Perspektywa krewetki

Wiadomo, że w gatunku science fiction więcej jest fiction niż science. To po pierwsze. Po drugie, większość dzieł tego gatunku mówi przede wszystkim o człowieku, jego naturze, kondycji i lękach. Obcy, kosmos, podróże międzygwiezdne, technika to tylko scenografia i elementy tła mające wydobyć i pokazać to, co jest w człowieku.

„Dystrykt 9” („District 9”) w reżyserii Neilla Blomkampa obejrzałem dwa razy. Za pierwszym razem oglądałem dla rozrywki, nie spodziewając się niczego wielkiego, mimo że wiedziałem już o nominacji do Oskara w kategorii najlepszy film. Rozrywka w tym filmie jednak szybko się kończy, w zasadzie po pierwszych minutach filmu. Za drugim razem obejrzałem już na serio, starając się zrozumieć, o czym tak naprawdę jest ten film.


Fabuła w sumie jest dość prosta i obraca się wokół przemiany człowieka w obcego – element chyba tak stary jak SF, jeśli nie starszy, bo podobny pomysł jest już chyba u Franza Kafki. Wraz z przemianą zewnętrzną zachodzi przemiana wewnętrzna bohatera.

Punktem wyjścia filmu jest pomysł, którego wcześniej nie spotkałem. SF nie czytam regularnie już od 10 lat, więc może to już też było. Oto na Ziemi (konkretnie nad Johannesburgiem) pojawia się statek Obcych. Jednak Obcy wcale nie dążą do kontaktu, a ich statek uporczywie wisi nad miastem nie dając oznak życia. Dopiero po 3 miesiącach ludzie wkraczają do statku i znajdują tam około miliona obcych istot, które nie wyglądają na zbyt rozgarnięte. Po 20 latach Obcych – z racji swego wyglądu zwanych pogardliwie krewetkami – jest już prawie 2 miliony. Zaś przejściowy obóz, w którym ich trzymano zamienił się slumsy. Problem trzeba rozwiązać. Rozwiązaniem ma być przesiedlenie krewetek daleko poza miasto do ni mniej, ni więcej tylko obozu koncentracyjnego. Co tam ma się z nimi dziać, to już tylko domena domysłów.

Film zaczyna się w momencie, gdy akcja przesiedlania Obcych jest wprowadzana w życie. Jego bohaterem jest Wikus van de Merwe. Jest on urzędnikiem, patrzącym na świat przez pryzmat sowich przepisów. Ani zbytnio bystry, ani inteligentny, za to nadrabiający swoje braki posłuszeństwem wobec przepisów i władz. Na co dzień pewnie byłby śmieszny, w urzędzie – paskudny, czy wręcz okrutny i cyniczny. Wikusa widzimy w akcji: cieszy go niszczenie jaj, z których wylęgają się nowi obcy. Bezwzględnie wykorzystuje słabości krewetek, byle zrealizować postawiony przed nim, jako urzędnikiem, cel. W gruncie rzeczy jest tak samo okrutny jak Koobus – żołnierz-psychopata, z którym w końcu będzie musiał się zmierzyć.

Nie pamiętam, ale to chyba Hannah Arendt pisząc o Eichmannie zauważyła, że zło jest banalne. Eichmann traktował swoją pracę jak urzędnik. Coś takiego można wyczuć w Wikusie. Sam w sobie nie jest złym człowiekiem, ale jako urzędnik, przez swoje posłuszeństwo jest częścią machiny zła. Nie zastanawia się, czemu ma służyć to, co robi. Chociaż może takie pytania sobie stawia. Tyle tylko, że zła machiny, której służy, nie widzi lub nie chce dostrzec, ponieważ dotyczy istot wyjętych spod praw przysługujących ludziom. W krewetkach nie widzi partnera do rozmów – osoby, która czuje i myśli. To się w nim zmienia dopiero wtedy, gdy sam doświadcza okrucieństwa systemu i traci wszystko, co zna i co jest dla niego cenne.

Doświadczając metod funkcjonowania machiny, której był częścią, Wikus się zmienia. W końcu przeciwstawia się jej. Płaci za to bardzo wysoką cenę. Myślę sobie, że jest to film o człowieku i o tym, co nieludzkie w jego świecie – biurokracji i stosunkach władzy. Wikus dopiero stając się odrażającym w swym wyglądzie Obcym, staje się tak naprawdę człowiekiem.

W filmie można się dopatrzeć też wielu innych aluzji i nawiązań. Ale na tym poprzestanę. Mimo, że film kończy się jakimś pozytywnym przesłaniem, to nie zakrywa ono tego wszystkiego, co było pokazane w filmie: chciwości, okrucieństwa, satysfakcji z zadawania bólu, żądzy władzy czy kłamstwa. To są elementy, które są tak samo częścią natury ludzkiej, jak i te im przeciwstawne. Czy są górą? Pozytywne zakończenie filmu wcale mnie nie przekonuje do tego, że tak właśnie nie jest.

Grzegorz Pacewicz