Publikacja z trybuny
W pewnym sensie kontynuuję temat podjęty w felietonie „Sądy polowe”. Impulsem tym razem była wypowiedź posłanki Krystyny Pawłowicz, ale sprawa dotyczy wielu innych osób i sytuacji.
Posłanka i zarazem doktor habilitowana nauk prawnych wygłosiła z trybuny Sejmu na temat paktu fiskalnego zdanie:
które w dalszym ciągu swojego wystąpienia uzasadniała. W odsyłaczu jest artykuł z filmikiem dokumentującym jej przemówienie. Pytanie, które ciśnie mi się pod pióro:
Czy wygłaszając swoje przemówienie w Sejmie posłanka jednocześnie publikuje jako naukowiec i czy jej wystąpienie powinno być brane pod uwagę jako element jej dorobku naukowego?
Wydaje się na pierwszy rzut oka, że to marginalna sprawa, ale ja tak wcale nie uważam. Dr hab. Krystyna Pawłowicz kiedyś może ubiegać się o tytuł profesorski. W przewodzie uczeni recenzenci badaliby jej dorobek naukowy, jego wagę, jakość i wartość. Ja uważam, że zdecydowanie powinni także ocenić te jej wystąpienia sejmowe, w których podnosiła argumenty prawne. Gdyby okazało się, że zawierały fałsze i przekłamania, byłby to moim zdaniem poważny argument przeciw przyznaniu tytułu. Gdyby podnosiły rzeczywiste wady prawne proponowanych praw, powinny być równie poważnym argumentem za przyznaniem tytułu. W przypadku ubiegania się o przez nią grant sytuacja powinna być analogiczna.
Zastanówmy się, jak aktywny publicznie nauczyciel akademicki mógłby zareagować, gdy student na egzaminie zapytany o jakąś kwestię powtórzył mu nie wypowiedź egzaminatora z wykładu, ale tę z Sejmu, gazety czy wiecu partyjnego? Nie wierzę, żeby egzaminator oblał takiego studenta za złą odpowiedź. Tak samo nie wyobrażam sobie, by, recenzując doktorat czy rozprawę habilitacyjną, wytknął w niej jako błąd tezę, którą sam wcześniej propagował publicznie. Ja ze swojej strony chciałbym wierzyć, że naukowcy wygłaszający w debacie publicznej opinie o swojej dziedzinie wiedzy działają zgodnie ze standardami naukowymi, a nie politycznymi.
Zatem mój postulat jest taki, żeby, ilekroć naukowiec jest aktywny w sferze publicznej i wypowiada się w niej wyraźnie z pozycji autorytetu w swojej dziedzinie, było to traktowane jako publikacja z wyraźną naukową asercją, na swoje naukowe konto. Zatem powinien odpowiadać w sensie naukowym za swoje publiczne słowa i czyny dotyczące nauki, którą uprawia. Chciałbym, żeby dotyczyło to wszystkich naukowców: wspomnianej już dr. hab. Krystyny Pawłowicz, ale także prof. Stefana Niesiołowskiego, prof. Macieja Giertycha, prof. Piotra Glińskiego, prof. Joanny Senyszyn i dr. hab. Tomasza Nałęcza. Mnie oczywiście też, bo wypowiadam się tutaj jak najbardziej publicznie.
Żadne immunitety prawne chroniące polityków nie powinny się tutaj liczyć. Zatem o ile prezydent Lech Kaczyński nie mógłby ponieść żadnej prawnej odpowiedzialności za złożenie podpisu pod niekonstytucyjną ustawą lustracyjną, to ten sam podpis w moich oczach bardzo obciążył dorobek naukowy doktora habilitowanego Lecha Kaczyńskiego.
Jerzy Tyszkiewicz
Ilustracja Piotr VaGla Waglowski, domena publiczna, za Wikimedia Commons
P.S. Już po napisaniu tego tekstu pojawił się protest psychologów przeciwko przedstawicielom ich profesji, którzy usiłują diagnozować psychologicznie wyłącznie na podstawie przekazów medialnych, wypowiadając się o osobach budzących publiczne zainteresowanie. To podobna sprawa: gdyby na przykład wymieniony w proteście z nazwiska prof. Zbigniew Nęcki starał się o grant, recenzenci powinni niewątpliwie przyjrzeć się jego wypowiedziom w mediach i ocenić ich poziom profesjonalny, także w kontekście etycznym, po czym dać wyraz swojej ocenie w punktacji wniosku.
P.P.S. Odwrotna jest jeszcze późniejsza sprawa ks. prof. Franciszka Longchamps de Berier. W swoich wypowiedziach zapuścił się w dziedziny sobie obce, więc w moim odczuciu jego reputacja jako specjalisty od prawa rzymskiego nie ucierpiała.
Komentarze
Nie sadze aby mozna bylo traktowac politycznych wypowiedzi jako naukowy dorobek. W wielu krajach swiata mozna bowiem uzyskac tytul naukowy za dorobek, bez wzgledu na ukonczenie studiow. Kazdy polityk moglby zatem prezentowac swoja dzialalnosc polityczna jako naukowy dorobek. Niezaleznie od tego – wypowiedzi z sejmowej trybuny sa niejednokrotnie spontaniczne i niepoprzedzone zadna naukowa analiza, lecz obliczone na wywolanie reakcji poslow i wyborcow. Sa krotkie, aby nie znudzic sluchaczy, nie maja wiec formy dysertatu. Gdzie tu nauka?
Polityk wypowiadajacy sie na trybunie musi liczyc sie z przyjeciem swoich wypowiedzi takze w srodowisku zawodowym, naukowym, czy nie. Jesli naukowiec sie osmiesza, to na swoj wlasny koszt. I nie zgadzam sie, ze wypowiedz ks. prof. Franciszka Longchamps de Berier nie bedzie rzutowala na jego kariere. Teraz kazdy student na egzaminie bedzie pilnie wpatrywac mu sie w twarz szukajac owej mitycznej „bruzdy”. Ale za slowa ponosi sie konsekwencje, o czym naukowcy/wykladowcy powinni najlepiej wiedziec. Anegdot na temat przejezyczajacych sie profesorow sa tysiace.
Wreszcie, na koniec; moze by juz tak dac sobie spokoj z ta profesura. Wszedzie na swiecie jest to stanowisko zawodowe, a nie tytul naukowy. Kierownika katedry mianuje sie profesorem i koniec. Moze skorzystac z przykladu Francji i powolac Akademie, do ktorej wybiera sie czlonkow na podstawie ich wybitnychc osiagniec naukowych. Prestiz wiekszy, bo obecny prestiz tytulow naukowych, szczegolnie po kabaretowych wystepach profesorow mianowanych i nadzwyczajnych – z hukiem uderzyl o glebe.
Pozdrawiam.
@Werbalista
Nie chodzi mi o stworzenie drogi dla polityków do uzyskania stopni naukowych. Chodzi mi dużo bardziej o stworzenie bata wiszącego nad naukowcami bawiącymi się w politykę. Bo jak Pawłowicz mówi w Sejmie, że traktat jest niekonstytucyjny, to nie wiem, kogo słucham: poważnego naukowca z dziedziny prawa, czy polityka, który jest gotów dowolnie nakłamać, aby tylko przepchnąć swoje partyjne interesy. Czułbym się lepiej, gdybym wiedział, że jeśli by kłamała, to w każdym razie utrudniała by sobie tym powrót do nauki, gdy się jej Prezes pozbędzie.
Mogą być jeszcze inne kombinacje. Naukowiec „w cywilu” może świadomie – i bardzo nieetycznie – opowiadać rzeczy teoretycznie możliwe ale skrajnie nieprawdopodobne w taki sposób, aby za ich pomocą celowo robić nienaukowcom wodę z mózgu. O ile pamiętam, to rewelacje na temat roli helu w zmniejszeniu siły nośnej skrzydeł słynnego samolotu wygłosił doktor fizyki.
Podobnie „dowodem” zrobionym z niepotwierdzonej doświadczniem oraz przez nikogo niezweryfikowanej symulacji komputerowej posługiwał się doktor inżynier, mechanik.
@zza kałuży
Jasne, to też ten przypadek.
Napisałem o posłance Pawłowicz, bo to mnie najbardziej osobiście boli. W sprawach helu i symulacji mam własny pogląd, ale na prawie się nie znam i chciałbym ufać wypowiadającym się o nim naukowcom z dziedziny.
@ J.Ty.
5 marca o godz. 11:08
Doskonale sie rozumiemy. Wedlug mnie naukowiec bawiacy sie w polityke, albo nawet wypowiadajacy sie ex cathedra w dziedzinie na ktorej sie nie zna, rezygnuje z jakichkolwiek aspiracji naukowych, bo mozna go juz brac tylko za polityka, albo czlowieka niepowaznego. I to jest ten przyslowiowy „bat” na profesora prawa rzymskiego, wypowiadajacego sie na temat genetyki oraz profesor prawa administracyjnego wypowiadajacej sie w sprawach prawa konstytucyjnego. Jako Werbalista moge sobie pozwolic na dywagacje w roznych dziedzinach, bo nie wypowiadam sie w iminiu nikogo, tylko swoim wlasnym. Reprezentujac naukowy autorytet musialbym podeprzec sie solidna analiza i aparatem naukowym, zanim powiedzialbym cokolwiek, a i to tylko w swojej dziedzinie. Dlatego tacy profesorowie, ktorzy poswiecili sie polityce, przestali sie liczyc w ogole jako naukowcy i nigdy juz nie uzyskaja prestizu naukowca (chyba jako politolodzy). To czysci politycy i nic wiecej, w czym nie ma zreszta nic zlego, bo trudno pogodzic czynne uprawianie polityki z praca naukowa. Albo – albo. Natomiast profesorowie prawa, ktorzy publicznie wyglaszaja opinie na temat genetyki – tylko sie osmieszaja.
Pozdrawiam.
zza kaluzy: „Podobnie ?dowodem? zrobionym z niepotwierdzonej doświadczniem oraz przez nikogo niezweryfikowanej symulacji komputerowej posługiwał się doktor inżynier, mechanik:”
A ekspertyze w sprawie systemu nawigacyjnego TAWS wydal facet zajmujacy sie na cozien fluorescencja. Czyli swieceniem cial. W Akademii Medycznej.
Nie tylko w prawoznawstwie takie przypadki mogą być. Maciej Giertych publikując teksty o genetyce drzew dorobił się profesury, bo oceniano jego dorobek w pismach naukowych o tejże. Gdyby oceniano również jego dorobek w Rycerzu Niepokalanej o ewolucjonizmie, może byłoby inaczej. A może nie – ostatecznie jest tym profesorem z, cytując OPI, fizjologii drzew oraz genetyki populacyjnej drzew leśnych, a nie biologii ewolucyjnej. Co gdy specjalista od genetyki populacyjnej drzew leśnych powiedziałby bzdurę z zakresu genetyki populacyjnej drzew sadowniczych? Niedawno np. Niesiołowski, specjalista od meszek (choć ma wpisane „entomologia, zoologia”) strofował na łamach gazety Środę (specjalność „etyka”) z zakresu ornitologii. Osobiście znam specjalistę od roślinności wodnej, który z racji niechęci do Unii Europejskiej stał się jedynym ekspertem byłego ministra Szyszki w sprawie torfowisk rospudzkich.
A ja, na tym blogu wypowiadam się o globalnym ociepleniu, ewolucjonizmie i paru innych rzeczach, które wykraczają nieco poza moje ścisłe „biologia środowiskowa”. I co z tym kiedyś zrobią jacyś recenzenci?
werbalista: „Moze skorzystac z przykladu Francji i powolac Akademie, do ktorej wybiera sie czlonkow na podstawie ich wybitnychc osiagniec naukowych”
O Swieta naiwnosci!… Proponuje pozytac historie roznych osob ktore usilowaly zostac czlonkami Akademii. Na przyklad Piotra Curie.
No a w Polsce mamy przeciez Polska Akademie Nauk… Tak na marginesie,jak glosi anegdotka, Profesor Hugo Steinhaus, jeden z najwybitniejszych polskich matematykow, czlonek Szkoly Lwowskiej, zostal czlonikem PAN, ane nigdy nie bywal na zebraniach. W koncu Pzredowdniczacy napisal uprzejmy list: „Czy bylby Pan Profesor upzrejmy usprawiedliwic swa nieobecnosc?” Na co Profesor odpowiedzial roznie uprzejmie: „Nie widze potzreby usprawiedliwania mojej nieobecnosci skoro tyle osob zasiadajacych w PAN nie jst w stanie uzasadnic swojej obecnosci”
Problem z nauka jest taki ze a) to neizly sposob zarabiania pieneidzy, b) niezla „dzwignia” do kariery politycznej. Cos takiego jak „prawda” i „etyka” to jest to co uprawiali starozytni Grecy
panek: „A ja, na tym blogu wypowiadam się o globalnym ociepleniu, ewolucjonizmie i paru innych rzeczach, które wykraczają nieco poza moje ścisłe ?biologia środowiskowa?. I co z tym kiedyś zrobią jacyś recenzenci?”
Nic, bo obywatel moze wypowiadac dowolne bzdury. Jako obywatel. Problem sie zaczyna wtedy gdy robi to z tak zwanej „pozycji” wplywajac z racji swego tytulu a nie profesjonalnej kompetencji , na decyzje polityczne. Lub robi ludnosi wode z mozgow.
P.T. Polska Publicznosc uwaza bowiem ze Profesor (a Sczegolnie Amerykanski Profesor Polskiego Pochodzenia, zwlaszcza z Czolowego Uniwersytetu) zna sie na wszystkim i jest nieomylny. I latwo ow tytul „profesora” naduzyc w celach zgola nienaukowych.
Tym co mowi „panek” czy „A.L.” badz „zza kaluzy” nikt sie nie pzrejmuje
Też jestem za rezygnacją z nadawania przez prezydenta tytułu „profesor”. To jakieś kuriozum. Do tego „skutkuje” pomieszaniem z poplątaniem i każdy wykładowca uniwersytecki to też „profesor”. Nie zawsze wiadomo czy też „prezydencki” czy tylko „zwyczajowy”.
Z poważaniem W.
> Tym co mowi ?panek? […] nikt sie nie pzrejmuje
Ufff! Kamień spadł mi z serca.
Ale w jaki sposób ten świat stanie się lepszy, jeśli nawet zlikwiduje się tytuł profesora? Czy to rozwiąże jakiś realny problem?
J.Ty. Wojtek pisal o zlikwidowaniu profesora”belweserskiego” a nie stanowiska profesora w ogole. „Profesor Belwederski” to dziwadlo na skale swiatowa
@ J.Ty.
5 marca o godz. 22:08
Ograniczy nieprawdopodobna tytulomanie. W USA w ogole nie uzywa sie naukowych tytulow poza srodowiskiem akademickim. Jedynym wyjatkiem jest tytul doktora, jesli chodzi o lekarzy. Profesor to stanowisko, a nie tytul; w ten sposob Brzezinski bywal profesorem, Kissinger i inni politycy wykladajacy na uniwersytetach. W osrodkach badawczych, instytutach nie ma profesorow. Nadawanie dozywotniego tytulu profesora (jak zauwazyl A.L.) to dziwactwo, bo niczemu nie sluzy. Co natomiast jest grozne, to, ze to mylacy tytul, bo kazdy wypowiadajacy sie profesor wyglasza swoje przekonania niejako ex cathedra, w dodatku na tematy, na ktorych w ogole sie nie zna, co jest zwodzeniem publiki.
Za kazdym razem, gdy sytuacja staje sie bardziej przejrzysta, to i swiat zaraz staje sie lepszy.
Pozdrawiam.
kagan: Wiele rzeczy jest niezgodnych z Konstytucja. Na przyklad Przewodnia Rola Kosciola Katolickiego. Wedle Konstytucji Polska nie jest panstwem wyznaniowym
Werbalista 6 marca o godz. 2:41
„W USA w ogole nie uzywa sie naukowych tytulow poza srodowiskiem akademickim.”
Wyobrażam sobie, że sprzątający samoloty na lotniskach, polerujący po nocy podłogi supermarketów, opiekujący się starszymi osobami, stolarze czy malarze budowlani, kierowcy ciężarówek itp. pracownicy nawet jak mają tytuł doktora to się nim na tyle rzadko posługują, że @Werbalista mógł nie usłyszeć. Zapewniam jednak, że w firmach mających nieco inny profil biznesowy tytułu Ph.D. jak najbardziej się używa.
Oczywiście kolega koledze nie będzie paniedoktorował, ale w oficjalnych kontaktach z inną firmą, z odbiorcą lub dostawcą, z konsultantem, podczas spotkań, przedstawiania się, kontrowersyjnych dyskusji na zapalne tematy, wysoce ryzykownych finansowo negocjacji, próbując zatrzeć złe wrażenie wywołane naszymi psującymi się podzespołami i dowieść pełnego zaangażowania naszej firmy w rozwiazanie problemu itp. te trzy literki bywają bardzo efektywną bronią i w takiej też roli o nich się „przypadkowo” przypomina. Np. przez wręczenie w środku spotkania swojej wizytówki ze słowami, „pamiętam, że przy poprzednim spotkaniu nie wręczyłem, bo nie miałem przy sobie”. Lub „poprzednia wizytówka, którą panu dałem miała stary adres emailowy”. Lub słowami szefa przypominającego rozmówcom o obecności doktora w jego zespole przez częste używanie tytułu swojego pracownika w dyskusji.
@ kagan – Calkowicie sie zgadzam, tyle, ze jesli kogos przedstawia sie jako profesora, to niesie to za soba pewna gravitas, wiec prof. Jan Kowalski powinien od razu zaznaczyc, ze nie wypowiada sie jako profesor uniwersytecki, tylko, jako prywatna osoba.
@ zza kaluzy – Tez zgoda. W pewnych ukladach pozaakaemickich tez uzywa sie Ph.D. Ale to tylko w formalnych stosunkach zeby podkreslic kompetencje. Natomiast nie szasta sie tak tytulami, jak w Polsce, a nawet byloby to w bardzo zlym guscie. Ogolnie – liczy sie kompetencja, do ktorej zweryfikowania pomaga uzyskany tytul naukowy, ale jej nie determinuje; bardzo szybko okazuje sie, kto ma kompetencje, a kto nie, bez wzgledu na wyksztalcenie i tytul. To o czym pisze Szanowny Komentator, to tylko narzedzia negocjacyjne, chwyty marketingowe.
Pozdrawiam.
Nie zaczynajmy znowu dyskusji, czy zniesienie państwowej habilitacji i profesury coś w nauce uleczy albo chociaż ulepszy.
Mój felietonik dotyczy nadużywania autorytetu naukowego w debacie publicznej, ze szczególnym wskazaniem na polityczną. A zapewniam P.T. Komentatorów, że jeśli w polityce ktoś będzie miał szansę na zarobienie dodatkowych punktów za pomocą sugestii, że oto właśnie wybitny uczony wypowiada się na ten niezmiernie ważny temat, to znajdzie sposób, żeby o naukowym statusie mówiącego słuchaczy poinformować. Za dużo tu jest do wygrania.
Dlatego właśnie zastanawiam się głośno, czy wliczanie wystąpień publicznych do ocenianego przy różnych okazjach dorobku naukowego coś by pomogło, bo to wprawdzie marna i odsunięta w czasie, ale jednak perspektywa poniesienia odpowiedzialności za to, co się mówiło w Sejmie.
Owszem, sam brak tytułów niewiele zmieni. Po prostu „profesora” czy „doktora” zastąpi „uczony z wybitnego ośrodka”. Jedyne, co mogłoby być tu lepsze (bo przejrzystsze), to większe ryzyko, że ktoś zapyta zaciekawiony, o jaki ośrodek chodzi. Jeśli okaże się, ze jest to Wyższa Szkoła Pasienia Byków w Budach Poduchownych to czar nieco pryśnie. Profesora o afiliację zwykle się nie pyta. Żeby czar nie prysł, lepiej być tym wybitnym uczonym z Redneck University w Faraway Creek, który skądinąd może być na poziomie ww. WSPB.
Do niektórych zaś osób tytuł profesora niemający nic wspólnego z tytułem naukowym w myśl odpowiedniej ustawy, jak również mocno przeterminowany w myśl stanowiska przylega mocno. Skoro jesteśmy w kategorii „Politycznie niepoprawni”, to chociażby status Władysława Bartoszewskiego, skądinąd wybitnej postaci, ale z różnych formalnych względów bez magicznych dwóch liter dożywotnio wpisanych przez komisję naukową przed nazwiskiem.
@ J.Ty.
6 marca o godz. 7:22
Tylko jak oceniac autorytety naukowe, ktore publicznie wypowiadaja sie w sprawach nie dotyczacych uch dziedzin? Na pewno takich wypowiedzi, czy publikacji traktowac jako naukowego dorobku. Ostatni przyklad:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,13510962,Szokujaca_ekspertyza_profesora_o_mniejszosciach_narodowych_.html
Oto profesor polonistyki z historii literatury wypowiada sie w oficjalnej ekspertyzie na temat uznania jezyka slaskiego, jako regionalnego. Polonista, to ekspert. Ale zaraz dalej zajmuje sie implikacjami polityczno-prawnymi, a takze ocena politykow – do czego kwalifiacji nie ma zadnych. Wiec jak ma to wplynac na wartosc takiej ekspertyzy, czy tez dorobek naukowy? No i jak to ocenic? Ja wiem, ale nie bede uzywal inwektyw.
Pozdrawiam.
W tej sprawie, na tyle, na ile relacja jest rzetelna (zwykłem podchodzić sceptycznie do dziennikarskich wniosków z publikacji naukowych, nie tyle ze względu na stronniczość tej czy innej redakcji, ile ze względu na nieznajomość tematu i szukanie sensacji) szczęście w nieszczęściu, że widać, że argumentacja nawet nie usiłuje zbliżać się do lingwistycznej. Bardziej niebezpieczne, gdy ktoś używa argumentacji specjalistycznej w sposób zmanipulowany (jak chociażby wyciągnięty wcześniej przeze mnie przykład Rospudy).
Faktycznie, pan profesor polonista akurat nam się pięknie podłożył jako temat.
Właśnie w takich przypadkach chciałbym mieć świadomość, że recenzenci wniosków op granty, itp., wyciągną tę sprawę i zauważą, że pan profesor napisał swoją ekspertyzę nie na temat. A brak umiejętności pisania na temat powinien chyba poważnie wpływać na ocenę możliwości naukowych wnioskodawcy grantu.
@ J.Ty.
6 marca o godz. 14:22
Pomalu wychodzi szydlo z worka; otoz profesor polonista jest dalej identyfikowany z Uniwersytetem Opolskim, z ktorym nie ma juz nic wspolnego od wielu lat. O zadne granty nie bedzie sie staral, ale ten klopotliwy – dla publiki – tytul profesora mu zostal. I to wlasnie jest takie mylace, bo zwykly odbiorca takich opinii bierze tytul za ponadprzecietne kompetencje. I nie byloby to problematyczne, gdyby byly to odosobnione przypadki. Niestety, tak nie jest, coraz wiecej akademikow zamiast zajmowac sie dzialalnoscia naukowa probuje wtracic swoje trzy grosze w polityke. Dla mnie to dowod, ze niesprawdziwszy sie na polu naukowym (mimo tytulow), poszukuja rekompensaty na innych polach, wypowiadajac sie na tematy, o ktorych nie maja pojecia. Stad moj postulat, aby zniesc tytuly panstwowe, bo sa mylace.
Pozdrawiam.
@Werbalista
To raczej nie pomoże.
U nas każdy, kto choćby przez moment był premierem, jest tytułowany premierem już zawsze. Z ministrem podobnie. Profesora jako stanowiska też to dotyczy. O Lechu Kaczyńskim kręgi wielbicieli zawsze mówiły per „profesor”, mimo że od wielu lat już nim nie był. Ja do swojego licealnego nauczyciela matematyki też nadal mówię „panie profesorze”, mimo, że jest od lat na emeryturze i niczego mnie już nie uczy.
@ J.Ty.
6 marca o godz. 16:09 – Ale to konwenanse towarzyskie, formuly grzecznosciowe. Niedawno wypowiedzial sie prezydent Walesa na temat homoseksualizmu. Dalej bedzie sie go tytulowac prezydentem, ale juz wypowiadal sie jako prywatna osoba. Wywolal reakcje na calym swiecie, jako osoba publiczna. Byly prezydent. Ale kwestia tytulow naukowych to inna sprawa, bo niesie za soba autorytet, nieporownywalny z tytulem jakiegokolwiek polityka. Wszyscy wiedza, ze polityk musi sie nagiac do sytuacji (realpolik), natomiast naukowiec powinien trzymac sie tylko naukowej prawdy. Tez jest obywatelem i moze glosic najrozniejsze glupoty, ale jako osoba prywatna i w tym kontekscie uzywanie naukowego tytulu wydaje mi sie naduzyciem z etycznego punktu widzenia.
Jan Kowalski, podobnie, jak Werbalista, moze wypowiadac sie na jakikolwiek temat. Prof. Jan Kowalski juz nie, bo sugeruje to, ze posiada specjalistyczna wiedze i wypowiada sie autorytatywnie. Byly prezydent, czy premier, czy pulkownik, czy dyrektor – moga zachowac swoje tytuly, bo sa honorowe. Naukowcy nie maja honorowych tytulow. Naukowcem albo sie jest, albo nie. Jak pisalem, nie pozbawia to praw naukowcow do uczestniczenia w polityce, tylko, ze powinni wtedy zrzec sie tytulow naukowych, przynajmniej w publicznych wystapieniach. Jak Szanowny Autor zauwazyl, zawsze da sie gdzies wcisnac sugestie naukowej kompetencji, ale w wieku sieci i mozliwosci blyskawicznego stwierdzenia tych kompetencji, to coraz trudniej. Wiec nie tu lezy problem – raczej w dewaluacji stopni i tytulow naukowych, bo napowstawalo roznych uczelni, stopnie naukowe nadaje sie juz za byle co – musi to doprowadzic do tego, ze przestana sie liczyc.
Pozdrawiam.
Ale kto z nieprzygotowanej publiczności odróżni profesora konwenansowego od profesora zwyczajnego? Bo jak ci zwyczajni przestaną używać swoich tytułów, to konwenansowi zaczną uchodzić za jedynych profesorów w ogóle…
@kagan
„Mieć albo nie mieć habilitację i profesurę” to temat wieczny, nierozwiązywalny metodą dyskusji, a wszystkie argumenty zostały już chyba użyte i zużyte. Pozostaje tylko polityczna decyzja: likwidować albo nie likwidować.
W tej sytuacja taka dyskusja tylko zastępuje rozmowę o rzeczach skormniejszych, ale za to dających szansę na jakiś postęp.
W liście z 2 sierpnia 1939 roku niejaki Einstein wprowadza Roosevelta w błąd pisząc:
„This new phenomenon would also lead to the construction of bombs (…) However, such bombs might very well prove to be too heavy for transportation by air.”
I z tego powodu ja mu to zaliczam na minus w jego dorobku naukowym! 😉
Natomiast całkowicie zgadzam się z podwójnym noblistą Paulingiem (kto jak kto, ale chyba ON wiedział, co mówił, no nie?) i codziennie zjadam sto pięćdziesiąt pastylek witaminy c. 😉 😉
Ciekawy artykuł z roku 1962 na poruszony temat:
„Scientists, Politics, and the Bomb”
http://www.airforce-magazine.com/MagazineArchive/Pages/1962/October%201962/1062bomb.aspx
otoczeni przez ognie
płoniemy
popioły
Warto zwrócić uwagę, że wypowiedz spełniająca wymogi naukowe i wypowiedz publiczna to dwa różne porządki.
W wypowiedzi publicznej odwołujemy się do emocji (nie zawsze zdrowych) i symboli, zawsze staramy się też przeforsować własne interesy. To nie ma nic wspólnego z naukową metodologią, bezstronnością i rozterkami. Nie bez powodu retoryki uczy się prawników a nie np. fizyków czy biologów.
Marksiści ujmują to lapidarnie: celem wypowiadających się publicznie nie jest świat zrozumieć, tylko świat zmieniać.
Tak więc zaliczanie publicznych wypowiedzi do dorobku naukowego to szatański pomysł.
@Art63
Dlaczego szatański?
Mam nadzieje ze pomysl monitorowania wypowiedzi ludzi nauki czy tez nauczycieli akademickich (no bo prawnik to chyba nie naukowiec?) to zart albo prowokacja intelektualna na potrzeby blogowania.
Jezeli to jest powazny pomysl, to przypominam o potrzebie ochrony swobody wypowiedzi i publikacji dla naukowcow. Po to mamy autonomie uczelni i po to gwarantujemy stabilnosc zatrudnienia dla samodzielnych pracownikow akademickich (przywilej znany jako tenure w USA) zeby chronic przed naciskami zewnetrznymi takimi na przyklad jak pomruki niezadowolonego blogera.
Kary Mullis, jeden z najslynniejszych biologow molekularnych i laureat nagrody Nobla za metode PCR, kwestionuje role HIV w AIDS, i wierzy w astrologie.
jacekp : Ale Mullis nie jrst czlonkiem komitetu Kongersu USA kwestionujacego polityke Obamy w sprawie AiDS czy srodowiska
@jacekp
Nie jestem Sejmem ani Ministrem NiSW, więc jedyne, co mogę, to prowokować.
Ale to jest prowokacja serio.
Przecież nie piszę o odpowiedzialności karnej, wywalaniu z pracy, itp., tylko o grantach i ew. postępowaniach o wyższe stopnie/tytuł.
Jeśli, dajmy na to, profesor prawnik w Sejmie opowiada wygodne dla swojej partii bzdury prawne, to albo jest bardzo marnym prawnikiem mimo tytułu naukowego, albo postępuje skrajnie nieetycznie. To wystarczy, żebym go nie chciał na mojej uczelni. Jest stabilny, więc zostanie tam gdzie jest. Ale etatu na UW nie musi już dostać. Ocenę zostawiam recenzentom, którzy powinni jego wypowiedź w pralamencie wziąć pod lupę – właśnie dlatego chcę, żeby ją wliczać do dorobku.
A jeśli Mullis starałby się gdzieś o katedrę chorób wirusowych, to powinien przegrać z kretesem, mimo Nagrody Nobla.
@A.L.
„Ale Mullis nie jrst czlonkiem komitetu Kongersu USA kwestionujacego polityke Obamy w sprawie AiDS czy srodowiska”
Bycie czlonkiem komitetu nauki Kongresu USA jest mozliwe nawet jezeli sie nie wierzy w ewolucje. Np dr. med. mgr chemii Paul Broun utrzymal swoja pozycje pomimo ze ma kreacjonistyczne poglady w dziedzinie biologii.
http://www.usnews.com/news/articles/2012/12/03/anti-evolution-rep-broun-wants-to-stay-on-science-committee
Lud ich wybral to sluza.
swietne zdjecie 😉
@J.Ty.
„To wystarczy, żebym go nie chciał na mojej uczelni.”
Moim zdaniem najwazniejsze jest dzialanie selekcyjne na etapie przyjmowania i stabilizowania pracownikow naukowych. Pozniej juz mocno popieram stabilizacje chroniaca przed naciskami z zewnatrz (czyli tenure). Zakladam ze podobny mechanizm chroni samodzielnych pracownikow akademickich w Polsce ( i K. Pawlowicz tez niestety ale to mniejsze zlo). W Polsce to chyba ogolnie bardzo trudno jest kogos wyrzucic z pracy z uczelni chyba ze kradnie albo molestuje. I tak jest dobrze moim zdaniem dla dobra atmosfery uprawiania nauki wolnej od naciskow roznych niezadowolonych obywateli. To dziala tak dlugo jak sie stabilizuje wlasciwych ludzi. Oczywiscie tacy ustabilizowani pracownicy jaka uczelnia (i ci co stabilizuja).
jacekp: O ile sobie przypominam, to Broun jest w Komitecie Energetyki. nie W Komitecie Storzenia Swiata
@A.L.
Na internecie aktualna informacja nt Brouna jest oczywiscie. Broun jest czlonkiem Komitetu Nauki i Komitetu Bezpieczenstwa. W Komitecie Nauki jest przewodniczacym podkomitetu nadzoru czy cos w tym rodzaju.
Jezeli chodzi o Komitet Energetyki to Broun mialby super kwalifikacje poniewaz rowniez nie wierzy w Wielki Wybuch.
Poprzednio razem z Brounem czlonkiem komitetu nauki by niejaki Todd Akin. Barwne informacje na temat naukowych osiagniec Todda Atkina latwo znalezc na Google.
@ jacekp
7 marca o godz. 21:56
A ja jestem przeciwnikiem „stabilizacji” naukowcow. Ostatnio, na przyklad, obserwowalem walke profesora Warda Churchill’a z Uniwesytetem Kolorado. Malo, ze udowodniono mu plagiaryzm, to jeszcze podawanie falszywych danych w swoich pracach naukowych. Nie wystarczylo. W oparciu o te „stabilizacje” twierdzil, ze zwolniono go z uniwersytetu ze wzgledu na gloszone przez niego poglady. Walka o stanowisko i tenure trwala 5 lat. Koszty sa mi nieznane, ale musialy byc olbrzymie. Ostatecznie zadecydowal sad najwyzszy stanu Kolorado, ze uniwersytet mial podstawy aby odwolac tenure i zwolnic go ze stanowiska wykladowcy. Wiec taka ochrona dziala w obie strony i na korzysc i na niekorzysc nauki. Dlaczego zatem nie zastapic tego kontraktem – powiedzmy piecioletnim, ktory absolutnie chroni pracownika naukowego przez ten okres czasu, lecz daje mozliwosc instytucji do odnowienia go lub nie? Cos podobnego do asystentury; albo robi sie doktorat w ciagu pieciu lat, albo zostaje sie „wyrotowanym”.
Pozdrawiam.
@Werbalista
Myślę, że ten przypadek w Kolorado to raczej niechlubny wyjątek, a nie reguła. Zmiana systemu tylko po to, żeby się nie mógł powtórzyć dałaby w sumie niewielkie korzyści przy ogromnych kosztach.
Przy wprowadzeniu kontraktów na 5 lat uczeni z dziedzin, w których szybko następuje wypalenie mocy twórczych (np. matematyka) musieliby zarabiać jak gwiazdy sportu, żeby do 45. albo 50. roku życia zarobić na całą jego resztę. Zrobiłem o tym wpis pod tytułem „Sport a nauka II” w grudniu 2012.
@J.Ty, „Dlaczego szatański?”
Napisałem półżartem, ale coś w tym jest: szatański, bo wprowadza do wypowiedzi naukowców podziały polityczne.
Mechanizm byłby prosty – jakaś wypowiedź grupy naukowców np. smoleńskich jest krytykowana przez świat nauki -> naukowcy czuja się wykluczeni -> zakładają własne uczelnie, które przychylnie weryfikują ich wypowiedzi -> powstaje więcej konkurencyjnych organów weryfikacji niż dziś mamy federacji bokserskich.
Poza tym pomysł pozbawia naukowców możliwości „lansiarskich” wypowiedzi ex-katedra na dowolny temat w blasku własnego specjalistycznego tytułu. Jak profesorowie mogą podrywać dziewczyny, jeśli ich publiczne wypowiedzi mają być równie nudne jak książki naukowe? To nie fair:)
Art63 8 marca o godz. 10:25
„Mechanizm byłby prosty ? jakaś wypowiedź grupy naukowców np. smoleńskich jest krytykowana przez świat nauki -> naukowcy czuja się wykluczeni -> zakładają własne uczelnie”
Dawno temu postulowałem nieco radykalniejsze rozwiązanie, czyli odgapienie od naszych południowych sąsiadów. Zabór pruski i część austriackiego utworzy kraj Pol a z reszty Galicji i zaboru rosyjskiego – bez Warszawy – utworzymy Skę.
@zza kałuży,
ale czy w tych krajach obowiązywałyby inne prawa fizyki? Bo jeśli nie, to nie opłaca się zostawiać za wschodnią granicą browaru Dojlidy, księdza Mateusza i lubelskich uczelni pełnych uroczych studentek. Już wolę od czasu do czasu wysłuchać wywodów o wybuchach o sile 0,8g 🙂
lacekp: Bioroc pod uwage to jak wielki procent zapotrzebowania na energie USA pokrywa sie z Wielkiego Wybuchu, wiara w tenze wydaje sie byc konieczna do tego aby zajmowac sie sprawami energertyki
jesli chodzi o naukowcow w diabelskich szponach polityki 😉
to polecam wszystkim „heller als tausend sonnen” (jasniej nz tysiac slonc),
robert´a jungk´a, o,czesto niewesolym, losie badaczy atomu…
@ J.Ty.
8 marca o godz. 8:23
Byc moze masz racje, ale w USA naukowcy, to nie tylko wykladowcy. Pracuja naukowo w prywatnych instytucjach i wydzialach R&D. Ironicznie wspomniales matematykow, bo teraz uczelnie skarza sie, ze caly talent zostal wyssany przez Wall Street, gdzie zarabiaja wielokortnie wiecej niz najbardziej utalentowani sportowcy, czy aktorzy. Kazda dziedzina nauki ma swoja nisze, tylko najgorzej maja humanisci, bo poza akademia nie bardzo maja sie gdzie zatrudnic.
A propos „Publikacje z trybuny” – prof. Pawlowicz znow sie wypowiedziala niesamowicie kompetentnie, kierujac interpelacje do Ministerstwa Zdrowia odnosnie programow „leczenia homoseksualizmu”. Przeciez to naprawde wstyd miec takich naukowcow.
Pozdrawiam.
@Werbalista
Skoro Wall Street wysysa matematyków (a inne branże gospodarki uczonych z innych dziedzin), to co mogą zrobić uczelnie, żeby ich jakoś zatrzymać?
Zikwidowanie tenure przy utrzymaniu aktualnych zarobków to strzał we własną stopę. Zrobi się na uczelniach równie niestablnie i ryzykownie co w bankach inwestycyjnych, tylko że dużo mniej pieniędzy. To, czym uniwersytet może przyciągać, to właśnie tenure, czyli perspektywa bezpieczeństwa i sensownego zajęcia w postaci uczenia młodych na czasy zmniejszonej produktywności.
A jak się zlikwiduje bezpieczeństwo, to pozostanie się ścigać na pensje z Wall Street.
@Werbalista
@Werbalista
Nawiasem mówiąc, ci naukowcy w polityce to też może być podobny efekt co Wall Street. Bo dokąd ma pójść po duże pieniądze humanista?
@ J.Ty.
8 marca o godz. 23:00
@ J.Ty.
8 marca o godz. 23:00
Nie mam gotowych rozwiazan, to tylko rozwazania. Jednak patrzac na politykow w profesorskich togach oraz na wspolczesnych abswolwentow polskich wyzszych uczelni widac erozje intelektualizmu, mysli, glebszego sie zastanowienia. Zreszta widac to w statystykach patentow, a takze w nagrodach Nobla. Ciekawe, ze zaden Polak jakos nigdy nie zdobyl tej nagrody w naukach scislych – to tez swiadczy poziomie nauki (zdobyli Polacy, ale tylko polskiego pochodzenia i zamieszkali w innych krajach). A tymczasem profesorow i doktorow habilitowanych mamy jak piasku na plazy, tyle, ze dorobek naukowy marny (tzn. niezauwazalny na swiecie), a kompetencje i intelekty, to kazdy widzi. Tenure w USA sluzy wykladowcom, czyli wychowawcom mlodych ludzi, ktorzy przy okazji prowadza naukowa dzialalnosc. Korporacje zatrudniaja naukowcow, ktorzy zajmuja sie wylacznie nauka, a ksztalca tylko niewielu wybranych asystentow, ktorzy sa juz po studiach. W Polsce ta galaz nauki nie istnieje. Wielkie firmy maja tylko dzialy inzynieryjne, zajmujace sie wdrozeniem poznanych rozwiazan.
Pozdrawiam.
@Werbalista – nie da sie ukryc, ze polska nauka znajduje sie obecnie w stanie upadku. Gorzej bylo chyba tylko w XVII wieku (‚potop’ szwedzki). Po prostu mamy dzis za duzo wyzszych uczelni i za duzo zatrudnionych na nich tw. pracownikow naukowych. Gdyby radykalnie zmniejszyc te zatrudnienie i przy okazji zamknac jakies 90% obecnych wyzszych uczelni (w tym praktycznie wszystkie prywatne), gdyz Polska potrzebuje przeciez dzis gora 10% liczby absolwentow, ktorych produkuja polskie wyzsze uczelnie, to okazaloby sie, ze mamy dosc pieniedzy aby dobrze placic tym, ktorzy naprawde nadaja sie do pracy naukowej, szczegolnie, gdyby dobor kadr naukowych opieral sie na kompetencji, a nie posiadanych tytulach. Wtedy tez nie mialyby znaczenia habilitacje i profesury belwederskie, gdyz wiekszosc tej profesury oraz wiekszosc doktorow habilitowanych musialaby poszukac sobie innej pracy. Niepotrzebna tez bylaby tzw. tenure, gdyz wtedy to o stanowiska uczelniane w Polsce konkurowaliby najlepsi naukowcy, takze z zagranicy.
@ kagan
9 marca o godz. 0:38
Trafiles w sedno rzeczy.
Pozdrawiam.
kagan: Przede wszystkim nalezy zamknac PAN, czyli Polska Akademie Nauk. Oraz „instytuty resortowe”
Polska utrzymuja swoja niezla pozycje w swiatowej nauce. Mamy jeszcze duzo pola do poprawy oczywiscie ale nie jest zle a napewno nie ma katastrofy.
http://archive.sciencewatch.com/dr/cou/2011/11decALL/
Moje wlasne obserwacje wskazuja na ogromne pozytywne zmiany w dziedzinach ktore sledze.
Frontalna krytyka nauki w Polsce to troche przypomina niedawne najazdy PISu na rzad Tuska, bez faktow i w krainie fantazji (dodam ze nie jestem zwolennikiem PO). Tylko tableta brakuje…
Co ciekawe, inwestorzy juz zauwazyli wyksztalcona i ciagle stosunkowo tania sile robocza w Polsce. Wydaje sie wiec ze nauka i edukacja w szerszym sensie zaczyna byc jedna z lokomotyw polskiego rozwoju. Jest to zaskakujace zjawisko, ktorego sie nie spodziewalem chocby kilka lat temu.
http://www.nytimes.com/aponline/2013/02/27/world/europe/ap-eu-poland-outsourcing-boom.html?ref=global-home
jacekp: A w jakiej dziedzinie Pan siedzi? Z checia poznalbym zrodlo Panskigo zadowolenia. Jakos nie moge wykrszesac go w dzidzinie w ktorej sirdze.. Owszem, w mojej dziedzinie sporo polskich nazwisk. Loco USA lub Europa zachodnia.
A.L.
Moja dzialka to biologia.
Jedno co moze niepokoic to niski „cite per paper” dla polskiej nauki. Ale i tutaj jest potencjal. Posrod prac ktorych prawie nikt nie czyta jest duzo naprawde dobrych publikacji w dziedzinach ktorych jeszcze nie ma na ekranie radaru opiniotworczych naukowcow. Glowny kierunek dla polskiej nauki, moim zdaniem to powinno byc tworzenie nowych pol badawczych a w mniejszym stopniu wyscig za aktualnie wiadacymi pradami. Gdzies tam w srodku tej czarnej muchy ktora badal Niesiolowski czeka nastepne wielkie odkrycie.
@kagan
9 marca o godz. 0:38
Piękne marzenie o socjalizmie! Może jeszcze coś byśmy tak uregulowali?
Z poważaniem W.
Sądzę, iż rozumiem intencje gospodarza. Nie można ignorować publicznych wypowiedzi ludzi, ze stopniami lub tytułami naukowymi. Zwłaszcza jeśli swoje tytuły/stopnie eksponują. Nie oczekuję jednak, by Sejm (parlament) był najbardziej właściwym miejscem wygłaszania opinii naukowych. Widzę szereg innych, lepszych miejsc. Bliżej mi do uznania wystąpień w sejmie jako widowiska.
Tak więc żadną miarą ignorować, ale też nie premiować. Doliczanie takich wypowiedzi do dorobku naukowego – zdecydowanie nie, ale do „dorobku” dydaktycznego – tak. Ocena osiągnięć dydaktycznych, była kiedyś (jest nadal?) jednym z elementów oceny kandydata do kolejnych stopni (tytułu) naukowego.
Jeśli wniosek o finasowanie jest istotny i ciekawy, a wnioskodawca ma realne szanse jego realizacji, to ewentualne „popisy strażackie” z trybuny sejmu, nie powinny być kryterium decydującym w ocenie całości.
Innym elementem, o którym nie powinno się zapominać, to etyka, w tym i zawodowa. Zbyt częste są, w mojej ocenie, conajmniej niestosowne wypowiedzi osób z tytułami naukowymi, i to nie tylko w zakresu „Arts”, lecz także „Science”. Niestety.
Tytuł czy stopien naukowy nie powinny być traktowane jak tytuły szlacheckie (w przeszłości).
Tak na marginesie, w prywatnych instytutach naukowych w USA, przynajmniej w Kalifornii, stanowiska profesora, funkcjonują. O ile wiem, nie tak łatwo jest takie stanowisko uzyskać.
Przychylam się do zdania tych, którzy twierdzą, że tytuł naukowy nadaje prawo do wypowiadania się „ex catedra” w każdej sprawie.
Jak chcą to jako obywatel taki a taki a nie „profesor”. Profesorem zostałem za swoje osiągnięcia naukowe w mojej dziedzinie, ale to nie znaczy, że znam się na wszystkim. Bo jest to niemożliwe.
Co więcej w mediach nie rozróżnia się polskiej dwojakości tych profesorów. Przedni (belwederski) i tylny (uczelniany). Który lepszy?
Nie wiem. Chyba wcześniej było jaśniej – belwederski tytuł = uczelniany profesor. Bez tego – docent.
Błąd mój w pierwszym zdaniu. Zabrakło NIE w „przychylam się”
Moja odpowiedz dla Pana jacekp nie ukazala sie, niestety. Czyzby nieprawomyslna?
Dziś do spamu automatycznie trafiło ponad 60 komentarzy (głównie od komentatora o nicku „payday loan”), ale nie widzę wśród nich od A.L.
Ktoś płaci i na te uczelnie wstępuje a ktoś tych pseudonaukowców zatrudnia. Jeśli uważasz, że nalezy takie uczelnie zamknąć to jesteś jednak za regulacją i przyznajesz komuś prawo decyzji jaką uczelnię zamknąć i kogo uznać za naukowca prawdziwego.
Z poważaniem W.