Byt a niebyt, oto jest pytanie

byt_200.jpgCzy jest jakaś różnica między rzeczą istniejącą i nieistniejącą?

Chyba nic nie sprawia większych trudności niż próba zdefiniowania pojęć najbardziej ogólnych. Nie można tutaj zastosować klasycznej formuły definiowania, czyli wskazać na pojęcie nadrzędne i różnicę gatunkową zawężającą zakres pojęcia nadrzędnego do pojęcia definiowanego. Pojęcia najbardziej ogólne są właśnie najwyższymi rodzajami i nie ma ich do czego odnieść. Z konieczności więc wszelkie definicje takich pojęć nie są definicjami jako takimi, lecz raczej próbą wysłowienia naszych pierwotnych intuicji lub też ukazania innych synonimów, które rozświetlą problem. Ostatnią uwagę trzeba mocno podkreślić – stojąc w obliczu trudności z określaniem słów, zawsze możemy się bronić, że naszym celem jest tylko rozjaśnienie danego pojęcia, a nie jego pełne zdefiniowanie.

Przyjrzyjmy się pojęciu bytu. Wstępna definicja brzmi: byt – to to, co jest. Zatrzymajmy się nad źródłem słowa „byt”. Pochodzi ono od słowa „być”. Niekiedy słowo byt zastępuje się więc słowem „istniejące”. Wyjściowa definicja przyjmuje więc postać ? „istniejące, to to, co jest”. Banalność i tautologiczność tej definicji bytu widać aż nazbyt wyraźnie. Pamiętajmy jednak, że moim celem nie jest dokładna definicja, lecz rozjaśnienie pojęcia. 😉

Co to znaczy być, istnieć? Słowo to sprawia ogromne trudności. Po pierwsze, istnienie nie jest własnością czy cechą rzeczy, którą opisujemy. Nie jest własnością, bo nic nie dodaje do treści danego pojęcia. Cechy klawiatury, na której piszę ten tekst są takie same – czy ona tutaj leży przede mną, czy też jej już nie ma. Zaraz, zaraz – pomyślimy sobie. Jest jakaś różnica między rzeczą istniejącą i nieistniejącą – w moim wypadku, to czy przede mną jest klawiatura, czy jej nie ma, odgrywa ogromne znaczenie, bo bez niej ten tekst nigdy nie powstanie do końca. Istnienie chociaż nie jest cechą dodaje jednak coś podstawowego do danej rzeczy. Jest ono czymś pierwotniejszym w stosunku do wszystkich atrybutów przedmiotu, bez istnienia bowiem nie byłoby mowy o żadnych własnościach jakiejkolwiek rzeczy. O rzeczy, której nie ma, nic nie da się powiedzieć.

Tu się zresztą pojawia inna obiekcja – można śmiało zapytać: jak to? A pegazy, szklana góra, kwadratowe koło? Co z tymi bytami? Przecież ich nie ma, a jednak coś o nich mówimy. Chociażby to, że tych rzeczy nie ma.

Trzeba zauważyć, że chociaż tych bytów nie ma, to mówimy o nich jako istniejących, chociażby tylko hipotetycznie, albo tylko w naszych umysłach. Są to byty jedynie pomyślane, wirtualne, a nie realne. Istnieje jednak różnica między istnieniem realnym, a jedynie pomyślanym czy wirtualnym. Chociaż różnica ta jest trudna do wysłowienia, jest dla nas oczywista. Co ciekawe, obecnie ta różnica jest bardzo zatarta w wirtualnym świecie Internetu. Ale zostawię sobie to na inną okazję.

Po drugie, istnienie nie będąc własnością, nie jest też nam dane wprost. To był zresztą ulubiony punkt krytyków wszelkich tego typu spekulacji. Ich zdaniem pojęcia o tyle mają sens, o ile pośrednio lub bezpośrednio odnoszą się do tego, co można doświadczyć. Pojęcia abstrakcyjne, jak na przykład barwa czy liczba, odwołują się koniec końców do tego, co w świecie da się zaobserwować. Tymczasem istnienia nie da się zaobserwować, ponieważ nie jest ono cechą. Doświadczamy jedynie istniejących przedmiotów, ale nigdy samego istnienia. Tylko czy aby na pewno?

Zabiegiem, który pozwala nam niekiedy zrozumieć jakieś pojęcie jest odniesienie go do przeciwstawnego mu słowa. Jeśli odniesiemy istnienie do przeciwstawnej mu nicości, to właśnie z tej perspektywy istnienie wyda się nam bardziej zrozumiałe. Perspektywa śmierci, śmierci totalnej być może bardziej ukazuje nam kruchość, niepowtarzalność i cudowność istnienia niż wszelkie spekulacje. Nicość pełni tutaj rolę lustra, w którym lepiej dostrzegamy, czym jest istnienie. Życie przegląda się w nicości, by dostrzec swój urok.

Sytuacja ta rodzi kolejną trudność. W perspektywie tej wygląda na to, że przynajmniej w porządku logicznym, nicość jest pierwotniejsza w stosunku do istnienia. Jest pierwotniejsza, skoro jest niezbędna dla właściwego ujęcia istnienia. Być może nicość jest ostateczną granicą, poza którą próbujemy wyjrzeć, by następnie zrozumieć istnienie. Pojmując ją, nie jesteśmy jednak w stanie dobrze jej ująć i narażamy się na nieusuwalne paradoksy.

Grzegorz Pacewicz

Fot. GP