Postęp jak narkotyk
„Zalegalizować” czy skreślić na dobre?
Postęp naukowy i technologiczny ma dziś tyluż entuzjastów, co i wrogów. Czy słowo to mamy rozumieć pozytywnie czy negatywnie? A może trzeba po prostu uwolnić się od zmór przeszłości, które nadały postępowi negatywne zabarwienie.
Zwolennicy postępu oczekują po nim poprawy losu ludzkości, zwycięstwa człowieka nad śmiercią i naturą. Krytycy widzą wyłącznie przyspieszenie zagłady gatunku Homo sapiens i całej planety. Tak diametralnie różne opinie sugerują, że może żadna z nich nie jest prawdziwa. Czy prawda o postępie może leżeć gdzieś pośrodku? Czy też istnieje jednak obiektywna wizja postępu?
Spory entuzjastów i wrogów postępu trwają od niepamiętnych czasów. Krytycy zwykle żądają zakazania pewnych badań naukowych, gdy tylko pojawia się związane z nimi zagrożenie. Dziś takimi gorącymi tematami są: klonowanie człowieka, trwałe modyfikowanie genomów ludzi, zwierząt i roślin, wszelkie badania militarne zwiększające wydajność zabijania. Z reguły zabiegi krytyków nie są jednak w stanie powstrzymać biegu wydarzeń. Przekonaliśmy się po wielekroć, że to co jest wykonalne, wcześniej czy później wykonane zostanie. Natura ludzka jest bowiem tak przewrotna, że każe nam wypróbować każdą nowinkę i sprawdzić na własnej skórze każdy pomysł. Jeśli chcemy więc postępu nauki, za czym idzie modernizacja naszego życia i szybki rozwój, to powinniśmy najpierw oszacować jego cenę i wiedzieć, czego po nim się spodziewać.
Ale czym właściwie jest postęp? Jak przebiega? Liniowo czy zmiennie? Jakie jest jego tempo? Przyspiesza czy zwalnia?
Problem pojawia się już przy samej definicji postępu. Każdy filozof daje bowiem własną jego definicję. Moja byłaby taka, że chodzi o nowoczesną formę marzenia o osiągnięciu przez człowieka raju na Ziemi, co miałoby spełnić się za sprawą rozwoju nauki i techniki.
Postęp zawdzięczamy po pierwsze umiejętności porozumiewania się za pomocą znaków graficznych. Pismo umożliwiło bowiem przekazywanie, a co ważniejsze gromadzenie informacji. I to nie tylko w najbliższym kręgu – to zapewnia już sama mowa. Umiejętności mówienia, pisania i czytania różnią nas w zasadniczy sposób od zwierząt. W całym świecie ożywionym, tylko człowiek zdobył bowiem możliwości przekazywania własnych doświadczeń z pokolenia na pokolenia. Zdolności te są podstawowymi atrybutami człowieczeństwa, i to one skazują nas na postęp. Jednym słowem również samo kreowanie postępu jest atrybutem człowieczeństwa.
Tu dygresja, powiedzmy lokalna. W Polsce bowiem słowo „postęp” kojarzy się nienajlepiej – z odwracaniem biegu syberyjskich rzek, konstruowaniem nowego człowieka i budowaniem na siłę świetlanej przyszłości narodów. Zarówno Trocki, jak i Lenin, a później Stalin i Breżniew, Gomułka, Andropow i Jaruzelski nie byli w stanie przyzwoicie wykarmić i odziać swych poddanych, co nie przeszkadzało im plasować się po stronie (zakłamanego) postępu. Z tych powodów takie obietnice nie są u nas dziś w cenie. Przekonał się o tym Lech Wałęsa obiecując nam drugą Japonię, przekonują się też politycy startujący w bieżącej kampanii wyborczej. Czy ktoś proponuje w niej większy i szybszy postęp? W Polsce nikt swoich obietnic nie chce nazwać postępem, bo to pachnie właśnie zakłamaniem czasów komunizmu.
Postęp nie ma jednak wyłącznie politycznie przekłamanego znaczenia. W filozofii „postęp duchowy” pojawił się po raz pierwszy u Michela Eyquem de Montaigne’a (1533-1592). Myśli te rozwinęli tworząc pierwszy zwarty i logiczny opis postępu Francis Bacon i Kartezjusz. W „Rozprawie o metodzie” (1637) Kartezjusz powoływał się na dobroczynny i nieskończony wzrost wiedzy ludzkiej, która miała nas uczynić „mistrzami i właścicielami natury”.
Wizje te wzmocnili myśliciele Oświecenia. W 1755 r. Denis Diderot pisał w artykule „Eklektyzm”: „Postęp wiedzy ludzkiej jest wytyczoną drogą, z której człowiek może zboczyć jedynie z wielkim trudem”. Dla Immanuela Kanta (1784) postęp był „pozbywaniem się [przez ludzkość] błędów”. Wtórowała im Madame de Staël rozróżniając „doskonalenie ducha ludzkiego” jako „kumulację z wieku na wiek różnorodnej masy idei” od „doskonalenia gatunku ludzkiego” definiowanego jako „postęp cywilizacji we wszystkich klasach [społecznych] i wszystkich krajach”.
Od tych rozważań już niewiele dzieliło ludzkość od zrozumieniem, że życie na Ziemi podlega prawom ewolucji. Herbert Spencer twierdził, że ewolucja jest źródłem postępu, którego naturalny kierunek prowadzi od homogenności do heterogenności. Dla Spencera, co pobrzmiewało już u Germaine de Staël, postęp cywilizacyjny ludzkości stał się po raz pierwszy integralną „częścią natury” („Social Statics”, r. 1851). Konsekwencją myśli Specnera była dialektyka heglowska i materializm dialektyczny Marksa i Bakunina. Zauroczenie rewolucją (Marks) i przypisywanie rozlewowi krwi nieodzowności w procesie postępu (Bakunin) dało ich następcom do ręki narzędzia, których nie tylko retorykę, ale i siłę fizyczną odczuwaliśmy przez cały XX wiek na własnej skórze. To właśnie wykorzystanie marksizmu do celów politycznych ostatecznie zakłamało słowo „postęp”.
Ideę rewolucji odrzucał natomiast August Comte. Zastąpił ją w 1838 r. „racjonalną ideą postępu”. Dla Comte’a „jednokierunkowy”, „konieczny” i prowadzący do „zdeterminowanego celu” postęp nie odbywa się „po linii prostej”. Równo 50 lat później Fryderyk Nietzsche twierdził, że w postęp nie wierzy. Nazywał go wytworem „filozofii powierzchownej i naiwnej”, zaliczał do błahych idei nowoczesnych i drwił z urzeczonych nim poprzedników.
Niebezpieczeństwa postępu dostrzegł hiszpański filozof José Ortega y Gasset. W „Rewolcie mas” w 1929 r. pisał: „Człowiekowi grozi dziś zagłada, gdyż nie potrafi on oddychać na powierzchni postępu swej własnej cywilizacji” i „Zaawansowana cywilizacja jest kłębowiskiem nabrzmiałych problemów. Czym większy postęp, tym problemy te są trudniejsze do rozwiązania”. Buntował się on przeciwko Compte’owskiej „konieczności” postępu. Jeśli postęp miałby być konieczny, niezbędny i nieodwracalny, to powinien odbywać się nawet jeśli cała ludzkość udałaby się na „wyprawę turystyczną”.
A więc jednak o postęp powinniśmy dbać, zabiegać o niego i nie można powierzać go byle komu.
Wojna zmieniła wizję Ortegi y Gasseta. W r. 1942 potępia „progresizm” nazywając go z pogardą „nowoczesną barbarią i opium, które odurzyło ludzkość”. Używając marksowskiego określenia „opium” Ortega y Gasset spiął jak klamrą zarówno euforię, jak i strach ludzkości przed postępem. Opium jest bowiem dla jednych ucieleśnieniem konserwatywnej religii, dla innych zaś awangardowego postępu.
Postęp jest i dziś jak narkotyk – przyciąga jednych, odstrasza innych. Czy należy więc go „zalegalizować” czy wręcz przeciwnie – skreślić na dobre?
Jacek Kubiak
Fot. anna banana, Flickr (CC BY SA)
Komentarze
„””W całym świecie ożywionym, tylko człowiek zdobył bowiem możliwości przekazywania własnych doświadczeń z pokolenia na pokolenia.”””
To jest nieprawda. Jesli organizm doswiadczy bo ja wiem, wzrostu w ubogo-glukozowej czy tez bezantybiotykowej pozywce to potomkowie owego organizmu moga poprzez zmiany epigenetyczne (np. metylacje DNA) ‚zapamietac’ w jakich warunkach wzrastalo pokolenie rodzicielskie. Np E.coli moze sobie wylaczyc produkcje antybiotyku:
http://aac.asm.org/cgi/content/abstract/50/9/3003
Na zdecydowanie wyzszym poziomie sa zachowania wyuczone, np.:
* mycie bulw przez japonskiego makaka Macaca fuscata
* polowanie na malpiatki przy uzyciu ostrych kijow u szympansow:
http://news.bbc.co.uk/1/hi/sci/tech/6387611.stm
Tak, wszystko pięknie, ale w tekście jest mowa o co najmniej kilku – bynajmniej nie równoważnych – „postępach”: „rozwoju nauki i techniki”, „kumulatywnym przyroście wiedzy”, „zmianie organizacji życia społecznego”, „zmianie statystycznego stosunku między ludźmi religijnymi i ateistami”.
Z „postępem” jest tak jak z innymi pojęciami wartościującymi. Mogą zostać wykorzystane w czyjejkolwiek „służbie”. W imię rozmaicie rozumianych „postępów” wyrzynano ludzi o odmiennym kolorze skóry, gazowano Żydów, mordowano „kułaków” ale także: wynaleziono penicylinę, napisano pierwszą na świecie Encyklopedię, czy wybudowano tunel pod Kanałem La Manche.
Jest tak dlatego, że „postęp” jest zawsze „postępem ku czemuś” (inaczej byłby tylko nieokreślonym ruchem), zawsze już jest określony swym celem . Dlatego słysząc, że ktoś argumentuje coś tym, iż jest to coś „postępowe” warto pytać o stan docelowy. Sam w sobie „postęp” oczywiście nie jest „dobry” ani „zły”
P.S. Hegel zmarł w 1831 roku. Spencer urodził się w 1820. Szczerze wątpię, czy jedenastolatek był w stanie wywoływać tak poważne konsekwencje jak dialektyka heglowska 😉
darked90:
Sorry, ale chyba jasno wynika z mojego tekstu, ze chodzi o przekazywanie informacji nieco bardziej zlozonych niz mycie bulw. Co nie uwlacza zupelnie makakom, ktore myja bulwy. Badzmy powazni. Dlubania w nosie szympansy tez ucza sie od swoich rodzicow bez koniecznosci poznania pisma. Ale goryl gorylowi nie opowie gorylego „Cyrano de Bergerac”. Chyba, ze nauczy sie pisac.
komerski :
No wlasnie, drazni mnie, gdy slysze jak francuscy politycy mowia, ze robia cos dla postepu, ze sa sila postepowa (socjalisci, komunisci, trockisci – same sily postepowe). Ale rownoczesnie tez mnie drazni gdy konserwatywni politycy boja sie wypowiedziec to slowo. Bo slowo postep obroslo tyloma znaczeniami, tyloma podtekstami, ze zagubil sie jego sens. A sens jest jeden. Tak jak w slowâch ‚drzewo’ czy ‚chodzenie’.
Jk:
1. nigdzie nie zdefiniowales ‚wlasnych doswiadczen’ jako deklamacji poetyckich, umiejetnosci neurochirurgicznych czy rocket science to nie mniej pretensji ze ktos to wylapuje.
2. to ze kultura np. szympansow w porownaniu z ludzka jest uboga nie oznacza ze nie jest zlozona. Niedzwiedzie ucza sie lowienia ryb, inne drapiezniki metod polowania czesto od rodzicow. Najpierw zlap lososia wlasnymi lapami (==bezwedkowo) nastepnie pisz ze jest to banalna umiejetnosc.
To co rozni zwierzaki od nas to nie to ze doswiadczenia/wiedza poprzednich pokolen nie jest przekazywana (bo jest) tylko ze przekaz z koniecznosci jest ograniczony praktycznie do tego co pojedynczy osobnik jest w stanie zapamietac.
Dlatego nie rosnie ona nieomalze wykladniczo jak zbiorowa wiedza ludzkosci.
3. W jakims osrodku badan nad naczelnymi jedna z mapl uczyla inne jezyka migowego (patrz Washoe and Loulis) . To zdecydowanie wiecej niz czyste bulwy, choc zasob znakow Loulis’a nie przekroczyl 50ciu:
http://www.davidmswitzer.com/apelang.html
Pzdr.
Pisałem w ostatnim wpisie od pytaniach o cel, że są racjonalne, chociaż pozanaukowe. Dywagacje o postępie są idealnym tego przykładem. 🙂
JK: Konserwatywni politycy (nie mówię tu o polskich warunkach, bo u nas mamy pojęciowe pomieszanie z poplątaniem) nie tyle się boją, co nie chcą używać pojęcia postępu z dwóch powodów – mniej ważnym jest ten, o którym napisałeś, że co najmniej od lat 30 XX w. pojęcie „postępowości” zawłaszczyła sobie europejska lewica, a bardziej ważnym jest ten, że konserwatyści z definicji dążą do zachowania status quo, które uważają za najlepszy z możliwych stan organizacji społeczeństwa w związku z czym nie mają „ku czemu” postępować. Ich raj jest już tu i teraz, a zadanie polega nie tyle na wprowadzaniu dalszych zmian, co na zapobieganiu zmianom na gorsze.
komerski :
Mylisz sie. Konserwatyzm wcale nie polega na zachowaniu status quo. Chodzi o postep, tylko w kierunku, ktory wytyczaja sami konserwatysci. Oni sie po prostu boja slowa ‚postep’ dlatego, ze to slowo zostalo od dawna zawlaszczone przez lewice, ktora mianowala siebie sama sila postepu. Prawica chce dokladnie tego samego co lewica, tylko chce osiagnac to innymi sposobami.
Dlatego smieszy mnie, gdy slysze polskie klotnie kto jest tzw. lewica i prawica, kto jest sila postepowa, a kto wsteczna. Komunisci z Gomulka, Jaruzelskim i Gierkiem byli tak samo lewicowi i postepowi jak dzisiejsza junta birmanska – nie ma dyktatur lewicowych czy prawicowych, sa tylko takie, ktore decyduja sie dyskurs i polityke lewicowa lub prawicowa. One sa tylk antydemokratyczne, a ich lewicowosc czy prawicowosc jest fasadowa. ‚Nasi’ seetarze partyjni (lacznie z Millerem) byli tak samo lewicowi jak dzisiejsi generalowie z Birmy. Ale to wszystko zniklo w r. 1989, gdy wyzwolilismy sie z uscisku ZSRR.
Dlatego w dyskursie PiS, ktory chce przywrocic hierarchie wartosci z czasow PRL. Po prostu politycy PiS mysla takimi kategoriami, i tymi samymi kategoriami mysli te 30 proc. glosujacych na nich Polakow.
Niech ktos im zaproponuje by nazwali sie sila postepu. Juz widze reakcje.
GP:
Oczywiscie postep kojarzy sie z celem. Ale proces postepu nie musi miec wcale celu. Doskonalenie sie ma cel dla nas, ludzi, ale nie ma celu dla ewolucji. Nie ma tego kogos, kto ten cel moglby wytyczyc. Nawet jesli zalozymy istnienie Boga, to przeciez zadna religia nie wyznacza celu innego niz samo doskonalenie sie. Dla mnie postep nie ma celu, jest obiektywnym procesem napedzanym przez ewolucje. Strach politykow prawicowych przed slowem postep uwazam za bardzo smieszny, bo to oni wlasnie powinni najlatwiej i najskuteczniej przekonac maluczkich do postepu, wlasnie wykorzystujac nakazy religijne.
darked90:
Napisalem specjanie definicje tego o czym chce pisac:
‚chodzi o nowoczesną formę marzenia o osiągnięciu przez człowieka raju na Ziemi, co miałoby spełnić się za sprawą rozwoju nauki i techniki.’
Wymieniam w mej definicji czlowieka, co juz wyklucza malpy, ale nawet jesli pominiemy to slowo, to czy malpy moga marzyc o osiagnieciu raju na Ziemi? 😉
Chodzi mi o to, że każda definicja postępu ma w sobie coś celowościowego. Nawet jeśli się próbuje tego uniknąć i tak wyłazi – np. samodoskonalenie się. I wcale nie chodzi mi, że ktoś mógłby ten cel wytyczyć. A raczej możliwości definicyjne – rzeczywistość jest tak bogata, że w definiowaniu celów daje nam spore pole manewru.
A politycy wszelkiej maści może niech się trzymają dalej od religii, a szczególnie jej zinstytucjonalizowanych form oficjalnych. Wychodzi to na zdrowie obu stronom.
Manchester wygrał – więc odpowiadam JK w dobrym humorze:
Piszesz, że konserwatystom „Chodzi o postep, tylko w kierunku, ktory wytyczaja sami konserwatysci.” OK. Tylko, że dla nich ten postęp nie oznacza zmiany niczego, a co najwyżej „narastanie dobra przy zachowaniu obowiązujących form”. Gdyby to była – dajmy na to – gra w pokera konserwatyści mówiliby – grajcie dobrze a się wzbogacicie (postęp konswerwatysty), a lewica krzyczałaby „Dlaczego para ma być gorsza od dwóch par, a one obie od trójki? Od dziś para jest równa dwu parom i trójce! Wszystkim będzie się grało łatwiej! (postęp lewicowca)”
I masz rację co do polskiej paranoi – wczoraj widziałem szefa partii antykomunistycznej (podobno) który krzyczał w twarz byłemu koryfeuszowi partii robotniczej (podobno) „My jesteśmy partią zwykłych ludzi!” Jakby to usłyszał jakiś normalny, szanujący się prawicowiec to umarłby ze śmiechu.
GP:
A tak to sie zgadzam. Sam za ten cel obralem raj na Ziemi, he, he.
komerski:
No wlasnie. Hyperkonserwatysta George Bush zafundowal np. Irakijczykom rewolucje, ktora miala ponoc pociagnac Irak w kierunku demokracji. I to sam Bog mial mu podpowiedziec jak takiej rewolucji dokonac. No to mamy teraz zupelnie nierozwiazywalna sytuacje. Tak samo nasi pseudokonserwatysci spod znaku PiS przyszykowali niezbyt dobrze pomyslana (jaka rewolucja jest dobrze pomyslana?) rewolucje moralna. Od pewnego czasu jakos juz mniej slychac o tej sztandarowej dla IV RP rewolucji konserwatywnej. I jak tu konserwatystom odmowic udzialu w walce o postep? 😉
J.K. Pomimo bogatej tradycji rozważań filozoficznych na swój temat słowo postęp pozbawione dodatkowych określeń ma tak liczne i mgławicowe konotacje, że aż trudno o tym dyskutować. Gdybyśmy użyli określenia postęp technologiczny to wówczas pewnie łatwo będzie się nam zgodzić, że trudno zakwestionować pewną nieuchronności zmian prowadzących do ciągle zwiększajacej się ilości i wewnętrznej złożoności wytworów naszej cywilizacji. Po prostu dotychczasowa historia naszego gatunku wskazuje na taki właśnie trend. Myślę, że świetnie to opisał Stanisław Lem w Summa technologie, gdzie zwracał uwagę na to, że postęp technologiczny jest ulicą jednokierunkową. Sugerował na przykład, że ludziom łatwiej jest wytworzyć kolejną nową technologię, która naprawi niepożądane skutki działania innej wczesniej wprowadzonej już do użytku technologii niż zażegnać te skutki odrzucając szkodliwą technologię.
Postep to ciagla ucieczka przed jego skutkami.
Jarek, diwa :
Dlatego zaczynam wpis od slow: Postep naukowy i technologiczny… 🙂 ale nie sposob oddzielic tego postepu od postepu tout court. Zdegradowanie slowa postep uwazam za wielka szkode wyrzadzona ludzkosci, choc moze to tylko wspolczesna chandra?
Wlasnie diwa ilustruje takie podejscie okresleniem, ze postep to ciagla ucieczka przed jego skutkami. Pewnie tak jest, ale to nie cala prawda o postepie.
Pocieszające jest też to, że narzekania na postęp mają mniej więcej tak długą jak on sam tradycję. Może więc jednak nie będzie tak źle 🙂
jk. Zaczynasz, zaczynasz, ale potem podstępnie przechodzisz do postępu w ogóle i dochodzisz do dialektyki [:)] Myślę, że wielu rzeczników postępu wskazałoby na to, że tworzenie coraz bardziej doskonałych narzędzi wymaga skomplikowanych sieci współpracy anagażujących wielu ludzi. Być może w ten właśnie sposób idea postępu naukowo technologicznego poprzez ciągłe stawianie sobie coraz ambitniejszych celów pozytywnie oddziaływuje na ludzkość?
Mysle, ze generalnie mniej sie narzeka na postep jako taki, a wiecej na bezkrytyczne i jak najszybsze przyjmowanie wszystkiego, co ma stanowic ow postep. Nacisk na jak najszybsze wdrazanie nowatorskich rozwiazan jest za silny aby zrownowazyc nawolywania do glebszej analizy zanim skoczy sie na gleboka wode. To zrozumiale. Nowatorstwo kosztuje, a wiec chec jak najszybszej kapitalizacji pieniedzy wylozonych na R&D jest bardzo silna, co zaprasza nawet do pojscia na niezbyt koszerne naukowo i metodologicznie skroty. Najlepszym przykladem sa praktyki kompanii farmaceutycznych czy kompanii produkujacych organizmy zmodyfikowane genetycznie (na ten ostatni temat byla juz dyskusja na blogu). Generalnie rezcz biorac nawolywanie do umiaru, sczegolnie jesli chodzi o zachlystywanie sie biotechnologia jest postrzegane jako sprzeciw wobec „postepu” graniczacy z granola-ciemnogrodem. A jednak dzieki wlasnie takiemu wkladaniu kija w szprychy kola postepu zmusza sie wielkich graczy do zmodyfikowania ich praktyk oraz do poswiecenia wiecej czasu (co prawda bardzo niechetnie – akcjonariat tego nie lubi) na wlasciwa ocene ryzyka zwiazanego z wdrazana innowacja.
Teraz: ja np. jestem goracym preciwnikiem wywalanoia pieniedzy na fajerwerki typu wyprawa zalogowa na Marsa, czy nawet na Ksiezyc, gdyz uwazam, ze tu, na Ziemi sa wazniejsze sprawy do zbadania czy do ulepszenia za te same pieniadze. Czy w zwiazku z tym jestem przeciwnikiem postepu ?
Jacobsky :
Bingo! Druga czesc tego wpisu ma byc wlasnie o umiarze w ocenie i ‚uprawianiu’ postepu Prowizoryczny tytul wpisu byl ‚Postep(1)’. Mam nadzieje, ze za kilka dni bedzie gotowa. 🙂
Zmiany chronologiczne nie sa identyczne z postepem. Postep jest bowiem pojeciem sugerujacym zmiane na lepsze. To zas co dla jednego jest lepsze niemal zawsze dla drugiego jest katastrofa. Na przyklad nowoczesne pieczywo o dlugim okresie „zycia sklepowego” jest dla mnie obrzydliwe w smaku. Jest to jednak produkt pracy watpliwych inteligencji biologow specjalizujacych sie w nauce o zywieniu. Moim zdaniem ciemny chlop w polskim zascianku jest w stanie wypiec smaczniejszy produkt niz doktor biologi, specjalista w produkcji nowoczesnego chleba. Tak wiec nawet na bardzo prymitywnym ale istotnym poziomie widac, ze postep i wiedza nie gwarantuje powstania smacznego produktu a nawet wrecz przeciwnie moze ten produkt skutecznie zepsuc. A oto drugi przyklad. W trosce o oszczednosc srodowiska Unia Europejska zaleca zastapienie zarowek „zarowych” przez lampy jarzeniowe. Nie tylko lampy te maja obrzydliwe widmo promieniowania, ktore powoduje, ze najpiekniejsza skorka uroczej panienki wyglada jak powierzchnia zlezalego zoltego sera to jeszcze lampy jarzeniowe zawieraja znaczne ilosci rteci, co wymaga (w USA) platnego usuniecia zuzytego produktu. Osobiscie nie wyobrazam sobie aby nasi drodzy rodacy wykazali sie odpowiedzialnoscia i sila kieszeni, ktora pozwolilaby na bezpieczna recyklizacje nowej i obowiazkowej w UE lampy. Latwy do przewidzenia efekt to wzrost stezenia rteci w srodowisku i zwiazane z tym konsekwencje zdrowotne. Stad wniosek aby z postepem nie przesadzac bo znacznie prawdopodobniejsze jest zepsucie stanu zastanego niz jego naprawa.
JK, a czy piszesz w nowym wpisie jak określasz samodoskonalenie się? W czym jest to doskonalenie – by łatwiej i przyjemniej się żyło? Dłużej? By chyba tu będzie pies pogrzebany – od tej definicji sporo zależy.
I jeszcze a propos konserwatystów. Najważniejsze idee tego nurtu zaczęły się rodzić Rewolucji Francuskiej. Przyznać trzeba, że jak na ówczesne warunki dość krwawej. Stąd niechęć do wszelkich rewolucji. Ewolucja systemów społ. i politycznych w poglądach konserwatystów jest jednak jak najbardziej dopuszczalna.
Bobola:
Dla mnie najwazniejsze w postepie jest to, ze w ogole mamy zarowki. Ale oczywiscie zgadzam sie, ze postep ma wiele cech negatywnych.
GP:
Nie, nie pisze we wpisie o samodoskonaleniu tylko „o osiągnięciu przez człowieka raju na Ziemi”. Dalem tak opisowa definicje zeby nie zamykac sie w bardzo waskim spektrum. Oczywiscie w publikacji bardziej naukowej na ten temat trzeba by te definicje sformulowac o wiele bardziej precyzyjnie. Nie wiem czy latwe i przyjemne, tudziez dlugie zycie mialoby byc takim rajem. Dla mnie raczej wazniejsze jest, powiedzialbym ‚sprawne’ i przydatne zycie, dajace satysfakcje. A zbyt dlugie – na koniec – nie moze byc ani sprawne ani satysfakcjonujace. Sam wiec nie jestem wielkim zwolennikiem ciaglego przedluzania zycia, ale podniesienia jego jakosci tak.
Myślę, że nasza kultura zapatrzona jest w przyszłość (w domysle lepszą) a postęp jest sposobem dojścia do tej świetlanej przyszłości.
Gdyby pojęcie to miało zniknąć, na jego miejsce pojawić by się musiało inne kryterium słuszności działania (np. zgodności z księgą, jak w zapatrzonym w przeszłość Islamie).
Tak więc raczej skazani jesteśmy na postęp, pozostaje nam jedynie zdefiniować jego kierunek, jak to ładnie opisal @komerski w swoim pierwszym wpisie.
Jeżeli stoi się w miejscu, w rzeczywistości robi się krok do tyłu.