanie być „rzeczą” której istnienie lub nieistnienie mozna dowodzić a zacznie być doświaczeniem do którego poszukiwania język może zachęcić i prowadzić lub nie. Z punktu widzenia praktykującego akademickie rozważania nie mają więc wielkiego sensu.
Intelektualne dyskusje zarezerwowałbym dla wpływu instytucjonalnej religii na życie społeczne, bo to jest płaszczyzna gdzie ludzie niereligijni i religijni muszą pewne rzeczy ustalać.
@J.Ty,
Przeczytałem jeszcze raz wpis i link, podtrzymuję komentarz:)
Już wiem, co to jest ten uniwersalny język, który wszyscy i wszędzie rozumieją.
To język siły i przemocy.
Dlatego tak się udają wszystkie filmy s.f. ze złymi obcymi. Przylatują, rozwalają parę miast i już wiadomo, po co tu są i czego chcą. Bo przemówili w uniwersalnym języku, który rozumie cały kosmos.
Podtrzymuję swoja opinię, iż przyjęcie Absolutu jest sprawą wyboru a nie dowodu i nie musi mieć nic wspólnego z religią. Coś tak mi się wydaje, sądząc nie z cytatów a z kilku wypowiedzi i nawet rozmów dla potrzeb tv jak gdyby Profesor również przyjmował istnienie Absolutu bo tak jest prościej a prostota może być również kryterium. A co do religii to jest rodzaj instytucji i zupełnie mnie nie interesuje. Nie uważam się ani za ateistę ani za wierzącego w sensie wyznawania religii.
Z poważaniem W.
Abym nie zanudził!!! Jeszcze o małym absolucie. Taki punkt od którego można by zacząć filozofię określił Kartezjusz, nasz ukochany ojciec. I oczywiście świadomie lub nie popełnił wykroczenie logiczne tautologią zdaje się nazwane. Otóż w zdaniu „myślę więc jestem” pominął podmiot. Gramatycznie to dopuszczalny podmiot domyślny a w logice znaczy to zdanie tyle co ja (zatem jestem) myślę więc jestem. A przecież nie musi logicznie istnieć podmiot myślący. Może istnieć (logicznie) sama myśl jako rzecz (oczywiście rzecz nie w sensie fizycznym a logicznym). I znów olśniewa mnie mądrość Profesora.
Z poważaniem W.
„codziennie i tysiackrotnie dziekuje bogu za to, ze zrobil ze mnie ateiste”
christoph lichtenberg(1763)
@J.Ty,
Język siły jest zrozumiały. Ale twórcami filmów z obcymi jesteśmy my sami i nie mamy zielonego pojęcia jak myślą obcy. 😉
Jak już @byk wspomniał Lichtenberga, to ja swoje zdanie o języku siły też podeprę stosownym cytatem:
„Eine Handvoll Soldaten ist immer besser als ein Maulvoll Argumente.”
„A handful of soldiers is always better than a mouthful of arguments.„
No to ja Kołakowskim (z pamięci): 🙂
„Nie liczy się siła argumentów, lecz argument siły.”
@GP: czyżbyś przeszedł na moje pozycje?
Bynajmniej. Jednoargumentowy funktor „siła” nie nadaje się do wyrażenia wszystkich możliwych treści. Język zbudowany przy użyciu takiego funktora jest zbyt ubogi.
@GP
Pewnie, że taki język jest ubogi. Wystarcza jednak do powiedzenia „To JA jestem waszym Absolutem”.
Jak się poczyta Stary Testament, to parę przykładów takich komunikatów można znaleźć.
Ale nie nadaje się do wyrażenia treści „jestem, który jestem”. 🙂
@gp:
uprzejmie tlumacze: tat twam asi
@GP
„Jestem, który jestem” Absolut pozostawia do wymyślenia tym, dla których jest Absolutem.
Jak to sprawdzisz?
A kogo pytasz? Mnie czy byka?
@J.Ty,
Oczywiście Ciebie. Chodziło mi o zainicjowanie procesu, w którym w celu sprawdzenia twierdzenia odwołasz do kolejnego meta-języka (a może tylko języka). W każdym razie zdanie „?Jestem, który jestem? Absolut pozostawia do wymyślenia tym, dla których jest Absolutem.” nie ma funktora „siła”. 😉
@GP
Ach, to proste. Abolutowi z własnego nadania obojętne jest co o nim myślą jego poddani ani jak sobie racjonalizują jego pozycję. Może domyślać się, że jakieś próby tego rodzaju podejmą, nie przeszkadza mu to ani nie pomaga. Ot, taki stosunek jak badacza do myszek laboratoryjnych.
Z tej perspektywy „Jestem który jestem” to objaw czegoś w rodzaju syndromu sztokholmskiego.
@J.Ty
Szkopuł w tym, że to mówi sam Absolut, a on ponoć może tylko mówić z pozycji siły. Widać używa bogatszego języka.
@GP
Jeli wierzysz, że „Jestem, który jestem” naprawdę powiedział sam Bóg, to problem języka został dla Ciebie rozwiązany: jest nim hebrajski, bo takie są najstarsze zapisy tego tekstu.
Ja akurat sądzę, że to słowa ludzi i żaden Absolut im tego nie powiedział.
Jak byś odebrał komunikat kogoś, kto tylko Cię masakruje i nic poza tym nie mówi? Co on komunikuje tym zachowaniem o sobie? Moim zdanim nic, ale jego ofiara, właśnie podlegając czemuś w rodzaju syndromu sztokholmskiego, może łatwo wyinterpretować brak konstruktywnego przekazu w taką tautologiczną definicję: „Jestem, który jestem”.
A czemuż to eliminujecie ontologiczny absolut do konterfaktu Jechwy? To jest tylko prymitywna logicznie religia.
Z powazaniem W.
@Wojtku,
Gdybym miał dla Ciebie podsumować moją z GP rozmowę, to:
1) Postawiłem tezę, że uniwersalnie zrozumiałym językiem jest przemoc, której Absolut może użyć do ogłoszenia, że jest Absolutem.
2) GP zwrócił uwagę, że język ten jest ubogi, wskazując „Jestem, który jestem” jako przykład zdania w nim niewyrażalnego.
3) Zgodziłem się z GP co do niewyrażalności, zaznaczając wszakże, że akurat nie uważam przytoczonego zdania za wypowiedź Absolutu, tylko rodzaj ludzkiej konfabulacji na jego temat. Starałem się też uzasadnić psychologicznie powód jej stworzenia.
Jak więc widzisz, Jehowa trafił do naszej dyskusji przy okazji analizy pewnego przykładu. Nic nie eliminowaliśmy ani nie redukowaliśmy.
Ale dużo fajnych wątków:
@Wojtek-1942: „..Podtrzymuję swoja opinię, iż przyjęcie Absolutu jest sprawą wyboru..”
Dla mnie brzmi to sensownie, choć nie wyjaśnia związków między doświadczaniem absolutu a jego wyrażaniem. W czasach przedkolumbijskich Ameryka była ziemia mityczną „Gwiazdą zachodu” i jej poszukiwanie było kwestią wyboru dowodów zaś na jej istnienie nie było do czasu aż dostatecznie dużo ludzi udało sie w podróż i stwierdziło jej istnienie oraz wytyczyło ścieżki:)
Zaś co do przemocy, to ona równiez przemawia różnymi językami: w filmie „Mars attacs” obcy kolonizują ziemię przytłaczająca przewagą siły lecz zostaja pokonani muzyką country, która zamienia im mózgi w zielone glaretki:)
Wreszcie: zdaniem niektórych spiskowych teorii dziejów w czasach Abrahama rozpowszechnione było znane z magii przekonanie, że posiadamy władzę nad bytem poznając jego prawdziwe imię – w tym sensie „jestem, który jestem” nie jest interpretowana jako wyrażenie absolutu tylko unik aby nie oddać się w ręce potężnych magów:)
@J.Ty. Nie jestem przekonany iż Absolut czyli Jechwe używa języka przemocy. To wydaje mi się być czymś więcej. Językiem wszechmocy co można przyjąć za język uniwersalny acz w ograniczonej do tej religii przestrzeni. Już pierwsze przykazanie dialogu ustawia stosunki Absolut-wyznawca i nie pozostawia miejsca na żadne wydarzenia zmuszające Absolut do użycia przemocy. To jest totalna przewaga nad wyznawcą mimo przyznania jemu werbalnie wolnej woli.
Z poważaniem W.
Ja zaś gdybym miał dopisać punkt 4 do streszczenia J.Ty, do brzmiałoby to tak
4) Interpretacja zawarta w 3 wymaga bogatszego języka niż ta zawarta w 1) co może:
– wskazywać, że język 1) jest zbyt ubogi na co w sumie jest zgoda
– wikłać nas w regres w nieskończoność
– zawracać nas do punktu wyjścia, czyli stwierdzenia Kołakowskiego.
Panowie, zauważcie iż do celów prowadzenia debaty już przyjęliście obecność Absolutu, choćby w Waszej dyspucie. A czy jesteście pewni, że przypisując Jemu pewne cechy rozumiecie je tak samo? Czy stwierdzenie iż Jachwe używa uniwersalnego języka przemocy oświadczając: jam jest który jest, pojmujecie dokładnie jednakowo? Np. Art63 ma poważne zastrzeżenie. Czemu nie powiecie uczciwie ią cechy owego Absolutu jak i język jego i te cech również opisujący to są cechy nadawane przez kreatora czyli osobę, która sobie taki Absolut wymyśliła a język uniwersalny najzwyczajniej istnieć nie może? I potraktujcie tę wypowiedź mimo jej formy bardziej jako pytanie niż stwierdzenie. AP> językiem uniwersalnym operuje matematyka i logika matematyczna. Nie można zdań z tych nauk rozumieć inaczej niż każdy. Niestety język ten dotyczy rzeczywistości logicznej a nie fizycznej i jest oczywiście bardzo hermetyczny.
Z poważaniem W.
@Wojtku,
Nie zauważam.
Twierdziłem, że przemoc nadaje się na język, który Absolut może wykorzystać do komunikacji ze swoimi poddanymi. Stąd nie wynika, że przyjmuję istnienie Absolutu. Z tego, że istnieje narzędzie nie wynika istnienie jego użytkownika.
Izraelici wielokrotnie traktowali swoje nieszczęścia (Sodoma i Gomora, Hiob, potop, węże na pustyni) jako komunikaty od Jahwe wyrażane językiem przemocy. Byli ewidentnie gotowi do odbioru takich sygnałów. Istnienie języka i gotowego odbiorcy nie implikuje jednak istnienia nadawcy ani tym bardziej jego cech.
Co do języka matematyki, to nie w pełni podzielam pogląd o jego uniwersalności.
@J.Ty
Miałem podobne wrażenie jak Wojtek: że nadałeś pewną interpretację pojęciowi „Absolut”. Wg niej może on się posługiwać językiem przemocy, ale nie może (nie musi) wypowiadać już innych kwestii (np. „jestem, który jestem”). Nadto z Twoich wypowiedzi wyciągam pośrednio wniosek, że Absolut nie istnieje. Ale mniejsza z tym jak to interpretujesz. Zgodnie z tematem tego postu pytanie nie brzmi, która interpretacja jest lepsza, a która gorsza, tylko czy jest możliwe w ogóle uzasadnienie którejś z nich w sposób definitywnie rozstrzygalny. Myślę, że nie.
szczerze przyznam, iz zadnego ABSOLUTU nie trawie
(nawet tego szwedzkiego,he,he) i mam do niego podejscie jak leibnitz:
„boze, wiem, ze gotow jestes objawic mi prawde absolutna, ale prosze,
pozwol mi popelniac moje ludzkie bledy!”
@ J.Ty.
Tak, trochę wyjaśniasz. I to już umożliwia zgodę..
@ GP Toż to samo uważał Profesor. I tak też usiłowałem powiedzieć. Uzasadnić można przyjmując założenie, np jest albo nie ma i dopiero uzasadniać. Zauważ iż Profesor przyjął z pewnymi zastrzeżeniami istnienie Absolutu ponieważ w najprostszy sposób tłumaczy wszystko inne. A przyjęcie jego nieistnienia powoduje olbrzymie kłopoty z wytłumaczeniem np. istnienia w ogóle. A jednak wielu godzi się na takie trudności i wymyśla np. teorię bąbli. Ha!
Z poważaniem W.
@Wojtek-1942,
Ale o ileż teraz jest jaśniejsze, to co pisał Kołakowski.
„Profesor przyjął z pewnymi zastrzeżeniami istnienie Absolutu ponieważ w najprostszy sposób tłumaczy wszystko inne.”
Można wyczuć pewną jego sympatię ku stanowisku teistycznemu, ale ja śladu otwartej deklaracji u niego nie znalazłem. Jeśli taka jest, chętnie zweryfikuję swoje zdanie.
Ja stary, pamięć mam kiepską. Chodzi mi po głowie iż Profesor powiedział coś takiego (nie dosłownie a raczej pozwalając przypuszczać, że tak myśli) w jakiejś rozmowie z kimś dla pokazania w tv. Były takie audycje z Profesorem przybliżającym w sposób jasny, prosty i zrozumiały dla przeciętnie wyuczonych widzów niektóre problemy filozofii.Tak, że nie będę w stanie przytoczyć ale chyba można wysnuć przypuszczenie iż tak myślał i z innych publikacji.
Z poważaniem W.
To był cykl Mini-wykłady o maxi-sprawach. Potem to też ukazywało się w formie książkowej. Ale Kołakowski rzadko zgłaszał jasne deklaracje. Przeglądałem jego ostatni wywiad-książkę, która ukazała się zaraz po jego śmierci i tam też nie było jasnych deklaracji mimo nacisków przeprowadzającego wywiad.
Niepotrzebnie utożsamiacie Jahwe z Absolutem. Jahwe jest czasem, bytem stanowiącym część Absolutu. Absolut=Bóg, zgodnie z poglądami panteistycznymi, jest wszędzie i wszystkim.