Zrywki
Ludzie mówią inaczej i myślą inaczej. Jednak, gdyby wszyscy całkowicie inaczej mówili i myśleli, komunikacja nie byłaby możliwa. Dlatego też z drugiej strony, mówimy i myślimy tak samo. Komunikacja rozpościera się między dwoma skrajnościami: z jednej strony mówimy i myślimy tak samo; zaś z drugiej, mówimy i myślimy inaczej.
W czasie urlopu wyjechaliśmy do rodziny na południowym-zachodzie Polski. W trakcie zakupów doszło do takiej wymiany zdań między mną a sprzedawczynią. Nie miałem żadnej torby więc mówię do niej:
– Poproszę reklamówkę.
– Nie ma reklamówek, są zrywki – odpowiedziała sprzedawczyni.
I te „zrywki” mnie zafascynowały. Elegancki wyraz, który jest zrozumiały sam przez się, mimo że usłyszałem go pierwszy raz. Wiadomo jak się bierze jednorazówki – zrywa się je na przykład z haczyka. Stąd zapewne źródło tego słowa. No i jeszcze różnica między zrywką, a o wiele trwalszą i dostojniejszą reklamówką. Ha!
U nas mówi się inaczej. Mamy jednorazówki – znów wiadomo dlaczego, bo na-jeden-raz – oraz reklamówki. Jednak wyrazy te bywają używane zamiennie. Mówi się inaczej i myśli inaczej niż tam, gdzie byłem.
Pomyślałem sobie, że zrobię eksperyment i „zrywki” przeszczepię na nasz grunt. O ile oczywiście nie wezmę swojej zwykłej filcowej torby, w sklepach teraz będę prosił właśnie o „zrywki”. Trochę dla żartu, a trochę z ciekawości, czy się uda.
Grzegorz Pacewicz
Foto: Mo Riza, Flickr (CC BY-SA 2.0)
Komentarze
Piękne słowo. Lepsze od jednorazówki, która często jednorazówką nie jest.
Z poważaniem W.
Prawda…
Jest coś równie dobrego?
Z reklamówkami też zawiła sprawa, pamiętam jak w latach 80. używano (czy to na zasadzie inercji po „dobrobycie” gierkowskim, czy porównywania z Zachodem) słowa „reklamówka” na torbę z polietylenu w najobrzydliwszych możliwych szaroburych kolorach, która, jako żywo, niczego nie reklamowała, chyba że rozsypującą się do cna gospodarkę :). Z kolei dziś „reklamówki”, jeżeli faktycznie zawierają logo sieci, najczęściej się sprzedaje (w handlu spożywczym), co jest, wydaje mi się, nieco na bakier z samą zasadą reklamy, no ale ponoć ekologicznie, więc może i dobrze. Są podobno regiony w Polsce, gdzie za nic w świecie się nie powie „zapal światło” (wspaniały relikt po czasach gdy jedynym źródłem światła był ogień, lub innego rodzaju procesy spalania, w końcu w tradycyjnych żarówkach też się wolfram żarzy), tylko „zaświeć światło”, głowy nie dam, ale słyszałem. No w sumie i to i to logiczne swoją logikę ma na inne aspekty zjawiska nacisk kładąc.
Ha, u mnie w domu (Ziemie Zachodnie) światło (elektryczne) się świeciło i gasiło, zapalić można było świeczkę, a napalić – w piecu kaflowym 😉
Zrywka jest super 😎
Dawniej oznaczała wyciąganie pni drzewnych z lasu za pomocą konia, co po jakimś czasie oznaczało zerwanie ścięgien u konia i wysłanie go w podróż do Włoch 🙄
@markot
A no właśnie, ta pokrętna logika, a właściwie pomieszanie różnych porządków… Gasiło się to światło elektryczne, choć się go nie zapalało ;> jakiś samozapłon musiał jednaj następować po drodze…
Przypomniało mi się jeszcze jedno znaczenie słowa „zrywka”, też już nieaktualne i slangowe niemal. Mianowicie coś jakby wersja bardziej znanego „spadać”, (spadaj frajerze!, spadamy stąd!). „Zrywka stąd!” mawiano (przynajmniej na paru znanych mi mazowieckich małomiasteczkowych podwórkach)
Zapalić można było też silnik samochodu lub motocykla (w dalszym ciągu na Ziemiach Zachodnich), a także papierosa. Ognisko należało rozpalić, stodołę sąsiada (ewentualnie) – podpalić 😉
Silniki spalinowe mają zapłon, zapałki i zapalniczka służą do zapalania (podpalania, rozpalania), ale wyłącznik elektryczny jest do (za)świecenia światła 😉 A potem – zgaszenia.
Spalona żarówka to też już prawie historia.
Przypomniał mi się stary dowcip o niedźwiedziu, który grasując po lesie tak pechowo się potknął, że trafił pyskiem w kamień i wybił sobie przednie zęby. Od tego czasu wstydząc się pokazać w biały dzień przeniósł swoją aktywność na nocną porę. Mimo to razu pewnego natknął się na leśniczego, który słysząc chrzęst chrustu i łamanych gałęzi omiótł okolicę światłem latarki. Krzycząc:
– Ktoś ty?
otrzymał w odpowiedzi ciche:
– Nieśfieć 😳
Ciekawe, czy gdyby leśniczy szedł z papierosem w zębach (niedopuszczalne, ale zróbmy takie ćwiczenie myślowe), to nie usłyszałby: Nie pal!
Tylko pod warunkiem, że leśniczy był uzbrojony 😎
Jeszcze się zapalało telewizor.
Kawał – dobry. 🙂
jak tlumacz z jezyka polskiego dziekuje @gospodarzowi i @markot za niezwykle cenne informacje; kawal tez niezly 😉
o!
Panowie i Damy (mówię za Benią Krzykiem – stąd zaczynam od ogona strony), język nie powstaje wedle rygorystycznych kryteriów logiki, więc i jego analizowanie – czy na przykład żarówkę się zapala, czy zaświeca – wedle tych kryteriów nie ma sensu. Nikt nie kwestionuje „miejsc siedzących”, choć nie miejsca przecież siedzą. „Sobotę pracująca”, kiedy była, też nie pracowała.
W ostatnim moim zdaniu ma być, oczywiście, „Sobota”
To, że języki „nie powstaje wg reguł logiki” nie znaczy, że nie można go analizować z punktu widzenia tych reguł. Bo niby dlaczego? W takim wypadku można by to samo powiedzieć o gramatyce języka. „poprawiony język” sprzyja lepszej komunikacji.
Dlaczego języka nie można analizować? … Tylko bym usiłował odróżniać panoszące się szczególnie wśród dziennikarzy niechlujstwo językowe od takich perełek jak np. ta którą podał gospodarz. A.p. Jakiś dziennikarz kucharzący w TV „zaświeca” pod kuchenką. To też taka mini perełka. (Makłowicz, zdaje się).
Z poważaniem W.
Przepraszam dwóch ostatnich komentatorów. Jesteście amatorami, więc nie rozumiejąc ducha, chwytacie litery. Niech więc będzie, że się nieprecyzyjnie wyraziłem. Powiem teraz tak: bezwzględne trzymanie się kryteriów logiki w analizie zjawisk językowych bywa zawodne. A taką właśnie skłonność przejawiają amatorzy-puryści. Język to nie sztywny kodeks zakazów-nakazów, lecz plastyczne, spontanicznie tworzone (w wypadku języka powszechnego) narzędzie komunikacji, poznania i emocjonalnego przeżywania życia.
Chyba ogromna większość Polaków pisze „kurczę” (jako łagodne przekleństwo) z „ę”, choć przecież ten wyraz jest od dawna zleksykalizowany w postaci „kurcze”, nie odmienia się, nie ma nic wspólnego z „kurczęciem”, a głupawo-salonowe „ę” w pospolitym wyrazie jest nawet jak kwiatek przy kufajce (zresztą wymawianie „ę” w wygłosie jest manieryzmem, a nie poprawnością, również w tym konkretnym wypadku pisanie). Spotkałem nawet jego twórczo rozwiniętą postać: „Kurcza pieczona jego mać”. Być może od niego jest też „kurna”. W dzieleniu włosa na czworo w czymś takim jak: „zapalać” czy „zaświecać”?, udziału nie biorę – po prostu decydują zwyczaje, a nie podręczniki.
@Jerzy Pieczul,
„Język to nie sztywny kodeks zakazów-nakazów, lecz plastyczne, spontanicznie tworzone (w wypadku języka powszechnego) narzędzie komunikacji, poznania i emocjonalnego przeżywania życia.”
Oczywiście. Ale czy to znaczy, że użytkownicy nigdy nie popełniają błędów, gramatycznych, leksykalnych, semantycznych itp., i że zawsze poruszają się w granicach normy, ponieważ tylko oni ją wyznaczają? Nie popadajmy z jendej skrajności w drugą. Nikt tutaj nie proponuje puryzmu językowego.
@Jerzy Pieczul
Oczywiście
„Język to nie sztywny kodeks zakazów-nakazów, lecz plastyczne, spontanicznie tworzone (w wypadku języka powszechnego) narzędzie komunikacji, poznania i emocjonalnego przeżywania życia.”
Ja w ogóle nie wierzę w istnienie czegoś takiego, jak język. Totwór ciągle ewoluujący, któy zapewne można opisać jako skomplikowany proces stochastyczny. I o ile nie mozna się w jego chwilowych stanach dopatrzyć sztywnych zasad, to sam proces jego przemian podelga pewnym całkiem ścisłym prawom, które można badać i analizować.
Trochę tak jak ruch Browna: chwilowe stany gazu są całkowicie chaotyczne i nic mądrego o nich nie można powiedzieć, to jednak o samym ruchu już jak najbardziej.
Ta „zrywka”, od której zaczęliśmy, to potencjalna droga, w którą rozwój języka mógłby skręcić. Jak rozumiem Grzegorza, z ciekawości póbuje badać eksperymentalnie, na ile ta ścieżka przyciąga.
Szanowni Panowie, w internecie operujemy skrótami, a jest w człowiekowatych przedpotopowa skłonność do traktowania pojedyńczych wypowiedzi jako całego człowieka – stąd internetowe strony pełne są śmiesznych kłótni z ambicjonalnych pobudek – sam na tym się przyłapywałem. Sądzę, że na żywo szybko sporządzilibyśmy protokół rozbieżności i wyrzucili na śmietnik. Bo przecież tam, gdzie jest otwarcie na dialog, ten dialog trwa, choćby się paliło, waliło i biskup przyjechał. Zdrowia i pogody ducha.
Jasne, że tak. 🙂
@pieczul:
amen
Inni też miewają zagwozdki:
Why is it when you transport something by car, it’s called a shipment, but when you transport something by ship, it’s called cargo?
To bardzo interesujące patrzeć, jak nasz język zmienia się na naszych oczach:) nowe słowa są tworzone nieustannie. Nawet ja (20 lat) pamiętam dobrze, że język, którego używałem sam za młodu baardzo różni się od tego, czym porozumiewają się dzieci obecnie.