Zabobon za 2,6 tys. złotych
Wydajemy miliony na homeopatię, radiestezję itp cuda. Te pieniądze lepiej przeznaczyć na badania naukowe i edukacje. Tylko jak to zrobić?
Tak zwana „medycyna alternatywna”, „odpromienniki geopatyczne” czy sejmowe modlitwy o deszcz kosztują nas (bezpośrednio lub poprzez podatki; w końcu modlący się o deszcze posłowie są w tym czasie opłacani z naszej kieszeni) miliony. Obiektywnie, są to miliony wyrzucone w błoto. Bardziej subiektywnie – płacimy za nasze lepsze samopoczucie.
Pod koniec roku ukazał się w Gazecie Wyborczej artykuł opisujący wydatki warszawskiego ratusza na zainstalowanie na pewnym skrzyżowaniu tzw. czarodziejskich puszek, czyli innymi słowy „odpromienników geopatycznych” ( ???).
Puszki mają zabezpieczać owo skrzyżowanie przed wypadkami, których w tym miejscu jest nienormalnie dużo. Problem w tym, ze miasto wydało 2,6 tysiąca zł (w sumie nie tak wiele) na zwykły humbug.
Nikt nigdy nie widział żadnej ekspertyzy wskazującej, że w inkryminownym miejscu jest rzeczywiście jakieś „promieniowanie geopatyczne”, a tym bardziej, że puszki zainstalowane przez radiestetę to (jak sądzę nieistniejące) promieniowanie redukują. Warszawski ratusz lepiej by zrobił dając na mszę w jakimś pobliskim kościele. Tradycje już mamy – owe sejmowe modły o deszcz z czasów poprzedniego rządu.
Najciekawsze, że stołeczni urzędnicy, jak wynika z artykułu GW, wcale nie czują się przez radiestetę nabrani. Zarząd Dróg Miejskich już montuje kolejne puszki na innych skrzyżowaniach. Nikt niczego nie bada, tylko płaci radiestecie za jego wynalazek. Facet robi świetny interes, bo takich puszek (zapewne po ogórkach) zapewne mu nie zabraknie nawet z powodu kryzysu gospodarczego.
Wiara w cuda w Polsce trzyma się bardzo mocno. Ale to nie tylko polska cecha. Francuzi uwielbiają wróżby u zawodowych wróżbitów i wróżbitek. Ponoć były socjalistyczny prezydent Mitterrand korzystał systematycznie z usług Madame Soleil.
W amerykańskiej agencji NIH sponsorującej badanie medyczne istnieje od lat 90. zeszłego stulecia instytut o nazwie NCCAM, czylil National Center for Complementary and Alternative Medicine. Jego zadaniem jest badanie skuteczności tzw. alternatywnych metod leczenia. Ta agenda NIH pompuje niezłe pieniądze na badania, które nie przyniosły dotąd żadnych pozytywnych odpowiedzi na pytanie, jaka jest skuteczność akupunktury, kąpieli w mleku itp. zabiegów w leczeniu prawdziwych chorób. NCCAM powstał pod naciskiem polityków reprezentujących wyborców z mniej wykształconych regionów USA.
W Internecie chodzą słuchy, że nowa administracja Obamy zamknie NCCAM i w ten sposób zwiększy nakłady na prawdziwe badania o 225 milionów dolarów rocznie bez wydawania jednego centa.
Amerykanie przynajmniej udają, że prowadzą jakieś badania leczniczych sił tajemnych. Urzędnicy warszawskiego ratusza nie pokwapili się nawet o ekspertyzę kogoś obiektywnie kompetentnego (profesora Politechniki, eksperta Instytutu Jądrowego?), tylko nabijają kabzę jakiemuś szarlatanowi.
Dobrze byłoby również i w Polsce zrobić remanent tego typu wydatków. Skoro nasz Sejm może zwracać się bezpośrednio do niebios o deszcz, to można spodziewać się, że nie tylko samorząd Warszawy „inwestuje” w cudowne puszki i tym podobne cudeńka, ale również lokalne samorządy wydają na takie cele tysiące jeśli nie miliony.
Myślę jednak, że zapotrzebowanie na tego rodzaju egzorcyzmy jest w Polsce na tyle powszechne, że przeciętny podatnik może nawet być zadowolony, że płaci za „odpromienniki geopatyczne”. Walka z takimi zabobonami wiedzie wyłącznie przez lepszą edukację. Dlatego trzeba znaleźć sposób aby te pieniądze przeznaczyć właśnie na naukę i edukację. Nic nie zdejmie też z samych naukowców obowiązku ciągłego edukowania opinii publicznej, w nieustającej wojnie z zabobonem. Wychodzi na to, że zabobon jest w Polsce propagowany przez niektórych naukowców. W końcu warszawskim ratuszem kieruje profesor bankowości, a więc specjalista z dziedziny wydawania pieniędzy.
Komentarze
Naukową odpowiedzią na cudowne puszki mogłoby byc badanie ich skuteczności. Jeśli liczba wypadków nie spadnie, to hambug zostanie naukowo zdemaskowany i trzeba będzie pomyśleć nad planem „B”, np. ograniczeniem prędkości:))
Swoją drogą zabobon wyplenić będzie niezwykle trudno – nie znam ludzi (nie jestem tu wyjątkiem), którzy byliby od niego całkiem wolni. Jak w wierszu A. Osieckiej (z pamięci):
„…oj dana dana, nie ma szatana,
a byt realny jest poznawalny,
życie to forma istnienia białka,
tylko coś czasem w kominie załka,
coś czasem gwiźnie, coś czasem świśnie,
i się prześliźnie w samej bieliźnie…”:)))
Jak łatwo władze wydają nasze podatników,ciężko zarobione pieniądze, jak nie na kler katolicki, wiarę chrześcijańska i podobne zabobony to na „uczelnie” i „szkoły” katolickie i podobne. Szarlatani szkoleni w tym kierunku dobrze żyją w dobrobycie uzyskanym z niewiedzy i naiwności ludzi.Kiedy ten świat w końcu zmądrzeje?. 100 lat chyba wystarczy, szkoda, że nie doczekamy takich czasów.
Jest mozliwe ze odgromniki beda mialy wykrywalny efekt placebo poprzez zwiekszenie uwagi kierowcow.
Oczywiscie, magia jest waznym skladnikiem naszego zycia. Wiekszosc z nas brala witamine C na przeziebienie.
Kiedys, dosc dawno temu w „Problemach” opublikowano powazne opracowanie naukowe, w ktorym teoretycznie wykazywano w jakis sposob podziemny ciek wodny, a wiec woda z pewna zawartoscia rozpuszczonych mineralow, czyli w pewnym sensie przewodnik, poruszajac sie w polu magnetycznym Ziemi moze wytworzyc slabe pole elektromagnetyczne. Sily Lorenza, itp, schematy, wzory – wszystko tam bylo. Wszystko za wyjatkiem slow „zabobon”, „cuda” i pokrewnych.
Nie oznacza to, ze Ratusz musi wydawac publiczne pieniadze na puszki magiczne, ktora prawdopodobnie sa b-shitem.
Kiedys wpadla mi rece publikacja opisujaca wplyw leczenia ekstraktem z rosliny Griffonia simplicifolia. Ektrakt ten zawiera 5-HTP, czyli polprodukt na drodze metabolicznej wiodacej do tryptofanu do serotoniny. Jak rozumiem, to homeopatia, czyli „zabobon” i „cuda”. W publikacji ograniczono sie do opisu mozliwosci leczenia tym ekstraktem depresji, migreny oraz bezsennosci, szczegolnie w polaczeniu z innymi ketraktami roslinnymi, jak np. dziurawiec zawierajacy MoA. Znowu: homeopatia, ale na szczescie nie napisano tam, ze to „cuda” i „zabobon”.
Problem polega na tym, ze szukajacy wody rozdzkarze czy naturopaci nie sa wcale czescia wydatkow publicznych i jako tacy odpowiadaja na pewne zapotrzebowanie spoleczne. W koncu na wsi potrzebne sa studnie, zas nie wszyscy znosza terapie Prozakiem czy Effexorem, a wiec szukaja czegos innego, zeby ulzyc swoim problemom. Zaden system publiczny nie zwraca za ekstrakt z 5-HTP, a wiec w czym problem ? Ludzie placa z wlasnej kieszeni, nawet jesli – jak chce Autor – placa za cuda na kiju.
Drugi problem polega na tym, ze postulat poglebienia edukacji w walce z zabobonem jest z gory skazany na porazke, zwlaszcza dzis. Internet, tak zachwalane przez propagatorow edukacji naukowej zrodlo informacji i naturalny sojusznik w dziele nauczania szerokiego ogolu jest glownym krzewicielem bzdur naukowych, ktore maskuja wartosciowe czasem informacje, i byc moze fakt ten poduje wrzucanie do jednego worka zwanego zabobonem wszystkiego, co nie ma placetu oficjalnej hard core science, szczegolnie tej spod pipety labolatoriow farmaceutycznych. Dodatkowo, np. sama medycyna oficjalna jest sobie winna, glownie przez swoja arogancje, proznosc i pogarde wobec pacjenta, winna temu, ze czesc ludzi ucieka od niej w naturopatie i inne tego typu rzeczy.
To tyle o naukowcach, edukowaniu opinii publicznej i o zabobonach z tym zwiazanych 😉
@ Jacobsky :
Dlatego nie wlacze z homeopatia itp tout court tylko z wydawaniem spolecznych pieniedzy na takie cele. Nawet jesli sa tam jakies prady czy promienie to niby dlaczego maja powodowac wypadki?
@ jacek_placek :
Witamine C to ja nawet bralem jako srodek nasenny. I dzialalo! Dopoki sie dowiedzialem, ze ta witamina raczej pobudza zamiast uspokajac. 😆
Tzw tradycyjna medycyna, czasami, jest oparta na racjonalnych obserwacjach. Dobrym przykladem jest artemizyna, w tej chwili jeden z wiodacych lekow przeciwko malarii, wyizolowany z Artemisia annua, ziolko stosowane na rozne choroby w Chinach od ponad 2000 lat.
Sanofi-Aventis pracuje nad produkcja na duza skale, z pomoca Gates Foundation, tak aby mozna bylo udostepnic lekarstwo za niska cene do krajow rozwijajacych sie.
Oczywiscie, udzial przemyslu i nauki byl niezbedny dla oczyszczenia aktywnej substancji, poznanie jej bialka decelowego (a raczej bialek, jednym z nich jest szeroko badane bialko TCTP), opracowania terapii kombinacyjnych tak aby zapobiegac tworzeniu sie szczepow odpornych.
@ jacek_placek :
Niedawno recenzowalem pracke opisujaca dosc wybiorcze dzialanie wyciagu alkoholowego z kory czy kwiatkow pewnej indyjskiej roslinki na pewien typ komorek nowotworowych in vitro. W ten sposob zajduje sie dosc specyficzne inhibitory roznych enzymow. Dla mnie ziololecznictwo jest zupelnie sensowne (do pewnych granic). Homeopatia ma z tym bardzo malo wspolnego.
Oczywiscie, mozna przemielic doslownie wszystko i z odrobina szczescia znalezc aktywny skladnik. Jest powszechne ze rosliny maja rozne trucizny ktore wiaza sie specyficznie do zakonserwowanych bialek i moga miec uzytek terapeutyczny.
Pytanie dla chemika oczywiscie jest co przemielic. Rozsadnym podejsciem jest zaczac od czegos co ludzie juz popijaja w wolnych chwilach od wiekow i jak sie wydaje, nie umieraja przynajmniej zaraz po spozyciu.
Moj kolega poddal frakcjonowaniu zielona herbate. Wyizolowal substacje ktora stymuluje metabolizm poprzez oddzialywanie z pompa na blonie mitochondrialnej. W tej chwili testuja jak ta substancja dziala u myszy z eksperymetalna cukrzyca.
W edukacji, warto aby tlumaczyc publicznosci jaki jest stan wiedzy. Jezeli ktos chce lykac ziolko, to warto aby wiedzial ze albo mu pomoze, albo nic sie nie wydarzy, albo mu zaszkodzi lub nawet skroci zycie.
Unka,
Rysunek jest wspanialy (tak jak i poprzednie)
wielkie dzieki (: myslalam, ze nikt nie zauwazyl, ze ten blog ma juz ilustratora /:
🙂
Poprosiły mnie panie (pracownice służby zdrowia), żeby je zawieźć do jakiegoś „uzdrowiciela”. Paniom się nie odmawia.
W drodze powrotnej panie były rozszczebiotane. W pewnym momencie jedna z nich zapytała: „Ale dlaczego nic nie wspomniał o Miszy wątrobie?” Rzeczywiście, dziewczyna miała z nią problemy. Pierwsza odpowiedź była, że choć on musiał wiedzieć (przecież jest „wiedzącym”), to nie wspomniał, żeby Miszy nie martwić. Dalszym krokiem było wiązanie różnych jego uwag z aluzjami do stanu wątroby. Po 10 km wszystkie panie były głęboko przekonane, że „uzdrowiciel” natychmiast zwrócił uwagę na Miszy wątrobę.
Podobne doświadczenie miałem obserwując dwóch magistrów inżynierów testujących wykrywanie kabla różdżką (tam chodziło o wynajdywanie najbardziej karkołomnych pretekstów aby odrzucić błędne wyniki jako niemiarodajne).
Jak widać wykształcenie nie zapobiega zabobonom, natomiast urzędników wydających na zabobony publiczne pieniądze powinno się rozliczyć. W końcu powinno się wymagać minimum odpowiedzialności.
myślę, że każdy tutaj miał jakieś przeżycia jednoznacznie świadczące o tym, że wszelka medycyna alternatywna to pic na wode. smutne jest to, że ludzie nadal, jakimś cudem w nią wierzą. mojej matce cyganka wywróżyła, że ta zginie na moście w wieku 30 lat. pomijam fakt, że to niesmaczna wróżba i że sama cyganka musiała wiedzieć, że informacja jest nieprawdziwa. mama ma 55 lat i czuje się świetnie. ale nadal czasem skłania się ku twierdzeniu, że „coś w tym wszystkim jest”. zastanawia mnie tylko, jak to jest, że iluśtam ludzi u władzy, którzy powinni teoretycznie błyszczeć intelektem, mogło wydać taką kupe kasy na jakieś durne puszki. może sami mieli w tym jakiś interes? nie wiem, jak to sobie tlumaczyć.
Pisal juz o tym Orlinski:
http://wo.blox.pl/2008/12/Duch-Swiety-i-radiestezja.html
..ale tutaj jest fajniejszy layout (;
@unka
layout rzeczywiscie bardziej przyjazny dla oczu ;-). Choc styl wo mnie bawi.
Sa moze jakies badania o ilosci wrozow, magow i uzdrowicieli w wybranych panstwach/grupach zawodowych/poziomach wyksztalcenia?
m.
@ mtwapa :
Dzieki za namiary na Orlinskiego. Czesciowo sie pokrywa. Poza layoutem, oczywiscie. Bo u nas jest terapeutyczny i nie kluje w oczy. 😆
Odgromniki to pół biedy, podobnie modlitwy o deszcz – efekt ekonomiczny dla kraju dzięki tym ostatnim może być nawet pozytywny (kiedy posłowie się modlą, nie szkodzą).
Naprawdę ciekawe wydaje mi się zbadanie powodów przegrania przez naukę walki o język u ciemnego ludu – skoro całkiem niemało osób rezygnuje z chemioterapii na rzecz wyciągu z liany (czy czegokolwiek takiego), to znaczy, że faktycznie w niektórych środowiskach nauka ma niższą wiarygodność, niż mumbo-jumbo.
Ustalmy jednak, że podawanie komuś ekstraktu roślinnego zawierającego 5-HT nie ma nic wspólnego z homeopatią. Homeopatią byłoby podawanie tego roślinnego ekstraktu w takim rozcieńczeniu, że w podawanej pacjentowi dawce nie mogłoby już być ani jednej cząsteczki 5-HT (chyba , że Avogadro się pomylił w rachunkach o pare rzędów wielkości). Czy 5-HT jest skuteczny to już inna historia. Zresztą z łykaniem właśnie tej substancji wiąże się jeden z głośniejszych przypadków poważnych skutków ubocznych stosowania suplementów diety w USA. Tyle tylko, że winny był nie 5-HT tylko jego zanieczyszczenie inną nieco podobną strukturalnie substancją.
Jarek,
problem, o ktorym mowisz chyba wynikl nie z powodu podawania 5-HTP, lecz L-tyrozyny. L-tyrozyna jest przetwarzana w watrobie na pierwszy z prekursorow serotoniny (5-HTP jest trzecim etapem z pieciu, czy szeciu – juz nie pamietam). Problem w tym, ze druga z substancji wywodzacych sie z tyrozyny, a ktora rowniez moze byc w pewnych warunkach wytwarzana w watrobie to neuroinhibitor o struktorze podobnej do kurrary. I o podobnym dzialniu.
Z powyzszych powodow L-tyrozyna zostala wycofana ze sprzedazy i preparaty zawierajace tylko i wylecznie ten aminokwas sa objete zakazem. Nie ma natomiast zakazu dotyczacego 5-HTP i preparaty zawierajace wyciag z Griffonia simplicifolia znajduja sie w wolnej, niczym nie skrepowanej sprzedazy.
Jarek,
pomylilem sie. Chodzi o L-tryptofan. O ile sobie przypominam, to L-lyzyna tez zostala wycofana ze sprzedazy z podobnych powodow, tyle ze chodzilo o inne skutki.
Jacobsky,
Tak masz racje. Ten znany skandal czyli „epidemia” zachorowań na eozynofilię połączoną z zapaleniem mięśni dotyczyła określonego wyprodukowanego w Japonii preparatu L-tryptofanu zanieczyszczonego toksyczną pochodną tego aminokwasu powstającą w trakcie procesu fermentacyjnego. Potem okazało się , że nie tylko preparaty L-tryptofanu ale również dostępne na rynku preparaty 5-HT często zawierają identyczne lub bardzo podobne zanieczyszczenie. Oczywiście istotne jest jeszcze to ile tej toksycznej substancji zawierają. To o co mi chodziło to stwierdzenie prostego faktu, że ekstrakty roślinne i produkty fermentacji zawierają wystarczającą ilość aktywnych substancji, żeby kogoś wyleczyć albo zabić i ich działanie nie urąga żadnym prawom fizyki albo chemii w przeciwieństwie do preparatów homeopatycznych. Pzdr.
Panowie , zajrzycie proszę do anglojęzycznej wiki. 🙂
http://en.wikipedia.org/wiki/Tryptophan
i
http://en.wikipedia.org/wiki/5-Hydroxytryptophan
Macie tu wszystko i na temat L-tryptofanu i 5-HTP, i „japońskiej” afery.