Upadki
Pierwszy z marcowych numerów Proceedings of the National Academy of Sciences poświęcony był w dużej mierze tematyce upadków cywilizacji – tematyce ciekawej i łatwo oddziałującej na wyobraźnię, a przez to łatwo prowokującej do tworzenia spekulacji i ekspresji przesądów.
Autorzy tematycznych artykułów chyba wzięli sobie do serca to zagrożenie i dużo miejsca poświęcili na pokazanie, że sprawa jest skomplikowana i nie da się jej zwykle wyjaśnić jednym czynnikiem. Pierwszym punktem jest samo pojęcie upadku. Pewnie roztrząsanie, czy przekształcenie scentralizowanego państwa faraonów w zestaw minipaństewek przy jednoczesnym wyludnieniu oraz biedzie i demoralizacji prowadzących do przypadków kanibalizmu to na pewno upadek, można jeszcze uznać za postmodernistyczne dzielenie włosa na czworo. Jednak czy zastąpienie modelu łowiecko-zbierackiego przez model pastersko-rolniczy w polodowcowym Lewancie, w sytuacji, gdy takie tasowanie modeli następowało już wcześniej w zależności warunków przeważających w danym czasie i miejscu, to na pewno upadek? Mniejsza jednak z tym – jakieś definicje w końcu są przyjmowane. Większym problemem, niż uznanie danych zmian za upadek czy zastąpienie, jest wyjaśnienie tych zmian.
Bezpowrotnie chyba minęły czasy, gdy ten problem próbowali wytłumaczyć wyłącznie historycy odwołujący się w zależności od upodobań do przyczyn zewnętrznych typu najazdy czy wewnętrznych – bądź to społecznych (demoralizacja społeczeństwa), bądź jednostkowych (nieudolność przywódców), ale zawsze ludzkich – psychologicznych, socjologicznych, militarnych. Nawet połączenie tych czynników, które wyraża obrazek Rzymianek rzucających kwiaty barbarzyńskim wojskom, który miał pokazywać, że upadek imperium rzymskiego to efekt upadku obyczajów czy braku patriotyzmu, znany z moralizatorskich pouczeń, jest tak uproszczony, że używany może być tylko w publicystyce, a nie nauce. Dziś wiadomo, że cywilizacje i kultury upadają nie tylko z przyczyn ludzkich, ale też naturalnych. I nie chodzi tu o fałszywe analogie między losem organizmów i społeczeństw spod znaku tzw. darwinizmu społecznego, a o naturalne klęski takie jak susze, powodzie, wybuchy wulkanów itd. Oczywiście, klęski naturalne mogą być wywołane przez człowieka, zwłaszcza gdy wcześniej przekształcił naturę. Taki przykład to np. zniszczenie systemu irygacji mezopotamskich, częściowo związany z naturalnymi powodziami, którego nie udało się odbudować ze względu na najazd Mongołów, przez co okolice Bagadu znanego z Opowieści tysiąca i jednej nocy stały się na kilkaset lat niemal bezludne.
Ostanie lata to wysyp badań i teorii upadków cywilizacji właśnie wywołanych katastrofami naturalnymi, zarówno niezależnymi od człowieka, jak i przez niego sprowokowanymi. Ma to oczywiście związek z badaniami zmian klimatu. Dość modne stały się tezy Jarreda Diamonda, który, będąc biologiem, za główną przyczynę upadków uznaje złe zarządzanie (czyli zwykle przeekspolatowanie) środowiskiem. Autorzy artykułów w PNAS starają się nieco odwrócić tę modę, ostrzegając przed uproszczeniami. Wskazują, że cywilizacje mają mniejszą lub większą zdolność do adaptacji do zmian, do wyboru pomiędzy alternatywnymi modelami i tylko niektóre zbiegi różnych czynników (czasem się napędzających) prowadzą do upadku. Przykładowo, serie słabych wylewów Nilu Egipt przeżywał lepiej lub gorzej niejeden raz, ale właśnie tym razem, gdy jednocześnie Akadyjczycy odcięli go od fenickiego rynku, ta klęska ekologiczna nie mogła zostać zrekompensowana zyskami z handlu i gospodarka się załamała, a z nią państwo.
To niby jest oczywiste, bo upraszczanie jest zawsze przekłamaniem. Kto jak kto, ale ekolodzy wiedzą, że wyjaśnienie jednoczynnikowe jest niemal zawsze niewystarczające (i przypuszczam, że Diamond zdaje sobie z tego sprawę). Z drugiej jednak strony, czasem trzeba upraszczać. Kiedyś sam na potrzeby pewnego przedsięwzięcia edukacyjnego napisałem jego część dotyczącą wzajemnych wpływów cywilizacji i katastrofalnych zmian klimatycznych. I wtedy np., pisząc o Szwedach plądrujących Polskę w czasie Potopu, skupiłem się na katastrofalnych zimach w ich ojczyźnie, a nie na niesnaskach między kuzynostwem Wazów. Taka była specyfika tego tekstu i już. Nie jestem archeologiem, ale mam wrażenie, że w PNAS, próbując walczyć z uproszczeniami nowej mody, niektórzy z nich nieco się zagalopowali. Tezy o wpływie zmian ekologicznych na rozwój, w tym upadek, cywilizacji nie są wydumane przy kawie (ekologicznej), tylko wzięły się z twardych danych paleoekologicznych. Archeologia czerpie obecnie z paleontologii pełne garście metod i danych, więc ten zestaw czynników już nie może być ignorowany przy konstruowaniu złożonych hipotez. Taka zresztą jest wymowa artykułu podsumowującego – sprawa upadków cywilizacji jest skomplikowana, a elementy ekologii mają w tym swoje utrwalone już miejsce.
Piotr Panek
fot. HJPD. źródło: Wikimedia Commons. licencja CC-BY-3.0
Komentarze
Coś w tym jest, np. ostatnio wydany po polsku „.Zmierzch i Upadek cesarstwa rzymskiego.” P. Heathera rozważa demografię, klimat, położenie geograficzne części imperium na równi z obowiązującymi prawami i strukturą polityczno-gospodarczą. Pasjonująca lektura.
Ale jeśli brać pod uwagę wpływy środowiskowe, to najpierw upaść powinny Chiny, potem USA. Jesteśmy daleko w kolejce:)
No, proszę! Co autor, to pogląd, czyli nauka wcale nie jest taka jednoznaczna! O Mezopotamii czytałam w „Ekofizjologii roślin” Kreeba, że winą było zasolenie gleb spowodowane irygacjami nawadniającymi, bez dostatecznego odwadniania (brak dostatecznego przepływu wody, jak by powiedział metafizyk – niedostatek połączenia informacji) i tym samym – kumulowanie soli.
Co do Potopu, Szwedzi mieli rozbudowaną armię na potrzeby wojny 30-letniej (w zasadzie – bo wojna ta była dość „rozgałęziona” – wygranej przez nich). Zapewne klimat tamtego okresu pomógł w decyzji o wypchnięciu armii na południe. Niesnaski były już tylko casus belli.
Mówiąc krótko,
zawsze chodzi o dostęp do resources (zasoby, środki, bogactwa). Jeżeli dana cywilizacja ma dostęp do resources na których jest oparta to istnieje bez rozwoju. Jeżeli resources przybywa, cywilizacja rozwija się.
Jak zaczyna ich brakować to cywilizacje zmieniają się (albo znikają) by znaleźć lub dostosować się do dostępnych resources.
Historiozofowie sa przekonani, ze przecietne imperium trwa okolo 300 lat (albo dziesiec 25-letnich pokolen) a przyczyna upadkow jest szeroko rozumiane chlopstwo i proletariat (http://bobolowisko.blogspot.com/2011/11/ile-czasu-nam-jeszcze-zostalo-i-co.html ). Wedlug Prof. R. Batry i Babu Sarkara, zmiany stylu zarzadzania maja cechy okresowosci i na kazdym etapie dominujaca elite charakteryzuja rozne typy charakterologiczne (http://bobolowisko.blogspot.com/2011/11/jak-zablocki-na-mydle.html ). Za wysadzenie z siodla ekipy i postepujaca po tym destrukcje struktury imperialnej sa winni chlopi i proletariusze. Wywoluja oni kryzys i zniszczenie cywilizacji ale sa zbyt glupi aby zbudowac na zniszczonej strukturze cos uzytecznego samodzielnie. To zas powoduje przejmowanie wladzy najpierw przez elity militarne potem przez intelektualistow badz duchownych a w koncu przez spekulantow, handlarzy i innych lapserdakow. My obecnie jestesmy wlasnie w tym ostatnim, wedlug Sarkara, etapie ewolucji. Przed nami zas czas chaosu wywolanego przez proli ora nadejscie dyktatury wojskowej.
jezus!
@bobola, zlituj ty sie nad rozsadkiem,
ktorego i tak ze swieca wszedzie szukac trzeba!
Dziekuje BOBOLA za nazwanie mnie lapserdakiem. W wojsku bylem krotko po studiach, nie mialem duzych mozliwosci na przejecie wladzy. Mala szansa pojawila sie ( lokalna) gdy zaprzyjazniony proboszcz byl na parafii ale tez krotko. No wiec zajalem sie handlem i tak zostalem lapserdakiem.
@Czaro
Referuje tylko przemyslenia fachowcow od dynamiki spoleczenstw. Tym zas chodzilo o nazwanie wystepujacych w spoleczenstwie typow mentalnosci. Wiecej wyjasnien jest w podanych we wpisie felietonach oraz w pracach zrodlowych. Inna sprawa, ze z owa klasyfikacja sie zgadzam, gdyz jest udokumentowana przykladami historycznymi.
@bobola:
no to amen;
ale dlaczego tysiacletnia rzesza trwala tylko lat dwanascie?
@byk
Z powodu inwazji barbarzyncow ze wschodu. Historiozofowie mowia bowiem o naturalnym czasie zycia imperiow a nie o ich smierci tragicznej.
Na przyklad Imperium Polski Szlacheckiej trwalo ponad 300 lat a wiec dluzej niz Imperium Brytyjskie czy Imperium Romanowow. Polska zmarla w wyniku gangreny wewnetrznej buntow bezczelnego chlopstwa, ktore kraj oslabily do tego stopnia , ze go rozdarli na sztuki w gruncie rzeczy slabsi sasiedzi.
Problem w mniejszej skali – upadku królestw, a nie cywilizacji pokazuje Norman Davies w ostatniej swojej książce „Zaginione Królestwa” (Znak, 2010). Ciężko tam się dopatrzeć wspólnego „patternu” upadku. Z mojego punktu widzenia znajduję tam głównie konsekwencje złych decyzji biznesowych ówczesnych władców.
A propos historiozofów, to wśród marksistów krąży anegdota o grupie jednych z nich, którzy tak bardzo wierzą w przewidywania Marksa, że nie robią żadnego kroku w celu wywołania rewolucji. Po prostu są przekonani, że prawa historiozofii odkryte przez Marksa są tak niepodważalne, że rewolucja ostatecznie obalająca kapitalizm sama wybuchnie we właściwym czasie (a to, że rewolucja październikowa i parę podobnych albo spaliły na panewce, albo skończyły się degeneracją do różnych form „państwowego kapitalizmu” ma dowodzić ich racji). Trochę mam wrażenie, że z całą historiozofią właśnie tak jest, tzn. jest to nauka bliższa teologii i filozofii niż historii czy archeologii, nie mówiąc już o naukach przyrodniczych. Może jeszcze jest podobna do niektórych form ekonomii. Chodzi mi o abstrakcyjność obiektu badań i niekonieczny związek z rzeczywistością, która z takich czy innych przyczyn nie dorasta do modelów. Mam nadzieję, że archeolodzy więcej wagi przykładają do tego, co im podsuwają (paleo)ekolodzy, a z nauk społecznych bardziej realistyczni ekonomiści i socjolodzy niż historiozofowie. Tak zresztą wynikałoby z artykułów w PNAS.