Leptospiroza w parku Szczęśliwickim

Niedawno nad stawem w pobliskim parku zauważyłem ostrzeżenia przed groźną bakterią z zakazem wchodzenia do wody. Tabliczki sygnuje urząd dzielnicy, ale na tym w zasadzie kończy się jego działalność informacyjna. Dziennikarz lokalnego oddziału „Gazety Wyborczej” skojarzył to z ubiegłorocznym wysypem leptospirozy u psów korzystających ze stawów czy fontann w sąsiedniej dzielnicy. Według jego informacji w mojej dzielnicy oficjalnie stwierdzono ostatnio przynajmniej jeden przypadek leptospirozy u psa, a przychodnie weterynaryjne notują ich więcej – czasem więcej niż dużo lepiej znanej babeszjozy, tylko nie ma żadnej bazy, do której mogłyby to zgłaszać.

To całkiem prawdopodobna hipoteza. Tabliczki pojawiły się we wrześniu, a już w czerwcu na portalu interwencyjnym miasta (obawiam się, że o znikomej poczytności, ja np. znalazłem go, przygotowując ten wpis) ukazał się komunikat: „W ostatnim czasie zaobserwowano wśród psów w Warszawie zwiększoną liczbę zachorowań z objawami m.in. niewydolności nerek, wątroby, żółtaczką. Niektóre z nich zakończyły się śmiercią zwierząt. Objawy choroby oraz pora roku wskazują na zakażenia krętkami (bakteriami) z rodzaju Leptospira, co zostało potwierdzone u części chorych zwierząt w przynajmniej jednej z warszawskich lecznic weterynaryjnych. Leptospiroza jest chorobą odzwierzęcą – może stanowić zagrożenie także dla ludzi”.

Weterynarze twierdzą, że leptospiroza u psów rozwija się głównie ciepłą wiosną i jesienią. Ogólne informacje o bakteriach z rodzaju Leptospira mówią, że optimum ich przeżywania poza ciałem gospodarzy to środowisko wodne o temperaturze od 28 do 38 st. C i pH od 6,2 do 8,0. Oznacza to, że większe zagrożenie występuje w wilgotnych rejonach międzyzwrotnikowych niż suchych podbiegunowych, ale strefa umiarkowana nie jest bezpieczna. Pierwszy kliniczny opis choroby pochodzi zresztą z Heidelbergu z 1886. Adolph Weil opisał go u ludzi. Dopiero później odkryto, że cierpią na nią też inne ssaki, w mniejszym stopniu ptaki czy gady. Według danych sprzed kilkunastu lat dotyka 180 gatunków. Od początku obecnego wieku opisuje się ją jako coraz częstszą. Ocieplenie klimatu (i większa wilgotność w niektórych rejonach) raczej będzie jej sprzyjać. Dziesięć lat temu szacowano jej występowanie u ludzi na pół miliona przypadków rocznie.

Tak naprawdę lepiej mówić o leptospirozach niż leptospirozie, bo znanych jest co najmniej kilka wariantów o różnych objawach wywoływanych przez 23 serogrupy. W czasach identyfikacji mikroskopowej rozróżniano chorobotwórczy gatunek Leptospira interrogans i saprotroficzny, czyli żywiący się już martwą materią Leptospira biflexa, ale obecnie wyróżnia się ich kilkadziesiąt. Morfologicznie leptospira jest krętkiem, co można wydedukować z nazwy.

Objawy leptospirozy są różne, m.in. żółtaczka, zapalenie opon mózgowych itd. Z reguły uszkodzeniu ulegają nerki, więc chorzy mogą potrzebować dializy. Po prawidłowym zdiagnozowaniu stosuje się antybiotyki, choć przy bardzo dużej liczebności bakterii w ciele nawet ich rozpad i uwolnienie toksyn może być szkodliwy. U ludzi 90 proc. przypadków przebiega łagodnie, grypopodobnie, i tylko przypadkowe stwierdzenie przeciwciał we krwi (w jednym z badań wśród dzieci w wieku szkolnym w Detroit wyszło to u 30 proc. z nich) pozwala na uświadomienie sobie tego faktu. Pewien procent przebiega jednak ciężko i kończy się śmiercią. Sytuacja, w której choroba u większości nosicieli patogenu jest bezobjawowa, u niektórych ledwo zauważalna i „nieodróżnialna od katarku”, za to gdy już się rozwinie, potrafi być śmiertelna, jest tak naprawdę bardzo częsta i nie odkryto jej dopiero w pandemii 2020. Jak w przypadku niektórych innych chorób krętkowych leptospiroza może mieć też fazy, kiedy bakterie kolonizują ciało bez większych szkód dla niego i kiedy rozwijają pełnoskalową chorobę. Z reguły czas inkubacji u ludzi mieści się w zakresie od dwóch do dwudziestu dni.

Psom zaleca się szczepienia. Znane są też szczepionki dla koni i ludzi, choć zalecane głównie dla grup szczególnego ryzyka lub w przypadkach zwiększonego zagrożenia – np. w czasie powodzi.

Ze względu na atakowanie nerek szczególnie dużo bakterii dostaje się do moczu i to jest uważane za główne źródło zakażeń. Ze względu na zagrożenie dla ludzi dość dobrze udokumentowano nosicielstwo u synantropijnych gryzoni. W moim parku zaobserwowałem co najmniej trzy ich gatunki – najbardziej w oczy rzucają się wiewiórki, regularnie wabione i dokarmiane, nie tylko przez dzieci. Najmniej – myszarki polne. Są też szczury wędrowne w co najmniej trzech, a może czterech koloniach w skarpie stawu. Ich relacja z ludźmi jest ostrożna – korzystają z dokarmiania gołębi, kaczek i łysek, ale wabić się raczej nie dają. Można jednak przypuszczać, że ilość moczu zostawianego w parku i stawie przez psy, a może i samych ludzi, jest znacznie większa. O ile ptakom zdarza się zachorować, o tyle nie udokumentowano przypadku zarażenia się od nich. Może to kwestia innej formy moczu, ale to tylko moja luźna spekulacja.

W krajach tropikalnych zachorowania wiąże się z brakiem dostępu do wody wodociągowej. Pierwsze poza Weilem opisy choroby dotyczą chińskich rolników, więc pola ryżowe są zapewne niezłym jej rezerwuarem. Epidemiczne pojawianie się leptospirozy wiąże się też z powodziami, ale i obecnością zdziczałych psów. Mniej ogniskowe zakażenia notowano najczęściej po zwykłej kąpieli w jeziorze, ale skażona woda może być wszędzie na otwartej przestrzeni, więc narażeni są nawet ogrodnicy, a oprócz rolników początkowo za grupę ryzyka uważano górników. Obecnie są to choćby weterynarze, ale też ogólnie osoby dużo kontaktujące się z wodą i zwierzętami.

W wodzie mojego stawu regularnie występują maty sinic Aphanocapsa (raczej nietoksyczne, po prostu nieestetyczne) i od lat stoją tablice zniechęcające do pływania. Większość aktywności bezpośrednio z nią związanych to wędkarstwo i dokarmianie kaczek. Ludzie rzeczywiście pływają rzadko, ale psy jak najbardziej korzystają z wody. Jak się okazuje, niektóre przypłacają to życiem.

Piotr Panek

  • Marta A. Guerra 2009 Leptospirosis Journal of the American Veterinary Medical Association 234 (4), 472-478, doi:10.2460/javma.234.4.472