Ewolucja nie istnieje?
Czy atom istnieje? Czy energia istnieje? Czy istnieje „ja”?
25 czerwca będziemy obchodzić setną rocznicę urodzin Willarda Van Orman Quine’a wybitnego amerykańskiego logika i filozofa, bez którego współcześnie trudno sobie wyobrazić obie te dziedziny wiedzy. Nie będę oczywiście streszczał jego życia. Najbardziej chyba znane dwa jego teksty to „Dwa dogmaty empiryzmu” i „O tym, co istnieje”. O tym drugim tekście zresztą już pisałem, a dziś chcę wskazać na jedną konsekwencję, która wynika z tych dociekań Quine’a.
W interpretacji Quine’a pytanie o to, czym jest istnienie, nieuchronnie przechodzi w pytanie o to, co istnieje? Rzecz dotyczy podstaw ontologicznych tego, co bada nauka. Zastanówmy się bowiem nad tym, jaki jest status ontologiczny pojęć, jakie pojawiają się w toku dociekań naukowych. Quine oddziela znaczenie i oznaczanie. Co znaczą pojęcia naukowe, jest w miarę łatwe do ustalenia, bo jest to kwestia definicji i zgody na nie ze strony środowiska naukowego. Ale co te pojęcia oznaczają, to zupełnie inna kwestia. Czy atom istnieje? Czy energia istnieje? Czy istnieje „ja”? Czy społeczeństwo istnieje? Czy istnieje siła? Czy ewolucja istnieje? I tak dalej.
Weźmy to ostatnie pytanie. Ontologia Quine’a nadbudowana jest w pewnym sensie nad teorią poznania, to znaczy zakłada, że istnienie rzeczy jest wnioskiem wyciąganym przez nas na podstawie obserwacji. Tylko o tym, co w jakikolwiek sposób zaobserwowano, można powiedzieć, że istnieje. Natomiast brak takiej obserwacji uniemożliwia wyciągnięcie takie wniosku. Czy wobec tego ewolucja jest przez nas obserwowana? I tak, i nie.
Ewolucja nie istnieje tak, jak rzeczy. Nie ma żadnych własności obserwowalnych: masy, wielkości, kształtu itp. Można by więc postawić wniosek, że pojęcie to nic nie oznacza. Tak jak pojęcie „pegaza”.
Byłby to jednak zły wniosek, bo pojęcie to coś jednak oznacza. Oznacza ono zmiany, jakie obserwujemy w kolejnych pokoleniach poszczególnych organizmów. Jest to więc nazwa, która wskazuje na te zmiany, i na to, że nie zachodzą one w sposób chaotyczny, lecz są skutkiem oddziaływania jakiegoś mechanizmu. Zmiany te oraz ich mechanizm oznaczone są właśnie tym pojęciem. Odnosi się więc ono do procesu. Pytanie, jakie w związku z tym się pojawia: czy procesy istnieją? Jaki jest ich status ontologiczny? I czy na gruncie ontologii Quine’a można przyjąć ich istnienie?
Wygląda mi na to, że na pytania te można odpowiedzieć twierdząco, o ile tylko przyjmiemy rozróżnienie dwóch poziomów rozważań w nauce. Poziom pierwszego rzędu miałby odnosić się do tego, co obserwowalne bezpośrednio. Poziom drugiego rzędu obejmuje konstrukcje teoretyczne nadbudowane nad poziomem pierwszego rzędu. Quine przyznawał, że pojęcie istnienia ma właśnie taki charakter, ponieważ dopiero obserwacja rzeczy i jej własności pozwala na wniosek, że ona w ogóle istnieje. Podobnie można potraktować ewolucję. Obserwacja, nawet pośrednia, zmian w kolejnych pokoleniach organizmów, pozwala na wniosek, że organizmy ewoluują. Można więc się zastanawiać, czy w następnym kroku, niejako na następnym poziomie rozważań, nie posunąć się dalej i stwierdzić, że ewolucja istnieje? Myślę, że to byłoby jednak za dużo. Nie ma potrzeby mnożyć bytów ponad miarę.
Grzegorz Pacewicz
Fot. spud murphy, Flickr (CC SA)
Komentarze
Etam, rzeczy też nie istnieją. Albo jeszcze inaczej – rzeczy nie istnieją, zaś „istnieją” właśnie tylko procesy, „zdarzenia” – takie wnioski wysuwają się z obserwacji mikroświata. „rzecz” to uogólnienie, obserwacja zakłada niezliczoną ilość rozmitych idealizacji.
W sumie więc wszystko sprowadza się do kwestii definicyjnych, czyli do słów… 🙂
„Wygląda mi na to, że na pytania te można odpowiedzieć twierdząco, o ile tylko przyjmiemy rozróżnienie dwóch poziomów rozważań w nauce. Poziom pierwszego rzędu miałby odnosić się do tego, co obserwowalne bezpośrednio.” (…) „Nie ma potrzeby mnożyć bytów ponad miarę.”
Wychodząc od ostatniego zdania: po co rozróżniać 2 (lub więcej) poziomów rozważań? Coś na co naukowcy pasjami uwielbiają tracić czas to dzielenie. Iksy dzielimy na… a te z kolei na… a te można podzielić ze względu na… na… Po co? Czasem to owszem czemuś służy, a być może jest li tylko potrzebą skołowanego umysłu, żeby jakoś poszufladkować niesforne myśli.
Wracając do istnienia, a ściślej słowa „istnienie” i okolic jego definicji. Wprowadzanie szucznych podziałów i ograniczeń co do typu obiektów i typów ich obserwacji doprowadzamy ontologię Quinna do absurdu. „Życie i umieranie nie istnieje. Bo nie jest przedmiotem i nie posiada kształtu.” Dlaczegóżby pojęcia takie jak proces albo zależność wymagały jakiegoś szczególnego rozgraniczania od rzeczy posiadających masę?
Nie prościeć powiedzieć, że wszystko co daje się zaobserwować – istnieje? Wydaje się mieć to o wiele więcej sensu. I da się sprawdzić na milion jeden sposobów.
Hoko,
🙂
Adam,
„Wychodząc od ostatniego zdania: po co rozróżniać 2 (lub więcej) poziomów rozważań? ”
Dla porządku chociażby.
„Nie prościeć powiedzieć, że wszystko co daje się zaobserwować – istnieje?” Taki sam punkt widzenia jest u Quine’a. Jak ciągnę jego rozwiązanie w stronę, która w ostateczności Tobie nie odpowiada. Moim zdaniem nie ma sensu mówić o tym, że życie lub umieranie istnieje/nie istnieje. Lepiej po prostu poprzestać na tym, że ktoś żyje lub umiera.
Jak wiadomo niektorym istnieje szereg kategorii ontologicznych. Na przyklad: osoby, rzeczy, tresci, stocunki, zdarzenia. Ewolucja jest zdarzeniem a raczej ciagiem zdarzen i w tym sensie istnieje.
@ Bobola :
No nie bardzo, bo czy mozna powiedziec, ze istnienie ciag zdarzen, ktore mi sie dzisiaj przytrafily? Mozna powiedziec, ze te zdarzenia zaistnialy, ale nie, ze istnieja. Jest wiec tez problem czasu. Mowiac, ze ewolucja istnieje twierdzimy, ze ciagle sie odbywa. A na to nie mamy dowodu, tak samo jak nie ma dowodu na to, ze Ziemia w tym wlasnie momencie sie kreci (tzn. gdyby sie zatrzymala to pewnie (!) bysmy to zauwazyli). Mozemy sadzic, ze tak jest, bo do tej pory zawsze sie krecila, ale to tak jak ze wschodem slonca (czas przyszly), skoro co rano jest wschod slonca to jednak nie oznacza, ze jutro tez bedzie. A wiec zdanie ewolucja istniala jest prawdziwe, a zdanie ewolucja istnieje juz nie koniecznie. Z przedmiotami sprawa jest inna. Moj komputer istnial dzis rano i istnieje teraz, ale nie wiem czy bedzie istnial za 2 minuty.
Kwestie związane z istnieniem/nieistnieniem są związane z niuansami. Mój kolega, który od długiego czasu zajmuje się tymi zagadnieniami, i od którego załapałem „bakcyla” tego typu spekulacji, skwitował ostatnio sprawę krótko: każde określenie istnienia/nieistnienia jest arbitralne; każde wskazanie na to, co istnieje jest arbitralne. I bądź tu człowieku mądry. Dla jednych procesy/zdarzenia/stosunki istnieją, dla innych nie. Moim zdaniem precyzyjniej jest odnosić pojęcie istnienia tylko do rzeczy.
@Adam: Po co? Otóż od ponad dwóch tysięcy lat wiadomo, co następuje:
„(…) Czynność zaś rozumu, która jest teoretyczną kontemplacją, zdaje się zarówno powagą swą, jak też nie zmierzaćdo żadnego celu leżącego poza nią i łączyć się zarówno z właściwą sobie doskonałą przyjemnością (…) jak też z samowystarczalnością, z możliwością zażywania wczasu i nieprzerwanym trwaniem (…) – to ta właśnie czynność będzie doskonałym szczęściem człowieka.”
A co do Twojej propozycji, to wiesz, jasne, że prościej powiedzieć, że istnieje tylko to, co obserwowalne. Ale wtedy pojawiają się zupełnie poważne kłopoty. Bogów wywalasz za jednym zamachem, razem z duszami, dobrami, złem i takimi tam. Nie bardzo wtedy byłoby wiadomo, czym zajmują się matematycy, socjologowie, historycy idei…
A co do Quine’a to ja nie jestem jakimś specjalistą od niego, ale przecież definicja, że „istnieć, to być wartością zmiennej pod kwantyfikatorem” pochodzi zdaje się od niego. Nie ma więc chyba problemu procesów. Tzn skoro można powiedzieć „Ewolucja trwa nieprzerwanie od początku istnienia życia” i jest to zdanie użyteczne z perspektywy nauki, to znaczy, że ewolucja istnieje. Ale może ja źle pamiętam, a nie mam chyba „Z punktu widzenia logiki” w domu…
@ GP :
No ale nawet istnienie rzeczy wedlug Berkeleya jest watpliwe. A co dopiero ich nieistnienie!
Komerski,
Tu jest link do miejsca, gdzie jest „O tym, co istnieje”, wystarczy zjechać na dół. http://filozofiauw.wikidot.com/teksty-zrodlowe#toc0
Zdanie „?Ewolucja trwa nieprzerwanie od początku istnienia życia?” należałoby przeformułować, żeby móc podpisać pod nie zmienne: „Organizmy żywe zmieniają się w kolejnych pokoleniach od kiedy pojawiły się na ziemi”. W ten sposób pojęcia „ewolucja” i „życie” zostają zastąpione na takie, którym łatwo przypisać zmienne. Nie widzę więc potrzeby by o ewolucji czy życiu mówić tak jak o rzeczach.
JK,
Ano właśnie… 🙂
GP: Racja, zły przykład podałem. Ale nadal nie myślę, że trzeba robić to redukując. Kiedy powiemy, że „Ewolucja prowadzi do powstawania nowych gatunków istot żywych za pomocą doboru naturalnego i losowych mutacji” to zakładamy, że to coś, co podpada pod określenie „prowadzi do powstawania nowych gatunków istot żywych, za pomocą doboru (…)” istnieje. Ale nie upieram się, doczytam później.
Strona bomba! Jak to się świat od moich czasów zmienił…
Witam wszystkich. Widzę, że nieźle się tutaj bawicie, to spróbuję i ja. Moje pytanie brzmi, czy mogę powiedzieć, że istnieje nieistnienie? Rozmyślając przez chwilę, przeczytawszy artykuł i komentarze, doszedłem do pewnego absurdu. Bo jeśli np. założę, że nie ma nic, tzn., że absolutnie nic nie istnieje, a intuicja podpowiada mi, że nic nie stoi na przeszkodzie, abym takie założenie przyjął, to nagle okazuje się, że mam problem z opisem tego stanu rzeczy. No bo jakiego stanu i jakiej rzeczy. Poza tym, nie mogę powiedzieć, że istnieje nieistnienie, bo to sprzeczność . Nie będę brnął dalej, bo to przekracza moje zdolności pojmowania rzeczy, a w ogóle , chyba dziś za krótko spałem.
Pozdrawiam
Mirek
@ Mirek :
Wlasnie zderzyles sie z Berkeleyem. 🙂 🙂
Bardziej istnieją procesy niż przedmioty, bo wszystko się zmienia, płynie, przkształca się, chociaż wydaje się, że to co twarde, dotykalne i dostrzegalne wprost istnieje bardziej. Dlatego wydaje się, że przedmioty materialne „bardziej istnieją. To jednak tylko kwestia definicji istnienia. Jakie atrybuty przypiszemy słowu „istnienie” będzie przesądzać o istnirniu czegoś lub nieistnienia tego czegoś. Tak podpowiada mi intuicja, a jaj wierzę. Jerzy/Cyga 321
Stary problem tożsamości rzeczy. Jak to się dzieje, że rzeczy są takie, jakie są mimo, że się zmieniają; mimo, że można je rozłożyć je na części, niemal w nieskończoność. Na przykład czy ja jestem, czy raczej istnieją tylko atomy, które budują moje ciało. Idąc jeszcze dalej – może atomy też nie istnieją, tylko to, co je buduje. I tak można w nieskończoność. Dla mnie to ślepy zaułek.
GP,
Dlaczego ślepy zaułek ?
Może raczej granicą naszego poznania na dzień dzisiejszy. Kto wie, gdzie będzie one przebiegać za 100, 200, 1000 lat ?
Chyba jesteśmy trochę jak dzieci, ambitne dzieci, które chcą wiedzieć wszystko natychmiast, chodzić zanim zaczną raczkować, itp. Ty, ja i wszyscy dookoła mamy to szczęście, że urodziliśmy się w epoce, która daje do dyspozycji sporo jeśli chodzi o wiedzę (w tym tę nagromadzoną przez poprzedników) i metodologię, bo dzięki nim można stawiać zapodany przeć Ciebie problem nie taki sposób, jak czynili to np. filozofowie Antyku, ale jak filozof bogatszy o stan dzisiejszy stan wiedzy.
Ty i ja mamy ten niefart, że nie urodziliśmy się… 1000 lat później ? 😉
A i tak, nawet za 1000 lat, podobne pytania będą chyba nadal aktualne.
O ile będzie komu je stawiać oczywiście…
Ślepy zaułek, dlatego że takie stopniowanie w dół do niczego nie prowadzi. 🙂 A pod całą resztą Twojego komentarza mogę się tylko podpisać.
GP, Jacobsky,
To, że jesteśmy precyzyjnie ukształtowanym zbiorem – wg. naszych możliwości obliczeniowych – niezliczonej liczby atomów (a te zbirami z nizliczonych cząstek elementarnych (czy rzeczywiście elementarnych ?) i związanych z nimi sił oraz oddziaływań jest już dla nas oczywistością, o której jeszcze niedawno ludzie mogli tylko pofantazjować. Stworzone przeż nas w trakcie „ewolucji intelektualnej” dodatkowe zmysły – instrumenty naukowe, dają nam na to twarde dowody. Tajemnicą dla nas nadal pozostaje, jak są złożone i skonstruowane (pojawia się problem Konstruktora, bądż Ślepej, ale ukierunkowanej na doskonalenie się Samokonstrukcji) te zespoły atomów i cząstek elementarnych oraz ich oddziaływań, że jesteśmy my, że istniejemy, a istniejemy, bo „myślę więc jestem”. Jeśli ten problem zostanie w przyszłości rozwiązany, a sądzę, że kiedyś tak, ludzkie posiądą takie możliwości, jakie starożytni Grecy przypisywali swoim bogom. Chociaż i tu warto zauważyć, że świat greckich bogów też nie był jeszcze idealnym światem. Może stąd „Big bang”, albo ich nieskończoność ?
„Tajemnicą dla nas nadal pozostaje…”
Filozofowie zajmują się tą kwestią od niemal początku filozofii. Jak to jest, że pomimo rozkładalności na części, niemal w nieskończoność, rzeczy są takie, jakie są…
….i chyba nie przez przypadek dzis fizycy, a szczegolnie ci, ktorzy zajmuja sie kosmologia czy fizyka czastek elementarnych tworza w sumie koncepcje bardziej filozoficzne niz naukowe w tradycyjnym tego slowa znaczeniu.
Czy rzeczy sa rozkladalne w nieskonczonosc – to sie pewnie okaze. Ponoc nawet czas ma strukture ziarnista i sklada sie podstawowych „kwantow czasu” – tak wyczytalem kiedys w SciAm. Pewnie jakis zawodowy fizyk mnie zaraz ochrzani, ze pisze dyrdymaly.
Jednak to poszukiwanie „ziarnistosci” otaczajacego nas swiata, oczywiscie poszukiwanie nowoczesne, podparte teoriami, matematyka i wyrafinowana aparatura badawcza to chyba nic innego jak wspolczesna odmiana antycznego patrzenia sie niebo czy w piasek na plazy i probowanie wyciagniecia wnioskow co do zjawisk i konceptow fundamentalnych.
Raz jeszcze: dzis wiemy tyle, jutro pewnie bedzie wiadomo wiecej.
Ot, i cala filozofia.
Mnie akurat domniemanie o „ziarnistości czasu” wydaje się najmniej prawdopodobne. Za najbardziej oczywiste uważam to, że czas jest funkcją istnienia materii, jej oddziaływań oraz zmienności. Sam w sobie nie ma niezależnego bytu. Gdy w materii nie zachodzą żadne zmiany (np. w jakimś zamkniętym układzie bliskim zera absolutnego), stan materii w czasie „A” nie rózniłby się stanem materii w czasie „B” (oczywiści, czasy „A” i „B” wyznaczane byłyby przez zegar z poza zamkniętego układu). Wewnątrz wspomnianego zamkniętego układu nie możnaby stwierdzić upływu czasu.
Uczono mnie (ongiś, ongiś), że w „okolicy” absolutnego zera materia jakby zamiera, a nawet jakby przestaje istnieć (czy dalej ta teoria funkcjonuje, czy ktoś ją już sprawdził ?)
Jeśli tak, to obiektywne istnienie materii także mogłoby być kwestionowane. Wynikałoby z tego, że aby zaistnieć obiektywnie w naszym ludzkim rozumieniu materia potrzebuje energii, mnóstwa energii.
Może ciemna materia (a co z ciemną energią?) to niewykształcona jeszcze materia, z powodu niedostatku energii, lub zmarła materia z powodu podobnego niedostatku. Może ta potencjalna materia, jak kania deszczu, oczekuje nowych big bangów, super nowych fajerwerków, czy czegoś w tym rodzaju.
Strach pomyśleć tymbardziej, że wszechświat, który miał zwalniać podobno przyśpiesza, aby rozpłynąć się w kosmicznej, wymarłej poatomowej zupie.
Ambitne dyskusje tu prowadzicie. Może ktoś byłby zainteresowany mini-konferencją memetyczną (pójdzcie po linku 🙂 )
Pozdrawiam
Gdyby ktos mial watpliwosci ze ewolucja nie ma sensu
http://www.youtube.com/watch?v=fo8l_4Bcso4&feature=related
i kolejne
lub
http://www.youtube.com/watch?v=dfibYtt2fmk
i kolejne
—
Pozdrawiam
Łukasz
Mirek zaden czlowiek nie jest w stanie tego pojac…
A tak wogole ewolucji nigdy niebylo, niema i niebedzie, a swiat nie istnieje tak dlugo jakby wam sie wydawalo i jak ucza w szkolach itp… istnieje okolo 7 tysiecy lat