Horror philosophicus
Czytanie filozofów nie jest wprawdzie moją ulubioną rozrywką, niemniej ostatnio skusiło mnie, żeby przeczytać wywiad z pewnym profesorem. Czułam się już zmęczona seksaferą, lustracją i bezwstydnymi wyznaniami polityków, że w sumie chodzi o władzę i nieważne, kto jest w koalicji, byle przy tej władzy się utrzymać – w imię świetlanej przyszłości i powszechnego szczęścia, którego maluczcy jeszcze nie są w stanie docenić, oczywiście – postanowiłam więc skorzystać z rady pewnego późnoantycznego filozofa i poszukać pocieszenia w filozofii.
Boecjusz dziełko zatytułowane De consolatione philosophiae napisał siedząc w więzieniu za poglądy polityczne, być może nawet fałszywie oskarżony, tym bardziej więc jego rady wydały mi się na czasie w sytuacji, kiedy władza straszy zamykaniem wolnych mediów.
Niestety, lektura wywiadu z profesorem (na którego macierzystej uczelni słuchałam niegdyś wykładów o Boecjuszu) skierowała moje myśli raczej ku przypomnieniu sobie Państwa Platona. Wizja polityczna tam zawarta zawsze wydawała mi się wysoce niesympatyczna w swym totalitaryzmie, podobnie zresztą jak późniejsze, szesnasto- czy siedemnastowieczne utopie, a wywiad z profesorem tylko mnie w tym mniemaniu utwierdził. Filozof bowiem, zdaniem Platona władca idealny, stwierdza jasno, że władzy nie chce dla siebie ani nawet dla partii swojej, ale dla powszechnego i państwowego dobra; w rządach swej partii widzi realizację ideałów rycerskich – tylko niewdzięczne gryzipiórki wierzyć w to nie chcą i co rusz w czystym i nieskalanym państwie prawa i sprawiedliwości paluchami wskazują na jakiegoś obrzydłego karalucha. A przecież żadnych karaluchów tu nie ma, może co najwyżej jakieś drobniutkie robactwo się zalęgło: wystarczy lekko przymknąć oczy i już go nie widać.
Ciekawym zbiegiem okoliczności metoda, jaką przedstawiciele popieranego przez filozofa rządu proponują, żeby uporać się z buntem gryzipiórków, jako żywo przypomina wykluczenie z idealnego państwa poetów.
Zapoczątkowany prawie dwa i pół tysiąca lat temu przez Platona utopijny nurt literacko-polityczny zaowocował na poprzednim przełomie stuleci gatunkiem zwanym antyutopią lub dystopią: dziełami ukazującymi idealne w założeniach swych państwa jako totalitarne koszmary. Profesor ze wzmiankowanego wywiadu najwyraźniej zapomina o tym dziedzictwie platońskiego państwa filozofów, zapomina również o praktycznych realizacjach utopijnych marzeń w XX wieku.
Mnie zaś paradoksalnie przypomniał się po tej lekturze niejaki Hannibal Lecter. Ten powieściowo-filmowy lekarz, człowiek wykształcony, esteta, meloman z umiłowania dla piękna i czystości moralnej uczynił krucjatę, która wyzwoliła w nim potwora. Problem w tym, że tak jak po kulturalnym, miłym i inteligentnym lekarzu nie spodziewamy się zjadania jego pacjentów, tak też po filozofie i etyku z tytułem profesorskim nie spodziewamy się zamiatania brudów pod dywan.
No i skoro już jesteśmy przy filozofach, przypominają mi się jeszcze słowa z Poza dobrem i złem Nietzschego, cytowane chętnie jako motta przez autorów fantastyki i horrorów: „Kto walczy z potworami, powinien się strzec, by walka nie uczyniła go jednym z nich. Bo kiedy długo patrzysz w otchłań, otchłań zaczyna patrzeć w ciebie.”
Komentarze
Ciekawe z kim był to wywiad? I czy jest on członkiem LPR lub Samobrony. No i zdaje się, że pomysły ministrów Giertycha i Leppera nie były przedstawiane jako projekty rządowe, albo ministerialne. To tak gwoli scisłości.
Co wlasciwie chce nam autorka powiedziec? I czy ma w ogole cos nam do powiedzenia? Zawsze sadzilem, ze nawet najbardziej szaleni naukowcy powinni byc w stanie sformulowac swoje mysli w sposob zwarty i uporzadkowany. Czyzby w tym szalenstwie byla metoda?