Burza w szklance wody

0embr450.jpg

Już tradycyjnie każde, nawet najbardziej banalne doświadczenie wykonane na ludzkich zarodkach okrzyknięte zostaje głównym zagrożeniem ludzkości.

„Rzeczpospolita” opublikowała niedawno artykuł pt. „Człowiek udoskonalony„. Chodzi o wprowadzenie do ludzkiego zarodka genu fluoryzującego białka GFP pochodzącego od jamochłona. W doświadczeniu, w dzisiejszych czasach zupełnie trywialnym, chodziło o to by przekonać się czy technika, którą stosuje się z powodzeniem w odniesieniu do zarodków zwierząt i komórek (również ludzkich) hodowanych w laboratorium może działać również w zarodku ludzkim.

Chyba nikt nie mógł mieć wątpliwości, że skoro gen kodujący GFP umieszczony w zapłodnionej komórce jajowej myszy czy ryby funkcjonuje normalnie, to będzie tak samo funkcjonował w zarodku ludzkim. Tak też się stało. Zarodek zawierający gen GFP rozwijał się normalnie dzięki podziałom komórkowym i przy okazji świecił. Na stadium około stukomórkowym zarodek ów utrwalono (czyli jak wolą obrońcy życia nienarodzonego – zabito).

Najciekawsze, że to „pionierskie doświadczenie” na początku w ogóle przeoczono. Stało się tak właśnie dlatego, iż z technicznego punktu widzenia było ono banalne. Do mediów wiadomość dotarła dopiero w kilka miesięcy po ujawnieniu szczegółów eksperymentu dla świata nauki podczas jednej z konferencji naukowych w USA w zeszłym roku. Dla szerokiej publiczności odkrył „pierwszego transgenicznego” człowieka David King z brytyjskiej organizacji Human Genetics Alert.

Wprowadzanie genów do DNA ludzkich zarodków może stać się w przyszłości świetną metodą zapobiegania chorobom dziedzicznym. Chyba nie trzeba nikogo, kto z przyczyn światopoglądowych nie odrzuca stosowania metod genetycznych w medycynie, przekonywać o szerokich możliwościach naprawiania zmutowanych genów tą właśnie drogą. Ale, aby taka terapia kiedyś była w ogóle możliwa, trzeba najpierw zrobić pierwszy, a potem dalsze kroki. Zespół Nikicy Zaninovica z Weill Medical College przy nowojorskim Cornell University właśnie ten pierwszy krok wykonał.

Oczywiście przekroczono pewną barierę etyczną. Tak samo jak wiele lat temu przekroczono ją przeszczepiając szpik kostny, nerkę czy serce, czy w odległych epokach prowadząc sekcje zwłok. Święte oburzenie mediów nie trwało jednak zbyt długo, gdyż wszyscy już przyzwyczaili się do przekraczania kolejnych Rubikonów w naukach medycznych. Bez nich nie będzie po prostu postępu w medycynie.

W poniedziałek brytyjski parlament odrzucił (336 głosy za, przy 176 przeciw) poprawkę do ustawy zezwalającej na produkowanie w celach naukowych tzw. hybryd ludzko zwierzęcych – niektóre media nazywają je błędnie „chimerami”, choć żadnymi „chimerami” nie są, a nawet ich hybrydowość jest dyskusyjna. Tym samym utrzymał w mocy prawo zezwalające na prowadzenie w Wielkiej Brytanii badań nad użyciem zwierzęcych oocytów do przeszczepiania ludzkich jąder komórkowych. Celem tych doświadczeń ma być usprawnienie otrzymywania ludzkich zarodkowych komórek macierzystych na dużą skalę.

Lamenty nad „zbrodniczym” procederem produkowania takich krowio-ludzkich zarodków też słychać od dawna. Owe krowio-ludzkie hybrydy również mają zagrażać ludzkości. O tym, jakich korzyści dla ludzkości mogą one dostarczyć krytycy oczywiście nawet się nie zająkną.

A więc psy szczekają, a karawana idzie dalej. Brytyjczycy dziś świadomie decydują o kierunku rozwoju ludzkiej cywilizacji. Inne kraje patrzą zaś na ich posuwającą się do przodu karawanę i ujadają.

Najciekawsze, że głosy potępienia nie dają alternatywnej recepty na przyszłość. Po prostu powinniśmy zatrzymać się w rozwoju właśnie teraz i modlić się o zdrowie i pomyślność, jak polscy parlamentarzyści poprzedniej kadencji modlili się o deszcz. Na szczęście dla ludzkości nie wszystkim taka recepta odpowiada. A skutek będzie taki, że za kilka lat będziemy słono płacić za brytyjskie technologie medyczne.

Na rys. embrion wg Leonarda da Vinci

Jacek Kubiak