Przycinka
Zima to okres tradycyjnych przycinek drzew w sposób, który ma ich nie zniszczyć. Zimą drzewa są w stanie spoczynkowym, część metabolitów jest wycofana do tkanek spichrzowych, a susza fizjologiczna związana z mrozem sprawia, że woda przez kapilary praktycznie nie przepływa. Jak można się domyślić, czytając tego bloga, nie jestem wielkim zwolennikiem kształtowania koron drzew. Moja estetyka jest bardziej naturalistyczna i lubię drzewa o nieregularnym kształcie.
Rozumiem jednak, że poczucie estetyki innych ludzi może być inne. Ogrodnicy mogą woleć mieć poczucie pewnej kontroli nad kształtem swoich roślin. Architekci krajobrazu tym bardziej. Ich materiałem jest przyroda, ale oni sami są raczej artystami (lub rzemieślnikami) i mogą chcieć traktować drzewa jak dzieła sztuki. Nie potępiam takiego podejścia, jednocześnie chcąc, aby oni mieli taki sam szacunek do podejścia mojego. Nie uważam, aby moje poczucie estetyki było mniej ważne niż ich. Ostatecznie w końcu, choć bardziej podoba mi się Puszcza Białowieska (w jej niegospodarowanym skrawku) niż Park Oliwski czy Ogród Saski, rozumiem, że jest miejsce i na jeden typ, i na drugi. I na typy pośrednie. Stąd nie stawałem w pierwszym szeregu protestu podczas wycinki ponad trzystu drzew w warszawskim Ogrodzie Krasińskich rok temu. Ostatecznie jest to zabytek architektury, a nie pomnik przyrody. Skoro jakiś architekt czy ogrodnik wymyślił sobie aleję prostych, pięciometrowych drzew od jednej altanki do drugiej, to niech już tak będzie. (Ale w zamian niech nie wpada na pomysł oświetlania i asfaltowania rezerwatu leśnego, choćby leżącego w mieście.) Argumenty estetyczne są nieporównywalne i arbitralne. Zatem nie oburza mnie, gdy jako powód przycinania lub wycinania drzew podawana jest wynikająca ze starości utrata wartości estetycznej, nawet jeśli mam odmienne zdanie. Oburza mnie jednak, gdy podawana jest rzekoma utrata wartości przyrodniczej. Tu nie ma miejsca na arbitralne opinie i odczucia. Wartość przyrodnicza drzewa zwykle im jest starsze, pokrzywione, a nawet chorujące, wzrasta. Te wszystkie oznaki starzenia to dowód na interakcje drzewa z innymi organizmami – z ptakami, gryzoniami (np. wiewiórkami) czy drapieżnymi (głównie łasicowatymi), ale także z drewnożernymi owadami czy grzybami. Wartość przyrodnicza prostego, symetrycznego drzewa o nienagannej sylwetce jest niewiele większa niż plastikowej palmy na placu miejskim czy przy plaży. Wartość przyrodniczą znacznie zwiększa obecność dziupli, załamań i różnego typu zakamarków. A niestety, decyzje urzędników odpowiedzialnych za zieleń miejską właśnie jednym ciągiem wymieniają takie sprzeczne powody (tak było np. w przypadku dopiero co wykonanej wycinki drzew w innym warszawskim parku – Zieleńcu Wielkopolskim). Czasem też ma się wrażenie, że legalne przycinanie konarów drzew w parkach, na podwórkach czy przy drogach wykonywane jest celowo w sposób taki, aby drzewo osłabić tak, że niedługo potem zostanie uznane za chore i zdatne do kompletnej wycinki. Gdyby poważnie traktowano prawo (art. 88 ustawy o ochronie przyrody), taka „pielęgnacja” byłaby karana.
Jest jednak wyjątek. Tak jak już tu czasem wspominałem, natura to ciąg zaburzeń i ekosystemy są do tego przystosowane bardziej niż do stagnacji (która to jest ideałem architektów, a więc i części ogrodników czy leśników). Lasy są przystosowane do przeżywania pożarów, powodzi, wichur czy gradacji roślinożerców. Śmierć lub uszkodzenie jednych drzew pozwala rozwinąć się lepiej pozostałym, co daje naturalną kompozycję bogatszą od monokultury. Z perspektywy osobników jednak zwykle oznacza to szkodę niektórych. Tymczasem są drzewa, których wartość przyrodnicza może wzrosnąć po ingerencji siekiery, sekatora czy piły. Drzewa te zwykle nie rosną w gęstych lasach, lecz nad brzegami dużych rzek, gdzie co przedwiośnie harata je kra i co wiosnę przetacza się fala powodziowa niosąca zwały pni łamiących po drodze kolejne. Czasem rosną w szczerym polu, gdzie stają się co jakiś czas jedyną przeszkodą na drodze wichury albo jedynym wyniesieniem ściągającym pioruny. A na dodatek mają bardzo kruche drewno. Są to wierzby. Wiele gatunków wierzb pozostaje krzewami, ale kilka przyjmuje postać drzew. W Polsce jest to głównie wierzba biała i krucha (choć w rodzaju tym bardzo łatwo o mieszańce). I te dwa gatunki ludzie od dawna ogławiają. Gdy zostawić takie drzewo samemu sobie, często rosnąc pęka, łamie się i w konsekwencji szybko zamiera (choć oczywiście nie zawsze). Gdy kilkuletniemu drzewu zetnie się czubek i gałęzie (tak się składa, że polskie prawo pozwala na robienie różnych rzeczy z drzewami o wieku poniżej 10 lat), nie zamrze, lecz przyjmie postać wierzby głowiastej. Z czubka wyrośnie pióropusz witek, potem gałęzi (które można znowu obciąć), tworząc gąszcz, będący siedliskiem dla licznych zwierząt. Po kolejnych paru(dziesięciu) latach w grubiejącym pniu zaczną powstawać dziuple, gdzie będą gnieździć się ptaki, ssaki, a i chować płazy czy gady, nie wspominając o owadach, wijach i grzybach. Wierzba głowiasta rosnąca nad sadzawką czy na śródpolnej miedzy staje się prawdziwym centrum bioróżnorodności, nie ginąc przy tym wcale zbyt szybko. Z tego względu obecnie, gdy tradycyjne zachowania gospodarskie zanikły, przyrodnicy wczesną wiosną organizują dni wierzby głowiastej, kiedy ogławiają odpowiednie drzewka, a część obciętych gałęzi sadzą jako żywokoły, które zapuszczą swoje własne korzenie i za parę lat będą gotowe do ogławiania.
Inspiracją do wpisu o wierzbach głowiastych jest plakat na tegoroczny Światowy Dzień Mokradeł organizowany przez Centrum Ochrony Mokradeł i Wydział Biologii Uniwersytetu Warszawskiego. Czy będzie na nim mowa o ogławianiu wierzb? Niekoniecznie, ale tematyka na pewno będzie ciekawa, a wnioski pewnie będą również nie zawsze intuicyjne.
Piotr Panek
Grafika (w tym zdjęcie): Jan Bober (źródło www.bagna.pl)
Komentarze
A za 50 lat ludzie będą gadali, że w dziupli siedzi diabeł 🙂
Diabeł w dziupli jest dla włodarzy zieleni miejskiej czy przydrożnej chyba bardzo realnym zagrożeniem. Bardzo starają się, aby temu zapobiec.
Tu się kryje biała chata,
tu słomiany dach,
przy niej wierzba rosochata,
a w konopiach strach.
Nowe trendy w wierzbowej modzie 😉
@panek!
Ale nagrabiłeś!
1. Cięcia drzew, zwłaszcza większe, najlepiej wykonywać na przełomie wiosny i lata, wtedy najlepiej goją się rany.
2. Architekt krajobrazu, który nie rozumie i nie zna przyrody, jest jedynie architektem albo dekoratorem. Przedmiotem architektury krajobrazu jest projektowanie i utrzymywanie układów żywych i żyjących, i kontynuujących życie (stagnacja jest tu wykluczona). Niestety, często za ten przedmiot biorą się zwykli dekoratorzy, nierzadko – barbarzyńcy.
3. Przyrodnicy święci nie są. Dobra połowa ochrony przyrody to dążenie do zachowania stanów przeszłych, czyli silnie wyrażona stagnacja. Sukcesja nierzadko jest hamowana i odwracana, jak Wisła kijem. Jakby było mało – przyrodnicy istotnie nie są przygotowani do działań twórczych w przyrodzie, choć doskonale inwentaryzują. Różne „potworki” projektowe, związane z kompensacją przyrodniczą, typu: odtwarzamy starorzecza na kilku km rzeki, płynącej 2 metry poniżej tychże, odtwarzamy starorzecza na brzegu erozyjnym rzeki, nakazujemy (w decyzji środowiskowej) zaprojektowanie ciągłego pasa zadrzewień w poprzek doliny dużej rzeki, etc.
4. Ogławianie wierzb białych i kruchych nadal się stosuje, ale w interiorze.
5. Pisząc o słabości wierzby, najwyraźniej nigdy nie obserwowałeś nie ogławianych wierzb. Ci, którzy potrafili mieszkać i gospodarować na terenach zalewowych rzek wylewających wiosną, sadzili ww. wierzby dla ochrony przed krą. W Warszawie, na Łuku Siekierkowskim, zanotowałam takie smaczki jeszcze w końcu lat 80. XX w. (wierzby miały ok. 60 lat, były w pełni sił). O obecnych tam terpach nie wspomnę..
6. Prawo ochrony przyrody nieco się zmieniło w ostatnich latach w zakresie zieleni; radykalne cięcia koron nie są już możliwe (choć nadal praktycznie bezkarne), a ogławianie można kontynuować dla drzew ponad 10-letnich, gdy są one cięte od małego.
„Wierzby ogłowione wyglądają dobrze tylko na plakatach reklamujących międzynarodowy konkurs szopenowski. Jeśli przyjrzymy się tym drzewom z bliska, to zauważymy, że ich pnie są całkowicie wypróchniałe, pokrzywione i porośnięte hubami, często wewnątrz całkowicie puste. Większość tych drzew żyje krótko, zaledwie kilkadziesiąt lat, choć najczęściej sadzona wierzba Salix alba może żyć 150 lat i dłużej.” – pisze inny fachowiec, prof. SGGW Marek Kosmala.
Drzewo ogłowione stanowi większe zagrożenie niż drzewo niecięte, gdyż jest ono bardziej podatne na złamanie przez silny wiatr.
Powody: Mechanizm obronny powoduje, że drzewo wypuszcza mnóstwo pędów poniżej miejsca cięcia. Są to pędy przybyszowe (odroślowe), tzw. wilki. Odmiennie od normalnych, gałęzie te rozwijają się w „gnieździe” leżącym na tkance drzewnej. Te nowe pędy są przytwierdzone do gałęzi macierzystej tylko w zewnętrznej warstwie, a zatem są bardzo słabo z nią zrośnięte i podatne na odłamanie. Nowe pędy przyrastają bardzo szybko. Ogłowione drzewa odzyskują rozmiary sprzed cięcia w ciągu dwóch do czterech lat. Wiele drzew staje się wyższa niż przed ogłowieniem. W miarę, jak gałęzie przybierają na wadze, słabe ich osadzenie powoduje, że są bardziej podatne na złamania i wyłamania. Ogławianie drzew prowadzi często do powstawania zaburzeń w ich statyce. Najczęściej wiąże się to z podniesieniem lub bocznym przesunięciem ich środka ciężkości. Gałęzie przybyszowe tym łatwiej się rozłamują. Gęsto (ciasno) rozwijające się pędy przybyszowe, zwłaszcza w pierwszych latach po ogłowieniu, powodują, że drzewo jest mniej odporne na wiatr niż wtedy, gdy rozwija się normalnie.
Jak się zacznie ogławiać, to trzeba to powtarzać.
Osobiście znam kilka ponadstuletnich wierzb płaczących, nie przycinanych. Z czterech pobliskich na razie jedna padła ofiarą wichury – rozłamała się w połowie. Podobnie „stare” kasztanowce, co roku dość radykalnie przycinane i formowane, musiały ostatnio zostać zastąpione nowymi drzewami, a to z powodu postępujących chorób grzybicowych, dla których rany po ciętych konarach są idealną „bramą wejściową”.
heheh, zastanawiałem się, czy Meruńka się odezwie 😉
Ogławianie wierzb w Polsce (i nie tylko) wzięło się ze względów gospodarczych, a nie dla dobra tych drzew czy przyrody jako takiej.
W epoce wiklinowych koszy, opałek, półkoszków, plecionych płotów itp. niezbędny materiał stanowiły szybko rosnące, giętkie gałęzie i łozy różnych odmian wierzby. A skoro drzewa od tego nie umierały, to proceder powtarzano rokrocznie.
A teraz pytanie:
Co zamierzają entuzjaści ogławiania zrobić z obciętymi gałęziami (poza tym, że część zasadzą)? Może zaczną wyplatać ekologiczne płoty?
Osobiście znam też parę wierzb nieogłowionych, na które lubiłem się wspinać w dzieciństwie, bo często przybierają wtedy one postać pochyłego drzewa, na które koza skacze. Co nie zmienia faktu, że jedne żyją te 150 lat, a wiele innych trochę krócej. Wierzby bez ogławiania dadzą sobie radę (dawały sobie przecież przed pojawieniem się człowieka i nie są produktem koewolucji z nim), natomiast są nielicznym przykładem, kiedy można w miarę bezproblemowo pozyskiwać materiał drzewny, nie szkodząc drzewu, a przy okazji nawet sprzyjając niektórym innym gatunkom. Nielicznym i wyjątkowym przykładem – ogławianie kasztanowca nie jest dobrym pomysłem (choć nawet lipy mogą czasem dzięki odroślom zachować się podobnie, a takie klon jesionolistny, to już zupełnie).
Od wierzby trudno oczekiwać, że będzie stabilnym drzewem, o słabo łamliwych konarach. Stąd sadzenie ich przy drogach to nie najlepszy pomysł, chyba że rzeczywiście regularnie się je ogławia tak, aby odroślowe gałęzie nie były zbyt niebezpieczne. Natomiast ogólnie co do drzew, to nawet spróchniały rdzeń nie musi być od razu sygnałem do rychłego połamania się, a więc prewencyjnej wycinki. Tu wchodzi w grę porównywanie wytrzymałości pręta i rury.
Trochę statystyk (zebranych przez SGGW) o wypadkach z udziałem łamiących się drzew jest tutaj: http://uslugiekosystemow.pl/?q=node%2F396
Co do prawa, to oczywiście Meruńka doprecyzowała, to co tylko zasygnalizowałem. Drzewo o raz rozpoczętym formowaniu korony po przekroczeniu 10 lat nadal może mieć ją formowaną. Gdyby w ogóle tego zabronić, ogrodnicy specjalizujący się w drzewach-rzeźbach chyba by przyjechali pod sejm 😉
@markot
Oczywiście, właśnie o to chodzi. Człowiek ukształtował łąki trzęślicowe też nie po to, żeby modraszkom było dobrze. I nie dlatego kosił je dopiero jesienią, żeby krwiściągi i mieczyki zdążyły zakwitnąć. Robił to, żeby mieć siano z miejsc, gdzie wiosną było mokro, a latem trawy i zioła rosły tak powoli, że nie opłacało się ich kosić. Niemniej, to właśnie dzięki takiej gospodarce „jak materii staje” ukształtowały się bardzo ciekawe ekosystemy, które w zupełnie naturalnych warunkach byłyby zupełnym ewenementem ograniczonym do rozproszonych i efemerycznych placków.
Podobnie jest z ogławianiem wierzb. Różnica jest taka, że niegospodarowane łąki trzęślicowe zanikają, a nieogławiane wierzby nie zamierają.
Co dzieje się po akcji z gałęziami – nie wiem. Najwięcej tych akcji prowadzi Towarzystwo Przyrodnicze „Bocian”, choć po nich włączył się np. Biebrzański Park Narodowy. Było nie było, jest to biomasa, którą można chociażby spalić.
Mogliby wyplatać gniazda bocianom 😉
Przyroda dostosowuje się do zmian, również tych, które wprowadza człowiek, to jasne. Jedne gatunki korzystają, inne tracą – nie wszystko zauważamy i notujemy, ale niektórymi bardzo lubimy się chwalić.
A jakżeż te modraszki przetrwały, zanim człowiek te łąki…?
A dziuple w starych wierzbach znakomicie nadają się do złożenia obciętego kołtuna 😎
Można też, w razie febry, trzy razy chuchnąć w wywiercony w korze otwór i natychmiast go zatkać, a będzie po chorobie 😎
Te modraszki zapewne na ziemiach polskich były bardzo rzadkie, przeskakując z jednego pożarzyska na drugie popowodziowisko. Liczniejsze były na stepach. Ale my je bardzo lubimy, więc cieszymy się, że koszenie (jesienne) im sprzyja 😉
modraszki, modraszki, modraszki…
Moje prywatne 😉
Takiemu modraszkowi sam nieskoszony krwiściąg nie wystarczy. Niezbędna jest jeszcze adopcja przez wścieklicę, najlepiej szorstką 😎
Mokradła (i ich promowanie) stanowią istotny kłopot metafizyczny. Warunkiem dobrego obrotu czasu jest połączenie informacji, stagnacja wody absolutnie temu nie służy. Woda ma się ruszać, być stale w obiegu, w cyklu infiltracja – przepływ podziemny – drenaż.
czas na gruszki 😉
zima sie tez drzewa przesadza, wlasnie robia to w centrum berlina…
Na szczęście woda praktycznie nigdy nie pozostaje w bezruchu, nawet na tym, co nazywamy zastoiskami. Mokradła istnieją dzięki wodzie przepływającej, podsiąkającej i opadającej.
Te wścieklice to słaby punkt w hipotezie modraszków żyjących pierwotnie na polanach pogorzeliskowych, bo w istocie mrówki (no i drzewa z krzewami) to w zasadzie jedyna grupa, której przeszkadza tak bardzo piętnowane wypalanie „traw”. Ale za to jeszcze trudniej utrzymać mrówki, gdy kosi się kosiarką parę centymetrów nad gruntem, nie zważając na mrowiska.
@panek
W basenie też się woda rusza, co nie zmienia faktu, że nie realizuje on połączenia informacji. Wycinka drzew i zarośli z mokradeł, w celu tak sformułowanej „ochrony przyrody”, ogranicza infiltrację, tym samym – psuje czas.
@Meruńka
Idąc tym tropem, ideałem byłyby gejzery, ale akurat życie tam jest dość ubogie.
@panek
To nie TEN trop. Istotne jest przełączenie informacji w strefie hyporeicznej. Ale i tak przyrodnicy (zdaje się) nie odpuszczą, i będą przywracać czas przeszły na mokradłach..
taka zbieżność czasowa: http://www.tvp.pl/tvp-regionalna/programy/naturalnie-tak/wideo/25012014/13774394
@panek
Badam właśnie sprawę zarastania mokradeł trzciną i olszą czarną. W związku tym proponuję zmianę Światowego Dnia Mokradeł na Światowe Przekleństwo Mokradeł.. (nigdy więcej promowania mokradeł!)
@Meruńka
Skoro Faust odpokutował swoje grzechy wielką melioracją, to jak widać, twoja teza może znaleźć zwolenników 😉
@panek
Nie chodzi o poglądy i montowanie partii wyznawców poglądów, tylko o to, że propagowanie terenów, gdzie woda nie wchodzi w obieg podziemny, jest niszczeniem, a nie – ochroną przyrody.