Grypa w ataku



Epidemia – wyjątkowy eksperyment na skalę światową

Wracam obsesyjnie do grypy meksykańskiej (zwanej świńską) dlatego, że ta epidemia to zupełnie wyjątkowy eksperyment naukowy na skalę światową.

Obserwacja przebiegu i skutków epidemii grypy A(H1N1) zapewne nauczy epidemiologów i wirologów więcej niż obserwacje jakiejkolwiek innej epidemii. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) wydała przed kilku dniami bezprecedensowe oświadczenie dotyczące tej epidemii.

Postanowiono zmienić sposób śledzenia dalszego jej przebiegu i nie prowadzić statystyk zakażeń w krajach już objętych epidemią, a jedynie odnotowywać pojawianie się nowych ognisk w krajach, w których do tej pory wirus H1N1 jeszcze nie zaatakował.

WHO stwierdza, że epidemia z roku 2009 jest wyjątkowa, gdyż wirus H1N1 potrzebował zaledwie 6 tygodni aby rozprzestrzenić się na skalę globalną, podczas, gdy inne wirusy grypy do tej pory potrzebowały na to zwykle 6 miesięcy. Prowadzenie statystyk w krajach objętych epidemią nie ma już sensu, gdyż przypadków jest zbyt wiele (ponad 100 tysięcy potwierdzonych badaniami genetycznymi) i w dodatku obarczone jest coraz większym błędem statystycznym.

Stosunkowo łagodny przebieg choroby powoduje bowiem, że większość przypadków umyka już uwadze epidemiologów. Nie ma sensu wszczynać nadzwyczajnych działań medycznych połączonych z badaniami genetycznymi i obowiązkowa hospitalizacją w przypadku pacjentów z bólem głowy i kilkoma dreszczami. A u wielu osób tak właśnie przebiega grypa A(H1N1), mijając bez komplikacji po tygodniu.

Latem na półkuli północnej przypadki zwykłej grypy są sporadyczne. Pojawienie się ognisk grypy w tym sezonie można więc na 99 proc. łączyć z wirusem A(H1N1) bez prowadzenia dokładnych i kosztownych badań. Wobec światowego zasięgu epidemii koncentrowanie się na badaniach genetycznych mających zweryfikować czy każdy przypadek jest rzeczywiście nową grypą, czy tez grypą klasyczną mija się z celem i pochłania zbyt wiele środków i energii. Nie przynosi już wielkich korzyści poznawczych.

Co oznacza ta zmiana taktyki WHO? Po pierwsze potwierdza, że wirus nie jest zbyt groźny. Ale w żadnym przypadku nie może być rozumiana jako odwołanie alarmu, gdyż wirus w każdej chwili może zmutować (jak każdy wirus grypy) i przybrać formę bardzo groźną. Jest więc to raczej przejście do fazy obserwacji. Po drugie, wykazuje, że wyjątkowa szybkość rozprzestrzeniania się pandemii nie ma związku ze zjadliwością wirusa. Na półkuli północnej, wirus A(H1N1) wejdzie zapewne w skład wirusów grypy sezonowej i jeśli nie zaatakuje na jeszcze większą skalę zbyt wcześnie, może być skutecznie ograniczony przez jesienne szczepienia.

Niebywałe tempo rozprzestrzeniania się tej grypy staje się pierwszym poważnym ostrzeżeniem. Mała zjadliwość wirusa H1N1 powoduje, że obecna epidemia jest jedynie próba generalną przed ewentualnym pojawieniem się w przyszłości groźniejszego wirusa. WHO nauczyło się jak reagować w przypadku takiego zagrożenia. Mamy wiele szczęścia, że wirus A(H1N1) miał taką właśnie szczęśliwą dla nas kombinacją genów. Miejmy nadzieję, że tak już pozostanie.

Jacek Kubiak

Fot. Quiplash!, Flickr (CC SA)