KBO PAN wnioskuje, punktoza kontratakuje

Na tym blogu niejednokrotnie (nawet nie wiadomo, co wybrać do ewentualnego podlinkowania, można szukać po słowach kluczowych) pisaliśmy o punktach przyznawanych czasopismom przez kolejne organy nadzorujące polską naukę. To problem, którym żyją czasopisma akademickie (nienaukowe) i (popularno)naukowa blogosfera.

Oczywiście można być naukowcem tak szalonym, że tworzy się naukę bez publikacji. Można być nieco mniej szalonym i publikować gdzie popadnie. Można też ambitnie publikować tam, gdzie uważa się to za prestiżowe, bez oglądania się na polski system. Jeżeli jednak chce się funkcjonować w polskiej akademii, niezależnie od osobistego stosunku do punktacji ministerialnej (wcześniej KBN-owskiej) – trzeba się z nią liczyć.

Właśnie ukazał się artykuł, w którym przeanalizowano udział polskich autorów w jednym z drapieżnych czasopism. Czasopisma drapieżne to takie, które nie tylko biorą opłatę od autorów za publikację (dla osób, które nie znają tych realiów – sytuacja, gdy to nie czasopismo płaci autorowi za tekst, tylko autor płaci czasopismu za możliwość publikacji, jest normą w świecie pism naukowych), ale nie gwarantują w zamian publikacji w rzetelnym medium, tylko w miejscu, które wydaje bezrefleksyjnie wszystko, co dostanie, nieraz łącznie z plagiatem czy pseudonauką. Pismo to w 2018 r. było poza polską listą punktowaną i wówczas nie było tam ani jednego polskiego artykułu. Po wpisaniu na listę polscy autorzy się pojawili – najpierw stanowili 28,5 proc., potem 84,7 proc., a w 2021 r. już 94,6 proc.

Oczywiście nie jest tak, że artykuł opublikowany w wydawnictwie drapieżnym musi być bezwartościowy. Po prostu nie ma gwarancji wartości. Dlatego takie pismo powinno być punktowane niżej.

Kilka lat temu w środowisku naukowym oburzenie wywołała decyzja ministra o arbitralnym podniesieniu punktacji niektórych czasopism. Samo to pewnie nie wzbudziłoby reakcji, bo było efektem protestów środowisk humanistycznych wobec faktu, że wiele pism z ugruntowaną od kilkudziesięciu lat pozycją na rynku kulturoznawczym, literaturoznawczym itp. dostało bardzo niską punktację, równą przysłowiowym Zeszytom Naukowym Wyższej Szkoły Różnych Rzeczy. Minister to zmienił, a przy okazji podniósł punktację także pismom mniej ugruntowanym, za to będącym miejscem publikacji jego środowiska.

Podobny problem podjęli naukowcy z Komitetu Biologii Organizmalnej PAN. Ich głównym zmartwieniem jest niska punktacja niektórych pism z grupy „Nature”. Kiedyś sprawa była jasna – „Nature” i „Science” były powszechnie traktowane jako odrębna kategoria w świecie nauki. Publikacje polskich autorów w XX w. liczyło się tam na palcach i w pewnym momencie taki autor mógł liczyć na nagrodę tysiąca złotych (to było niedługo po denominacji i odpowiadało połowie profesorskiej pensji). Publikacje te były też specjalnie traktowane w pierwszym wydaniu rankingu szanghajskiego (podobnie jak posiadanie noblistów). Na pierwszych listach czasopism punktowanych przez KBN też były traktowane specjalnie.

W końcu wybuch (inflacja?) publikacyjny sprawił, że w pismach tych zaczęło brakować miejsca – powstały więc pisma potomne, bardziej wyspecjalizowane i nieco dziedziczące prestiż, ale nie do końca. Jednocześnie niektóre inne pisma też zaczęto traktować jako bardzo prestiżowe i zdjęto nimb wyjątkowości z „Nature” i „Science”. Przy tym braku automatyzmu w dziedziczeniu wyszło na to, że niektóre pisma ze stajni „Nature” nie tylko nie dostały maksymalnej, 200-punktowej pozycji, a np. 100-punktową („Nature Catalysis”, „Nature Ecology & Evolution”), a nawet 40- lub 20-punktową („Nature Cancer”, „Nature Biomedical Engineering”, „Nature Metabolism”). Biolodzy z PAN sugerują, że pisma te również powinny mieć 200 pkt. I wymieniają kilka innych, które może nie zasługują na 200, ale ich zdaniem na 140 (np. „Environmental Pollution”). Lista jest otwarta i umieszczona przez biologów z Uniwersytetu Warszawskiego tutaj. Mam wrażenie, że jeszcze się wydłużyła w czasie pisania tego tekstu.

Inicjatorzy planują przedstawić propozycję ministrowi po 15 lipca. Zdają sobie sprawę, że może trafić do kosza, ale uważają, że warto spróbować.

Piotr Panek

ilustracja: Winieta „Nature” z 1869 r. Domena publiczna