Ekologia i polityka a la française

francja_200.jpgChyba po raz pierwszy w historii nie tylko Francji minister ochrony środowiska nie jest jedynie rządowym figurantem.

Francja ma od kilku dni nowego prezydenta i nowy rząd. Jedną z licznych rządowych nowości jest utworzenie superministerstwa ekologii, rozwoju i trwałego zagospodarowania terytorium.

Ministrem od ekologii został były premier Francji, de facto „numer dwa” w nowym rządzie po premierze François Fillonie i ciągle mer Bordeaux, Alain Juppé. Juppé był do niedawna pupilkiem Chiraca, który przez długi czas forsował jego kandydaturę na swego następcę. Plany te nie powiodły się ze względu na wyrok sądowy, który zaciążył na Juppé. Chodziło o jego udział w aferze fikcyjnych posad w merostwie Paryża za czasów, gdy władza w paryskim ratuszu należała właśnie do Chiraka. To oczywiście nie ma wiele do rzeczy, ale pozwala wyjaśnić nieco tło polityczne mianowania nowego superministra ekologii.

Juppé dostał specjalnie dla niego skrojoną obszerną tekę ministra ekologii, rozwoju i trwałego zagospodarowania terytorium. Nowe ministerstwo obejmuje przykładowo tradycyjny obszar działań ministra transportu. Takie ministerstwo w rękach bardzo popularnego na prawicy polityka z wielkim doświadczeniem i ogromnymi ambicjami może wywołać poważne zmiany w traktowaniu spraw ochrony środowiska i planowania zrównoważonego rozwoju we Francji. Jest bowiem nadzieja, że te problemy staną się rzeczywiście centralnym punktem działania rządu.

Chyba po raz pierwszy w historii nie tylko Francji minister ochrony środowiska nie jest jedynie rządowym figurantem pozbawionym siły przebicia i możliwości finansowania swych poczynań, lecz postacią pierwszoplanową. Tak zmieniony układ sił sprawia, że Francuzi mają nadzieję, iż Juppé będzie miał realny wpływ na bieg wydarzeń. Przykładowo dopiero teraz można będzie na serio pomyśleć we Francji o wprowadzeniu w życie projektów zastąpienia drogiego i zanieczyszczającego środowisko transportu drogowego towarów czystym, tańszym i przyjaznym dla środowiska transportem kolejowym i wodnym. Takie zobowiązanie podjął w trakcie kampanii wyborczej Nicolas Sarkozy i wydaje się, że teraz priorytetem Alaina Juppé będzie właśnie wprowadzenie w życie tej obietnicy.

Sukces Juppé nie jest jednak przesądzony. Między innymi dlatego, że przykładowo nie chce on rezygnować z rozbudowy francuskiej energetyki atomowej. Sądzę, że ma rację, bo zmniejszenie emisji CO2 jest możliwe dzięki zmniejszeniu udziału węgla i ropy w energetyce, choć oczywiście pozostaje problem racjonalnego i ekologicznego składowani odpadów radioaktywnych. Juppé będzie miał też zapewne racjonalny stosunek do GMO, gdyż Sarkozy obiecywał podejmowanie decyzji w tym zakresie zgodnie z opiniami naukowców.

Dojście do porozumienia z tradycyjnymi ekologami, organizacjami pozarządowymi i społecznymi nie będzie łatwe. Tym bardziej, że Alain Juppé pokazał niegdyś, jako premier w roku 1995, że nie uniknął wielkiego konfliktu socjalnego zakończonego prawdziwą blokadą drogową i paraliżem całego kraju. Jednak nowy super-minister już wysunął propozycję zwołania na wrzesień b.r. narady z udziałem wszystkich protagonistów. Miałaby ona ustalić priorytety w dziedzinie ochrony środowiska i sposobów kontroli rozwoju gospodarczego (z energetycznym na czele).

Wczoraj, po zakończeniu pierwszego spotkania przygotowawczego z udziałem prezydenta Sarkozy?ego, przedstawiciele organizacji ekologicznych wyrażali się z uznaniem o projektach nowej władzy i potwierdzili wielkie nadzieje na rzeczywiście priorytetową rolę ekologii w polityce rządu.

Debaty rząd-ONG to oczywiście również puszczanie oka do dotychczasowych wyborców Ségolene Royal. Obiecywała ona stosowanie tzw. demokracji partycypatywnej. Poszczególne społeczności i organizacje miałyby według jej założeń same wyznaczać priorytety i brać udział w procesie podejmowania kluczowych decyzji rządowych.

Nie w ciemię bity Sarkozy wprowadza teraz w życie postulaty swej byłej konkurentki do fotela prezydenckiego. Nie sposób odmówić nowemu prezydentowi sprytu, politycznego wyczucia jak i umiejętności doboru odpowiednich ludzi na odpowiednie stanowiska. Oczywiście daleko Francji jeszcze do idylli pomiędzy ekologami i władzą, ale pierwsze lody chyba zostały przełamane.

Piszę o tym w blogu oczywiście ze względu na sprawy polskie. U nas ekologia jest bowiem w powijakach, a władza ciągle traktuje ją jako zło konieczne (oczywiście wbrew oficjalnym zapewnieniom, że jest na odwrót). Najlepszy dowód to spór wokół Rospudy i fakt, że do referendum nie pokwapiły się tłumy nawet bezpośrednio zainteresowanych z regionu podlaskiego. Przy takim stanie świadomości ekologicznej i politycznej nie za bardzo powinno dziwić, że miłościwie nam panujące władze mają ekologię po prostu w nosie. Piszę więc o francuskim kontrprzykładzie, gdyż pokazuje on, że zmiany są jednak możliwe (czy Francuzi wykorzystają szansę to inna sprawa, piszę jedynie o nadziei na prawdziwe zmiany). Trzeba je sobie jednak wywalczyć.

Nietuzinkowe podejście Sarkozy’ego do spraw ochrony środowiska nie jest bowiem niewymuszonym gestem oświeconego monarchy. W wielkiej mierze jest ono wynikiem działań dziennikarza-ekologa, Nicolasa Hulot. Zastosował on w trakcie prezydenckiej kampanii wyborczej swego rodzaju szantaż wobec polityków. Mianowicie oświadczył swego czasu, że będzie kandydował na stanowiska prezydenta republiki i od razu zaczął wspinać się w sondażach. Politycy szybko zorientowali się, że jego udział może rzeczywiście pokrzyżować ich plany, a przynajmniej bardzo skomplikować tę kampanię. Po nastraszeniu klasy politycznej Hulot wycofał się z kampanii, ale wcześniej zobowiązał większość poważnych kandydatów, w tym Sarkozy’go, do podpisania swego rodzaju paktu ekologicznego. Ostatnie poczynania prezydenta są wynikiem respektowania tego właśnie paktu. Sądzę, że warto informacje o tym rozpowszechniać.

Jacek Kubiak

Fot. A. Belani / Flickr (CC BY SA)