Habilitacja jak potwór z Loch Ness
Problem habilitacji będzie wracał, ponieważ to problem polityczny, a nie naukowy.
Do powrotu do kwestii habilitacji w „Niedowiarach” skłoniły mnie dwa powody: 1) nasza dyskusja wokół reformy statusu uczelni wyższych we Francji, która skręciła nieco w tym właśnie kierunku, 2) odmowa otwarcia przewodu habilitacyjnego dr. Migalskiemu przez UJ i UWr. Oba zresztą łączą się ze sobą ściśle, gdyż dr Migalski oświadczył, że wyjedzie z Polski, by zrobić habiltację za granicą.
Nie znam szczegółów odmowy Rad Wydziałowych obu uczelni, ale nie mam wątpliwości, że obie odrzuciły ofertę dr. Migalskiego dlatego, że go nie lubią. A zapewne nie lubią go z powodów politycznych, które nie mnie, z Francji, tłumaczyć blogowiczom. Jednym słowem decyzja Rad Wydziałów politologii obu szaconych uczelni była zapewne polityczna.
W naszej dyskusji na blogu zawsze twierdziłem, że obrona habilitacji przed całą Radą Wydziału jest anachronizmem i całkowitą pomyłką. Powód? Większość członków Rad Wydziału nie zna się zupełnie na temacie prac kandydata. Decyzje z UJ i UWr w sprawie dr. Migalskiego moim zdaniem potwierdzają tę tezę z nawiązką – nie chodzi tu bowiem nawet o samą obronę, lecz zaledwie o otwarcie przewodu habilitacyjnego.
Daleki jednak jestem od dania całej racji niedoszłemu habilitantowi. O ile wiem z gazet, dr Migalski nie próbował nawet otwarcia przewodu na własnej Alma Mater. Powód? Oskarżył bowiem publicznie w TV swojego szefa o współpracę z SB za czasów PRL. Dobrze wiedział więc, że środowisko jego uczelni go za to potępia. Sądzę, że musiał spodziewać się również negatywnych decyzji ze strony UJ i UWr.
Rady Wydziału mają całkowią swobodę oceny kandydatów, w imię wolności badań naukowych. Jak widać na przykładzie dr. Migalskiego mogą one dzięki temu swobodnie manipulować losem kandydatów – bądź to z przyczyn politycznych, bądź innych. Dość często zdarza się, że część Rady Wydziału (zwykle niewielka) głosuje za nieprzyznaniem tytułu doktora czy doktora habilitowanego kandydatowi, któremu to ewidentnie się należy. Zwykle powodem jest prywatna niechęć do tej osoby lub jego promotora. Jeden czy dwa negatywne głosy nie przekreślają szans kandydata, co pozwala przejść nad taką praktyką do porządku dziennego.
Jednak jeśli zastanowić się głębiej nad wymową tego zjawiska, to można dojść do wniosku, że to jakościowo (choć nie ilościowo) dokładnie to samo, co decyzje o odrzuceniu otwarcia przewodu habilitacyjnego dr. Migalskiego. Z tą różnicą, że w ostatnim przypadku doszło do skandalu na skalę kraju, ponieważ media (a bodaj najszybciej „Rzeczpospolita”) sprawę nagłośniły.
Polityzacja decyzji personalnych na Wydziałach nomen omen Nauk Politycznych nie powinna jednak dziwić. Ludzie są tylko ludźmi i kierują się swoimi upodobaniami korzystając z posiadanych uprawnień. Polityczne poglądy dr. Migalskiego są znane dzięki mediom nie tylko fachowcom w dziedzinie, którą on uprawia, ale również tym członkom Rad Wydziałów, którzy w przypadku animowego kandydata nie mieliby a priori żadnego zdania.
Dlatego dr Migalski płaci za swoją medialność na własne życzenie. Sądzę, że gdybym był w Radzie Wydziału rozpatrującej kandydaturę europosła Macieja Giertycha, to znając jego poglądy na teorię ewolucji głosowałbym za niedopuszczeniem go do jakiegokolwiek procesu habilitacyjnego, doktorskiego czy nawet magisterskiego – gdyby moja teoretyczna Rada Wydziału miała takie prerogatywy. Po prostu nie zdzierżyłbym słuchać na poważnie i na żywo tego, co opowiada ten pan. Dlatego, choć nie pochwalam decyzji Rad Wydziałów UJ i UWr, to dobrze je rozumiem.
Ala powtórzę też moje ceterum censeo, iż ocena habilitacji przez całą Radę Wydziału jest usankcjonowaną prawnie bzdurą i taki stan rzeczy powinien być zmieniony. Dodam też, że tak samo jak decyzje UJ i UWr były polityczne, tak samo wyłącznie polityczne cele ma oświadczenie dr. Migalskiego, że zrobi habilitacje za granicą. Po pierwsze jest wiele polskich uczelni, które z radością udzielą mu tytułu dr hab. Po drugie, o ile mi wiadomo, habilitacja zagraniczna nie jest równocenna z polską i wymaga swego rodzaju nostryfikacji. Może więc okazać się, że tej zagranicznej UJ i UWr (nie mówiąc o UŚ) też nie uzna. Ale wtedy, dla pociechy, sprawę można będzie nadal z powodzeniem eksploatować w celach politycznych. I tak koło się zamyka. Tylko gdzie tu nauka?
Jacek Kubiak
Fot. doegox, Flickr (CC SA)
Komentarze
Próbowałem znaleźć informacje na temat sprawy dr Migdalskiego w internecie ale na nic nie trafiłem. Gdzie można o tym przeczytać?
O, tak malownicze niezrobienie habilitacji może otworzyć Migalskiemu takie szerokie wrota kariery, jakich żadna habilitacja by mu nie dała, zaraz bowiem znajdą się obrońcy zachwyceni możliwością pokazaniu nowego męczennika układu.
W pełni zgadzam się z diagnozą. Problemem w dużym stopniu jest organizacja obrony (anachronizm), zamiast po prostu rygorystycznego systemu recenzji, wedle zadanych kryteriów (w ramach każdej gałęzi dyscyplin można takowe wypracować, łatwo wyobrazić sobie np. powiązanie kryteriów z liczbą zebranych punktów wg kryteriów oceny parametrycznej, z dodatkowym warunkiem np. publikowania X razy w czasopismach z grupy JCR – tu znowu temat na osobną dyskusję, ale Ministerstwo skutecznie destabilizuje jakiekolwiek kryteria, raz publikacja w niezłym piśmie zachodnim, ale spoza JCR jest warta 6 pkt, raz 2 pkt, z kolei rozdział w zachodniej monografii jest wart punktów 7, a w „najlepszym” piśmie polskim, zazwyczaj wyraźnie gorszym niż przeciętne zachodnie, 6 pkt – konia z rzędem temu, kto pisząc tekst zgadnie, ile punktów za niego dostanie).
Natomiast cała ta argumentacja NIE JEST argumentacją za zniesieniem habilitacji, tylko jej kryteriów. Historycznie przyjęło się w naszym kraju, że istnieją dwa stopnie – katastrofalne skutki znoszenia takiego systemu widać teraz w Niemczech (paraliż karier młodych zdolnych naukowców, którzy zaufali zapewnieniom, że bez habilitacji można).
Cały problem z reformą nauki imho polega na tym, że mówi się o znoszeniu habilitacji, co w praktyce otwiera drogę do rozwiązań złych, dających drogę miernotom i blokujących ścieżki awansu utalentowanym jednostkom. Znacznie łatwiej ogłosić „reformę” znosząc stopień i wprowadzając certyfikat (który dostanie często wieczny doktor zamiast adiunkta z koszykiem aktualnych publikacji), niż zmienić kryteria habilitacji na merytoryczne (nawiasem mówiąc, w wielu krajach skandynawskich powszechną praktyką przy komitetach oceniających awans na ‚associate professor’ jest kooptowanie naukowców z zagranicy).
„Sądzę, że gdybym był w Radzie Wydziału rozpatrującej kandydaturę europosła Macieja Giertycha, to znając jego poglądy na teorię ewolucji głosowałbym za niedopuszczeniem go do jakiegokolwiek procesu habilitacyjnego, doktorskiego czy nawet magisterskiego – gdyby moja teoretyczna Rada Wydziału miała takie prerogatywy. Po prostu nie zdzierżyłbym słuchać na poważnie i na żywo tego, co opowiada ten pan. Dlatego, choć nie pochwalam decyzji Rad Wydziałów UJ i UWr, to dobrze je rozumiem.”
Ja mimo wszystko nie rozumiem decyzji Rady Wydziału. Podobnie nie rozumiem policjanta, który korzysta ze swoich praw do tego, żeby utrudnić życie sąsiadowi, którego nie lubi.
Piotr Łódź:
http://www.rp.pl/artykul/2,248547_Migalski___persona_non_grata_na_uczelniach_.html
Polecam korzystanie z operatorów w Google’u 😉 Można o nich poczytać np tutaj:
http://www.google.com/intl/pl/help/operators.html
@ bartomir :
Zakladam, ze Rady Wydzialu dzialaly sponatnicznie, tak jak w moim teoretycznym przykladzie z kreacjonista. Tzn. czlonkowie glosowali przeciw nie umawiajac sie miedzy soba, ze tak zrobia. Opowiadanie w TV o wlasnym szefie, ze byl TW nie zdarza sie co 5 minut i jest co najmniej kontrowersyjne. Dlatego stawiam na pierwszym miejscu hipoteze, ze Radami Wydzialu kierowala glownie niechec. Rownoczesnie trudno nazwac te niechec apolityczna. To dr Migalski sam zapetlil te sytuacje na wlasne zyczenie. Dlatego nie robia na mnie wrazenia jego skargi, a wole pietnowac sam zly system. Co zreszta robilem wczesniej.
Opinia min. Kudryckiej w Rzepie:
http://www.rp.pl/artykul/249032.html
@ Jurgi :
Bardzo trafne okreslenie : ‚malownicze niezrobienie habilitacji’ 😆
Lepiej by bylo gdyby Rada Wydzialu usytuowala sie ponad polityka. Ale oczywiscie, kiedy dochodzi do glosowania, to moze jakas role odgrywa to ze dla wielu (dla mnie napewno) ten pan wypisuje glupoty, i wcale nie widac ze ma jakiekolwiek pojecie o naukach politycznych, Ja tez sie na tym nie znam ale teksty tego Pana mnie niczego nie ucza na temat nauk politycznych (na podstawie tego co mozna wyszukac w google’u, na dluzsza analize chyba szkoda czasu):
http://www.bankier.pl/forum/temat_marek-migalski-o-tusku-rzady-plastikowego-ludka,6049003.html
Pan Migdalski domagal sie lustracji, to go zlustrowali. Cudne.
@ jacek_placek :
Chyba tak. Mnie tez jego teksty w prasie niczego nie nauczyly. Czytam w prasie francuskiej teksty politologow i zauwazam jedna wazna roznice w stosunku do tekstow pana Migalskiego. Politolodzy mowia innym jezykiem niz politycy. Pan Migalski mowi natomiast jezykiem PiS. Moze mu rzeczywiscie i calkiem obiektywnie nawet rozprawa habilitacyjna sie nie nalezy i Rady Wydzialow UJ i UWr wiedzialy dobrze co robia z punktu widzenia nauki?
Popieram Bartomira , Autora – nie !!! Jeśli nauka , ma być nauką a nie spleśniałą sitwą odbijającą się między Rzepą a GW czy Polityką , to Migalski powinien móc robić habilitację . Można nie lubić PiS , Rzepy itp. , ale są k… granice bezczelności ! Ten Iwanek ma mocno zababrane konto i ponoć od 20 lat ZERO publikacji !!! I takie coś „uwala ” lepszego od siebie . Jako przeciwnik lustracji siedziałbym chociaż cicho – zachowując minimum klasy ! A Iwanek nie siedzi tylko „uwala ” . Inne „magnificencje ” też ! Obrzydliwe ! … Przy okazji cały proces habilitacji i poziom polskiej nauki to wstyd .
jk – nie jestem zwolennikiem PiS , ale Migalski ma ponoć kilka błyskotliwych prac , zupełnie odrębnych od naszego piekła . Np. porównanie syst. prawnych jakichś sąsiednich państw. Więc argument o stos. w dyskusjach medialnych języku jest błędny .
@ ultra :
Sprawa Migalskiego dla mnie to jedynie pretekst do pisania o tym, ze system habilitacji w Polsce jest z gruntu zly. Wiec raczej powinnismy sie zgadzac. A, ze Migalski nie potarfi w swych tekstach publicystycznych oderwac sie od jezyka PiSu, to mu wystawia bardzo zla ocene jako eksperta od polityki. Dla mnie taki ekspert nie moze wszystkiego widziec i oceniac pod jednym, bardzo szczegolnym katem. Moglby zachowac choc pozory obiektywizmu. A co do pana Iwanka, to zupelnie nic nie wiem, bo o jego istnieniu dowiedzialem sie dzieki niedoszlej habilitacji pana Migalskiego. Pytanie tylko po jakie licho pan Migalski pracuje u tego pana? Gdybym ja mial szefa kreacjoniste, to juz od dawna by mnie pod jego skrzydlami nie bylo. Bo bym odszedl.
„epoka jest polityczna
wszystkie nasze dzienne
nocne sprawy
są polityczne” – skonstatowała noblistka, Szymborska.
Pan Marek Migalski, jako politolog, doskonale o tym wie i rozgrywa swoją „krzywdę” politycznie. W TVP Info z tupetem rozprawiał o swoim „skomuszonym” przełożonym, co spotkało się z należytym zrozumieniem zgromadzonych komentatorów: profesora i doktora, też politologów.
Instrumentalne wykorzystywanie nauki to „nihil novi sub sole”…
@ efez :
Nie ogladam tych wystapien, ale wygladaja one wlasnie na takie instrumentalne wykorzystywanie pozycji naukowej. Sadze, ze zdziwienie pana Migalskiego tez bylo czescia tej instrumentacji. 🙂
Zajrzawszy na stronę zapodaną przez jacka_placka, upewniłem się, że dr Migalski jest mistrzem „nowomowy” (wziąłem w cudzysłów, bo termin ukuty przez Orwella), czyli instrumentalnego traktowania języka dla osiągnięcia doraźnych (czytaj: politycznych) celów. Ponadto pisanie komentarzy w dzienniku o wyraźnym zabarwieniu ideologicznym, a przede wszystkim wywołanie medialnej awantury na swój temat świadczy o tym, że pan doktor zachowuje się jak gracz polityczny, a nie uczony sensu stricto.
To smutne, że zaraza polityzacji rozrosła się w Polsce (czy tylko?) do rozmiarów pandemii i nie omija szacownych uczelni…
Zgadzam sie z efez, bylem niemal wstrzasniety niechlujnoscia i brakiem precyzji i logiki w pisarstwie pana Migalskiego (na podstawie bajki i plastikowym ludziku) o ktorym uslyszalem pierwszy raz w zyciu od jk.
W zasadzie zgadzam sie z ultra, i mozna tylko apelowac aby Rady na Uczelniach byly ponad doraznym zyciem publicznym, ale nie zapominajmy o tym ze teksty Pana Migalskiego opisuja zycie polityczne a wiec obejmuja jego dziedzine badan.
Troche odobna historia miala miejsce w USA kiedy profesor astronomii nie dostal tenure po tym jak otwarcie oglosil sie jako zwolennik kreacjonizmu.
http://chronicle.com/news/article/3900/intelligent-design-and-tenure-not-in-the-stars
Wybór jest jasny albo wspieramy naukę (a wtedy uznajemy że Maciej Giertych może być genialnym dendrologiem w oderwaniu od jego poglądów w temacie ewolucji) albo toniemy w środowiskowych wojenkach katedralno-generacyjnych. Jak widać wciąż przeważa to drugie.
Migalski na swoje nieszczęście jest niezłym politologiem. Jednym z nielicznych który zajmuje się w Polsce politologiczna analizą marketingu politycznego a nie pisze poradników „Jak wygrać wybory”. Prace Migalskiego (naukowe nie publicystyczne) uważam osobiście za bardzo dobre, niektóre nawet za bardzo błyskotliwe. W tej sytuacji to ze były SB-cki szpicel nie pozwala facetowi zrobić habilitacji a „profesura” w ciemno go popiera uważam za chamskie pokazanie miejsca gówniarzowi który odważył się wyjść przed szereg. I odsłonięcie kulisów uczelnianego „piekiełka”. A to że poszedł do „rzepy” a nie prał jak Pan Bóg przykazał brudów w obrębie własnego poletka i nie cierpiał w samotności? Czy można go za to winić?
@ Marchewa :
Dendrolog wyznajcy kreacjonizm jest jak znachor. Dzis nie mozna byc kreacjonista i dobrym naukowcem, bo cala biologia opiera sie na teorii ewolucji. Jak dendrolog chce opisywac gdzie rosana jakie drzewka bez badan molekumarnych czy genetycznych wynikajcych wprost z ewolucji to jego miejsce jest na naukowym smietniku historii z XIX wieku. Co do pana M. to czytajac jego teksty publicystyczne jakos trudno mi uwierzyc, zeby mial cos ciekawego do powiedzenia o swoich plastykowych ludzikach.
@moderator: czemu dwa moje komentarze, ewidentnie merytoryczne i nieobraźliwe, ciągle czekają na akceptację (jeden tu, drugi w tekście o francuskich uczelniach), podczas gdy inne, późniejsze, dawno się pokazały? O co chodzi???
@ pundit :
Maszyna uznala, ze twoje komentarze sa podejrzane. Dzieki za info. Juz uwolnione. Cytuje ponizej ten dotyczacy biezacego wpisu (dla tych, ktorym nie bedzie sie chcialo szukac wyzej):
pundit pisze:
2009-01-18 o godz. 13:54
W pełni zgadzam się z diagnozą. Problemem w dużym stopniu jest organizacja obrony (anachronizm), zamiast po prostu rygorystycznego systemu recenzji, wedle zadanych kryteriów (w ramach każdej gałęzi dyscyplin można takowe wypracować, łatwo wyobrazić sobie np. powiązanie kryteriów z liczbą zebranych punktów wg kryteriów oceny parametrycznej, z dodatkowym warunkiem np. publikowania X razy w czasopismach z grupy JCR – tu znowu temat na osobną dyskusję, ale Ministerstwo skutecznie destabilizuje jakiekolwiek kryteria, raz publikacja w niezłym piśmie zachodnim, ale spoza JCR jest warta 6 pkt, raz 2 pkt, z kolei rozdział w zachodniej monografii jest wart punktów 7, a w ?najlepszym? piśmie polskim, zazwyczaj wyraźnie gorszym niż przeciętne zachodnie, 6 pkt – konia z rzędem temu, kto pisząc tekst zgadnie, ile punktów za niego dostanie).
Natomiast cała ta argumentacja NIE JEST argumentacją za zniesieniem habilitacji, tylko jej kryteriów. Historycznie przyjęło się w naszym kraju, że istnieją dwa stopnie – katastrofalne skutki znoszenia takiego systemu widać teraz w Niemczech (paraliż karier młodych zdolnych naukowców, którzy zaufali zapewnieniom, że bez habilitacji można).
Cały problem z reformą nauki imho polega na tym, że mówi się o znoszeniu habilitacji, co w praktyce otwiera drogę do rozwiązań złych, dających drogę miernotom i blokujących ścieżki awansu utalentowanym jednostkom. Znacznie łatwiej ogłosić ?reformę? znosząc stopień i wprowadzając certyfikat (który dostanie często wieczny doktor zamiast adiunkta z koszykiem aktualnych publikacji), niż zmienić kryteria habilitacji na merytoryczne (nawiasem mówiąc, w wielu krajach skandynawskich powszechną praktyką przy komitetach oceniających awans na ?associate professor? jest kooptowanie naukowców z zagranicy).
@ pundit :
Cos jest nie tak z twoimi komentarzami, bo nawet jak ja je cytuje to mi je maszyna blokuje i musze uwalniac recznie.
pundit,
Co jest zlego w tym ze wedlug proponowanej reformy, wieczny doktor otrzyma certyfikat promotora, jezeli posiada odpowiedni dorobek? Czy to nie jest pozytywne, ze wieczny doktor z dorobkiem bedzie mogl w koncu odblokowac te ciemne sily ktore nie pozwalaly na rozwiniecie skrzydel? Czy nie jest pozytywne, ze wedlug nowej procedury, wieczny doktor ktory ma dorobek, nie bedzie musial marnowac czasu na pisanie cegly?
@jk: proponuję zmienić maszynę. Serio serio 🙂 system zabezpieczeń stosowany na tym blogu mocno utrudnia komunikację. Nie wykluczam, że systemowi nie podoba się mój adres email (teraz podaję inny), ale to naprawdę nie moja wina.
@Wieczny Doktor: wieczny doktor, który ma dorobek… Widzisz, problem w tym, że wieczny doktor owszem, zazwyczaj uściubi tekścików, w końcu w Polsce co konferencja to monografia, zresztą natłuc do polskich pism dużo i ławą to nie sztuka.
ktoś, kto np. przez 20 lat nie napisał niczego powyżej 7 pkt. w skali oceny parametrycznej, mimo że zebrał łącznie dużo punktów, nie powinien imho być habilitowany. Promotorami powinni być tacy naukowcy, którzy są w stanie nauczyć podopiecznych robienia nauki na światowym poziomie.
Co do pisania cegły, to chyba w ogóle nieaktualny zarzut, bo już i obecnie można bronić serię artykułów.
@ pundit :
O, co to, to nie! Ten system dziala swietnie. Poprzedni puszczal wszystkie spamy. Sam widzisz, ze ciemnoszary aniol dziala bez problemu 😉
@ pundit :
Znam kilku wiecznych doktorow, ktorzy moga z powodzeniem byc swietnymi promotorami. Niewiele publikuja, bo sa doskonalymi pedagogami i poswiecaja sie pracy dydaktycznej. Ale wystarczy, ze dostana dobrego w nauce doktoranta, ktory bedzie chcial publikowac, a spawa moze ruszyc z miejsca. Kwestia uzupelniania sie.
Wieczny doktor moze byc unikalnym naukowcem, a jego niska punktacja moze wynikac z tego ze dziedzina jeszcze nie osiagnela odpowiedniego zasiegu. Moze to byc jednak dziedzina ktora w niedlugim czasie ulegnie rozkwitowi.
Czy w miejsce glupich punktacji, ktore arbitralnie wymyslili jacys urzednicy, nie lepiej zaufac ekspertom, chocby zagranicznym?
Moze zadowolony z siebie „adiunkt z koszykiem publikacji” ktory w poscigu za najnowszym trendami opublikowal papiery takie jak tysiace innych w czasopismach z wykrywalnym IF, w gruncie rzeczy nie wnosi wiele oryginalnego.
Niezalezni eksperci moga dostrzec wiecznego doktora a uwalic adiunkta z koszykiem. Strach pomyslec.
@jk: zgoda, ale tę argumentację można równie dobrze zastosować do magistrów. Na pewno zdarzają się wśród nich tacy, co nie napisali doktoratu (choćby z powodu licznych chałtur jako eksperci), ale są świetnymi dydaktykami i mogliby do niego ucznia doprowadzić.
@Wieczny Doktor: taaaak, z pewnością opisywana przez Ciebie sytuacja (wybitny naukowiec w blasku świec poszerzający granice nauki, czego nikt ze współczesnych mu nie docenia i nie dopuszcza do publikacji) jest dużo częstsza, niż adiunkt-miernota, z dorobkiem czysto ilościowym, w zasadzie nienaukowym, który jednak przez wysiedzenie i kolegów dostaje szansę na awans…
a poważnie: ja nie jestem PRZECIWKO recenzowaniu dorobku. Proszę uprzejmie, ale ten system w polskich realiach też ma patologie – recenzuje się ludzi, zamiast ich twórczości. Ustosunkowani mogą uprawiać naukę czysto z nazwy. Żeby to miało ręce i nogi, trzeba by faktycznie prosić o ocenę profesorów spoza kraju także (możliwe i stosowane, ale u nas wytnie na starcie tak z 80% kandydatów, co publikują tylko po polsku).
System punktowy jest natomiast o tyle dobry, że jest oderwany od koterii i uniemożliwia promowanie miernot. Nie sądzę, by problem wybitnych naukowców, którzy dokonują tak wybitnych odkryć, że czasopisma się na nich nie poznają, był statystycznie istotny, ani szczerze mówiąc w ogóle realny. Ale same punkty to faktycznie nie wszystko. Dlatego można sobie wyobrazić pierwszy próg punktowy (dający też wytyczne, kiedy się zacząć starać o stopień), a drugi już merytoryczny i w ocenie komisji, ale wtedy raczej międzynarodowej, niż lokalnej.
Afery habilitacji dr Migalskiego ciag dalszy:
http://www.rp.pl/artykul/10,250749_List_otwarty_w_sprawie_Marka_Migalskiego.html
@ pundit :
Zeby zostac tym dr hab. trzeba jednak cos udowodnic. Dla bardzo zdolnych magistow, ktorzy nie widza sensu w pisaniu doktoratu sa inne wyjscia. Tez znam takich. Sa czesto swietnymi fachowcami, a konmi ich nie zaciganiesz do konkurecji o tytuly i apanaze. I ja takich chyba bardziej cenie niz wielu dr hab. czy prof. Pisze zupelnie na serio (ale adresow dawac nie bede).
pundit,
Ocena przez niezaleznych zagranicznych ekspertow powinna byc najwazniejsza. W USA nie uzywa sie zadnych punktow i jakos to dziala. Do tego masz dziedziny gdzie nie ma wogole publikacji, tylko ktos namaluje obraz albo wyrzezbi, albo porowna partie polityczne w Czechoslowacji do partii w Bangladeszu i chce tez dostac hab.
Monitoring sprawy Migalskiego
http://lustronauki.wordpress.com/2009/01/15/persona-non-grata-za-popieranie-lustracji/
Uwalenie Migalskiego wiąże się z programem Wildsteina, którego główną tezą było to ze uczelnie w Polsce od PRLu się nie zmieniły, co decyzja prof UJ w pełni potwierdza. Uwalając Migalskiego za poglądy pro lustracyjne prof UJ poparli opinie Wildsteina zapewne w sposób niezamierzony. Ale jak ktoś się kieruje nienawiścią ( co jest nagminne w tym środowisku) a nie względami merytorycznymi to sam sobie często strzela gola. Jednym słowem degrengolada środowiska wypracowana w PRLu ma się dobrze.
Sprawa Migalskiego, jak i mniej rozpropagowana w mediach sprawa Drewsa np. http://blogjw.wordpress.com/2009/01/17/system-drewsa/
mogą mieć istotne znaczenie dla reformy systemu nauki w Polsce.
Panie Jozefie,
Polska nauka wiec zupelnie jak polska telewizja. Wszyscy kieruja sie wylacznie nienawiscia. 😉
Zeby bylo od poczatku jasne, nie jestem wielbicielem dra Migalskiego: czesto nie zgadzam sie z jego ocenami i irytuje mnie jego tendencyjnosc i jednowymiarowosc jako komentatora politycznego. Byc moze jestem wiec do tego pana nieco uprzedzony.
Nie rozumiem jednak na jakiej podstawie w tekscie i wiekszosci wpisow zaklada sie, ze decyzja odmowy wszczecia postepowania miala podloze polityczne. Z mojego doswiadczenia wiem, ze decyzje o otwarciu przewodu sa zazwyczaj automatycznie pozytywne. Co wiecej, podejrzewam, ze biorac pod uwage polityczny kontekst calej sprawy kazda (asekurancka z natury) rada naukowa wolalaby przerzucic odpowiedzialnosc na recenzentow; jesli chcialaby juz dra Migalskiego pograzyc wybralaby nieprzychylnych mu recenzentow.
Jesli jednak az dwie rady naukowe odrzucily wniosek o otwarcie przewodu, to mozna rownie dobrze wnosic, ze mogly miec ku temu powody natury formalnej. Poniewaz cala sprawa stala sie glosna sadze, ze obie rady powinny udostepnic protokoly obrad, azeby przeciac wszystkie spekulacje.
A na marginesie ta cala dyskusja nijak ma sie do problemu habilitacji, bo taka sama sytuacja mogla sie zdarzyc w przypadku gdyby pan Migalski otwieral postepowanie doktorskie lub profesorskie.
Jerzy,
Zauwaz, iz napisalem prawie dokladnie to co ty: tzn. ze czlonkowie rad wydzialow musieli po prostu nie lubic tego pana, a polityczny kontekst tego nielubienia jest chyba jasny (sam napisales: tendencyjnosc i jednowymiarowosc komentarzy politycznych). Do tego dochodzi fakt publicznego krytykowanie szefa w TV. Sadze, ze reakcje bylby jeszcze mocniejsze, gdyby taki medialny komentator negatywnie osadzal w TV swojego szefa, ktory byl nieskazitelnym dzialczem „S” i podziemia. Jednym slowem historia tej habiliatacji (rzeczywiscie, moglby to byc doktoart lub profesura) to przyslowiowy ‚cukier w normie’. Rady wydzialow maja wolnosc podejmowania decyzji, podejmuja je demokratycznie i takie sa skutki. Trudno aby cala Rada Wydzialu dawala jednoznaczna wykladnie dlaczego odrzucila taki czy inny wniosek, skoro podejmuje decyzje przez demokratyczne glosowanie. Kto mialby napisac uzasadnienie? Cala Rada Wydzialu? Czyja reka? Dziekana? A niby dlaczego? Z wotum serapatum, tych, ktorzy nie zgadzaja sie z wiekszosci? Aby zaradzic sytuacjom takim jak ta, trzeba ograniczyc demokracje na uczelniach? Kto sie pod tym podpisze? Wyglada na to, ze znow PiS. To jest dokladnie tak jak z ustawa in vitro. Jak sie jest zbyt pryncypialnym to nie ma rady, skreca sie w zamordyzm. 🙂
Czyli wszystko OK i o co tym wszystkim ludziom chodzi? Zwłaszcza Migalskiemu. Siedział by cicho, bił pokłony, od czasu do czasu porozpaczał jaka to trudna była historia dla wielu starszych profesorów i jakie mają skomplikowane choć wspaniałe życiorysy i może byłby profesorem w wieku 35 lat (osobiście znam takie przypadki). O ile oczywiście broń boże nie błyszczałby w telewizji, co rzecz jasna doktorom nie przystoi gdy wokół tyle zasłużonych siwogłowych kolegów. A demokracja na uczelni by kwitła, ku uciesze gawiedzi i spokojowi sumienia Polaków.
A tak bruździ kornik jeden. Ryjąc zdrową tkankę jakże wspaniałego polskiego systemu edukacji. Ironią jest to, że i Wolszczan na UMK i Migalski na UŚ stając bo 2 stronach lustracyjnej barykady padli ofiarą tej samej bigoterii i klanowych układów. Których oczywiście w szkołach wyższych nie ma a nam sie po prostu wydaje.
Oczywiscie sprawa jest polityczna poniewaz Rada glosowala wbrew rekomendacji wlasnej komisji zlozonej ze specjalistow.
Ja troche rozumiem decyzje choc nie pochwalam. To troche tak jak wniosek Dick’a Cheney’go o habilitacje z prawa konstytucyjnego (zeby uzyc aktualnego na dzisiaj przykladu).
Swoja droga, tych intelektualistow z PISowym rodowodem to musi byc niewielu w mediach skoro utracenie jednego wywoluje zauwazalna wyrwe.
To powiedziawszy, pewnie gdybym byl europeista (na szczescie nie jestem, badam cos mniej politycznego –komorki (nie zygoty)), to pewnie bym dal Migalskiemu szanse, tak jak bym pewnie dal Dickowi (moze sie czegos nauczy).
Swoja droga, dzialalnosc Migalskiego moze miec zastosowanie praktyczne. Wczora probowalem zrozumiec o co chodzi w czeskim serialu nadawanym przez TV Polonia. Dlaczego ten serial leci w TV Polonia, jest samo w sobie zagadka.
Pozdrawiam
@Wieczny Doktor
„Ja troche rozumiem decyzje choc nie pochwalam. To troche tak jak wniosek Dick?a Cheney?go o habilitacje z prawa konstytucyjnego (zeby uzyc aktualnego na dzisiaj przykladu).”
Przyznam ze nie rozumiem metafory. Jakież to funkcje państwowe pełni dr Migalski że skojarzył ci się z v-ce prezydentem USA?
„To powiedziawszy, pewnie gdybym byl europeista (na szczescie nie jestem, badam cos mniej politycznego ?komorki (nie zygoty)), to pewnie bym dal Migalskiemu szanse, tak jak bym pewnie dal Dickowi (moze sie czegos nauczy).”
Gdybyś był europeistą pewnie byś nie dał bo sam Migalski europeista raczej nie jest.
Ja mam w ogóle pomysł dla wszystkich fizyków, biologów etc… Po cholerę rozprawy habilitacyjne jak i tak tytuły są przyznawane w głosowaniu. Może zalegalizujmy te praktykę. Będzie mniej papieru i więcej lasów.
A nauka? Od lat nikogo nie obchodzi.
@Wieczny Doktor: nie wiem, skąd pomysł, że w USA nie stosuje się punktacji. W zależności od uczelni stosuje się różne kryteria, ale prestiż danego journala (wyrażany liczbą cytowań średnich) zawsze jest istotny dla tenure. W wielu dziedzinach wystarczy 5-6 artykułów w pismach z najwyższej półki, by dostać tenure, ale wysokość półki określa właśnie JCR.
Nawiasem mówiąc, akurat w USA nie używa się żadnych recenzentów zewnętrznych, głosuje po prostu rada wydziału (czyli jeszcze bardziej wsobnie, niż u nas).
pundit,
Masz troche niescisle informacje. Ja mam z pierwszej reki poniewaz mam tenure, takze sam przez to przeszedlem i moj uniwersytet jest dosc typowy. Otoz zadnej punktacji sie nie stosuje w USA. Oczywiscie masz racje ze jakosc publikacji a przedewszystkim kaliber odkrycia i perspektywa dlugofalowa decyduja. Ale nikt tutaj nie wylicza punktow. To zreszta moglyby prowadzic do procesu sadowego (gdyby ktos uzyl arbitralna liczbe jako kryterium przyznania tenure).
Recenzje sa wymagane i to zwykle 5 albo wiecej. Recenzenci musza byc swiatowymi ekspertami w danej dziedzinie (czesto rowniez z Europy). Czesc recenzentow typuje Rada Wydzialu a czesc proponuje sam kandydat. Department Head wybiera recenzentow sposrod tych kandydatow. Oczekuje sie ze recenzent stwierdzi czy dany kandydat ma dorobek ktory prowadzilby do tenure (lub stalej pozycji profesora w europie) na jego/jej uniwersytecie. Komisja ktora rozpatruje dossier bierze pod uwage jakosc recenzentow (ich dorobek itd).
Marchewa,
Chodzi mi o to, ze Migalski w zyciu publicznym nie zachowuje sie jak badacz i osoba akademicka, kiedy wypowiada sie w… kwestiach polityki wewnetrznej. Tak wiec, jest obawa ze jego prace naukowe sa rownie stronnicze. TJak masz watpliwosci to odsylam do tekstu o plastikowym ludziku.
Migalski nie ukrywa swoich sympatii nawet kiedy ktos prosi go o opinie jako eksperta i obserwatora. Przeszukiwanie internetu mowi mi ze do Migalskiego czesto dzwonia zagraniczne media, ktorym to ekspert ten tlumaczy co sie dzieje w Polsce. Oto probki:
Probka numer 1 — na temat PO (jaka zla partia):
„Marek Migalski, a political scientist at the University of Silesia, held a similar opinion. He said that the fact that bills were introduced in the Sejm as late as this autumn, rather than at the beginning of the year, showed that PO had not been prepared to keep its promises when it came to power last year and testified to the legislative push?s character as a PR move.”
Probka numer 2 (aborcja , oczywiscie be ):
Sociologist Marek Migalski at the University of Silesia said the turnout at the demonstration could be seen as a success for the organisers. A counter rally by supporters of women’s groups arguing for more liberal abortion rules only drew around 1,000 in Warsaw yesterday, he said.
Probka numer 3 (kaczynscy sa bardzo dzielni):
„They will not move back a single centimeter … because they do not believe in the European project,” said Marek Migalski of the Silesia University in Katowice. „They have said they are tough and they are keeping their promise.”
taki to z niego „analyst”
Przeszukałem internet (np. scholar.google.com) i znalazłem tylko JEDNĄ publikację M. Migdalskiego,
Co prawda 60 str., ale czyste porównanie ustrojów Czech i Polski. Inne artykuły w tym samym źródle
miały bardziej ambitne tytuły (chociaż do treści nie zaglądałem). Dla typowego habilitanta można się by
spodziewać kilkudziesięciu trafień (bardzo skromnie licząc).
Co do samego Migalskiego, to nie znam jego dorobku naukowego, w ogóle to nie jest moja specjalność, więc się nie będę wypowiadał. Pan Migalski powinien jednak opublikować gdzieś w internecie sprawozdanie komisji odpowiedniego wydziału UJ, podobno dla niego przychylne. Uważam, że powinien to zroobić sam Wydział, wraz z publikacją tego fragmentu protokołu z posiedzenia Rady Wydziału, który dotyczył sprawy pana Migalskiego, zwłaszcza jeżeli odbyła się jakaś dyskusja. Zgadzam się z autorem wpisu, że rola komisji Wydziałowej jest duża, a powinna być jeszcze większa, w szczególności osoby w takich komisjach zasiadające powinny wykazywać się większą starannością. W jeszcze większym stopniu dotyczy to recenzentów pracy habilitacyjnej – recenzje zbyt często bywają sztampowe, ogólnikowe, z założenia przychylne habilitantowi. Na naszym wydziale przeszła ostatnio habilitacja, moim zdaniem bardzo słaba, a przeszła, bo komisja potraktowała człowieka zbyt łagodnie. Najbardziej krytyczny recenzent nie przyjechał na kolokwium habilitacyjne, więc nikt nie zadawał kłopotliwych pytań. No i wyszło jak wyszło. I choć uważam, że samą formułę habilitacji być może nalezy zmienić i że komisja powinna przykładać większą wagę do swojej pracy, to jednak, mimo wszystko, ostatecznej oceny powinna dokonywać pełna Rada Wydziału. Choćby po to, by uniknąć zarzutu, że komisja, jeśli powierzyć jej ostateczną decyzję, nie poddana żadnej kontroli „manipuluje”.
Natomiast odnośnie do innych rzeczy, o których pisze autor, to, po pierwsze, Maciej Giertych, z wykształcenia dendrolog, nie dość, że jest magistrem, doktorem i doktorem habilitowanym, to jest także *profesorem* (z tytułem naukowym). A habilitacje zagraniczne bywają w Polsce uznawane – to zależy czy Polska ma z danym krajem podpisaną stosowną umowę. Kilka miesięcy temu bodajże Dziennik pisał, że ludzie masowo robią habilitacje na Słowacji, bo tam i procedura jest prostsza, i wymagania są niższe niż w Polsce, a stopień jest automatycznie w Polsce uznawany.
Przeczytawszy inne komentarze, poszukałem sobie publikacji pana Migalskiego. Myślę, że najbardziej pełny spis jest tutaj
http://prac.us.edu.pl/~europa-srodkowo-wschodnia/migalski.html
Moim zdaniem nie jest to dorobek szczególnie imponujący (wśród głównych pozycji jest aż sześć redakcji wydawnictw zbiorowych!), ale może w naukach politycznych takiwystarcza? Niewiem, nie znam tej dyscypliny. Ponieważ jednak pan Migalski ma kilka artykułów wydanych na Słowacji lub w Czechach, zgaduję, że tam właśnie ten uczony mąż planuje zrobić habilitację – i tu patrz mój poprzedni wpis.
@Wieczny Doktor: przeczytaj mój post ponownie i wskaż nieścisłość 🙂
A poważnie, owszem, nikt nie WYLICZA punktów, bo wszyscy w branży znają hierarchię journali oraz mają poczucie, co trzeba zrobić na tenure. Kryteria podległy internalizacji – do tego etapu w Polsce jest bardzo daleko i śmiem twierdzić, że bez parametrycznej oceny możemy go w ogóle nie osiągnąć (choćby dlatego, że znaczna część środowiska naukowego nie byłaby w stanie wymienić pierwszej dziesiątki najważniejszych journali ze swojej dziedziny, czy rozstrzygać o randze publikacji bez zewnętrznych wskazówek, także z powodu pokusy decyzji arbitralnych i politycznych, które w USA też są, ale jednak słabsze).
@ pfg :
Witam Kolege z zaprzyjaznionego bloga naukowego! 🙂
Moje rozwazania dotyczace prof. Macieja Giertycha (my go bardzo lubimy na tym blogu, wlasnie jako przyklad http://naukowy.blog.polityka.pl/?p=7 ; http://naukowy.blog.polityka.pl/?p=15 ; http://naukowy.blog.polityka.pl/?p=12) byly czysto teoretyczne. Zdaje sobie sprawe, ze istnieje jedynie mozliwosc pozbawienia go tytulow, a nie ich nadawania.
Dzieki za informacje o uznawaniu zagranicznych habilitacji w Polsce. Czy moja francuska jest rownocenna jak slowacka? Do tej pory zylem w przekonaniu, ze nie.
pundit,
zgadzam sie, jakkolwiek to dziala, jakosc jest najwazniejsza przy ocenie dorobku naukowego w USA.
Wczoraj pisalem grant przez caly dzien i nie mialem czasu sledzic co sie dzialo, ale dopiero do mnie dotarlo. Otoz, wybor BO na prezydenta dla mnie to jest ostateczny triumf merytokracji. Tak wiec, do o czym dyskutujemy, dla Polski to jest czesc szerszego problemu: jak nauka polska ma sie stac merytokracja. Mysle ze jeszcze nie jest, choc nie jest pewnie tak zle samo srodowisko to prezentuje do opinii publicznej. Dla dzialania merytokracji, habilitacja moze byc pomocna ale tylko w sensie negatywnym, jako prog selekcyjny. Kluczowym pytaniem jest to jak zreformowac konkursy na obsade stanowisk akademickich a w szczegolnosci samodzielnych pracownikow (kierownikow grup badawczych).
@ Wieczny Doktor :
Moim zdaniem obowiazek uzyskania recenzji od zagranicznego naukowca bylby niezlym srodkiem optymizujacym ocene. To oczywiscie nie panaceum, ale wielkie utrudnienie dla miernot, a zaden problem dla dobrych naukowcow. Pomysl calkowitej oceny przez zagranicznych recenzentow jest niewykonalny (rowniez ze wzgledu na polska dume narodowa, ktora obiektywnie nie ma tu nic do rzeczy), ale jeden sposrod 3 czy 4 recenzentow powinien byc z zagranicy. Zreszta nie chodzi o jego ‚zagranicznosc’, tylko o fakt, ze jest o wiele wieksze prawdopodobienstwo, ze nie bedzie uwikalny w srodowiskowe uklady.
@jk: dokładnie, zresztą nigdzie na świecie nie wyklucza się całkowicie recenzentów ze swojego kraju, po prostu dywersyfikuje się (np. na zasadzie jeden z uczelni macierzystej, jeden z innej krajowej, jeden z zagranicznej)
@ pundit :
No wlasnie. Bardzo dobry rozklad: jeden z uczelni macierzystej, jeden z innej krajowej, jeden z zagranicznej.
Kazda dziedzina powinna wypracowac swoje wlasne kryteria. W naukach scislych, oczywiscie nie ma zadnego problemu aby wukorzystywac zagranicznych recenzentow. Recenzent krajowy jest tez potrzebny, zagraniczny moze nie do konca rozumiec jaki jest wewnetrzny polski standard.
Dlaczego po prawie 20 latach ciagle nie korzysta sie w Polsce z zagranicznych recenzentow, przy habilitacji, jest dla mnie wielka zagadka. Jedno jest pewne, jezeli taki pomysl przejdzie, to naukowcy nie wyjda w protescie w bialych fartuchach na ulice. Po prostu nie bedzie wypadac, i nie ma zadnego racjonalnego powodu aby byc przeciwnym takiemu rozwiazaniu. Tylko Minister musi miec odwage aby konsekwentnie do tego doprowadzic.
Natomiast, jak oceniac habilitacje oparte na obserwacjach zycia w sasiednich krajach, napisane po polsku, nie mam pojecia. Moze mozna wykorzystac humanistow polskiego pochodzenia. Nie wiem. tak jak mowilem, madrzy ludzie ktorzy reprezentuja taka dziedzine, poproszeni przez ministerstwo, powinni zaproponowac swoje wlasne kryteria.
Pan dr Migalski jest nie tylko ekspertem od politologii i socjologii, ale i od malzenstw, rozwodow i alimentow.
http://www.dziennik.pl/polityka/article305462/Los_Marcinkiewicza_zalezy_od_alimentow.html
Moze w tej dziedzienie powinien starac sie o habilitacje. 😆
List otwarty Niezależnego Forum Akademickiego
w sprawie niemerytorycznych ocen pracowników nauki
http://www.nfa.alfadent.pl/news.php?id=6182
W Polsce niemal nikt nie wierzy, że o karierach akademickich decydują kryteria merytoryczne. …
Przeczytalem list NFA i mam wrazenie ze poruszony jest wazny problem ale list jest niefortunnie sformulowany. Jako Wieczny Doktor powinienem byc zainteresowany reforma systemu promowania, ale nie w ten sposob:
„W Polsce niemal nikt nie wierzy, że o karierach akademickich decydują kryteria merytoryczne.”
To obraza wszystkich ludzi ktorzy otrzymali stopnie naukowe w Polsce (rowniez niektorzy podpisani pod listem chyba obrazaja sie sami). Wieczny doktor sie denerwuje ze ktos kwestionuje wartosc jego doktorstwa.
„liczne petycje NFA w sprawach reformy systemu nauki i szkolnictwa wyższego podpisują na ogół przedstawiciele Polonii akademickiej, lub byli już pracownicy naukowi. ”
Niepotrzebne dzielenie srodowiska na krajowych i zagranicznych. Wieczny Doktor wierzy w jednosc nauki ponad granicami.
„Większość pracujących w Polsce pracowników naukowych, którzy popierają te postulaty, nie ujawnia swojego poparcia z uzasadnionej obawy o konsekwencje takiego ujawnienia ”
Spekulacje na temat tego co mysli „wiekszosc” sa ryzykowne bez stosownych badan ankietowych. Jest wiele alternatywnych wytlumaczen dlaczego nie ma wielkiego poruszenia w srodowisku. Dla przykladu:
1) wielu moze myslec ze pojedyncze patologie nie przekreslaja calego systemu, ze nie ma masy krytycznej dla duzej reformy
2) ktos moze nie chciec sie podpisywac z poparciem w sprawie kontrowersyjnej postaci medialnej, w sytuacji kiedy szczegoly sprawy nie sa znane (na przyklad nieznany jest dorobek kandydatow)
3) wielu nie uslyszalo jeszcze nic na temat tych dwoch after i nie ma zdania. Wieczny Doktor na przyklad nic nie wiedzial o istnieniu NFA a dowiedzial sie dzieki temu blogowi.
@Wieczny doktor
Jak widać Wieczny doktor słabo się orientuje w tym co się dzieje w nauce w Polsce i szkoda, ze dopiero teraz dowiedział się o NFA. Może to jest przyczyna braku orientacji. No i odbiór treści listu zdumiewający.
O jakim obrażaniu jest mowa.?W Polsce niemal nikt nie wierzy, że o karierach akademickich decydują kryteria merytoryczne.? – jasne i oczywiste. Nawet prof obawiają się wyciągnąć główę z podręcznej strusiówki aby nie spadła ! a co dopiero mówić o wiecznych doktorach.
NFA łączy a nie dzieli naukowców ośmielających się działać na rzecz zmian stąd tylu naukowców od kilku lat NFA odwiedza i wiele petycji postulatów podpisało.
Doktora Migalskiego przypadkow ciag dalszy:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,6229177,Migalski__Ktos_probuje_mnie_skompromitowac.html
Tutaj chyba więcej na ten temat:
http://tosz.salon24.pl/383886.html
O części tych zrzutów rozmawialiśmy przy okazji dyskusji o habilitacji – to a propos pracy habilitacyjnej Migalskiego, że zawiera wcześniej publikowane artykuły.
No niezle. Dziwi mnie, ze pan Dr Migalski WIE z cala pewnoscia, ze paszkwile na niego pisza UBecy. Ja na miejscu politologa bylbym mniej kategoryczny. Moze to tylko zawistnicy, a niekoniecznie od razu UBecy, mafiozi, masoni czy cyklisci. Pan Dr Migalski sugeruje, ze tylko spisek i uklad moga tak paskudnie zagrozic jego karierze. Dla mnie politolog wierzacy w spiski i uklady nie jest wart funta klakow. To zupelnie nieprofesjonalne. Moze dlatego nikt nie chce mu dac habilitacji, a ci, ktorzy dali doktorat teraz sobie pluja w brode.
Jeszcze to:
http://wyborcza.pl/1,75478,6228596,Marny_dorobek_naukowy_dr_Migalskiego_.html
Nie twierdze, ze wszystko jest jasne, ale przynajmniej prof. Zyblikiewicz z UJ przyblizyl mi tlo odrzucenia wniosku o otwarcie przewodu habilitacyjnego dr Mogalskiemu na UJ.
A prof. Legutko? No coz, mowi jak to prof. Legutko, czyli to samo co pisze Rzepa i mowia dr Mogalski i aktywisci z PiS. Fajna mamy w Polsce politologie. Oj fajna. Chyba dobrze, ze nie kazdemu daja tytul dr hab.
Ciekawi mnie jak aktywisci zwiazani z PISem i NFA moga z jednej strony wystepowac przeciwko potencjalnym „pozanaukowym” czynnikom w odmowie habilitacji dla badacza Migalskiego, a z drugiej strony popierac usuniecie z uczelni wybitnych naukowcow (Wolszczan) za nieco inna pozanaukowa dzialalnosc?
Musicie sie (PISowaci) zdecydowac. Nie da sie byc ‚za a nawet przeciw”.
Pozatym, czy ktos sie wybiera na „kongres inteligencji” (tej rozumianej jako wartswa wyksztalcona) na zaproszenie prezesa PISu? Jezeli tak to mam nadzieje ze bedzie relacja dla Polityki, umieram z ciekawosci kto uzna sie za inteligencje wedlug definicji pisowatej.
„Ciekawi mnie jak aktywisci zwiazani z PISem i NFA moga z jednej strony wystepowac przeciwko potencjalnym ?pozanaukowym? czynnikom w odmowie habilitacji dla badacza Migalskiego, a z drugiej strony popierac usuniecie z uczelni wybitnych naukowcow (Wolszczan) za nieco inna pozanaukowa dzialalnosc?”
Bo czynnik pozanaukowy jest w obu przypadkach identyczny.
Chyba jednak ten jakiś Migalski spłonął wraz z habilitacją jako koziołek ofiarny na stosie porozumienia z grupą Karola co w Wiślanach , Lędzian i Pomorzanach robi z Ryskiem Antonim co w etyce i wolności robi . Cieszy mnie ogromne wsparcie mojego projektu Ustawy o Dziedziczeniu Stopnia Dr Hab. Nauki . Propozycja ta teraz jest także: political correct , oraz trendy i stwarza szanse dla potomków małżeństw gejowsko-lesbijskich. Co to czyni ją europejską Jednak ma miejsce postęp i jak tu ująć inne formy związków w jakie ludzie mogą wchodzić na przykład z grzybami i śluzowcami . Z drugiej strony jest Great Ape Project- GAP, który może zrewolucjonizować dydaktykę w euro-uczelniach oraz przebieg habilitacji u nas. GAP to inicjatywa intelektualistów zakładajaca przyznanie praw i wolności naszym wybitnym kuzynom z wielkiej rodziny Hominidae . I szukam odpowiedzi na pytanie, podobnie jak wiosną 08 Trybunał w Strasburgu czy potomek szympansa Matthew , któremu intelektualiści z Austrii chcą nadać obywatelstwo tego kraju, miałby prawo po ojcu dziedziczyć habilitację , gdy mu mu go jakaś postępowa rada wydziału u nas nada. I to jest problem bo ustawa ma być politycznie poprawna i trendy .
Zgodnie z moim nauczaniem habilitacja zostanie wtedy kiedy papież Benedykt XX V zniesie celibat księży obrządku rzymskiego. Do tego czasu habilitacja pozostanie zręcznym narzędziem polityki kadrowej humanistów , intelektualistów i erudytów Władka, Heńka i Mudka. Żeby zrozumieć problemy tego adiunkta Migalskiego który jest niczym , bo niema habilitacji, trzeba się odwołać do mojego nauczania z zakresu teologii , filozofii i egzegezy nauki w Polsce . A mówi ono że Nauka w Polsce stoi na 5 niepodważalnych zasadach . A są nimi : habilitacja, zatrudnieniowa polityka prorodzinna, rodzinne dziedziczenie katedr, wielo-etatowość samodzielnych pracowników nauki oraz zdolność sprawowania stanowisk kierowniczych przez samodzielnych pracowników nauki do momentu dobrowolnego położenia się na katafalk oraz transparentne przyznawanie grantów. A najważniejsza jest habilitacja bo to ona warunkuje istnienie 4 pozostałych wspaniałych zasad i całego systemu jako takiego. I zgodnie z moim nauczeniem ,żaden adiunkt który jest niczym, bo niema habilitacji nie może ani naukowo ani moralnie oceniać postępowanie pomazańca Wielebnej Komisji do Spraw Stopni i Tytułów któremu ona nadała certyfikat nieomylności który jest skrzyżowaniem Nobla i Pulitzera w jednym. Żadnych zmian nie będzie . Nawet po strzelaninie z 4 trupami na kolokwium habilitacyjnym znajdą się intelektualiści którzy będą bronić habilitacji. Wybijcie z głowy sobie te reformy : zadużo dzieci profesorskich czeka na habilitacje ,że by cos tu zmieniać. To tak jak z dziećmi adwokatów ? mogą być tylko adwokatami.
Wasz prof. dr hab. Józef Beton, członek korespondent PAN
Prof. dożywotni Uniwersytetu Przymiotnikowego na dalekiej Prowincji.
Specjalista w zakresie nawożenia naturalnymi substancjami pochodzenia odzwierzęcego .
Lokalny Autorytet Moralno – Medialny