Prawo karne i neuronauka

Pytając przeciętnego człowieka o funkcję karania przestępców, otrzymujemy najczęściej prostą odpowiedź: niech złoczyńca dostanie, na co zasłużył. Rzadziej pada inna odpowiedź: ochrona reszty społeczeństwa, przywrócenie doń skazanego, odstraszanie innych od podobnych występków. O ile kara może spełniać wszystkie te funkcje, o tyle filozoficzne podstawy pierwszej i pozostałych są zupełnie inne. A w dzisiejszych czasach także podstawy psychologiczne i biologiczne.

Pierwsze ujęcie, retrybutywizm, jest starsze i bardziej intuicyjne. Zły uczynek musi być ukarany. Po prostu dlatego, że jest zły. Bo tego wymaga sprawiedliwość. Mamy tu rozwiniętą aksjologię, ze sprawiedliwością jako wartością, a więc pewną (z czym zwolennicy tego ujęcia by się fundamentalnie nie zgodzili) reprezentacją domagającą się realizacji. Podobne ujęcie przyjmuje personalizm katolicki, w którym pewne czyny są po prostu złe.

Nawet abstrahując od związanego z konkretnym wyznaniem personalizmu i istotnej dla niego kwestii sumienia, omawiając retrybutywizm, nie sposób uniknąć pojęcia wolnej woli. Większość z nas będzie winić kolegę, który porozwalał ułożone pieczołowicie papiery, ale nie będzie winić podmuchu wiatru (nie dotyczy to przedszkolaków, zanim pozbędą się myślenia animistycznego). Z drugiej strony uniknie obwinienia kolega, który zrobił bałagan niechcący, choćby doznając omdlenia, zawału czy napadu padaczkowego. Dlaczego?

W trakcie rozwoju osobniczego uczymy się rozpoznawać dwa rodzaje bytów. Jedne z nich przestrzegają ogólnych reguł: nie ruszają się same, poruszone, przez jakiś czas biegną po wyznaczonym torze, podniesione – spadają. Zależności takie (nie zawsze prawidłowo) zaczynają już wykrywać dzieci, tworząc pewną naiwną fizykę. Natomiast inne z obserwowanych bytów wszystkie reguły łamią: podnoszą się same z siebie, reagują na płacz, a nawet wydają dźwięki i o coś im często wtedy chodzi. Do opisu i zrozumienia zachowania bytów ożywionych konieczny jest zupełnie inny zestaw reguł. Mówi się o naiwnej psychologii, teorii umysłu, nastawieniu intencjonalnym.

Ocena moralna ma sens tylko w tym drugim przypadku. Obwinienie deszczu za to, że pada, nie ma sensu. O zepsucie imprezy można winić kogoś zupełnie z nią niezwiązanego (sławna wina Tuska) pod warunkiem, że jest to rzeczywiście ktoś, a nie coś, pewien podmiot moralny (nawet jeśli próbujemy dowieść, jak bardzo jest niemoralny). Wedle niektórych autorów podmiot taki musi być, jak się go określa po angielsku, uncaused causer, a więc sam być przyczyną niepowodowaną z zewnątrz. Jak jednak pokazuje przykład osoby z zawałem czy padaczką, albo bycie uncaused causer nie wystarcza, albo to z zewnątrz wymaga dalszego dopowiedzenia.

Człowiek z zawałem bądź napadem padaczki tego nie chciał. Podobnie jeśli miał napad skroniowy z agresywnym zachowaniem. To nie on, to choroba. Jeśli działał w stanie silnego wzburzenia określonego okolicznościami, jego odpowiedzialność również jest ograniczona. To nie on, to emocje itd. Tutaj pojawia się jednak pewien problem.

Dziś wiedza psychologiczna i biologiczna jest trochę inna niż w czasach dawnych filozofów. Poglądy kiedyś uznawane za brutalny fizykalizm – uznaje się za wybujały idealizm. Za czasów Kartezjusza widziano w człowieku prócz ciała coś więcej, pewną substancję duchową, nierozciągłą, ale myślącą, czującą i w jakiś sposób wpływającą na zachowanie, homunkulusa podejmującego właściwe decyzje i sterującego ciałem.

Dziś poza pewnymi środowiskami religijnymi taki pogląd odszedł do lamusa. Nie ma żadnego człowieczka podejmującego decyzje. Mentalne zawsze superweniuje nad cielesnym, każde zdarzenie w sferze umysłu ma swój odpowiednik w ciele, w działaniu neuronów. Nie ma żadnego działania niespowodowanego emocjami, a w konsekwencji neuronami, neuroprzekaźnikami itd. Ale uznajemy, że jedne sposoby działania neuronów (jak w razie napadu padaczki) odpowiedzialność wykluczają, inne nie. Mimo że każde ludzkie działanie jest tak samo uwarunkowane prawami fizyki co cała reszta świata. Jednak wynika z nich zwykle w sposób tak skomplikowany, że obserwowanych skutków nie można prosto z tych praw wyprowadzić.

Krótka dygresja: krytycy zarzucą powyższemu rozumowaniu, że świat nie jest deterministyczny. I to dlatego ludzkiego zachowania nie da się przewidzieć, znając stan początkowy i rządzące światem zasady. Odpowiedź na ten zarzut jest dosyć prosta: to dotyczy jedynie poziomu kwantowego, nie przekłada się na zdarzenia obserwowane makroskopowo. Ale nawet z uwzględnieniem powyższego zastrzeżenia ludzkie zachowanie zależy od stanu początkowego, praw rządzących światem i zachodzących ciągle kwantowych przypadków. Dalej nie ma w tym nic mistycznego.

Wynika z tego, że wolna wola w standardowym rozumieniu nie ma sensu. Niektórzy autorzy stwierdzają: w takim razie wolna wola nie istnieje, a to, że wszyscy ją dostrzegamy (chcę podnieść rękę i podnoszę rękę), jest złudzeniem. Istotnie badania dowiodły, że decyzja zachodzi w mózgu, jeszcze zanim ją sobie uświadomimy, i można ją wykryć wcześniej, niż wie o niej sam decydujący. Inni, mniej radykalni, po prostu inaczej wolną wolę definiują.

W efekcie retrybutywizm jako dominujące uzasadnienie stosowania kar powoli odchodzi. Większą rolę odgrywają ujęcia konsekwencjonalistyczne, a więc odwołujące się do skutków kar. Ochrona innych, resocjalizacja samego zainteresowanego, odstraszanie potencjalnych naśladowców. Nie wymagają one kłopotliwej podbudowy filozoficznej nieaktualnej w świetle odkryć dzisiejszej neuronauki. Wiążą się jednak z bardzo niepopularnym wśród konserwatystów poglądem etycznym, wiążącym moralną ocenę danego czynu nie z intencjami czy samym czynem, ale z jego skutkami. Tutaj zalicza się przerażająca dla niektórych etyka utylitarystyczna.

Dlatego też podejście to spotyka się z wielką krytyką, z argumentami w stylu bo przestępcy będą karani za mocno / za słabo / nie tak, jak na to zasługują. W podobny sposób kiedyś odrzucono geometrię hiperboliczną. Prowadzi do absurdalnych wniosków (kąty w trójkącie nie sumują się do 180 st. itd.). Tak, prowadzi do wniosków niezgodnych z geometrią Euklidesa, bo to nie jest geometria Euklidesa. Tak samo etyka konsekwencjonalistyczna prowadzi do wniosków niezgodnych z etyką cnót, bo nie jest etyką cnót. W etykach konsekwencjonalistycznych nie ma pojęcia jak na to zasługują. Co niektórym może wydawać się przerażające, zasługiwanie jest prywatnym osądem danej osoby. Udowodniono, że w przypadku sędziego na ostateczną decyzję, na co podsądny zasługuje, wpływa zarówno pora orzekania (dokładnie czas od ostatniego posiłku sędziego), jak i często nieświadome skojarzenia (torowanie).

Z drugiej strony poczucie sprawiedliwości jest bardzo stare ewolucyjnie, obserwowane już u małp szerokonosych (słynne doświadczenie z kapucynkami opisywane przez de Waala, gdy małpa chętnie przyjmowała za wykonanie zadania plasterek ogórka, ale reagowała gniewem, gdy sąsiad z klatki obok dostawał za to samo winogrono). Cóż, pomimo osiągnięć neuronauki nadal jesteśmy zwierzętami. Ze starymi, małpimi intuicjami wygrać trudno.

Marcin Nowak

Bibliografia:

  • Joshua Greene, Jonathan Cohen: For the law, neuroscience changes nothing and everything. Philosophical Transactions of the Royal Society of London. Series B: Biological Sciences 359.1451 (2004): 1775-1785.

Ilustracja: Sprawiedliwość na witrażu w ratuszu w Buxtehude, Oxfordian Kissuth, Rathaus Buxtehude, Glasmalerei im Treppenaufgang zum Obergeschoss. Za: Wikimedia Commons, CC BY-SA 3.0