Jednostka czy wspólnota?
Co było pierwsze?
W jednym z artykułów, jakie ostatnio czytałem Tadeusz Bartoś napisał, że bytem pierwotnym jest albo jednostka, albo wspólnota. Z całego artykułu tylko to stwierdzenie mnie zastanowiło, pozostała zaś jego część nie ma dla tego twierdzenia akurat żadnego znaczenia. Moim zdaniem autor całkowicie się myli stawiając taką dychotomię. Zresztą, gdyby już ją stawiać, to bytem pierwotnym w takim wypadku byłaby wspólnota.
Przemawia za tym kilka argumentów. Człowiek jest zwierzęciem społecznym, czy też mówiąc inaczej – stadnym. Tak po prostu zostaliśmy ukształtowani – rodzimy się, żyjemy i umieramy zawsze w grupie.
Szczególnie żyjemy w grupie i dzięki grupie. Swoje istnienie zawdzięczamy zawsze komuś innemu. Nikt z nas nie przeżyłby ani godziny, gdyby zaraz po narodzinach ktoś się nami nie zajął. Przez pierwszych kilkanaście lat życia nasze życie jest na ogół uzależnione od bytu wspólnoty w której żyjemy, czyli na ogół rodziny. Nikt z nas nie władałby językiem, gdyby nie wspólnota. Dziecko pozostawione samemu sobie, bez kontaktu z innymi nigdy języka się nie nauczy. Zresztą nie tylko języka – pamiętacie pewnie eksperymenty z lat pięćdziesiątych, kiedy dzieciom zapewniano tylko opiekę i nic więcej: żadnych przytuleń, słów, pochwał itd. Takie dzieci nie tylko, że gorzej się rozwijały, ale nawet nie wiadomo dlaczego umierały.
Można by do tego dorzucić aspekt genetyczny – pierwszym bytem, jaki napotykamy zawsze w swoim życiu, jest „Ty” matki, która po prostu nas nosi w swoim łonie. Życie nie zaczyna się od narodzin, ale znacznie wcześniej. Na początku to w odniesieniu do „Ty” matki kształtuje się zrąb naszej osobowości. Z biegiem czasu obok matki pojawiają się też inne osoby oraz wspólnoty, w jakich żyjemy, jako punkty odniesienia.
Inny aspekt, to aspekt biologiczny. Ewolucja jest obojętna w odniesieniu do jednostki. Nowe cechy pojawiają się wprawdzie u pojedynczych osobników, lecz ich utrwalenie ma miejsce na poziomie populacji. Dopiero po ugruntowaniu się tych cech jako normy w populacji można mówić o postępach ewolucji. W takim sensie podmiotem ewolucji są nie osobniki, ale populacje. Jednostka zaś może być z tej perspektywy potraktowana jako ogniwo w łańcuchu przekazu genetycznego.
Jeśliby więc stawiać sprawę – albo jednostka, albo wspólnota, to te względy wskazują na pierwotniejszy charakter wspólnoty.
Ale taka perspektywa jest niewłaściwa. Samo postawienie sprawy – albo jednostka, albo wspólnota – jest jak pytanie, co było pierwsze: jajko czy kura? Absolutyzacja grupy to prosta droga do różnych form zniewolenia jednostki przez tę grupę. Polityczną konsekwencją takiego podejścia są różne formy totalitaryzmu. Z drugiej strony absolutyzacja jednostki w stosunku do wspólnoty to prosta droga do rozbicia tej wspólnoty. Kwestia jest źle ustawiona. Ani jedno, ani drugie nie jest bardziej pierwotne. Ani wspólnota, ani jednostka – jedno bez drugiego nie ma sensu.
Grzegorz Pacewicz
Fot. jemsweb, Flickr (CC SA)
Komentarze
Aspekt biologiczny i genetyczny to ja bym zamienił 🙂
Nie wiem, co to dokładnie ma znaczyć „podmiot ewolucji”, niemniej będzie to pewnie nie jednostka i nie wspólnota, lecz – geny. Dobór naturalny działa na poziomie genów. Te populacje jako podmiot ewolucji przypominają trochę teorię doboru grupowego, która odeszła w niepamięć.
Ale tak czy siak, wydaje mi się, że Bartoś formułuje to zdanie w całkiem innym kontekście. Tu nie chodzi o to, że rzeczywistość jest bezwzględnie albo taka, albo owaka. U Bartosia idzie raczej bieżący paradygmat społeczny i jego historyczną ewolucję. I to wszystko w odniesieniu do aktualnej sytuacji w Kościele, który z jednej strony chce się na te zmiany otwierać, ale z drugiej tkwi w strukturze starych wartości, co rodzi wewnętrzne konflikty.
Przykro mi, ale wydaje mi się, że każdy człowiek wydaje swoje ostatnie tchnienie w samotności, nawet jeśli dookoła łoża śmierci stoją inni.
Moim zdaniem Bartoś całkowicie fałszywie rozpoznaje sytuację w Kościele, co bierze się właśnie z ustawiania perspektywy albo jednostka, albo wspólnota. Myślę, że niezależnie od kontekstu taka perspektywa jest fałszywa, to nie tędy droga.
Mysle, ze Bartos bardzo dobrze rozpoznaje sytuacje w Kosciele katolickim. Problem w tym, ze nikt w tym Kosciele nie chcial go sluchac. Gdyby sytuacja w Kk zalezala wylacznie od tego jak sie definiuje role jednostki a jak wspolnoty, to nie byloby zadnego kryzysu. A kryzys jest. I to ogromny. Dla mnie symbolem tego kryzysu jest ks. Rydzyk. Tylko symbolem. Wcale nie mowie, ze przyczyna. Przyczyn jest bez liku.
Ale z Twojego przykładu wynika, że przyczyny kryzysu leżą gdzie indziej niż o tym pisze Bartoś i że nie polega on na powrocie do Kościoła przedsoborowego.
Negacja praw jednostki ma zapewne duzy udzial w kryzysie. Wazne jest tez zamkniecie sie w obrzedowosci, ktore sprowadza Kk do funkcji religii prymitywnych. I calkowita rezygnacja z Filozofii (przez duze F) – przynajlmniej na poziomie nizszym niz kardynal, ktory jezdzi do Rzymu. To wszystko razem dopiero prowadzi do powrotu do czasow przedsoborowych z powodu zagubienia. Stad taki Rydzyk.
Negacja praw jednostki? Bardzo mnie dziwi takie stwierdzenie, ponieważ w ogóle nie spotkałem się z tym, żeby któryś z oficjleli negował te prawa. Za to sprzeciw jaki widzę, to sprzeciw chociażby wobec aborcji, lecz nawet tutaj ten sprzeciw wywodzony jest z praw człowieka (prawo do życia).
Rydzyk jaki jest, taki jest – nie każdy musi być filozofem i wywodzenie rezygnacji z Filozofii przez Kościół na jego przykładzie to nieporozumienie.
Natomiast jeśli miałbym mówić o symptomach kryzysu, to jest nim to, co się dzieje z religią w szkołach, czy też sprowadzanie chrześcijaństwa do moralistyki. No i w ogóle takie zamknięcie kleru na ruchy odnowowe w Kościele – Odnowę, czy Neokatechumenat, czy wiele innych…
Tak, wlasnie z powodu negacji praw jednostki Bartos odszedl z zakonu:
http://polskatimes.pl/opinie/26951,sumienie-kazalo-mi-odejsc,id,t.html#pzw_948
Oczywiscie, ze nie kazdy Rydzyk musi byc filozofem, ale kazdy ksiadz, ktory ma niby mowic ludziom jak maja zyc powinien. To oczywiscie utopia, ale nie robi sie nic w tym kierunku zeby ksieza choc troche mysleli. Maja wyklepane formulki i tyle. Na przykladzie Rydzyka widac to najlepiej. Bo on strasznie glosno te formulki wykrzykuje, a inni cicho.
Co do religii w szkolach to zgoda. Sam bylem ofiara religii, choc byla w zakrystii. Dla mnie jako dziecka spotkanie z Kosciolem bylo szokiem. Snily mi sie trupy i balem sie naglej i niespodziewanej smierci od tych opowiesci. Cale szczescie, ze chociaz w szkole i w domu moglem od tego odpoczac. To byl naprawde horror, ktorego nie zapomne i oszczedzam go moim dzieciom.
Tak sobie czytam ten fragment z linku i się zastanawiam czy to prawa człowieka zostały naruszone skoro Bartoś wystąpił jednak z zakonu? Niestety to, co pisze o demoralizacji kleru to gorzka rzeczywistość.
Kosciol bardzo chetnie broni praw czlowieka. Ale lubi, gdy sa to prawa czlowieka anonimowego (np. dzieci nienarodzone). Kiedy chodzi o prawa konkretnych ludzi, to sprawa sie komplikuje, bo ci ludzie moga zmienic zdanie, albo moga wprost miec zdanie niezgodne z nauka Kk. Na tym wlasnie polega „ostroznosc” Kk, zeby nie powiedziec hipokryzja. A demoralizacja kleru (nie chodzi mi o demoralizacje seksualna) wywodzi sie w duzej mierze wlasnie ze zwolnienie od myslenia i wtloczenia w wytyczone przez hierarchie koleiny.
@ Hoko
Jesteś bardziej Dawkinsowy od Dawkinsa. 😉 On definiuje (a raczej przytacza, bo Dawkins jest świetnym popularyzatorem tego, co wymyślili inni, np. Hamilton) gen jako jednostkę doboru, przez co przenosi ciężar z aspektu materialnego krążącego wokół pojęcia cistron na funkcjonalny i ucieka od trudnej w istocie do sprecyzowania istoty genu. Nie jest to zresztą w biologii nic niezwykłego, wciąż operujemy tak niekonkretnymi pojęciami jak osobnik, gatunek, czy w ogóle życie i jakoś tę biologię posuwamy dalej, przemilczając przed postronnymi, że nie potrafimy jednoznacznie określić tak podstawowych pojęć. 😉 W każdym razie, on definiuje gen jako jednostkę doboru, ale nie zapomina, że w praktyce doborowi (tzn. potomnej lub bezpotomnej śmierci) podlegają nie genotypy, a fenotypy i federacje genów, czyli osobniki. Ewolucję i dobór można rozpatrywać na różnych poziomach ? genu, osobnika i populacji. Każdy z tych poziomów jest uprawniony, bo pokazuje nieco inny aspekt. Gdyby oderwać ewolucję genów od ewolucji osobników, to mielibyśmy do dyspozycji tylko nowotwory, a gdyby oderwać od populacji ? tylko mutanty. To, czy te mutanty okażą się założycielami nowej linii zależy od czynników populacyjnych w nie mniejszym stopniu niż od czynników genetycznych.
Tak w ogóle, to przypuszczam, że ty, czy jk to wszystko wiecie, ale piszę też dla postronnych. 😉
@jk i śmierci w samotności
Śmierć w samotności nie neguje tego, co napisał GP. Nie postuluje on przecież cykliczności zjednującej koniec z początkiem. Rozwój psychiczny można rozpatrywać jako pewną drogę od kompletnego braku indywidualizmu (z tym poczuciem trzylatka, że to co on wie, wie cały świat) do coraz głębszego poczucia wyodrębnienia.
eeee… miało być @Jacobsky i śmierci w samotności (a w miejscach pytajników miały być poziome kreski)
Obawiam się, że z tym poszanowanie praw jednostki w KK nie jest jednak dobrze. Wysocy rangą przedstawiciele KK w oficjalnych wypowiedziach praw tych nie negują, ale… Codzienny kontakt wiernych z KK nie odbywa się z tymi ,,oficjelami”, tylko z ,,szarymi” proboszczami i innymi ludźmi ,,niższego szczebla”. A tam już zdecydowanie tego poszanowania praw często nie ma, co gorsza odbywa się to za cichą zgodą ,,oficjeli”. Dobrym przykładem jest sposób traktowania dzieci niechodzących na religię, przy czym przykładów jest więcej. W polityce był niedawno zresztą ciekawy artykuł/raport na ten temat: http://www.polityka.pl/wierz-bos-nie-zwierz/Lead33,933,273281,18/
Skoro mowa o ewolucji i populacji do tego co napisał Autor i Panek dodałbym jeszcze jeden aspekt: populacja wprowadza konkurencję między jednostkami, bez której to (konkurencji) ewolucja nie mogła by się odbywać. I takim sensie Autor ma także rację pisząc o znaczeniu grupy w ewolucji.
Do wielu poziomów ewolucji (o których pisał Panek) być może warto dodać jeszcze charakterystyczną dla homo sapiens ewolucję kulturową (nie obrażając żadnych szympansów — u człowieka jest to bardziej spektakularne 😉 )