Nobel i filozofia akademicka

filo.jpg

Na co komu filozofia?

Jak zwykle nowy rok akademicki wciągnął mnie w swoje tryby. Pierwsze zajęcia i nieuchronne pytania stawiane niekiedy przez studentów (w tym roku szczęśliwie nie pojawiły się): Po co? Na co komu filozofia? Na co oni muszą się tego uczyć?

Myślałem nawet, że mam dobry cytat, któregoś ze współczesnych polskich filozofów na temat tego pytania. Niestety – nie mogę znaleźć źródła, a strony nie zapisałem, chociaż mi się wydawało, że tak zrobiłem. W każdym bądź razie chodziło mniej więcej o to, że filozofię akademicką uprawia się po to, żeby wypowiedzieć za tzw. „prostego człowieka” pytania, które i jego gnębią.

Każdy na swój sposób jest filozofem, gdy pyta o kwestie fundamentalne: Po co żyć? Jak żyć? Jaki to ma sens? Jaki jest ten świat? Na czym polega człowieczeństwo? I tak dalej, i tak dalej. Pytania klasyczne i stare jak świat. Myśl zaś filozofa, którego teraz nawet nie pamiętam, była właśnie taka – pomóc wypowiedzieć te pytania, nawet jeśli pytający nie bardzo sobie zdaje z nich sprawę. Ale co nam po pytaniach, jeśli trudno znaleźć odpowiedź. Tu każdy jest zdany na samego siebie.

Traf chce, że w tym tygodniu ogłaszane są również nagrody Nobla w poszczególnych dziedzinach. Alfred Nobel oczywiście nie przyznał nagrody w dziedzinie filozofii. W końcu, za co przyznawać tę nagrodę, skoro z góry wiadomo, że żadnej ostatecznej odpowiedzi na pytania filozoficzne nie sposób znaleźć. Zaraz znajdzie się taki, który te odpowiedzi zakwestionuje. Trafnie to ujął Stanisław Lem w jednej z podróży Ijona Tichego w „Dziennikach gwiazdowych”. Nie ma takiej rzeczy na świecie, w stosunku do której jeden filozof nie podważałby zdania drugiego. Podważać zaś można wszystko. Mam wrażenie, że czasem chodzi właśnie o to, gdy patrzę na filozofię ogólnie.

Oczywiście kilku filozofów dostało nagrodę Nobla, ale formalnie nie za swoje filozofie, tylko w dziedzinie literatury: Henri Bergson, Bertrand Russell, Jean-Paul Sartre. Pewnie można by dodać jeszcze kogoś. Ale tych trzech pamiętam. Trzy osoby na sto, którym do tej pory przyznano nagrody w dziedzinie literatury. Trochę mało. Ale czy to nie wskazuje na coś innego – że warto raczej zajmować się literaturą niż filozofią akademicką.

Może jest też tak, że literatura to też sposób na zajmowanie się filozofią. Książki Lema aż są ciężkie od kwestii filozoficznych. Świadomie zresztą Lem unikał filozofii akademickiej i wolał kwestie filozoficzne roztrząsać w swoich książkach. I każda dobra literatura dotyka klasycznych pytań. Więc może to jest lepszy sposób na ich wypowiadanie w imieniu tzw. „prostego człowieka”. W końcu tenże „prosty człowiek” o wiele lepiej i łatwiej może odnaleźć siebie właśnie tu, w literaturze.

Tą drogą łatwo byłoby zagarnąć terytorium literatury i przypisać je do filozofii. Można by głosić, że pisarze to też filozofowie, tylko inaczej. I w ten sposób łatwiej zapomnieć, że jednak pisarze, to nie akademicy. Ich nikt nie stawia w kłopotliwej sytuacji pytania: po co te zajęcia?

Grzegorz Pacewicz

Fot. TheAlieness GiselaGiardino??, Flickr (CC SA)