Zaskoczenie olimpijskie
Trwa sezon olimpijski. Nie myślę tu o zbliżających się igrzyskach, tylko o olimpiadach przedmiotowych, które w większości niedawno miały swoje drugie etapy . W ciągu ostatniego miesiąca na moim wydziale odbywały się kolejno zawody olimpiad informatycznej i matematycznej, co manifestowało się obecnymi wszędzie drogowskazami, wystawionym bufetem oraz tłumami młodzieży jeszcze trochę młodszej niż nasi studenci.
Prowadząc zajęcia także widuję słuchaczy w koszulkach z emblematami tych zawodów. Ci, którzy dostają się na nasze studia jako finaliści i laureaci cieszą się opinią bardzo dobrych studentów. Olimpijski T-shirt noszony już na studiach jest u nich zapewne elementem pewnego snobizmu.
Słyszałem też z kilku stron o innych olimpiadach z dziedzin nauk ścisłych i przyrodniczych. I tutaj jedna z nich wprawiła mnie w zaskoczenie swoimi regułami. Chodzi o olimpiadę biologiczną.
Jej pierwszy etap jest chyba najbardziej naukowy z wszystkich mi znanych. Wyjątek z regulaminu mówi wprost:
„Uczestnikiem Olimpiady Biologicznej może być każdy uczeń szkoły ponadgimnazjalnej, uczący się w Polsce (uchwała zebrania plenarnego KGOB z 12 czerwca 2008 r.), który:
- samodzielnie wykona pracę badawczą z zakresu biologii zgodnie z zasadami zawartymi w niniejszych wytycznych
- […]”
Od moich życzliwych informatorów wiem, że niektórzy uczniowie wykonują te badania w profesjonalnych placówkach naukowych, gdzie mają z jednej strony dostęp do literatury i możliwości eksperymentowania w warunkach nieosiągalnych w domu czy szkole, a z drugiej radę i wsparcie dorosłych naukowców. Nic więc dziwnego, że pierwszy etap olimpiady biologicznej jest jednym z ważnych źródeł prac zgłaszanych potem z Polski na Konkurs Prac Młodych Naukowców UE. Poza tym elementem I etapu olimpiady jest jeszcze tylko rozmowa kwalifikacyjna odbywająca się w szkole, a przeprowadza ją komisja powoływana lokalnie w tejże szkole.
Po bardzo naukowym początku następuje etap drugi, który o dziwo ma postać pisemnego testu jednokrotnego wyboru.
W terminach znanego rozróżnienia pomiędzy wiedzą a umiejętnościami, olimpiada biologiczna zdumiewająco odbiega od innych olimpiad przedmiotowych nauk ścisłych i przyrodniczych. Jej pierwszy etap jest prawie wyłącznie poświęcony sprawdzeniu (a może nawet wykształceniu) umiejętności, za to drugi praktycznie wyłącznie sprawdza wiedzę. Wśród innych znanych mi zawodów tego typu nie widzę żadnego przykładu, w którym występowałaby tak fundamentalna różnica w charakterze wymagań w poszczególnych etapach oraz tak fundamentalna separacja wymagań dotyczących wiedzy i umiejętności.
W zawodach z chemii, fizyki, matematyki czy informatyki typowe jest rozwiązywanie zadań, przy czym trzeba łączyć wiedzę z umiejętnością jej wykorzystania do znalezienia rozwiązania.
- Wiedzieć jakie własności ma dany związek chemiczny, by umieć go zidentyfikowac wśród wielu innych, dostarczonych w nieoznakowanych probówkach.
- Wiedzieć, jak zachodzi to zjawisko fizyczne, by umieć opisać je matematycznie i obliczyć jego parametry.
- Wiedzieć, jakie własności ma relacja kongruencji modulo, by umieć wykorzystać ją do znalezienia liczb całkowitych będących rozwiązaniami danego równania.
- Wiedzieć, jak zaimplementować drzewo AVL, by umieć wykorzystać je do napisania szybko działającego algorytmu wykonującego dane zadanie obliczeniowe.
W olimpiadzie biologicznej tymczasem wymaga się wiedzy dla wiedzy (ściśle biorąc, dla testu), a wymagane w I etapie umiejętności mogą być od tej wiedzy całkowicie oderwane.
Bardzo jestem ciekaw, czy i jak ta szczególna konstrukcja olimpiady biologicznej wpływa na to, kto zostaje ostatecznie jej laureatem i jak sobie radzi później jako student i, być może, naukowiec.
Jerzy Tyszkiewicz
Ilustracja Alicja Leszyńska
Komentarze
Trudno mi się wypowiadać, bo w moim wypadku to już kilkanaście lat minęło, ale wtedy nie wystarczyło wykonać doświadczenie, ale trzeba było je jeszcze obronić przed komisją i był to jeden z punktów któregoś etapu (wszystko wskazuje mi na to, że etapu ogólnopolskiego). Z kolei na etapie regionalnym (zasięgiem obejmującym kilka ówczesnych województw zbliżonym do województw obecnych) też oprócz części testowej była część ustna, choć chyba niekoniecznie jej treść była związana z tematyką eksperymentu/obserwacji. Nie pamiętam szczegółów, tzn. czy żeby dojść do którejś części, trzeba było zaliczyć test na odpowiednim poziomie, czy też każdy zdawał je obie. W każdym razie, część ustna, czy to po prostu „egzamin” na etapie regionalnym, czy „obrona pracy” na etapie centralnym, to było miejsce na sprawdzenie uczestnika nie tylko pod kątem umiejętności rozwiązywania testów.
Ponadto, nie wiem, jak jest teraz na olimpiadach, ale wtedy – wbrew temu, co o biologii myślą ściśli ściślacy – test to nie było tylko sprawdzanie, ile ktoś zapamiętał etapów cyklu biochemicznego czy definicji, ale też sprawdzanie umiejętności rozwiązywania zadań z biologii matematycznej. Oczywiście, umiejętność rozwiązania zadania z równaniem z prawa Hardy’ego-Weinberga z punktu widzenia matematyka, czy nawet fizyka jest banałem, no ale jednak jest umiejętnością innego rodzaju niż przypisanie gatunków do kontynentów czy znajomość etapów mitozy. Pomijam już to, że zadania tego typu nie są podstawówkowo sformułowane „Korzystając z prawa Hardy’ego-Weinberga oblicz liczbę heterozygot” i matematyk bez znajomości podstaw biologii populacyjnej niekoniecznie domyśliłby się, że jest ono zaszyfrowane tekstem o nosicielach pewnej śmiertelnej mutacji, która powoduje tyle a tyle poronień.
Co do etapu praktycznego zaś, to niestety był on nieco w poprzek idei równych szans. Dużo łatwiej wymyślić i wykonać doświadczenie licealiście w liceum jakoś związanym z dużym ośrodkiem akademickim niż w liceum z prowincji. Pomijam już to, że niektóre z tych prac były sprzeczne z przepisami bioetycznymi, które już dawno ograniczały badania na kręgowcach w sposób taki, że dla licealisty były one praktycznie niedostępne, tymczasem okazywało się, że takie prace pojawiają się. Na szczęście, poziom prac (także tych niebudzących kontrowersji etycznych) nie musiał być szczególnie wysoki, a charakter odkrywczy – wystarczyło jakieś proste doświadczenie w doniczkach czy obserwacja lokalnej populacji ptaków. Nie pamiętam już, na ile właśnie liczyła się innowacyjność czy poprawność wnioskowania, a na ile była to pewna formalność, która miał odsiać osoby niechętne jakiejkolwiek pracy fizycznej, koniecznej w większości biologii.
@panek
Ci, którzy odpowiednio zaliczyli test, dostawali się do ustnego (także sprawdzającym wiedzę, nie – umiejętności). Reszta kończyła olimpiadę. Nie pamiętam „obrony pracy badawczej” na etapie regionalnym i ogólnopolskim, w 1978 być może tego nie było.
@J.Ty
Dla mnie zaliczenie finału olimpiady biologicznej w 2. klasie LO było po prostu wygodne – nauczycielka się dalej nie czepiała, odpadał jeden przedmiot na maturze i egzamin wstępny na studia (zdawałam tylko rysunek odręczny). Biologiem nie zamierzałam zostawać. Motywacje młodzieży mogą się do tego sprowadzać i nie ma w tym nic złego. Poszukiwania swojej drogi w życiu nie muszą wiązać się z karierą zapoczątkowaną przez olimpiadę przedmiotową, ale sama olimpiada jest dobrym doświadczeniem, najlepiej – gdy jednym z wielu.
Sama startowałam w olimpiadzie biologicznej parę ładnych lat temu. Prace badawcze bardzo różniły się poziomem w tym sensie, że uczniowie liceów w Warszawie czy Krakowie faktycznie mieli szansę przeprowadzenie badań w laboratoriach uniwersyteckich, ale już uczniowie prowincjonalnych szkół często pisali prace typu ” populacja bocianów we wsi…” i takie prace również były wyróżniane, bo od zaawansowanych metod badawczych ważniejsza była samodzielność myślenia, co sprawdzano podczas rozmowy. Testy natomiast są tak przygotowane, że sprawdzają nie tylko stopień „wkucia” encyklopedii na pamięć, ale też łączenia w całość pewnej wiedzy, wyciągania wniosków, a więc jednak umiejętności.
Mam dla Państwa wiadomość dnia: polska reprezentacja zajęła grupowo pierwsze miejsce na olimpiadzie w Londynie.
To nie prima aprilis! Olimpiada to European Girls’ Mathematical Olympiad. Szczegóły na http://www.egmo2012.org.uk/competition, link ‚live scores’.
Gratulacje dla zawodniczek i serdeczne życzenia powtórzenia znakomitych rezultatów na finale Olimpiady Matematycznej za kilka dni.
Sam bylem olipijczykiem, dawno, dawno temu, a potem czlonkiem Komitetu Olimpiady Biologicznje. Schemat byl chyba dokladnie ten sam i sprawdzal sie. 🙂 Piotrek Panek dobrze to opisal, nie ma co dodawac. Specyfika biologii czesto jest trudna powtarzalnosc doswiadczen, szczegolnie wykonanych na stole w domu czy sali egzaminacyjnej. Dlatego trudno wymagac od przyszlych biologow tych samych umiejetnosci, co od chemikow i matematykow. Matematycy tworza prace, ktore trwaja wieki, biolodzy prace, ktore trwaja czasem kilka tygodni. Taka specyfika. Biologia jako nauka rozwija sie dzieki postepowi metod (fizyka i chemia oczywiscie tez, tyle, ze oni maja jeszcze chemie i fizyke teoretyczna, co w biologii jest ilosciowym marginesem). Trzeba wiec przygotowac biologa do nieco innej pracy niz fizyka. Za moich czasow prace wykonywane w domu byly oceniane za innowacyjnosc, a nie skomplikownie. Prace wykonanan pod dyktando wujka naukowca mozna odroznic od „zwyklej” na ppierszy rzut oka i oczywiscie trzeba do niej podchodzic inaczej.
Po pierwsze: gratuluję dziewczynom!
Po drugie:
Rozumiem (mam nadzieję) specyfikę biologii, podziwiam pomysłowe prace badawcze olimpijczyków, ale zastanawiam się nad nikłym związkiem wymaganych umiejętności i wymaganej wiedzy.
Widziałem też tegoroczy test z II etapu i nie zauważyłem tych zadań, o których pisał @panek. Testy generalnie (nie tylko w biologii) sprawdzają wiedzę, a jedyna umiejętność sprawdzana przy okazji to umiejętność pisania testów (jest coś takiego). Szczególnie wyraźne to jest przy teście jednokrotnego wyboru, który można często rozwiązać przez eliminację odpowiedzi złych a nie wybieranie dobrych oraz przez dedukcję na podstawie zestawu odpowiedzi (jeśli np. trzy są do siebie dość podobne a jedna wyraźnie inna, to tę jedną można zazwyczaj odrzucić automatycznie, nawet nic nie wiedząc o zagadnieniu).
@jk Piszesz, że schemat się sprawdzał. Brzmi dobrze, tylko nie wiadomo, co to znaczy. Zazwyczej, żeby coś takiego zadeklarować, trzeba po kolei:
1) wybrać cel do osiągnięcia
2) wybrać kryteria oceny, na ile nam się ten cel udało osiągnąć,
3) zmierzyć przy użyciu tych kryteriów efekt realnie osiągnięty i porównać do zaplanowanego
Czy mógłbyś zdradzić, jak się te rzeczy miały w przypadku Olimpiady Biologicznej?
Dziś olimpiady nie mają już takiego znaczenia jak kiedyś, bo uczniom się po prostu nie chce. Wolimy posiedzieć przed komputerem niż zrobić coś pożytecznego dla siebie.
@Uczeń
Hm, ale ktoś w tych olimpiadach jednak startuje, bo finalistów i laureatów widać potem na studiach (przynajmniej na moim wydziale).
Moze nie jest tak źle?
Obecnie nie mam nic wspólnego z olimpiadą biologiczną, ale dostaję np. takie mejle, których treść jak sądzę mogę opublikować, a która może interesować śledzących ten wpis:
Program Sesji Naukowej XLI Olimpiady Biologicznej
21 – 23 kwietnia 2012 r.
Wydziału Biologii UW, sala 9 B
ul. Miecznikowa 1, Warszawa
Prowadzenie – prof. dr hab. Bronisław Cymborowski – wiceprzewodniczący KGOB
Sobota 21 kwietnia 2012
Godz: 14-15 – prof. dr hab. Piotr Węgleński – ?Straszliwe GMO?
Godz: 15-16 ? dr hab. Piotr Bębas – ?Wielkie migracje małego owada?
Niedziela 22 kwietnia 2012
Godz: 15-16 ? dr Magda Sobolewska – ?Prace badawcze ? sukcesy i porażki?
Godz: 16-17 ? dr Paweł Majewski – ?Dlaczego odczuwamy ból?
Godz: 17-18 ? dr Bohdan Paterczyk – ?Nanoroboty?
Poniedziałek 23 kwietnia 2012
Uroczyste zakończenie XLI Olimpiady Biologicznej
Godz: 9.30-10.30 – prof. dr hab. Krzysztof Spalik ?Różne oblicza homologii?
wstęp wolny
Węgleński o GMO? To się nazywa indoktrynacja nieszczęsnych dzieciątek…
Osobiście nie znam osoby bardziej kompetentnej do wypowiadania się o GMO.
@panek
1. Czytałam parę tygodni temu w GW wywiad z Piotrem Węgleńskim i zdumiało mnie, jak chwali zieloną rewolucję (porównując ją, zresztą, z zastosowaniem w rolnictwie GMO) oraz przywołuje Nagrodę Nobla dla Borlauga w 1970 jako argument. No, cóż. W drugiej połowie lat 70. uczyłam się w liceum jak to zielona rewolucja była niewypałem w Azji, gdyż zastosowane wysokoplenne odmiany roślin wymagały sporo więcej nawozów, niż odmiany tradycyjne oraz środków ochrony – nie do przyjęcia w warunkach drobnotowarowej gospodarki i możliwości finansowych rolników.
2. Dane z laboratoriów ewidentnie nie pokrywają się z „rozpoznaniem walką” w przyrodzie. Dobrym przykładem jest nabywanie oporności na antybiotyki szczepów bakterii, która w warunkach pozalaboratoryjnych przestaje mieć znaczenie. Informacje te przytaczała mi siostra, lekarz, ze specjalistycznej prasy medycznej.
3. Niezależnie od smrodów politycznych i społecznych, które generują prawa autorskie do nasion GMO, moje własne badania energii informacji pokazują, że GMO psuje czas. Oczywiście – to metafizyka! No, i co z tego? Rośliny uprawne GMO zastosowane powszechnie, spowodują głód na świecie, bo GMO nie odżywia ciała (nie każdy środek spożywczy żywi, to znana i poza metafizyką prawda…). Nie znam badań wpływu GMO na pszczoły, ale hipotetycznie mogę założyć, że czas zapylania roślin GMO wydłuża się o połowę w stosunku do analogicznych, nie manipulowanych. Praca pszczół przestaje być efektywna, nie mówiąc już o bezwartościowym miodzie. Ginięcie pszczół staje się problemem istotnym (bez nich czeka świat głód).
4. Nie mówię o GMO stosowanym w laboratoriach, do produkcji leków i w celach przemysłowych.
5. Nie sądzę, aby Węgleński próbował opisać GMO z różnych punktów widzenia, bo jest dla mnie przykładem naukowca całkowicie zakutego. Stąd mój poprzedni wpis.
Poszedłem na stronę Międzynarodowej Olimpiady Biologicznej. Korzystając z podanych tam danych historycznych przyjrzałem się rezultatom polskich uczniów w 6 ostatnich latach, a dokładniej mówiąc w latach 2011, 2010 oraz 2008-2005. Przez arkusz z roku 2009 przebije się może później. Jak wiadomo, na wynik w tej olimpiadzie składają się części teoretyczna i doświadczalna.
jeśli chodzi o wyniki sumaryczne, to sprawa przedtstawia się nastepująco:
1536 USA
1536 China
1509 Korea
1507 Chinese Taipei. Taiwan
1496 Thailand
1454 Singapore
1394 Australia
1364 India
1340 Iran
1316 United Kingdom
1296 Indonesia
1290 Germany
1276 Canada
1225 Russia
1181 Netherlands
1173 Turkey
1167 Japan
1091 Belarus
1089 Czech Republic
1075 Ukraine
975 Poland
965 New Zealand
896 Vietnam
818 Romania
745 Estonia
743 Argentina
720 Kazakhstan
682 Switzerland
641 Lithuania
627 Sweden
590 France
564 Finland
558 Turkmenistan
548 Slovakia
523 Italy
519 Mexico
515 Latvia
490 Bulgaria
453 Slovenia
452 Hungary
365 Azerbaijan
305 Belgium
305 Pakistan
295 Ireland
159 Brazil
153 Spain
152 Denmark
102 Moldova
100 Greece
58 Sri Lanka
czyli na 50 państw Polska zajmuje 21 miejsce.
Biorąc pod uwagę oddzielnie część teoretyczną i praktyczną, a następnie odejmując zajęte przez dane państwo miejsce w każdym z tych zestawień („lokata z teorii minus lokata z praktyki”) dostajemy:
Bulgaria -19
Slovakia -13
Poland -6
Vietnam -6
Azerbaijan -5
India -5
Japan -4
Argentina -3
Korea -3
Turkey -3
Canada -2
Italy -2
Pakistan -2
Spain -2
Switzerland -2
China -1
Ireland -1
Brazil 0
Greece 0
Hungary 0
Indonesia 0
Iran 0
Lithuania 0
Moldova 0
Netherlands 0
Singapore 0
Sri Lanka 0
Thailand 0
Australia 1
Belarus 1
France 1
Latvia 1
Turkmenistan 1
Ukraine 1
Chinese Taipei. Taiwan 2
Estonia 2
Finland 2
Kazakhstan 2
Sweden 2
United Kingdom 2
USA 2
Belgium 3
Denmark 3
Germany 6
Romania 6
Slovenia 6
Czech Republic 8
Mexico 8
New Zealand 9
Russia 10
Innymi słowy Bułgarscy uczniowie w teorii byliby 9 na świecie, ale w praktyce są na miejscu 28. *Nie mogłem się oprzeć ;-)*
Rosjanie z kolei kroją te zwierzaki i liście z wiekszą biegłością aniżeli wiedzą co kroją. No i jest wcale liczna grupa państw, gdzie uczniowie zdobywają wiedzę w zrównoważony sposób.
Na koniec jeszcze statystyka złotych medali:
20 China
19 Chinese Taipei. Taiwan
19 USA
17 Korea
16 Thailand
9 Singapore
4 Australia
4 India
4 Japan
3 Germany
3 Indonesia
3 United Kingdom
2 Canada
1 Belarus
1 Bulgaria
1 Hungary
1 Switzerland
1 TURKEY
1 UKRAINE
1 Lithuania
1 New Zealand
1 Russia
Może te dane w jakimś tam stopniu rzucą troszeczkę światła na poruszony przez Gospodarza temat.
1.Olimpiada biologiczna zawiera przede wszystkim nieporównywalną, subiektywną oraz podatną na sympatie i protekcje część ustną, która wypacza współzawodnictwo. Co do testu wyboru, to biolodzy zawsze preferowali wiedzę pamięciową i żargon, więc akurat forma jest adekwatna do tych preferencji…;-)
2. Przy tym wszystkim olimpiady ścisłe i przyrodnicze to elita olimpiad, uwzględniającą ich podstawową rolę wyszukiwania jednostek wyróżniających się dociekliwością,zdolnościami i zainteresowaniami!!! I mają charakter szlachetnej sportowej rywalizacji, co się nawet na nazewnictwie odbija! Wystarczy porównać listy profesorów tych kierunków na czołowych uczelniach z listami finałów wcześniejszych olimpiad, żeby znaleźć ogromne zbieżności…;-)
Popatrzcie Państwo, na olimpiady „humanistyczne” i społeczne – tam jest to traktowane tylko i wyłącznie jako dodatkowa droga na studia w postaci dodatkowego egzaminu z erudycyjnej wiedzy. Nawet nazewnictwo – „egzamin pisemny”, egzamin ustny” to sugeruje…;-)
Szczególnie polecam twór pod nazwą „Olimpiada Wiedzy Misyjnej o Afryce”(jest finansowany przez MEN i jest na ministerialnej liście olimpiad!!!) – jest toto w google i organizuje toto UKSW. Warto się wczytać w wymagania, literaturę i same zadania na poszczególnych etapach…;-)
@Klara
Zawodniczki sukces powtórzyły – 3(z 4) zostały laureatkami OM…:-)
Konkludując wątek, o ile ktoś go jeszcze śledzi, olimpiada biologiczna, poza niebywałą zdolnością wyrycia tysiecy nazw i terminow, wymaga od uczestnika dużej dozy inteligencji i orientacji w szeroko pojmowanym świecie wiedzy. A tego zwykle brakuje przeciętnym licealistom (czy raczej licealistkom -pardon drogie panie). Dlatego też ta olimpiada jak i każda inna wymaga swego rodzaju samozaparcia, geniuszu i iskry bożej
Zapraszamy do przeczytania naszego wywiadu z wielokrotnym laureatem olimpiady matematycznej: https://indekswkieszeni.pl/zadania-liczenie-pasja-czyli-przygotowania-do-olimpiady-matematycznej/