Strach przed(e) wszystkim
Ludzie od wieków marzyli o sterowaniu siłami natury. Stąd też zapewne biblijny nakaz, by człowiek czynił sobie ziemię poddaną. Dziś możemy wpływać na wiele sił natury dość skutecznie, choć ciągle marzy nam się, by móc stawić czoła trzęsieniu ziemi, tsunami, cyklonom, trąbom powietrznym, suszom i ochłodzeniu czy ociepleniu klimatu.
Każda akcja budzi jednak reakcje. Zwykle też siła reakcji bywa proporcjonalna do siły akcji. Dlatego wiele działań poddających ziemię naszym wpływom budzi jej reakcję obronną. Ta zaś może łatwo obrócić się przeciwko nam samym.
Przykłady można mnożyć, ale najbardziej wymownym będzie zapewne historia choroby szalonych krów. W skrócie – pomysł, by karmić bydło mączką mięsną nie był tak całkiem zły. Jednak uproszczenie procedury jej sporządzania (aby obniżyć koszta produkcji mączki, obniżono temperaturę podgrzewania produktów) spowodowało, że chorobotwórcze priony dotarły do wołowiny. W ten sposób zaczęła się epidemia ESB, która zagroziła śmiertelną chorobą Creutzfeldta-Jakoba również ludziom. Nawet drobny efekt działań człowieka może wywołać nieobliczalne skutki.
Z tych powodów np. genetycznie modyfikowane organizmy (GMO) budzą strach, podobnie jak szalone krowy, choć raczej powinny budzić nadzieję. Właśnie transgeniczne bydło, pozbawione genu kodującego białko prionowe, może nas na dobre uchronić przed odzwierzęcą chorobą Creutzfeldta-Jakoba.
Ekolodzy (chodzi mi o politycznych działaczy ekologicznych, a w mniejszym stopniu o naukowców) walczą o niewprowadzanie transgenów do środowiska. We Francji, stosunek polityków do GMO jest dla bardzo wielu ludzi jednym z podstawowych kryteriów politycznych wyborów. W odbywającej się właśnie kampanii wyborczej o fotel prezydencki (pierwsza tura 22 kwietnia tego roku) spór o GMO zajmuje sporo uwagi tak kandydatom, jak i wyborcom. A tu o demagogię bardzo łatwo, bo przecież nikt nie wdaje się w szczegóły. Kandydat zaś musi zdecydować czy jest za, czy przeciw. Tertium non datur, bo oznacza, że nie można mu zaufać, skoro ma trudności z podejmowaniem decyzji. Ot i pułapka gotowa.
Tak koło się zamyka i wielu kandydatów jest za, a nawet przeciw. Nie będę tu zanudzał blogowiczów szczegółami francuskiej kampanii wyborczej, ale bogu ducha winne kartofle z genem odporności na zgniliznę czy kukurydza Bt odporna na szkodniki owadzie odegrać mogą sporą rolę we francuskiej polityce.
Niedawno obiegła prasę informacja o wyhodowaniu transgenicznych komarów wytwarzających cząsteczki hamujące rozwój zarodźca malarii. Zarodziec nie przedostaje się do ślinianek komara, a więc nie trafia również podczas ukłucia do krwi człowieka wraz ze śliną komara. Takie transgeniczne komary znane są już od kilku lat i stanowią ważny element przyszłej walki z malarią.
Nowa wiadomość dotyczy odkrycia ekipy z The Johns Hopkins University z USA kierowanej przez Marcelo Jacobs-Lorena. Opublikowana w PNAS USA publikacja dokumentuje badania wykazujące, że transgeniczne komary posiadające peptyd SM1 wykazują w warunkach laboratoryjnych znaczną przewagę nad swymi niezmienionymi przez człowieka pobratymcami.
Dzięki temu można spodziewać się, że nie przenoszące malarii komary zmodyfikowane genetycznie mogłyby wyprzeć te szkodliwe ze środowiska. Oczywiście od doświadczeń na myszach w laboratorium do wprowadzenia projektu w życie droga jeszcze daleka.
I całe szczęście. Trzeba by bowiem zastąpić populację dzikich komarów osobnikami zmodyfikowanymi genetycznie. Taki zabieg może mieć bardzo poważne skutki dla środowiska. Istnieje zasadnicza różnica pomiędzy uprawą roślin transgenicznych, które rokrocznie zbiera się z pola, a puszczeniem na żywioł setek miliardów owadów.
Sądzę, że organizacje ekologiczne będą biły na alarm, choć może jednak chęć opanowania śmiertelnej choroby może przezwyciężyć strach. Pewne jest, że badania nad takimi komarami będą musiały wejść kiedyś w fazę badań środowiskowych (zapewne najpierw na ograniczonym terenie, ale jak ograniczyć teren komarom?). Skoro dziś we Francji polityczni ekolodzy wycinają nocami całe pola transgenicznych posiewów i sprzeciwiają się eksperymentalnym badaniom polowym, to zapewne w przyszłości będą wyłapywać transgeniczne komary.
Można się podśmiewać z takiej taktyki, ale z czasem problem będzie tylko rósł, a nie malał. Jak bowiem zbadać czy GMO są lub nie są szkodliwe, skoro nie można nawet spokojnie wykonać badań naukowych?
W USA, Kanadzie, Argentynie, Australii zasiewów transgenicznej soji, kukurydzy, pszenicy i rzepaku jest tyle, że gdyby były one szkodliwe, to już dawno mielibyśmy do czynienia z katastrofą ekologiczną. Ten eksperyment na skalę światową jednak nie przekonuje europejskich ekologów, którzy grają na obawach Europejczyków.
Wypuszczenia transgenicznych komarów, które, owszem, mogą uratować życie milionom ludzi (szczególnie dzieciom), rzeczywiście obawiałbym się dość poważnie. Ale pewnie nigdy nie dojdzie nawet do przebadania wpływu, jaki mają one na środowisko, bo obrońcy natury na to nie pozwolą.
Nie bardzo wiadomo, co z tym fantem zrobić. Mniejszym złem byłoby zawieszenie badań czy też może ich kontynuowanie? I takich dylematów będzie coraz więcej. Nie chciałbym być ministrem rolnictwa już dzisiaj, ale za lat 5 lub 10 będzie to chyba najgorsza posada w rządzie.
Jacek Kubiak
Fot. Pictlux / Flickr (CC BY SA)
Komentarze
Ja myślę, że to jakaś histeria. Dziwnym trafem nikt nie protestuje przeciwko nektarynkom i bezpestkowym mandarynkom, a przecież one też są „genetycznie zmodyfikowane” – różna jest, o ile wiem, tylko metoda, a efekt podobny. Przed koleją żelazną też kiedyś protestowano, wieszcząc nagłą zagładę cywilizacji.
Oczywiście nic nie należy robić na chybcika i „nowe” gatunki zwierząt czy roślin powinny być poddane odpowiednio restrykcyjnej kontroli i badaniom, ale nie widzę powodu, by bać się zmodyfikowanej kukurydzy bardziej niż jogurcików, w których szatkowane i farbowane jabłka udają „duże kawałki truskawek”.
Celem ekspansji GMO jest przechwycenie światowej produkcji żywności przez kilka koncernów z wykluczeniem drobnych rolników doprowadzonych do bankructwa. I to tyle.
Izar – mam niejasne wrażenie, że i bez GMO drobni rolnicy są niewydolni ekonomicznie w porównaniu z „koncernami”. Jedno z drugim nie ma nic wspólnego.
Tak. Tak samo jak za lobby ekologicznym stoją właśnie owi drobni rolnicy… 😀 – dwa nowe spiski…
A GMO ma największe szanse by przysłużyć się właśnie najbiedniejszym (z krajów trzeciego świata) – bo rosliny te będzie można uprawiać w trudnych warunkach – w jakich „normalne” nie chcą rosnąć. Z tymi drobnymi rolnikami jest trochę prawdy – bo GMO jest stosowane na największą skalę w krajach, gdzie dominuje rolnictwo wielkoobszarowe. Ale problem leży gdzie indziej: w krajach wysokorozwiniętych obecnie i tak jest nadprodukcja żywności, więc wprowadzenie GMO jeszcze ją zwiększy – niezależnie, kto będzie to uprawiał. Ten problem przekłada się więc na problem ogólniejszy, jakim jest „urynkowienie” produkcji rolnej.
A komary to mi się marzą takie, coby czuły wsręt do ludzi. O, za takie to powinna byc nagroda Nobla 😉 .
Zdaje się, że z tym spiskiem i koncernami, to chodzi o prawa patentowe na GMO. Chętnie bym usłyszał jakieś wyjaśnienie tej kwestii.
GP:
Tez tak mysle. Nie jestem specjalista od patentow, ale sadze, ze po prostu jak w przypadku kazdego produktu opatentowanego producent czerpie z jego sprzedazy zyski. W kwestii upraw GMO dochodzi taka komplikacja, ze zabezpiecza sie te rosliny genetycznie w taki sposob, ze ich ziarno nie moze byc uzyte do zasiewow. Po pierwsze chodzi wlasnie o to aby nie dopuscic do krzyzowania sie roslin transgenicznych z dzikimi i do ich zdziczenia. Mozna sobie wyobrazic, ze bez tego zabezpieczenia odporne na susze zboze mogloby zdziczec i np. dawac zupelnie male ziarenka i mogloby opanowac suche tereny jako chwast. Oczywiscie to pociaga za soba koniecznosc rokrocznego zakupywania ziarna przez rolnikow. Stad oskarzenia, ze koncerny w ten sposob dbaja o wlasne interesy.
Dyskusja w sprawie GMO siłą rzeczy prowadzi do rozważań o uprawie pomidorów i soi. Tymczasem mnie doskwiera tak naprawdę jedna z najbardziej restrykcyjnych ustaw o GMO w Europie, która awansuje do rangi organizmu hodowaną w inkubatorze linie komórkową. Zgodnie z tą ustawą w Polsce nie może działać firma biotechnologiczna, która na zlecenie laboratoriów akademickich produkuje dowolne białka rekombinowane. Pospolite ruszenie recenzentów o bardzo różnym wykształceniu i przygotowaniu rozważa teraz za pieniądze podatników czy transformacja E. coli plazmidem zawierającym sekwencję mysiego genu jest groźna dla otoczenia czy nie. Wystarczy lektura dowolnego czasopisma naukowego z dziedziny biomedycyny, żeby stwierdzić, iż tego typu groźnych eksperymentów przeprowadza się na świecie setki jeśli nie tysiące dziennie. Trywialne doświadczenie, które powinien umieć przeprowadzić student III roku biologii wymaga ministerialnej decyzji. Jednocześnie mogę sobie zgodnie z prawem transfekować dowolne komórki ludzkie plazmidem zawierającym sekwencje ludzkiego genu o ile plazmidowe DNA dostałem od kolegi pracującego zagranicą bo ustawa nie dotyczy ludzkich genów umieszczanych w ludzkich komórkach. Literalne zastosowanie tej ustawy spowodowałoby wstrzymanie dużej części prac naukowych z dziedziny biologii i medycyny. Czy ktoś coś w tej sprawie robi? Nie bo kto chciałby się narazić lobby polskich rolników, którzy w przeciwieństwie do jajogłowych potrafią walczyć o swoje. A co rolnikom przeszkadzają moje eksperymenty? Nie wiem, ale ich przedstawiciele w Sejmie pewnie wiedzą. I w ten sposób na własne życzenie utrwalamy naszą pozycję zacofanej pustyni naukowej i technologicznej. C.B.D.U.
To może być skuteczne na początku, gdy tych upraw jest niewiele. Ale jeśli GMO miałoby sie upowszechnić, to ja nie widzę możliwości, ażeby te rośliny nie przedostały się do środowiska. To musi nastąpić.
Nie dawno na Polityce był artkuł o wymianie genów między organizmami (różnych gatunków)- chodziło tam o bakterie. A mnie ciekawi, jak to jest w przyadku roślin? Podejrzewam, że GMO może nam dostarczyć jeszcze wielu niespodzianek. Ale nie bardzo już teraz widzę możliwość, by ten proces zatrzymać.
Poprzedni wpis odnosił się do wpisu jk.
A jeśli idzie o politykę uprawianą przy okazji modyfikacj genetycznych, to jak to w polityce: każdy sposób jest dobry, by z ludzkiej niewiedzy wyciągnąć dla siebie jakieś zyski. A u nas klimat społeczno-polityczny szczególnie temu sprzyja.
Hoko:
O horyzontalnej wymianie genow u roslin wyzszych nie ma mowy. Moze natomiast oczywiscie wystapic krzyzowanie z pokrewnymi gatunkami lub odmianami nietransgenicznymi. Moze wiec sie tak zdarzyc za jakis czas, ze geny odpodrnosci na susze czy szkodniki przejda do innych gatunkow. To jest oczywiscie spory problem teoretyczny i dlatego tak wiele zabezpieczen, ktore i tak moga okazac sie nie do konca skuteczne. Dlatego nikt nie moze zapewnic, ze nigdy zaden transgen nie przedrze sie przez to sito. Ale jesli tak bardzo boimy sie skutkow takiego przeskoku genow, to powinnismy rowniez obawiac sie uzyskiwania nowych ras i odmian moreli czy jablek.
Upraw transgenicznych jest juz teraz tyle na calym swiecie, ze wlasciwie cala Ziemia jest juz jednym obszarem eksperymentalnym. I jakos nic sie nie dzieje. Ilez transgenicznych odmian drozdzy i innych mikrobow uzywa sie w produkcji jogurtow czy lekow. A u drobnoustrojow o wiele latwiej o przeskakiwanie genow z gatunku do gatunku. I jakos obroncom natury to nie przeszkadza, a transgeniczny rzepak wzbudza gorszy strach niz jakis upior czy wampir.
O tym, jakie niebezpieczenstwa prawne stoja za OGM niech swiadczy chocby przyklad z praktykami stosowanymi przez Monsanto. RoundUp soja czy zyto SA WLASNOSCIA firmy. Rolnik kupujacy zasiew od Monsanto nie ma prawa postepowac tak jak rolnictwo postepowalo w spoob tradycyjny: czesc ziarna zostawic na zasiew, a czesc sprzedac jako plon. W przypadku upraw RoundUp ready rolnik ma obowiazek sprzedac wszystko co do ziarna, chyba posrednikowi nalezacemu do Monsanto, i na nowy rok kupic licencje na zasiew od nowa. TYm samym rolnik przestaje byc … nie wiem, producentem, wlascicielem tego, co wyprodukuje (ciagle jeszcze) jego ziemia.
Problem ze zbozami jest taki, ze pylki roslin transgenicznych nie uznaja granic wlasnosci, wiec moze sie zdarzyc, ze transgeniczna soja wysieje sie na polu sasiada. A wtedy nie ma zmiluj sie: adwokaci Monsanto dopadaja delikwenta i zdzieraja z niego skore oskarzajac o kradziez i bezprawny wysiew WLASNOSCI kompanii. Przyklad Percy Schmeissera z Kanady ilustrije dokladnie te praktyki.
Dodatkowo, umowy o wolnym handlu wiazace Ameryke zapewniaja nieskrepowany dostep do rynkow innych krajow. Problem w tym, ze agresywna polityka a stylu Monsanto wymusza zakup i wysiew roslin transgenicznych. Problem w tym, ze w krajach takich jak Meksyk istnieje kilkadziesiat lokalnych odmian kukurydzy dla przyladu – odmian dostosowanych do lokalnych warunkow, wypracowanych tradycyjnymi metodami przez doslownie tysiaclecia. Cale to bogactow genetyczne moze zniknac wyparte przez transgeniczna kukurydze, ktorej zakup i wysiew firmy takie jak Monsnato maja prawo WYMUSIC na sygnatariuszach umow handlowych.
Caly dowcip polega na tym, ze roliny transgeniczne kosztuja duzo wiecej niz uprawy tradycyjne, wymagaja one rowniez wiecej nakladow pracy i srodkow. Wbrew pozorom to nie sa samograje biologiczne, ale dosc wrazliwe organizmy wymagajace ochrony i nawozenia, ktore to zabiegi czesto sotja poza zasiegiem finansowym rolnikow w biendych krajach, jak np. Meksyk. Polityka zwiazana z transgenami prowadzi do ruiny malych plantatorow, ktorzy do tej pory byli w stanie wyzywic co najmniej siebie, a nawet sprzedac nadwyzki innym.
Osobiscie nie wierze w to, ze zjedzenie pomidora z rybim genem dajacym pomidorowy wytrzymalosc na nizsze niz normalnie temperatury moze mi zaszkodzic. W koncu salatka ze sledziem nikogo nie zabila. Jedyne, co szkodzi, to pity przy okazji sledzia alkohol. Ale organizmy transgeniczne to niesamowite narzedzie imperializmy gospodarczego, i moim zdaniem wlasnie tu tkwi najwieksze niebezpieczenstwo zwiazane z nimi.
Moj komentarz znowu na redzie…
polecam ksiazke Davida Suzuki (ten sam, co napisal podrecznik do genetyki Suzuki – Griffith et al.)
From Naked Ape to Superspecies: Humanity and the Global Eco-Crisis
Napisane bez zbednego eko-tragizowana, ale rozdzialy o zagadnieniach prawno-ekonomiczno-politycznych zwiazanych z organizmami transgen. pobudzaja do myslenia. Jest tez o skutkach biologicznych, szczegolnie dla roznorodnosci biologicznej.
Daje do mysklenia.
jk, No kiedy właśnie przeciwnikom GMO drożdże też przeszkadzają. W Ministerstwie Rolnictwa jest taki wyrywny wiceminister z PiS-u, który nie tak dawno temu zaproponował, żeby całe terytorium IV R.P. ogłosić wolnym od GMO. W ten sposób Ministerstwo Rolnictwa wykończyłoby dużą część polskich laboratoriów biologicznych a firma Bioton musiałaby natychmiast ewakuować linię produkcyjną ludzkiej insuliny na Słowacje albo do Chin. Koalicja anty-GMO jest bardzo różnorodna. Obok niezbyt rozgarniętych ksenofobów, którym można wmówić, że GMO to obcy nam narodowo wymysł szatana są tam kochający wszystkie istoty zieloni z Greenpeace i rolnicy obawiający się nieuczciwych działań rynkowych ze strony koncernu Monsanto. Chociaż zarzuty przeciwników działań tego koncernu dotyczą nie tylko GMO , ale również agresywnych praktyk tej firmy w promowaniu swoich innych produktów takich jak herbicydy i rBGH to i tak najłatwiej zmobilizować opinię społeczną pod hasłem ochrony przed GMO. Słowem, GMO i wszystko jasne!
Jacobsky i Jarek:
Wlasnie tak, tzn. uzywa sie hasla GMO do walki z imperializmem pewnych firm, np. Monsanto. José Bové we Francji kosi bogu ducha winny rzepak doswiadczalny bo nie moze dobrac sie bezposrednio do Monasnto i wmawia ludziom, ze jak beda jedli kartofle z tzw. upraw biologicznych, tak jakby te z GMO byly niebiologiczne, to beda zdrowsi. W Polsce oglasza sie IV RP wolna od GMO, a mozna rownie dobrze oglosic ja wprost ciemnogrodem, bo bez GMO daleko nie pojedzie.
Problem firm takich jak Monsanto jest podobny do problemu firm farmaceutycznych. Z powodu naduzyc w jendych firmach oskarza sie cala branze bez wyjatku. A co by bylo jakbysmy zamkneli wszystkie firmy farmaceutyczne?
Człowiek znika na chwilę, a rozmowa odbija na niebezpieczne tory. Firmy postępujące tak, jak Monsanto były i będą zawsze. Jasne, że pojawia się tu problem, „co wolno patentować” ale to tak naprawdę ten sam problem co w przypadku oprogramowania i powinien zostać rozwiązany prawnie. Na tym się średnio znam.
Bardziej osobiście boli mnie i interesuje, że brak ludzkiej wiedzy wykorzystuje się (i to ta strona sceny, którą zazwyczaj kojarzy się z czymś wręcz przeciwnym) do wmawiania społeczeństwom, że po zjedzeniu kanapeczki z GMO wyrosną im rogi, zaczną świecić albo co gorszego…
Smutne to, że tzw „antykapitaliści” – którzy przecież stanowią część przeciwników GMO odwołuje się do metod, które tak zajadle krytykują w innych sprawach…
Dobrac sie bezposrednio do Monsnato…
Slyszales kiedys o the revolving door policy ?
Otoz jest to powszechna praktyka w krajach takich jak USA. Polega to na tym, ze ludzie z zarzadu wielkich spolek (CEO, lobbysci, adwokaci) ida do pracy w administracji federalnej, czesto w organizmach powolanych do regulowania danego sektora gospodarki, po czym wracaja na swoje miejsce, po czym znowu ida do rzedu. I tak w kolko. MOnsanto stosuje taka praktyka. To wyjatkowo agresywna i wredna firma, idaca na calego, bo takie ma srodki do swej dyspozycji. Dzieki nim Monsanto i inni praktycznie rzecz biorac reguluja sami siebie… Samoregulacja jest dobra w biologii, ale nie w przemysle bio-technologicznym. Tak mi sie przynajmniej wydaje.
Ludzie jak Bové, byc moze prymitywni w swoich metodach, kanalizuja uzasadnione moim zdaniem obawy szerokiego ogolu. Te obawy nie wynikaja z ciemnogrodu, ale z tego, ze dookola OGM wytowrzyla sie niezdrowa atmosfera wlasnie za sprawa kompanii jak Monsanto, ktore nie zaleznie co, forsuja swoje metody. Tylko i wylacznie w imie zysku i rozszerzenia rynkow poprzez blokady patentowe.
Nie zgadzam sie z tym, ze be OGM daleko sie nie zajedzie. Ze jest przeciwnie niech swiadczy przyklad sektora produkcji rolniczej bio: produkcji bez nadmiaru pestycydow, OGM, nawozow, antybiotykow i innych urozmaicen. To rosnacy sektor produkcji rolnej, ktory dzieki umietnemu marketingowi daje przezyc mniejszym producentom rolnym, ktorzy nie chca przeksztalcic sie w fabryki jedzenia, alboi po prostu zniknac. Za tym ciagiem do bio idzie pewna filozofia, ktora zwraca uwage konsumentow wlasnie bezsposrednio na hodowce, a nie na supermarket, w ktorym kupujesz pomidory doskonale okragle, doskonale czerowne, bez plamki, ale ktore smakuja… jak pomidory z sueprmarketu, ktore przejechaly 5 tys km w chlodni i tam, w atmosferze etylenu, a nie w sloncu, dochodzily do swej czerwonosci. Ludzie coraz chetniej chodza na targi i kupuja bezporednio od swojego dostawcy, ktory to dostawca daje gwarancje, ze jego produkty spelniaja wymagania odbiorcy. Taki uklad pozwala odbudowac wzajemne zaufanie miedzy ludzmi, zhumanizowac stosunki miedzyludzkie. Kalifornia zrobila niezly wiraz w kierunku produkcji bio, stala sie znaczacym producentem w tej branzy, a wszystko bez OGM, bo takie sa reguly gry w jedzenie bio. Polska moze tez to zrobic i wyjsc na swoje bez OGM.
Nie wiem, czy ludzie bez OGM beda zdrowsi. Moze beda, moze nie. Jako konsument chce przyjamniej wiedziec, co jest w srodku produktu zywnosciowego, ktory kupuje, a przez to miec wybor czy jesc, czy nie jesc OGM.
Bo wolnosc to mozliwosc wyboru. Polityka zwiazana z OGM, przynajmniej w Ameryce pn. tego wyboru nie daje.
komerski:
Tak jest, pilnuj dyskusji, zeby nie zbaczala 😉 Zgadzam sie z toba.
Jakobsky:
Oczywiscie, ze powinno byc prawo wyboru, i przy zalewie transgenicznych pomidorow trudno znalezc takie jakie by sie chcialo, smaczne, zdrowe i bio. I to jest problem. Ale sadze, ze na samym bio daleko sie nie dojedzie. Mam pod nosem w Rennes najwiekszy we Francji targ (w kazda sobote), ale rzadko kupuje tam warzywa, bo latwiej mi kupic je w supermarkecie. Znam natomiast ludzi, ktorzy w kazda sobote jada 25 km na ten targ (troche tak jak w Polsce jezdzi sie do kosciola w niedziele, bo to kupownaie bio to juz troche religia). Ale bardzo fajnie, bo jest wybor. Gdybym mial jednak tylko ten targ to pewnie w ogole bym nie jadl pomidorow, bo zupa pomidorowa taka sama z jednych i drugich., a zachodu przy tych z targu mnostwo.
komerski,
kazdy stosuje metody, na jakie go stac.
Mowisz o „antykapitalistach”. Byc moze tez jestem jednym z nich skoro krytycznie wyrazam sie o globalizacji i nawet uzywam okreslenia „imperializm gospodarczy” w odniesieniu do pewnych praktyk handlowych stosowanych przez niektore firmy lub cale kraje. Nic na to nie poradze. Tak to widze.
Natomiast wracajac do stosowanych metod.
Wyboraz sobie, ze jestes plantatorem rzepaku. Pewnego dnia dostajesz poczta polecona pismo od adwokatow. Jest to pozew do sadu o kradziez zasiewow, narusznie wlasnosci intelektualnej, a wszystko w imieniu firmy, ktora wszyscy rolnicy znaja, ale od ty zadnych zasiewow nie kupiles. O co chodzi ?
Monsanto posiada patent na herbicyd RoundUp oraz na transgeniczne rosliny odporne na ten preparat (tzw. rosliny RoundUp ready). Herbicyd niszczy wszystko, co rosnie, bo blokuje dzialania jednego z enzymow na sciezce metabolicznej prowadzacej od CO2 i wody do cukrow zlozonych. Jedynie rosliny RoundUp ready nie umieraja. Ale jak Monsanto wyczailo, ze na Twoim polu rosnie ich rzepak TG ?. Otoz hordy detektywow przemierzaja prerie i, naruszajac prawo wlanosci, pobieraja probki z plantacji lub nawet stosuja lokalny oprysk (bez wiedzy wlasciciela), zeby sprawdzic, czy na polu nie ma roslin RoundUp ready. To cos jak tajna policja, ktora wie, ze dziala bezprawnie, ale z uwagi na rozmiary stojacej za nimi firmy oraz jej niewyczerpalne mozliwosci prawne, maja Twoje prawa w nosie, bo owszem, mozesz sie procesowac, ale bedzie to heroiczna proba wypicia oceanu przez slomke. Innymi slowy jest to polityka, ktora w prawniczym jezyku nazywa sie „sue my ass”. Podobnie postepuja inni, w tym ubezpieczenia.
Tak wiec jestes namierzony, nawet jesli nigdy nie kupowales rzepaku RoundUp ready od Monsnato, ani nieczego nie kradles. A rzepak jak rzepak: sam sie wysial. Lecz to nie Monstanto odpowiada za skazenie Twojego gruntu, ale to ty odpowiadasz za kradziez. I przegrywasz, nawet jesli prawnie wygrasz, bo koszta sadowe, rodmuchane przez niekonczace sie odwolania i kontrekspertyzy ruinuja Cie.
Problem w tym, ze nie wszyscy hodowcy chca miec u siebie transgeny, powiedzmy dlatego, ze wola hodowac wedlug zasad bio. Maja prawo do tego. Przy obecnym ulkladzie sil oraz z przyczyn naturalnych nie masz ochrony przed nieporzadana transmisja tych roslin na Twoje pole, a dodatkow ponosisz odpowiedzialnosc za ich bezprawne uzycie.
I z powodu tego ukladu sil ludzie sie buntuja. Ja tez sie buntuje, bo uwazam go za niesprawiedliwy, nawet jesli OGM maja byc cudownym panaceum na wszystko. Ludzie maja prawo wyboru, i nikt nie powinien im tego wyboru ograniczac.
jk,
ktos kiedys powiedzial: „Acheter, c?est voter”, czyli „kupowanie to tez glosowanie”.
Na bio mozna zarobic, i to calkiem niezle. W quebeku przezywamy renesans metod klasycznych w rolnictwie,, poczawszy od naturalnej ochrony roslin przed szkodnikami, a skonczywszy na wytlumaczeniu konsumentowi, ze pomidor czy jablko z plamkami, nieforemne, mniejsze sa rowniez dobre. Oczywiscie, ze gros produkcji rolnej odbywa sie w fermach przemyslowych, i taka zywnosc trafia do supermarketow, ale sektor bio rozrasta sie, bo takiego wyboru dokonuje coraz wiecej kupujacych.
Clopaki,
zaistalujcie to, co ktos proponowal w poprzednich wpisach, czyli system obrazkowyc chroniacy przed spamem. Im dluzszy komentarz, tym czesciej na redzie.
Czy w ten sposob zachecacie nas do zwiezlych wypowiedzi ? 🙂
Obawiam się, że nawet jeśli Monsanto jest naprawdę wcielonym diabłem to i tak wybrana przez Polskę droga restrykcyjnych przepisów dotyczących GMO nie jest mądra. Przepisy te uderzają bowiem głównie w możliwość prowadzenia własnych badań i rozwój naszych małych firm biotechnologicznych. W efekcie takiej polityki jedynymi graczami na rynku pozostana duże zagraniczne firmy, które będzie stać na borykanie się choćby przez lata z biurokracją. Przecież rozwijając jakikolwiek produkt biotechnologiczny w oparciu o GMO trzeba się ubiegać o sto zezwoleń na sto jego wariantów i za każdy oddzielnie zapłacić. Tymczasem międzynarodowy koncern typu Monstanto przebada sobie te sto wariantów w Singapurze albo w Chinach gdzie mu nikt głowy zezwoleniami nie będzie zawracał. Potem pojawi się z jednym gotowym produktem i zapłaci dowolnie wysoką opłatę za zezwolenie na jego wprowadzenie na rynek i wynajmie lobbystów i jeśli trzeba zapłaci łapówkę. A jesli i to nie pomoże to przedstawiciele Departamentu Stanu wytłumaczą polskim politykom, że przyjaźń z wujkiem Samem jest nie do pogodzenia z dyskryminowaniem amerykańskich produktów na polskim rynku. I tak to się skończy.
Jarek:
Zgadzam sie. Problem w tym, ze ustawy pisza niekompetentni politycy, ktorzy zamiataja pod dywan prawdziwe problemy. Niech sobie ci szaleni naukowcy sami poradza. A ich doradcy boja sie po prostu wziecia na siebie odpowiedzialnosci, bo nikt nie moze zapewnic co sie stanie z takim czy inym trensgenem za 5, 20 czy 50 lat. To tak jakbysmy mieli zaakceptowac lub nie wynalezek kola i potwierdzic wlasnym podpisem, ze nikomu ono nie sprawi klopotow. Oczywiscie mielibysmy pelno samochodow, ale jesli ktos wpadlby na pomysl uzycia kola do lamania kosci, to juz nasz podpis usprawiedliwialby tortury. I w tym wlasnie problem.
Jacobsky: Ależ ja też jestem zdecydowanym antykapitalistą. I też uważam, że takie praktyki o jakich mówimy są złe. Tyle, że mam nadzieję, że jest to do uregulowania prawnego. Rozumiem przez to, że nie dopuści nikt – przynajmniej w Europie – do patentowania wszystkiego. Bo w zasadzie, skoro można patentować GMO to dlaczego nie recepturę na kajzerki? Albo dlaczego nie sposób wiązania butów? Reszta to problemy techniczne.
To o czym pisałem to tylko tyle, że nie podoba mi się, że ludzie, którzy zazwyczaj są za edukacją, oświecaniem, likwidowaniem alienacji itd itp. Nie protestują przeciw bzdurom, które się o GMO słyszy. Nie protestują, bo to im na rękę. I w tym momencie „zjada ich system”.
Oczywiście – gdyby środki produkcji nie należały do kapitalistów tego rodzaju problemy nie miałyby miejsca:)
Jesli chodzi o patentowanie wszystkiego:
http://newstandardnews.net/content/index.cfm/items/2240
(the Monsanto Company is seeking wide-ranging control over swine reproduction methods in the form of patents which, if granted, would give the corporation economic rights over any offspring produced using those techniques.)
Zdaje sie, ze patent przyznano, bo nie tak dawno widzialem w TV reportarz z Niemiec, gdzie rozmawiano z przerazonym hodowca swin, ktory musial udestepnic swoja hodowle inspektorom celem pobrania materialu do badan DNA celem stwierdzenia, czy jego swinie nie sa przypadkiem „opatentowane” przez Monsanto. Jesli sa, trzeba placic licencje za hodowle WLASNYCH swin lub zwinac majdan.
Natomiast jesli chodzi o poziom emocji, jaki charakteryzuje dyskusje o GMO, a co za tym idzie o spadek poziomu argumentacji, to nie trudno zauwazyc, ze stawka idzie nie o rozwoj nauki jako takiej, ale o zawlaszczenie sobie dziedziny dotyczacej rzeczy najbardziej zywotnej dla czlowieka: produkcji jedzenia, a wiec jakosci zywnosci, sposobu jej wytwarzania. To nie tylko kwestia ekonomii, ale rowniez sposobu zycia, pewnej tradycji itp. Nie dziwie sie, ze ludzi ponosza emocje, ze przestaja byc neutralni naukowo. Ja tez przestalem i czesto stawiam sobie pytanie, czy GMO nie sa w penym sensie koniem trojanskim, za pomoca ktorego, pod parawanem relatywnych korzysci ze stosowania organizmow transgenicznych nie wprowadza sie zmian duzo bardziej waznych i groznych dla ludzi jako zbiorowosci. Skutki prawne, etyczne i polityczne, jakie plyna ze stosowania GMO budza we mnie po stokroc wiekszy niepokoj niz ewentualne konsekwencje biologiczne.
Tych ostatnich tez nie mozna negowac. Podobno zlokalizowano juz chwasty odporne na RoundUp (info za ksiazka D. Suzuki), a wiec grozba transferu transgenu horyzontalnego nie jest az tak hipotetyczna,
Komerski napisał
>Bo w zasadzie, skoro można patentować GMO to dlaczego nie recepturę na >kajzerki? Albo dlaczego nie sposób wiązania butów?
No właśnie, dlaczego nie 😉 :
http://www.google.com/patents?vid=USPAT5997051&id=3fUXAAAAEBAJ&dq=%22tying+shoelaces%22
Myślę, że część tej dyskusji odnosi się nie tyle do GMO co do kwestii ochrony patentowej odkryć naukowych. W biografii Marii Curie mozna przeczytać jej wspomnienie o dyskusji jaką prowadziła ze swoim mężem na temat ewentualnego opatentowania radu. Oboje uznali, że byłoby to o ile pamietam „nienaukowe” ( w każdym razie niegodne naukowca lub niewłaściwe). Czasy się zmieniły i naukowcy też. Jednak tak naprawdę to i tak wszystkiemu winni są jak zwykle prawnicy, którzy te wszystkie patenty piszą ‚/”
Jarek,
Kiedys, w jednym z odcinkow Simpsonow wystepujacy tam czasem adwokat-nieudacznik (Lionel Harts, tak sie chyba nazwya), tlumaczac swoja racje bytu zadaje na koniec retoryczne pytanie:
– No bo czy mozecie sobie wyobrazic swiat bez prawnikow ?
I w tym momencie nad glowa rozmarzonej Marge czy Homera, juz nie pamietam, pojawia sie dymek, a w nim alegoria tego swiata bez prawnikow:
ludzie wszystkich ras trzymajacy sie za rece i spiewajacy beztrosko na tle slonecznego krajobrazu z motylkami i ptaszkami, a nad tym wszystkim rozpina sie luk teczy.
Dzisiejszy Figaro pisze, ze francuscy rolnicy nie chca inwestowac w GMO. Jest tu dopuszczona do siewu jedna, jedyna roslinka – kukurydza Mon 810 – kto to tez ja wyprodukowal? – odporna na omacnicę prosowiankę, zawierajaca gen, wiec i bialko, Cry1Ab Bacillus thuringiensis. Po prostu boja sie oni siac GMO wlasnie z powodu politycznej niestabilnosci wokol tego problemu (Ségolene Royal zapowiedziala, ze, na wzor IV RP, jej VI Republika bedzie czysta od GMO!!! – po prostu wariatka!!!).
We Francji bylo 500 do1000 hektarow takiej kukurydzy w r. 2005, 5000 hektarow w 2006, a na r. 2007 spodziewane jest 30000 do 50000 hektarow. To zupelne nic w porownaniu z Ameryka, choc widac z tych liczb, ze nigdy jeszcze takiego przyrostu we wrogiej dla GMO Francji nie bylo.
Oczywiscie nie chodzi o to zeby sie scigac kto zasieje wiecej. A o zyski z rolnictwa. Bez GMO zyski te beda na poziomie sprzed wielu lat, podczas gdy reszta swiata bedzie zgarniac kase.
We Francji naukowcy z INRA caly czas badaja czy Mon 810 nie jest przypadkiem szkodliwa dla srodowiska (Mon 810 ma zabezpieczenia, o ktorych wczoraj tutaj dyskutowalismy, przed dzikim rozsiewaniem). Nie dosc, ze rolnicy francuscy nie moga zarabiac na tej kukurydzy, to jeszcze wyrzuca sie w bloto miliony euro na pseudobadania. Bo przeciez wystarczy spytac w USA czy maja klopoty z ta kukurydza (a nawet nie ma co pytac, bo to widac golym okiem). Ale sytuacja jest zablokowana przez politykow i slepy strach przed wszystkim co nowe.
Małe sprostowanie do artykułu. Autor napisał, że Australia jest pełna roślin transgenicznych co nie jest prawdą. W Australii do transgenicznej hodowli dopuszczona jest jedynie bawełna i rzepak, i to w bardzo ograniczonym zakresie. Proponuje sprawdzić na: http://www.ogtr.gov.au/gmorec/apcomcrops.htm
Nie ma mowy o innych roślinach – w szczególności pszenicy, której Australia jest dużym eksporterem. Zgodnie z tą samą stroną rozważa się wprowadzenie uprawy transgenicznego goździka.
A co do ogólnego wrażenia po przeczytaniu artykułu i komentarzy to mam smutne wrażenie, że napaleńcy na OMG kompletnie stracili z pola widzenia fakt, ze miliony lat ewolucji i dostosowań do najróżniejszych warunków już zrobiły swoje i to czego potrzebujemy to wiedzy jak te dostosowania znaleźć i jak hodować nowe odmiany. Współczesne technologie markerów molekularnych dają takie możliwości i hodowla już nie musi się odbywać jedynie na zasadzie długich prób i kosztownych błędów. Taka selekcja daje się potem zastosować w praktyce. Nie zapominajmy, że nie ma takiej sytuacji, gdzie jedna odmiana z jakimś transgenem jest genialna na wszystkie sytuacje. Czasem potrzeba odmiany odpornej na suszę, a czasem znoszącej podwyższony poziom aluminium w glebie. Dlatego przychylam się do tezy, że pogrzebani to będziemy, ale w momencie kiedy zniszczymy różnorodność nad którą natura pracowała miliony lat i dzięki niej przetrwała wszystkie szkodniki i kataklizmy.
gu:
No tak, nie sprawdzilem tej Australii i przytoczylem jako przyklad rozwinietej uprawy GMO. Powinno wiec byc: W USA, Kanadzie, Argentynie, Australii zasiewów transgenicznej soji, kukurydzy, pszenicy, rzepaku i bawelny… 7 odmian GMO to i tak wiele w stousnku do 1 autoryzownej we Francji odmiany kukurydzy (jest ich wiecej autoryzownaych przez UE, ale nie przez Francje).
jk,
dzieki za bodziec, zeby po powrocie do domu sciagnac przypomniec sobie to i owo.
Problem jest nie tylko niestabilny politycznie, ale rowniez naukowo. Istnieja generalnie dwie szkoly. Jedna z nich mowi, ze z uwagi na fakt, iz wszystkie organizmy pochodza od wspolnego przodka, a wiec przeszczepianie genow juz nie tylko w obrebie tej samej rodziny taksonomicznej, ale z krolestwa do krolestwa nie ma zadnego znaczenia, bo wszystkie organizmy sa ze soba powiazane (Val Geddings, szef Biotechnology Industry Organisation : organizacji – parasola skupiajacego ponad 700 korporacji bio-tech z calego swiata).
Nie trudno nie zgodzic sie z tym. A jednak ten sam gen u czlowieka i u szympansa (98,6% identycznosci DNA) nie czyni z czlowieka szympansa i vice versa. Oprocz informacji genetycznej per se liczy sie kontekst, w ktorym dany gen funkcjonuje. Biotechnologia w wydaniu OGM ignoruje ten kontekst przyjmujac, raczej pozycje Geddingsa. Nic dziwnego.
Teraz: slowo „technologia” czy „engineering” oznacza, ze to, co robimy (mosty, samoloty, samochody, komputery) beda zachowywac sie w przewidziany sposob z bardzo wysokim prawdopodobienstwiem. I jesli nie ma bledu w obliczeniach i w projekcie, to z reguly tak jest. Owszem, samoloty spadaja, mosty zawalaja sie, ale albo z przyczyn niezaleznych, albo z powodow ewidnetnych bledoiw ze strony czlowieka. Tyle ze w przypadku mostu czy samolotu mozna dojsc po nitce do klebka do przyczyn katastrofy, i wyciagnac wnioski, bo wiemy dokladnie, co robimy. Na tym polega inzynieria. O ile przyklad z kolem byc bardzo nosny, o tyle nie trzeba zapominac, ze od wynalezienia kola minelo kilka tysiecy lat. Dzis trzeba raczej mowic z kategoriach oceny ryzyka, i w tym tkwi problem z OGM.
Bo inzynieria genetyczna polega na czym innym. Jest ona tak naprawde lancuchem prob i bledow. Biotechnologia jest nieprecyzyjna jak cholera, a przeswiadczenie, ze cechy jednego organizmu mozna przeszczepic na drugi organizm tylko poprzez zwykly transfer genu jest bledne, bo nie bierze pod uwage kontekstu. W zwiazku z tym konsekwencje – lub rezultaty, jak kto woli – sa nie do przewidzenia na obecnym poziomie wiedzy. Innymi slowy, w przypadku wytworow biotechnologii mozna mowic co najwyzje o nadziei na to, ze wytworzona odmiana zachowa sie tak, jak przewiduja jej tworcy, i ze pojawienie sie tej odmiany nie pociagnie za soba innych konsekwencji.
I dlatego robi sie badania, ktore Ty nazywasz wyrzuceniem pieniedzy w bloto. Takim samym wyrzucaniem pieniedzy moze byc sama biotechnologia, wlasnie z uwagi wlasnie na nieprzewidywalnosc skutkow.
Temu stanowi rzeczy winna jest sama biotechnologia, ktora porzez swoje podejscie metodologiczne stanowiace redukcjonizm w wersji ekstremalnej celowo ingnoruje potencjalne interakcje systemowe. Byc moze badania nad nimi stanowia wyrzucanie pieniedzy w bloto z punktu widzenia firm bio-tech, nie wiem. Moze wygodniej jest ingorowac to, co po prostu jest lub moze byc niewygodne.
A jest co ignorowac. Pomijam kwestie prawne i polityczne, bo o nich mowilo sie wczoraj sporo. Czy slyszales o terminie „yield drag”, ukutym przez firmy bio-tech, aby zamaskowac nieporzadane rezultaty uzyskane z nowych odmian zmodyfikowanych genetycznie ? Obnizona wydajnosc, za ktora wine producneci OGM zwalali na fluktuacje klimatu, niewlasciwy tym gleby itp sa czesto po prostu nieprzewidzianymi konsekwencjami zachowania sie zmodyfikowanych odmian. Tak bylo np. w przypadku bawelny z wkladka z Bt. Tylko ze w czym rzecz ? Przeciez polityka firm biotech polega na wypieraniu tradycyjnie wychodowanych odmian, dostosowanych do roznorodnych warunkow klimatycznch i glebowych przez ich opatentowane produkty, majace teoretycznie, przy okreslonych zabiegach agrotechnicznych dac porownywalne plony. To inny aspekt zagadnienia: zeby osiagnac obiecywana wysokosc zbiorow trzeba wzmozonego i precyzyjnego naworzenia i stosowania odpowiednich opryskow – zabiegi, ktore odbijaj sie na jakosci wody i gleby, czyli na srodowisku. Ale jest to cecha rolnictwa intensywnego nie zaleznie od OGM. TYlko ze w przyladku odmian naturalnych rolnik ciagle ma wybor i moze nawozic inaczej, wedlug swych upodoban co do sposobu produkcji zywnoisci. Przy OGM takiego wyboru nie ma.
Nawet skutki wprowadzenia delta-toksyny z Bt do roslin nie zostalo jeszcze do konca oszacowane. Delta toksyna np. pozostaje w glebie, a gleba jako zlozony ekosystem sklada sie rowniez ze malych stawonogow i innych robakow, ktore sa wrazliwe na delta-toksyne. W Wenezueli okazalo sie, larwy szkodnika diamondback moth rosly o ponad 56% szybciej na bawelnie Bt. Okazalo sie, ze transgeniczna bawelna nabyla nowe wlasciwwosci odzywcze, co w polaczeniu z pojawieniem sie populacji odpornej na Bt spowodowalo powazny problem. Problem, gdyz odmiany tradycyjne byly OGM, a wiec nawet jesli potencjalnie mniej wydajne, to istnialy one w stanie pewnej rownowagi ze szkodnikami, ktora to rownowage utrzymywano sposobamy mniej kosztownymi, a sama uprawa bawelny nie byla obwarowana cala nadbudowa prawna, przez co plantator mial wiecej swobody wyboru.
Nie zgodze sie, ze badania, o ktorych piszesz sa wyrzucaniem pieniedzy w bloto. Jesli chodzi o biotechnologie to ciagle nie wiemy, co robimy, i zeby sie dowiedziec, potrzeba badan. Te badania tyo wcale nie jest strach przed nowym. BYc moze ludzie jednak potrafia uczyc sie na wlasnych bledach i nie chca powtorzyc takiej samej historii jak ta z DDT czy z ryzem IR 8 na wyspie Bali.
Jestem swiadom tego, ze biotechnologia ma kapitalne znaczenie dla przyszlosci. Sam pracuje w tej branzy, siedzialem w projekcie, ktory mial na celu dostosowanie wirusow do walki z tutejszym szkodnikiem lasow. Sa to badania kosztowne, skutki ich implamentacji sa, i ciagle beda nieprzewidywalne, a wiec potrzeba czasu i pieniedzy nie tylko na badania nad nowymi hybrydami, ale i na badani nad skutkami ich stosowania. Trudno sie dziwic, ze przemysl biotech chce jak najszybciej skapitalizowac pieniadze zainwestowane w badania i produkcje nowego produktu. Jednak ten pospiech musi byc ograniczony i dobrze sie dzieje moim zdaniem, ze coraz skuteczniej hamuje sie zapedy tego sektora przemyslowego, zwlaszcza ze jest to galaz o dosc specyficznym sposobie regulacji rzadowych, zeby nie powiedziec – samoregulacji.
Owszem, mozesz spytac Amerykanow o kolpoty z Mon 810. BYc moze odpowiedz bedzie rzetelna, byc moze taka jak w przyladku pytania o klopoty w Iraku, a byc moze w ogole nie bedzie, bo Monsanto nie ujawnia tego typu informacji (sekret handlowy).
Nie mniej pytac zawsze mozna.
Pozdrawiam,
Jacobsky
jest:
„Problem, gdyz odmiany tradycyjne byly OGM, a wiec nawet jesli potencjalnie mniej wydajne…”
powinno byc:
Problem, gdyz odmiany tradycyjne NIE byly OGM, a wiec nawet jesli potencjalnie mniej wydajne…”
Na wasze zyczenie instalujemy antyspamowa sztuczke, bo juz nie dajemy rady opedzac sie od spamow. Trzeba przed wyslaniem komentarza rozwiazac prosta zagadke matematyczna np. 3+6=?
Jacobsky:
Masz racje zagalopowalem sie z tym wyrzucaniem pieniedzy w bloto. To co dziala w USA nie musi dzialac we Francji, albo wlasnie moze dzialac inaczej (woda, klimat, jezdzace obok upraw TVG z szybkoscia 560 km/godz 😉 etc). Chodzilo mi glownie o to, ze we Francji nawet nie bardzo mozna badac GMO, bo Jose Bove je wykosi. Z pasji dodalem, ze same badania to wyrzucanie pieniedzy. 🙂
jk,
…”na wasze zycznie…”
Hehe.. wyobrazam sobie, ze NASZE zyczenie jest rowniez WASZYM.
Co za zgodnosc ! 🙂
Jacobsky:
Rowniez na NASZE zyczenie. No pewnie, bo wiecej czasu spedzam przy czyszczeniu tych wszystkich porno-potworkow niz przy pisaniu albo odpowiadaniu. No, ale jak widac z rezultatow spamogenni internauci pracuja na manualu. Z filtra i tak nie mozemy wiec zrezygnowac. 🙁
jk,
no problemo.
Liczenie w pamieci to sztuka powoli na wymarciu.
ale dzieki „(szalonym) naukowcom” – nie zaginie 🙂
Genetycznie modyfikowane organizmy niosa ze soba powazne niebezpieczenstwo. Ich oddzialywanie ze srodowiskiem zywym, z ktorym oddzialywuja nie musi byc wylacznie obojetne czy dobroczynne. Trudno jest bowiem wytestowac wplyw nowych roslin i zwierzat na cala istniejaca biosfere. Gdy zas zostana juz wprowadzone to musimy sie liczyc, ze skutki tego postepowania moga okazac sie dopiero po pewnym czasie (relaksacji srodowiska). Jesli zas beda one niekorzystne, odwrocenie tego moze byc niemozliwe. Ostatnio opisane masowe wymieranie pszczol w USA i IV Rzeszy moze byc wynikiem wprowadzenia genetycznie zmodyfikowanej kukurydzy. W moim przekonaniu, obecny poziom znajomosci genetyki i biologii molekularnej nie gwarantuje bezpieczenstwa eksperymentow modyfikacyjnych jesli prowadzone sa one na skale przemyslowa. W pogoni za zyskiem mozemy przyniesc biosferze wiecej szkody niz pozytku.