Pokrętny postęp
Postęp nie odbywa się po linii prostej, porusza się zygzakiem.
Historia postępu nie jest pełna bez rozdziału, którego negatywną bohaterką stała się eugenika (dyskusja po wpisie „Postęp jak narkotyk” skłoniła mnie do napisania drugiej części). Ten szczególny flirt filozofii z postępem uwieńczony został ponurym paroksyzmem zbrodni hitleryzmu i stalinizmu, kłamliwie usprawiedliwianych eugenicznymi tezami o doskonaleniu ludzkości. Zrodził się on niewinnie w głowie Nicolasa Venette’a (1622-1698), francuskiego lekarza z La Rochelle.
W rozważaniach zatytułowanych „Obraz miłości małżeńskiej” Venette doszedł do wniosku, że skoro królowie dobierają sobie małżonków „dla dobra ojczyzny”, to poddani powinni dobierać się w pary tak, by ich potomstwo cieszyło się zdrowiem i siłą fizyczną dostarczając przednich wojowników „dla dobra króla i królestwa”. Venette nie byłby rzeczywistym prekursorem eugenizmu, gdyby nie marzyło mu się poznanie przyczyn, dla których wokół „tyle osób niskiego wzrostu, cherlawych i niekształtnych” i skąd biorą się „silni, rośli, sprawni i odporni duchowo”. Wiedza ta konieczna była do sterowania wybranymi cechami przy kojarzeniu małżeństw.
Śladami Venette’a poszedł Marie – Jean – Antoine – Nicolas de Caritat Condorcet. Sądził on, że doskonalenie człowieka może przedłużyć mu życie w nieskończoność. Chciał przyspieszyć ten proces, podobnie jak u ras zwierząt domowych, poprzez odpowiedni dobór rodziców. Jeszcze dalej posunął się Nicolas Restif de la Bretonne, postulując u zarania pierwszej Republiki Francuskiej zawieranie małżeństw i płodzenie potomstwa w obrębie najbliższej rodziny. Sądził on błędnie, że w ten sposób przyspieszy się utrwalanie dobrych cech u przyszłych obywateli.
Ale dopiero w r. 1883 Francis Galton ukuł termin „eugenizm”. Pomysł ulepszania gatunku ludzkiego szczególnie przypadł do gustu socjalistom. Łączył bowiem naukowe podejście z aspektem społecznym i obiecywał poprawę doli ludzkości. Tak eugenika stała się niemal nową religią.
Zamysły pierwszych eugenistów (z Galtonem włącznie) były jak najbardziej zbożne. Na ich drodze stanęły jednak przeszkody natury moralnej. Co robić z nieprzydatnymi do kreowania nowego człowieka osobnikami, skoro nie reprezentują oni z punktu widzenia przyszłości ludzkiej rasy żadnych korzyści, a w dodatku ciążą społeczeństwu? Zlikwidować?! Myśl tę wprowadził w czyn wyzuty z moralnych hamulców Hitler uruchamiając narodowo-socjalistyczną fabrykę śmierci.
Doświadczenia hitleryzmu osłabiły pozycje progresistów – wiecznych optymistów o niezachwianej wierze w przyszłość. Georges Bernanos stwierdził w wydanym w r. 1953 zbiorze esejów „La Liberté pour Quoi Faire?”, że „pesymizm i optymizm mają wspólny mianownik – nie widzą rzeczy obiektywnie. Optymista to szczęśliwy imbecyl, pesymista zaś to też imbecyl, tyle, że nieszczęśliwy. Obaj są jak Flip i Flap.”
Uogólnienie Bernanosa odnosi się i do współczesnych – oczekujących od postępu bądź cudów, bądź zagłady. Tak właśnie wyraża się często nasz stosunek do wszelkich zabiegów biotechnologicznych dotyczących nie tylko ludzi (klonowanie, genetyczne modyfikowanie naszego genomu, modyfikowanie psychiki za pomocą leków nowej generacji, możliwości zastosowań medycyny regeneracyjnej), ale i roślin i zwierząt (organizmy modyfikowane genetycznie – GMO). Perspektywom tym towarzyszy albo euforia (udoskonalimy gatunek ludzki, osiągniemy nieśmiertelność, zrównamy się z Bogiem), albo krańcowy pesymizm (koniec ludzkości, spustoszenie ekosystemu wywołane przez GMO, zagłada atomowa).
Zwolennicy postępu chcą pełnej swobody poczynań, jak niegdyś eugeniści, w imię dobra ludzkości. Przeciwnicy zaś, jak za czasów ruchu niszczycieli maszyn w XIX wieku, wycinają doświadczalne pola ze zmodyfikowaną genetycznie kukurydzą i szczycą się, że ratują nas przed rzekomą katastrofą ekologiczną. Podwyższona temperatura umysłów (i czynów) w tej dziedzinie panuje w Europie, lecz promieniuje na cały świat. Bierze się ona zapewne tak z ignorancji, która od zawsze szła w parze ze strachem, jak i z naiwności jednych, a politycznej rachuby drugich.
Nie lepiej jest jednak i u piewców zalet postępu. Ileż mieliśmy obietnic, że nowe metody leczenia zapewnią nam szczęście wieczne, albo że GMO pozwolą wykarmić zagrożoną głodem ludzkość? Mantra, że przełom jest tuż tuż zniechęca zblazowaną publiczność i zaciera rzeczywiste kształty postępu. A przecież uporaliśmy się z wieloma plagami od tysiącleci nękającymi ludzkość, wysyłamy sondy badawcze na odległe planety, potrafimy szybko reagować na pojawianie się nowych chorób produkując testy, szczepionki i nowe lekarstwa (nawet na raka czy AIDS – choć ciągle nie ma na wirusa HIV antidotum, to istnieją terapie przedłużające życie zakażonym). Nazbyt często zapominamy, że rak to nie jedna choroba, ale wiele różnych chorób. Na niektóre formy raka mamy od niedawna świetne medykamenty: Glivec na pewne leukemie, Herceptynę na raka piersi, Paclitaxel i Taxoter też m.inn. na raka piersi. Społeczna świadomość niezwykle szybkiego postępu w tej dziedzinie ginie jednak w potoku nowych obietnic, bo przecież nie ustajemy w poszukiwaniu nowych środków. Bywamy jak dzieci, które obsypywane prezentami nie potrafią cieszyć się z nowego podarku.
Brak umiaru w ocenie postępu jest pochodną jego szalonego tempa właśnie. Kreuje ono bowiem potrzebę generowania kolejnych nowości. Tak było od zawsze, tyle, że do niedawna mieliśmy czas na przetrawienie tego co zdobyliśmy. Dziś, gdy niemal wszystko staje się osiągalne jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki (komputerowej myszki), pryska czar nowości. Postęp zabija sam siebie osiągając przerażające dla wielu tempo. Stąd metafora Williama Pfaffa o jego końcu, a za nim o końcu nauki (John Horgan) i samego człowieka (Francis Fukuyama).
W globalnej wiosce informacje docierają z prędkością światła do najodleglejszych zakątków kuli ziemskiej. Dzięki temu odnosimy wrażenie uczestniczenia w procesie światowego postępu. Kogo ganić za to, że codziennie obiecuje się nam nowości i roztacza świetlane perspektywy? Naukowców? Dziennikarzy? To przecież ich obowiązek. Problem w tym, że informacje bywają albo przesadne, albo źle rozumiane przez głodnych sensacji widzów, słuchaczy i czytelników.
Nauka obiecuje postęp, ale nie jest w stanie przewidzieć tempa pionierskich badań. Jak jednak przekonać decydentów i społeczeństwo łożące na badania naukowe bez podania choćby hipotetycznej daty uzyskania wyników? Naukowcy robią więc często po prostu zakład, a brane jest to bądź za oszustwo, bądź za przejaw pychy. Przypomnijmy tu Compte’a: „postęp nie odbywa się po linii prostej, on kluczy, porusza się zygzakiem”. Nazbyt często o tym zapominamy.
Do umiaru w percepcji postępu nawołuje francuski filozof, socjolog i politolog Pierre-André Taguieff. Tak „religię”, jak i „nihilizm” postępu proponuje on zastąpić chłodnym racjonalnym myśleniem. Wbrew pozorom Taguieff wybrał drogę najtrudniejszą, gdyż wezwanie do umiaru nie porwie mas. Jednak to właśnie umiar – dziś towar jakże deficytowy – jest nam na początku szalonego XXI wieku potrzebny bardziej niż zdajemy sobie z tego na co dzień sprawę. To w nim właśnie należy upatrywać ratunku przed końcem postępu, nauki i nas samych.
Jacek Kubiak
Fot. Jonas B, Flickr (CC BY SA)
Komentarze
Chciałbym dodać, że zachodzi interesujące zjawisko. Dopóki postęp naukowy dokonywał się w ramach jednej kultury istniały siły mogące wpływać na jego kształt: obyczaj, religia, siły polityczne, sponsorzy.
Od czasu rozpowszechnienia nauki na skalę globu zmienili sie aktorzy, którzy wpływają na rozwój nauki a kontrola tego procesu jest prawie niemozliwa: nauka zawsze może przenieść się w rejony, gdzie panują sprzyjające warunki.
Na razie nauce to służy. O ile wiem, zniknęły proby integrowania osiągnięć nauki w systemy ideoloiczne, co najczęściej było przyczyną kłopotów związanych z postępem.
Skoro już o eugenice mowa, to warto by było wspomnieć o Platonie, który ideę tę spisał jako pierwszy i o Spartanach, którzy idąc innym torem stosowali pewną jej wersję w praktyce.
Interesuje mnie też rozwinięcie, a właściwie zdania, że: „Pomysł ulepszania gatunku ludzkiego szczególnie przypadł do gustu socjalistom.” Z tych socjalistów kojarzę głównie Hitlera. A inni?
@komerski,
Socjaliści azjatyccy i niektórzy socjaliści zachodni (E.Fromm ale nie tylko) lansowali ideę stworzenia „nowego człowieka”. Wychodzili jednak z założenia, że człowiek rodzi się jako tabula rasa i jego właściwości zależą w pełni od wpływów otoczenia. Aspekt biologiczny nie był dla nich istotny, uważali go za łatwy do przeskoczenia (szczególnie azjaci).
Ich ulepszanie nie kładło nacisku na cech fizyczne, ale na formowanie psychiki i „świadomości społecznej” jednostek.
@Art63: to jest jasne, ale to jednak nie eugenika. Dlatego właśnie się zdziwiłem.
@komerski :
Tak, chodzilo mi oczywiscie o pradawnych socjalistow. Tak jak wspominasz, narodowy socjalizm tez zaliczam do tego nurtu. No coz, dzisiejsi socjalisci maja niewiele wspolnego z tym co sie leglo w glowach kiedys. Jednak maja problem – dziwgaja ten ciezar i czesto, niestety, nie potrafia sie z nim obejsc. Chca go po prostu zrzucic. Ale jak zrzucuic cos czego nie ma materialnie? Na tym polega, jak sadze, szerszy, a podstawowy, problem kazdej chyba dzisiejszej ideologii politycznej. W uproszczeniu, socjalisci nosza m. in. wspomniany garb, komunisci – wiadomo, prawica ma kompleksy z powodu chocby Pinocheta i tez probuje sprawe zalatwic swego rodzaju ‚czarami’. Do tego aby rozliczyc sie z przeszloscia trzeba wizjonera i meza stanu (a nie silnego czlowieka). A takiego nie widac. Widac tylko karzelkow, ktorzy niezgrabnie oszukuja ludzi. Co widac golym okiem, nieprawdaz?
jk: Ale ciekawi mnie o których innych pradawnych socjalistach myślałeś? Tzn wiem, że prawodawstowo eugeniczne (polegające głównie na przymusowej sterylizacji np. psychicznie chorych) wprowadzano swego czasu w Szwecji, Estonii, Francji, Australii a drugim po faszystowskich Niemczech ośrodkiem popularności eugeniki były USA. Niezbyt socjalistyczne miejsca i nie wiem, którzy z tych pradawnych socjalistów narzucili dzisiejszym garb eugeniki… Jakieś nazwiska?
Prosze bradzo: Georges Vacher de Lapouge, Ludwig Woltmann, Herbert George Wells, George Bernard Shaw, Karl Pearson, Robert Michels…
No dobrze, dobrze – tylko, że ci panowie nie głosili poglądów – a w każdym razie nie z tego są najbardziej znani, które teraz nazwalibyśmy socjalistycznymi. Albo inaczej – nie uważam, że ci faceci, z których jakoś tam wyrósł Hitler narzucili socjalizmowi „garb”. Na tej samej zasadzie jak nie uważam, że współcześni socjaliści muszą się jakoś „tłumaczyć” z nazizmu. Mimo nazwy i intelektualnej historii/genezy NSDAP.
Ale ok – bo zaraz zaczniemy rozmawiać o definicji socjalizmu, a to każdy może sobie sprawdzić.
A co do ideologii, to ja nie widzę współcześnie żadnych ideologii, które przystawałyby do rzeczywistości. Partie operują jakimiś hasłami, które noszą przed wyborami tak jak plebejusze w karnawale zakładają maski, by po zdobyciu władzy dalej uczestniczyć i utrzymywać tę samą liberalno-demokratyczną rzeczywistość z jej wszelkimi zaletami i wadami.
@komerski :
Byli glosicielami obu idei, oj byli. Robert Michels przeszedl bezbolesnie od socjalizmu do faszyzmu wlasnie. Ale nie chodzilo mi o sam aspekt, nazwijmy to, zwyrodnienia idei, a tylko o stwierdzenie, ze pomimo dobrych zalozen i przeslanek zabrnieto w slepa uliczke. Nie oczekuje od dzisiejszych socjalistow zeby kajali sie za nardodowy socjalizm albo za wczesny eugenizm. Ale nie moga nad tym wszystkim bezrefleksyjnie przechodzic do porzadku dziennego, co czesto robia. Po prostu po stronie socjalistow nie ma zadnej syntezy. Tyle, ze dokladnie tak samo jest na prawicy.
To co piszesz o wspolczesnych pseudoideologiach te pustke wlasnie potwierdza. A bez ideologii polityka nie istnieje, staje sie administrowaniem. Dlatego w takiej pustce pojawiaja sie populizmy i ideologie zastepcze, ktore moga byc bardzo grozne. Po co szukac daleko. Sukces polityczny braci Kaczynskich na tym wlasnie sie opiera. Nie przypadkiem w koalicji z PiS znalazla sie Samoobrona i LPR a nie PO. Wystarczy pomyslec sekunde by to zrozumiec. To byl po prostu czas na taka zastepcza ideologie i wykorzystali go ci, ktorym taka zastepcza ideologia wystarczala. To chyba jasne i gadanie Jaroslawa Kaczynskiego, ze PO wepchnela PiS w objecia LPR i Samoobrony to oczywiste brednie – do tego w pelni swiadome, a wiec tym bardziej niebezpieczne.
jk: Ale jakiej ty syntezy oczekujesz? U jednych i u drugich? O poczucie ciągłości z historią ruchu?
A co do administrowania to przecież to właśnie jest szczyt rozwoju liberalno-demokratycznego państwa – utopia wygląda tak, że rugujemy jako „nieludzkie” i „niepostępowe”, „przestarzałe” ideologie mniej lub bardziej totalitarne, pozostałym konstruujemy uniwersytecko-salonowe getta, a resztę „sfery ducha” rzucamy na pastwę mediom i popkulturze, przy czym sami dbamy głównie o gospodarkę. Też uważam, że to droga donikąd.
@komerski :
Jakiejkowiek syntezy. Wczoraj w debacie z Tuskiem Kwachu powiedzial, ze lewica walczy o cos tam. Problem w tym, ze w Polsce nikt w SLD, SDPl czy LiD nie okreslil (poza Sierakowskim, ale on z innej bajki) co to takiego ta lewica. Gadanie w imieniu lewicy jest wiec pustym frazesem, bo nie wiadomo o kogo i o co chodzi. Dlatego tej tzw. lewicy potrzebne jest jak powietrze okreslenie czym jest i do czego dazy. Minely dwa lata od kiedy wyszlo szydlo z worka, ze lewica nie moze sie nazywac grupa facetow, ktorzy prowdza cos w rodzaju polityki liberalnej (nie majac pojecia czym jest liberalizm zreszta – mysle o Millerze & Co.). I co? I nic, nadal nie wiadomo czym mialby byc ta lewica. Mamy jakies gadki o sprawiedliwosci spolecznej, opiece nad ludzmi, a to sa wlasnie puste frazesy. Ludzie nie potrzebuja zeby sie nimi opiekowac, przeciez to nie bezdomne psy czy grzadki kwiatkow. Ludzi musza wiedziec dokad chca ich prowadzic politycy i dlatego bez ideologii nie ma polityki. W tym znaczeniu ideologia liberalna jednka ma jasno wytyczony cel i jest prawdziwa ideologia, choc mozemy dyskutowac na ile solidna. A Pelikany z SLD wydaja z siebie tylko ladne hasla. Dopoki ci ludzie nie okresla sie dokladnie, nie pozbeda garbow, to beda zbierali 12-15 proc. glosow w wyborach. Przeciez to nie jest normalne, ze w Polsce jest 80 proc. prawicowego elektoratu. W rzeczywistosci, w glowach ludzi jest jak wszedzie, mniej wiecej pol na pol, 50 proc. lewica, 50 porc. prawica. Tylko w Polsce prawica podszywa sie pod lewice – patrz PiS. Toz PiS w sferze spolecznej jest bardziej lewicowy niz SLD.
@jk,
Jeśli wolno się wtrącić – obawiam się, że przyczyny pustki programowej lewicy są głębokie – od wielu lat państwo jest praktycznie nieobecne w życiu ludzi: nie prowadzi wielkich projektów infrastrukturalnych ani społecznych. Ludzie muszą radzić sobie sami, co prowadzi ich do poglądów liberalnych i konserwatywnych.
Używając określeń z minionej epoki: projekt lewicowy nie ma dzis nie tylko nadbudowy ale nawet bazy.
Ba, ale żeby w Polsce był liberalizm… Jest go niedużo, albo wcale. Za to jest wszędobylskie państwo.
I jeszcze jedno – linia podziału lewica-prawica w ogóle nie ma przełożenia na linię podziału socjalizm-liberalizm-konserwatyzm. PiS to gospodarczy socjalizm. PO ostatnio też wycina ze swego programu wszystkie punkty liberalne. O LiDzi nie wspomnę. Liberałów teraz można znaleźć w zasadzie tylko w LPR. To jest psikus losu.
@jk: Pełna zgoda.
@Art63: Nie powiedziałbym, że państwo jest nieobecne w życiu ludzi. Jest obecne nawet za bardzo, a głównie jako pasożyt. Co więcej – znów zgodzę się z jk – bazę to projekt lewicowy ma ogromną. Połowa elektoratu PiS to tradycyjna klientela lewicy. Nie ma tylko (i aż) tej nadbudowy. Nikt nie potrafi wyartykułować lewicowego światopoglądu tak, żeby ktokolwiek na dole go wysłuchał. A uszu chętnych słuchania jest wiele – stąd kiedyś Lepper, teraz PiS….
I masz Art rację w jeszcze jednym – nawet gdyby państwo zabierało ludziom tyle (pieniędzy i czasu) co teraz, ale cokolwiek dawało w zamian byłoby inaczej…
mogę mieć pytanie, jaką definicją postępu – poza narracyjną, lokalną na potrzeby owego tekstu – posługuje się autor tekstu? Bo ja nie znam, żadnej definicji postępu. Statystycy mają dość prosto, bo rozróżniają trend od wzrostu, ale już w ramach kultury czy biologii – w biologii raczej macam temat niż wiem – o definicję postępu trudno. Ze studiów pamiętam anegdotyczne przybliżenie postępu rozróżniające postęp od wzrostu a mówiące, iż: jak roślinka rośnie w doniczce i wypuszcza nowe, podobne do siebie liście, to jest wzrost, a postęp to jest wtedy, gdy roślinka wypuści wreszcie kwiatek, bo pojawia się nowa jakość.
Niby w naukach społecznych – pomijam historiozoficznie zorientowanych filozofów – czasami definiuje się autorytatywnie postęp. Jest on wówczas, gdy ludzie mogą zaspokajać więcej swoich potrzeb, ale żaden z moich nauczycieli nie był mi wstanie odpowiedzieć na pytanie, czy Czech, który porzuca 10 marek swojego piwa na rzecz 5 marek piwa międzynarodowej marki idzie drogą postępu, czy może jednak… no właśnie, jakie jest przeciwieństwo postępu(?), czy ten brak słowa nie mówi czegoś o naszym skoncentrowaniu na postępie, ale niech będzie – idzie drogą regresu.
@beztlumika: A nie jest czasem tak, że autor wskazuje właśnie na taką notoryczną niedookreśloność postępu. Albo inaczej – na to, że nie ma Postępu a są „postępki”? Ja to jakoś tak właśnie odczytałem.
P.S. Wiem, że JK adwokatów nie potrzebuje, ale mam akurat chwilę 🙂
@ komerski
Nie wydaje mi się. Mam wrażenie, że JK – jak go nazwałeś – operuje jednak metaforą postępu, który może i wspina się w górę idąc zygzakiem, ale jednak się wspina.
Oczywiscie, ze chcialem wywolac dyskusje tym postepem (przeciwienstwo – regres). Wlasna definicje dalem w poprzednim wpisie, ze to dazenie przez ludzi do uzyskania raju na Ziemi (cyt. z pamieci). Komerski zrozumial to tak jak chcialem przedstawic, ale moze nie ma jedynej slusznej interpretacji tego co autor chcial przez to powiedziec,wiec bezltlumika ma prawo odczytac tak jak odczytuje. Bo to co ja chce, a co umiem powiedziec, to nie jest dokladnie to samo (nie tylko ja). 😉
„Jednak to właśnie umiar – dziś towar jakże deficytowy – jest nam na początku szalonego XXI wieku potrzebny bardziej niż zdajemy sobie z tego na co dzień sprawę. To w nim właśnie należy upatrywać ratunku przed końcem postępu, nauki i nas samych.”
Bardzo dobra puenta :]
Popieram.
Zgadzam sie z definicją @jk, „postęp” jest echem chrześcijańskiego mitu zbawienia w świeckim społeczeństwie.
Jest kilka różnic min. podmiotem zbawienia jest jednostka, podmiotem przyszłego szczęścia jest np. „ludzkość”. Warto zauważyć, że podczas gdy dotarcie do raju wymaga jasno zdefiniowanych działań, „szczęście ludzkości” jest celem ruchomym.
Proponuję za @jk postęp rozpatrywać jako mit. W tym świetle przykład @beztłumika z czeskim piwem znajduje łatwe wytłumaczenie: zamiana piwa czeskiego za 10E na międzynarodowe za 5E jest oczywiście postępem dającym ludzkości dostęp do taniego piwa. Podobnie ponowne wprowadzenie na rynek czeskiego piwa już za 20E (ecslusive, tradycyjnie robione, z ręcznie zrywanego chmielu itd.) jest postępem bowiem stwarza nową jakość.
@ Anna Kalejta :
Tak mysle, to tak napisalem.
Art63 :
Podoba mi sie ten ‚ruchomy cel’. Chodzi o to by dazyc do celu (nie o to chodzi by zlapac kroliczka, ale by gonic go), a nie zeby cos konkretnego osiagnac. Tzn. konkrety trzeba oczywiscie osiagac na drodze do raju, ale zaden z tych konkretow nie jest sam w sobie ostatecznym celem. Dlatego pisalem o lekach na nowotwory (tzw. popularnie raka), bo nowe, lepsze leki sa bezsprzecznym wyrazem postepu, ale nawet gdzy znajdziemy 100 nowych lekow to i tak pojawia sie inne choroby, na ktore trzeba bedzie dalej szukac nowych medykamentow. To wlasnie ilustruje nature postepu i gonienie kroliczka.
@ Anna Kalejta i jk
jest w tym jakiś błąd perspektywy. Wydaje mi się, że operujecie (Pan i Pani) jakimś uproszczeniem. Tęsknota jest zapewne nieusuwalna, ale mit raju dla wszystkich jednak upadł wraz z komunizmem a w medycynie coraz częściej pojawia się świadomość granicy. Pozostając na gruncie polityki, miejsce narracji komunistycznej zastąpił – ten kundel, jak niektórzy uważają – postmodernizm. Dziś ucieczka przed śmiercią i jej – śmierci – zaakceptowanie na model buddyjskiego nieprzywiązywania się do życia wydają się równie uprawnionymi ścieżkami do podążenia a to nie są już czasy rzymskich stoików. To są czasy po renesansie i sukcesie nauki. Akceptacja biedy i śmierci z głodu części ludzi coraz częściej podpierana jest vonnegut’owskim zdaniem z Rzeźni nr 5 „bywa i tak”. Operujecie – może to fałszywe przeczucie – własnymi obrazami tęsknoty i ekstrapolujecie je na ludzkość, jako całość.
@beztłumika,
Nie wiem czy sie Pan zgodzi: akceptacja biedy starości, choroby, śmierci jest zrozumieniem świata i jego funkcjonowania, idea „postępu” zaś definiuje działanie.
Nie widzę sprzeczności w rozumieniu, że na świecie jest bieda, choroby i śmierć, a dążeniem, żeby ten stan rzeczy trochę poprawić, nawet wiedząc, że bieda choroby i śmierć nie znikną.
@Art63 > Nie widzę sprzeczności w rozumieniu, że na świecie jest bieda, choroby i śmierć, a dążeniem, żeby ten stan rzeczy trochę poprawić, nawet wiedząc, że bieda choroby i śmierć nie znikną
skręciłem z dyskusją troszkę od nauki do kultury, ale problem w tym, że tak rozumiany postęp musi mieć swoje ugruntowanie w projekcie oświeceniowym a więc niesienia – brrrrr – kaganka oświaty do ludzi, dla których oświecenie nie jest wartością i sam postęp również. Może lepiej byłoby powiedzieć: całkiem spora część ludzi nie życzy sobie transportu postępu do ich świata.
Wpadamy tu w świat Jądra Ciemności Conrada, którą na nasze czasy przerobił Coppola w Czasie Apokalipsy – wystarczy przypomnieć sobie scenę z Czasu Apokalipsy, kiedy Kutz grany przez Brando opowiada sytuację, w której podali szczepionkę dzieciom a starszyzna plemienia zdecydowała o odcięciu raczek dzieciom, które zostały zaszczepione. Dziś znaleźlibyśmy masę przykładów potwierdzających ten schemat.
Widze, ze dyskusja zmierza w kierunku: czy w ogole chcemy postepu. To ciekawe, bo mnie sie zdawalo, ze w ‚tym temacie’ nie ma watpliwosci i ze wszyscy chcemy tylko tyle, ze jedni w lewo a drudzy w prawo. Sadzilem, ze problemem jest samo slowo ‚postep’, gdyz od lat pojawilo sie na nim sporo brzydkich narosli (wlasnie te eugenizmy, totalitaryzmy itd). Przykald z obcicnaniem raczek dzieciom jest dla mnie wlasnie swietna ilustracja zygzakowego charakteru postepu. Dzis w Polsce, sorry, ze wracam ciagle do tego kraju, ale wlasnie w Polsce znaczy nigdzie i wszedzie rownoczesnie, mamy wlasnie takie obcinanie raczek, czyli chwilowe zawracanie postepu. PiS i bracia Kaczynscy chca udowodnic, ze tak jak bylo kiedys jest najlepiej. Ma to ponoc wynikac z ich konserwatyzmu, a moim zdaniem wynika wlasnie z takich lekow jak u tego plemienia, ktore zaszczepionym dzieciom obcina raczki. To oczywiscie nie znaczy, ze idac inna droga, np. wytyczona przez LiD czy PO, nie bedzie obcinania raczek. Tylko smiem twierdzic, ze bedzie go mniej i przed obcieciem jakiejs raczki bedzie prawdziwa debata pt. obcinamy czy nie. PiS natomiast, czyli Jaroslaw Kaczynski, decyduje sam. Przyklad? Torebka poslanki Szczypinskiej i ukaranie posla Kurskiego. Kazdy przyzna chyba, ze przyklad z torebka jest rownie drastyczny co z obicnaniem raczek, nieprawdaz. A tak jest w PiSie i w jego IV PRL ze wszystkim 😉
dla jasności: ja nie mam do postępu żadnego stosunku poza analitycznym – oczywiście, jak każdy wychowany w szacunku do nauki, raczej będę jego zwolennikiem niż przeciwnikiem, ale mam poczucie, że niektóre kroki postępu można ocenić dopiero po konsekwencjach a to wymaga czasu i kilku pokoleń.
>wszyscy chcemy tylko tyle, ze jedni w lewo a drudzy w prawo
Myślę, że jest inaczej. Część uznaje jednak, że najlepsze już było i świat lub jego część stacza się. Będzie tylko gorzej. Żeby nie szukać daleko wczorajsza Rzepa:
http://blog.rp.pl/terlikowski/2007/10/15/swiat-sie-konczy/
klasyczny przykład spenglerowskiego pesymizmu przetransportowanego we współczesność
@beztłumika,
Zgoda, istnieją granice cywilizacyjne i nasz obszar jest jednym z niewielu, gdzie postęp jest warością. Istnieje także przepaść cywilizacyjna uniemożliwiająca udany transfer z jednej kultury do drugiej. Istnieje wreszcie problem władzy sądzenia tych, którym wydaje sie że postęp niosą.
Jednak „Jądro Ciemności” i „Czas Apokalipsy” to artysyczna fikcja podczas gdy działalność A. Schweitzera czy dziś lekarzy bez granic jest rzeczywistością i chyba przynosi więcej pożytku niż szkody (?).
Jesli porównać nasze życie z innymi regionami świata to przy całej niedoskonałości tej kultury postępu jest ona moim zdaniem „najlepszą ofertą na rynku”. Ale to oczywiście jest jedynie mój punkt widzenia.
@ beztlumika :
Oczywiscie zgoda. Dzieki za przyklad red. Terlikowskiego. Przeczytalme wczoraj pierwsze zdanie tego tekstu w Rzepie i na tym poprzestalem. Nie czytam tej rezimowej gazety programowo, a szczegolnie felietonistow, w tym wywodow red. Terlikowskiego. Wiem co napisze bez czytania. Szkoda czasu. 😉
@ Art63 :
Ciekawy jest problem wartosciowania czynow autorow postepu. Obcinanie raczek dzieciom jest ewidentnym przykladem regresu. Ale jak ocenic dzialanie Lekarzy bez Granic czy dr. Schweitzera, a moze tez JP2 i papieza Ratzingera, Dalaj Lamy, Matki Teresy etc w postepie? Nie wglebie sie w to, a dam przyklad bardziej mi bliski. Otoz moja szwagierka wybrala sie wlasnie do Kambodzy zeby tam niesc pomoc bliznim. Narazie mieszka w luksusowym hotelu w Pnom Phen (w koncu nie jest Sw. Matka Terasa i nie musi od razu zamieszkac w slumsach. Jak znajda jakies wygodne mieszkanie to sie tam przeprowadza i wtedy dopiero beda ratowac biednych Kambodzanczykow. Podejrzewam, ze moja szwagierka byla tak zblazowana, ze, jak Alice z filmu Woody Allena, postanowla do tej Kambodzy poleciec. Z drugiej strony trudno zarzucic komus, ze niesie pomoc innym skoro moze to robic i go na to stac. Choc, jak widze pod kosciolem tzw. dziadow obdartych i biednych, to sobie mysle, ze moze lepiej byloby pomoc tu na miejscu. No i wlasnie wartosciuje jaka dzialalnosc na rzecz postepu bylaby lepsza.
@jk,
Nie znam odpowiedzi na tak trudne pytanie, mam jedynie kilka przeczuć:
jesli mówimy o postępie nie jako o micie lecz o „wektorze wartości” definiującym działanie od „gorszego” stanu rzeczy do „lepszego”, to trzeba zdefiniować sporo spraw:
– jakie są nasze prawdziwe motywacje (chcemy komuś naprawdę pomóc czy zbudować swoje własne ego?)
– jakich używamy metod (czy cel uświęca środki, czy mozna lekceważyć wolną wolę innych),
– czy rozumiemy sytuację (czy znamy możliwe konsekwencje naszych działań),
– jakim wartościom służymy i czy jesteśmy pewni, że nasze otoczenie chce i jest w stanie te wartości dzielić, oraz czy przyniesie mu to pożytek,
Co do ostatniego punktu, wydaje mi się że nasz krąg kulturowy oparty jest na: „[]..współczyciu, zaufaniu,[..],[]..prawie do wolności i poszukiwania szczęścia[]..”. Dla mnie brzmi nieźle.
Inną cenną właściwością naszej kultury jest coś, co Wilber nazywa „dysocjacją europejską” – zdolność do dostrzeżenia własnej niedoskonałości i uczenia się na błędach oraz odcięcia od przeszłości, jesli przeszłość stanowi obciążenie.
Pozostałe punkty dotyczą motywacji i rozgrywają się wewnątrz innych. Trudno je ocenić, dlatego unikam takich ocen, jeśli mogę.
@ Art63 :
Postep jest wypadkowa tych wszystkich spraw. Mnie glownie interesowal problem marginalizacji samego slowa ‚postep’. Dlatego wybralem pisanie o postepie w jak najszerszym ujeciu, zeby zastanowic sie nad tym czy rzeczywiscie to slowo zasluguje na banicje. Sam sadze, ze nie. Inne slowa, pochodne ‚postepu’, jak np. ‚sily postepu’, ‚postepowosc’, ‚progresizm’ uwazam za slusznie skazane na banicje, gdyz odnosza sie one wlasnie do zdeformowanych przez totalitaryzmy dzialan przypisujacych sobie zalugi w postepie. Samo slowo ‚postep’ dla mnie pozostalo natomiast nietkniete.
Naukowcy mówią, że postęp rozwija się skokami ewolucji! 🙂 U nas są wybory co 4 lata. Być może coś w tym jest.
—
O BLOGACH politycznych:
http://czytelnicy-profesjonalnych-blogow.profeo.pl/
Trzeba by dodać jeszcze, „amerykańscy naukowcy” i będzie zbitka słowna, która otwiera wszystkie drzwi i rozwiewa wszelkie wątpliwości. Taka oczywista oczywistość. 😉