Alleluja i do przodu
Dlaczego USA przewodzą w nauce?
W ostatnim numerze „Tygodnika Powszechnego” przeczytałem wywiad przeprowadzony przez Macieja Müllera z ks. Richardem Neuhausem pt. „Alleluja i do przodu”. Choć rozmowa dotyczyła głównie relacji religia-państwo, to lektura skłania również do zastanowienia się nad pytaniem postawionym w tytule wpisu, a dotyczącym nauki.
Zacznijmy od tego kim jest ks. Neuhaus. To główny, choć nieformalny, doradca prezydenta Busha do spraw duchowych i kwestii związanych z religią. Ponieważ za prezydentury Busha te ostatnie dotyczą właściwie wszystkiego (chciałem napisać „poza ekonomią”, ale wywiad potwierdza, że i ekonomia to sprawa Jezusa Chrystusa, więc niech zostanie „właściwie wszystkiego”), to ojciec Richard, jak bezpretensjonalnie nazywa duchownego prezydent Bush, jest praktycznie głównym jego doradcą.
Wywiad jest bardzo ciekawy, choć osobiście nie zgadzam się z większością tez i wyjaśnień (bardzo błyskotliwych zresztą) ojca Richarda. Lektury potwierdzające mój punkt widzenia uważam za bardzo miłe, zaś takie, z którymi się nie zgadzam za pouczające, bo zmuszające do refleksji. Dlatego pomimo krytyki zachęcam blogowiczów do lektury całej rozmowy w „Tygodniku Powszechnym”.
Nie chodzi jednak o, bądź co bądź ważne, kwestie czysto polityczne, a o wspomniany w tytule wpisu prymat USA w nauce. Ks. Neuhaus nie wypowiada się wprawdzie bezpośrednio na ten temat, wysuwa jednak ciekawą tezę mającą moim zdaniem mocny związek z tajemnicą naukowej siły USA. Otóż wyjaśnia on, dlaczego wyjątkowo religijne USA są głównym źródłem postępu, podczas, gdy zsekularyzowana Unia Europejska (ten termin, lub określenie „Europa Zachodnia”, pojawia się w wywodzie duchownego, tak jakby UE trwała od stuleci, a UE była tylko „Zachodnia”) nie jest w stanie im dorównać. Każdy chyba przyzna, że z nauką ma to niezmiernie wiele wspólnego.
Korzenie tej sytuacji sięgać mają XVIII wieku i Rewolucji Francuskiej. Wówczas to oświeceniowe idee postępu, wolności i demokracji przeciwstawiono religii. „Rewolucyjne idee rozszerzyły z czasem swój zasięg, a religia została zepchnięta do defensywy” – jak mówi ks. Neuhaus. Tak miało być w Europie – ups! w Europie Zachodniej. W Ameryce zaś sprawy potoczyć się miały w kierunku wręcz przeciwnym. Tam bowiem „religia stała po tej samej stronie barykady co postęp”. Ten pozytywny religijnie początek miał odbić się na całej historii USA i mentalności Amerykanów. „Nowoczesność, wolność i demokracja amerykańska stoją na podstawach religijnych! W Europie [sic! czyżby więc i w Polsce? – przyp. JK] jest odwrotnie: religię postrzega się jako zagrożenie dla prawidłowego funkcjonowania przestrzeni publicznej”.
Mógłbym cytować i opisywać słowa ks. Neuhausa dalej, ale chyba te krótkie fragmenty są wystarczająco wymowne. Jednym słowem, jeśli amerykańska wolność, demokracja, postępowość wywodzić ma się z religii, to zapewne niekwestionowana potęga nauki amerykańskiej również.
Mnie osobiście takie twierdzenia wydają się zwykłym humbugiem. Ale jedynie intuicyjnie. Przyznaję się bez bicia i tortur, że nie znajduję żadnych argumentów na ich odparcie. Czy rzeczywiście potęga naukowa USA ma swoje korzenie w religijności Amerykanów (więc najpewniej i amerykańskich naukowców) i zgodnym z chrześcijaństwem (bo wyłącznie o tę religię chodzi ks. Neuhausowi) wzorem funkcjonowania tego państwa?
Mam też ochotę pójść dalej i twórczo rozwinąć myśl ks. Neuhausa. Czy wystarczyłoby, by Europejczycy zmienili pogląd (i praktykę) na religię (chrześcijańską rzecz jasna!), by dogonić USA? Co jednak w takim razie zrobić z do szpiku kości religijną i chrześcijańską od stuleci Polską, w której tak postępowość, jak i nauka strasznie kuleją?
Jacek Kubiak
PS. Sądzę, że tytuł wywiadu będący cytatem z ks. Rydzyka ma świadczyć, że Redakcja „TP” też do końca nie zgadza się z tezami rozmówcy.
Fot. Brian Sawyer, Flickr (CC SA)
Komentarze
A kto tę amerykańską naukę tworzy? Emigranci z całego świata. USA daje tylko pewien system prawno-biznesowy, który powoduje, że tam się nauka opłaca. A gadanie tego „specjalisty od sacrum” tchnie niejaka hipokryzją, bo przecież „jajogłowi” to nie jest elektorat Busha i republikanów…
To nie różna postawa nauki wobec religii po obu stronach Atlantyku jest winna, tylko religia jest zupełnie inaczej społecznie osadzona. Religia w USA i w Europie to dwie różne sprawy. To my mamy u siebie Watykan (z definicji, od zawsze uwikłany w stosunek władzy); to oni twierdzą, że są Nową Jerozolimą.
Teza nie jest nowa, w bardziej ogólnej postaci pochodzi od Webera: jego zdaniem protestantyzm był kluczowym czynnikiem dominacji kultury (a więc i nauki) powiedzmy atlantyckiej. Nie całe chrześcijaństwo (katolicy wypadali naprawdę słabo w podawanych przez niego przykładach nt. gospodarki Szwajcarii), a właśnie protestantyzm.
Oczywiście religia nie ma bezpośredniego przełożenia na naukę, decyduje raczej o wyobrażeniu świata i roli człowieka w tym świecie – tym samym wyznaczając wektory ludzkiej aktywności i tworząc mniej lub bardziej sprzyjający klimat i infrastrukturę.
Porównanie liczby noblistów wywodzących się ze świata chrześcijaństwa i np. islamu czy buddyzmu skłania co najmniej do zadania pytania o związki kultury z nauką.
PS Zaraz zabiorę się do lektury wywiadu.
@ Art63 :
Ojciec Richard sam przeszedl z protestantyzmu na katolicyzm, ale nie wspomina nic na temat lepszego wplywu swej dawnej religii na rozwoj gospodarczy, czy postep. Woli pozostawac ekumenem. Sam z Weberem raczej sie zgadzam. Protestancka mentalnosc (skrupulatnosc, wiara w prace) bardzo pomaga w takich dziedzinach jak nauka (rowniez handel i w ogole wzmaga pracowitosc i aktywnosc ludzka), katolicka kladzie wiekszy nacisk na posluch, co sprzyja pasywnosci. Tego jednka ks. Neuhaus nie mowi. 🙂
Europa poza północnymi krańcami jest katolicka, a USA są protestanckie . To pierwszy klucz. Po krwawych wojnach religijnych (w których ucierpiała również I RP wbrew temu co się mówi) wyścig technologiczny i naukowy wygrali protestanci, a potęgi katolickie pogrążały się w zacofaniu i wewnętrznych walkach. Kościoły protestanckie nawet te państwowe nie miały na tyle siły, aby zdusić naukę, bo były podporządkowane świeckiej władzy, która widziała korzyści militarne i ekonomiczne w nowinkach technologicznych.
USA nie posiadają w odróżnieniu od krajów europejskiej północy nawet państwowego kościoła. Rozdział państwa i kościoła jest całkowity i zapisany w konstytucji. Stany są najbardziej różnorodnym religijnie krajem na świecie, brak monopolu religijnego oraz wolny rynek religijnych idei daje dwie rzeczy. Po pierwsze jest miejsce dla inaczej myślących, bo nie ma na tyle silnej organizacji ani centralnej władzy, która mogłaby się z nimi rozprawić (15% niereligijnych to całkiem sporo, poza tym buddyści, poganie, new ageowcy…), jest zatem klimat swobody i wolności intelektualnej. Po drugie silna konkurencja między wyznaniami i częste migracje wierzących z jednego kościoła do innego, sprawiły, że amerykańska religijności w niczym nie przypomina europejskiej. Megakościoły przypominają centra handlowe, z kinami, restauracjami, siłowniami, a nabożeństwa wyglądają jak koncerty rockowe z efektami świetlnymi, głośną muzyką, z kaznodziejami megagwiazdami.
Ich wpływ polityczny jest spory, bo mają ogromne fundusze, a nieustanne kampanie wyborcze kosztują… Jednak to oni przecież walczą z nauką, a Amerykańską Akademię Nauk uważają za siedlisko bezbożności i szatana. Nie bezpodstawnie oczywiście, bo liczba niewierzących w tym szacownym gronie sięga 90%, ale jest ich przecież niewielu i są pożyteczni. W końcu Stany dały światu swoją filozofię – pragmatyzm – którą są przesiąknięci do samego dna.
No właśnie, kwestia nauki, średni poziom wykształcenia w Stanach jest o wiele niższy niż w Europie. Za to poziom wyższych studiów, szczególnie tych podyplomowych jest już o niebo wyższy. Nie mówiąc już o wspieraniu nauki przez państwo i prywatne fundusze, przemysł ogromnymi sumami dolarów. Za to oczywiście wykształceni płacą pewną cenę, są postrzegani jako cherlawi jajogłowi, pogardzani i poniżani za młodu – wystarczy włączyć byle amerykański serial, czy film o nastolatkach. To tylko stereotyp, ale trzymający się mocno.
Dlaczego mimo tej izolacji społecznej młodzi ludzie decydują się jednak na karierę jajogłowego? Bo to prawdziwa kariera właśnie… Więc nawet jeśli przeciętny religijny Amerykanin będzie nim pogardzał prywatnie, to on będzie należał do prawdziwej elity z szansą, że będzie wśród najlepszych na świecie. Zresztą wystarczy popatrzyć ile Nobli mają Amerykanie.
To tak w zarysie, pewnie przyczyn jest więcej, w końcu imigrują nie tylko meksykanie, aby pracować jako półniewolnicy, ale najlepsze umysły z całego świata, tam dostają dobre posady i możliwości prowadzenia badań itd. itp.
@ sceptyk :
Z tego by wynikalo, ze jesli jest jakikolwiek zwiazek miedzy religia i poziomem nauki to kluczem jest wolnosc religijna a nie sama religia jako taka?
@ jk:
W sumie to na to wychodzi. Można to zgeneralizować i powiedzieć, że wolność intelektualna, światopoglądowa, ale nie tylko taka powierzchowna albo reglamentowana, lecz całkowita, dotycząca rzeczy fundamentalnych, bez tabu w postaci moralności, ludzkiej egzystencji, czy doktryn religijnych.
Wolność religijna jest o tyle istotna, że organizacje religijne mają przemożny wpływ na wszystkie aspekty życia społecznego. Jest on tak duży, że nie możemy rozgraniczyć przeregulowanej sfery religijnej i ultraliberalnej rzeczywistości świeckiej, bo ta ostatnia nawet na skraju anarchii nie da wystarczająco dużo wolności, gdy ta wcześniejsza będzie tłumiła swobodę myślenia.
Bez wolności sumienia i religii nie ma nawet mowy o nowoczesnym państwie liberalnym. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że w USA więcej jest w tym względzie wolności niż w Unii.
Hoko pisze
„A kto tę amerykańską naukę tworzy? Emigranci z całego świata.”
Po pierwsze, to ze USA jest krajem otwartym na emigracje, widzialbym jako cos bardzo pozytywnego. W koncu, naukowcy ktorzy przybywaja z innych krajow moga w kazdej chwili wrocic do swoich krajow macierzystych, po odbyciu stazu (i wielu wraca). Poziom zycia w Europie Zachodniej i USA jest podobny. Jednak wielu europejskich naukowcow zostaje w USA poniewaz tutaj sie lepiej pracuje, jest odpowiednia intelektualna i organizacyjna masa krytyczna.
Po drugie, czy rzeczywiscie sukcesy naukowe USA sa oparte glownie na emigrantach? . Sam bylem ciekawy, i zestawilem dane na temat krajow w ktorych pracuja noblisci w „biologii i medycynie” od roku 1990 a dla USA podzielilem ich na tych ktorzy urodzili sie w USA albo za granica. Mala to proba ale obejmuje jedna z najszybciej sie rozwijajacych dziedzin nauki. I oto wyniki:
USA (urodzony w USA) 17
USA (urodzony poza USA) 7
Wielka Brytania 7
Australia 3
Niemcy 1
Szwecja 1
Szwajcaria 1
Tak wiec, udzial obcokrajowcow w grupie noblistow USA moze nie byc wiekszy niz w innych krajach rozwinietych. Dodam, ze posrod amerykanskich noblistow pochodzenia zagranicznego, tylko 1 na 7 pochodzi z kraju rozwijajacego sie (Chiny). A wiec, USA chyba opiera swoje sukcesy w nauce na czyms wiecej niz drenazu mozgow z krajow o nizszym statusie ekonomicznym.
Sceptyk napisal ” No właśnie, kwestia nauki, średni poziom wykształcenia w Stanach jest o wiele niższy niż w Europie. Za to poziom wyższych studiów, szczególnie tych podyplomowych jest już o niebo wyższy.”
Zgoda co do studiow wyzszych. Jednak, mam troche inne doswiadczenie z poziomem srednim przez ktory przeszly moje dzieci. Amerykanski „high school”, nawet ten publiczny, nie jest taki zly. Jest to powszechne i obowiazkowe nauczanie i nie mozna takiej szkoly porownywac do europejskiego liceum. Tak wiec, jest ogromne zroznicowanie poziomow wewnatrz szkoly. Sa rozne poziomy klas. Te klasy ktore przygotowuja do studiow wyzszych maja poziom porownywalny do europejskiego. Natomiast wymagania w ogolnych klasach sa nizsze. Za to w szkole jest wiecej sportu i innych zajec „nie-naukowych” co uwazam za bardzo pozytywne dla ksztaltowania charakteru. Tak wiec, przy uwzglednieniu roznic organizacyjnych, szkola amerykanska nie jest zla, chociaz jest pole do poprawy, szczegolnie w duzych miastach.
Teza zupełnie nie mająca poparcia w liczbach 🙂 Przekonania grubo ponad 90% amerykańskich naukowców znajdują się w okolicach ateizmu i agnostycyzmu, więc skąd ten pomysł z religijnością?
?Czy rzeczywiście potęga naukowa USA ma swoje korzenie w religijności Amerykanów (więc najpewniej i amerykańskich naukowców)?.
Ale większość naukowców tworzących w USA to imigranci? Często z tej zsekularyzowanej Europy.
Gdyby religijność (chrześcijańska) miała taki wielki pozytywny wpływa na naukę, to czemu w Polsce nauka robi bokami? I czemu ma się dobrze w zdecydowanie niechrześcijańskiej Japonii?
Przyczyna dobrej pozycji amerykańskiej nauki jest jedna: dopływ kapitału. Nauka jest droga. Zrozumieli to ostatnio Chińczycy i podejrzewam, że niedługo to oni będę przodować w nauce, dzięki miliardom dolarów, jakie ostatnio zaczęli w nią wkładać.
@ jacek_placek:
Opinia o szkolnictwie pochodzi z dyskusji między europejskimi i amerykańskimi naukowcami, a nie z moich doświadczeń. Domyślam się, że chodziło o szkoły państwowe, a nie prywatne. Porównywane były szkoły z Wlk. Brytanii i USA głównie, więc system szkolnictwa mniej więcej ten sam. Przeciętny High School miał niższy poziom niż europejski odpowiednik. Znowu College miał być na pierwszych latach nadrabianiem zaległości z wcześniejszych etapów edukacji (w sumie to te same zarzuty można usłyszeć od naszych akademików), dopiero studia podyplomowe były bardzo chwalone za poziom i możliwości. Zdaje się jednak, że chodziło głównie o nauki ścisłe i techniczne, a nie humanistykę. No i nie sądzę, aby była aż tak ogromna różnica między uniwersytetami amerykańskimi, a angielskimi. Główną rolę pewnie jednak pełnią fundusze na badania podstawowe, które przecież szybko się nie zwracają. Tutaj trudno porównywać 300 mln państwo z 60 mln. Pozostaje nadzieja w integracji europejskiej nauki i wspólnej kasie na badania.
@ sceptyk i jacek_placek:
Moim zdaniem wlasnie sport (zespolowy) a nie religia ma najwiekszy wplyw na edukacje mlodych ludzi. Czlowiek, ktory potrafi grac w druzynie dokona w zyciu o wiele wiecej niz ktos, kto zamyka sie w sobie i nawet osiaga wspaniale wyniki w nauce lub modlitwie. Sporty zespolowe wychowuja ludzi na osobnikow rozumnych. Tragedia polskich szkol polega na tym, ze WF to niewazny przedmiot, albo przedmiot zle prowadzony. To na WFie (dobrze prowadzonym) uczy sie dzieci demokracji i poszanowania innego czlowieka, a nie na historii czy jezyku polskim, bo to tylko slowa, slowa, slowa. A dobrze prowadzony WF w Polsce to rzadkosc.
sceptyk pisze
„Znowu College miał być na pierwszych latach nadrabianiem zaległości z wcześniejszych etapów edukacji”
Zgoda, ale … w USA 50% doroslej populacji idzie na conajmniej 4 letnie studia. Przedmioty ogolne wykladane dla wszystkich studentow mozna oczywiscie widziec jako „odrabianie zaleglosci”. Z drugiej strony, to jest podstawa „liberal arts education”, szerokiego formowania studentow. Studenci ktorzy biora zaawansowane klasy w szkole sredniej (advanced placement) moga byc zwolnieni z niektorych przedmiotow.
Tak wiec, amerykanie taka czy inna droga, maja dobry dostep do edukacji, z ktorego masowo korzystaja. Oczywiscie, jest ogromne pole do ulepszenia, ale na tle innych spoleczenstw, nie jest zle (choc inaczej).
W Polsce ukazuje się wiele książek amerykańskich naukowców, zwłaszcza z wyd. Johna Brockmana, który prowadzi również wpływową strone naukową w sieci. Jak wynika z lektur tych książek naukowcy w przeważającej mierze są ateistami. Nie tak dawno ukazała się nawet książka „Nauka a kreacjonizm”, mająca za zadanie wykazać absurdalność wprowadzania kreacjonizmu do nauczania w szkołach.
Można powiedzieć? ze im bardziej wybitny naukowiec, tym pewniej ateista. dotyczy to przecież nawet Nilsa Bohra, a także naszej Curie-Skłodowskiej, nawet jak czytałam Gauss, mimo że to dawniejsze czasy był tez ateistą.
Powiedziałabym raczej, ze to wolność religijna sprawia, że USA są innowacyjne, no i sprowadzanie tam uczonych z calego świata, można nawet powiedziec drenaż mózgów. Po prostu wygrywają kwestie finansowe.
Być może kondycja nauki nie zależy aż tak bardzo od ogólnego poziomu wykształcenia jak nam się wydaje.
Kluczem wydają się uniwersytety, nie bez powodu wszyscy znają takie nazwy jak Harvard, Oxford, Cambrige, MIT. Im wyższy etap edukacji tym powinny być lepsze warunki. A u nas jest jakoś tak, że studia doktoranckie są stworzone dla pasjonatów-mnichów i totalnych freaków, system się totalnie załamuje na wyższych etapach. Tak przynajmniej wnioskuję z tego co sami zainteresowani piszą.
Druga sprawa to praca. Ma się rozumieć, że nikt bez pleców nie pójdzie na żebracze studia doktoranckie, żeby potem wylądować na zmywaku, w okienku kasowym albo innej ciekawej pracy. W USA po dobrej uczelni czeka na ciebie NASA, dolina krzemowa, dziesiątki rządowych agencji i prywatnych koncernów z kasą na superbadania i twoje dostatnie życie. Na najlepszych czeka oczywiście sława i prawdziwa zamożność.
Może przesadzam i lukruję obraz raju, ale osobiście spotkałem czarnoskórego studenta Stanford na stypendium w Paryżu, który urodził się i wychował w slumsach wielkiej metropolii. To tak jakby u nas inteligentny dzieciak urodził się i wychował w romskim baraku. Widać tam jednak system działa, a u nas nawet zdolne dzieci i młodzież z mniejszych miast nie mogą się przebić, nie mówiąc już o wsi.
Katastrofa naszej nauki pewnie nie ma jednej przyczyny, lecz zbiegło się wiele czynników, które nałożyły się na siebie w jednym czasie, tak jak w katastrofach lotniczych.
@ sceptyk :
Zgoda. No ale chyba mozna te przyczyny wypunktowac.
Powiem więcej. Przydałby się zespół śledczych, który przeanalizowałby wszelkie możliwe scenariusze katastrofy, wykluczyłby jedne czynniki, a potwierdził inne, w końcu powiązałby je w łańcuch przyczynowo-skutkowy i dał najbardziej prawdopodobny jej przebieg. Na końcu powinny znaleźć się zalecenia, które mają uchronić nas przed podobnymi zdarzeniami.
🙂
Religijnosc Ameryki NIE MA zadnego zwiazku z faktem przewodzenia USA w nauce.
Wiekszosc noblistow i naukowcow „amerykanskich” nie urodzila sie nawet w Ameryce ale przyjechala tam glownie z Europy.
I tu tez powazna wiekszosc tej wiekszosci jest pochodzenia zydowskiego i z Europy uciekla lub uciekli rodzice.
Przyczyny sa historyczne i geograficzne.
Po pierwsze USA byla krajem mozliwosci dla przedsiebiorczych europejczykow i krajem „bez granic” gdzie mogli uciec od ograniczen zatloczonej i skostnialej Europy.
Po drugie USA wygralo II wojne swiatowa i stalo sie panstwem zdecydowanie najbogatszym dajacym najwieksze mozliwosci rozwoju i zamoznosci najzdolniejszym z Europy i z calego swiata.
USA zostala tym zwyciesca na skutek braku konkurencji po zniszczeniu Europy.
USA rozwijala sie dzieki najlepszym w tych czasach dostepnych modelom brytyjskim i ZDROWEMU ROZSADKOWI ojcow zalozycieli, ktorzy bazowali na oswieceniowej idei LAICKIEGO panstwa i rozdzielenia religii od polityki.
Bylo to mozliwe gdyz latwiej bylo zaczynac od nowa niz reformowac stara Europe.
Religia moze miec jedyny wplyw przez posredni udzial w budowaniu zamoznosci na bazie protestanckich fundamentow oszczednosci, pracowitosci i uczciwosci.
Bylo duzo ziemi i niewolnicza sila robocza, korzystny klimat, olbrzymia emigracja, brak niszczacych wojen, brytyjska tradycja mysli politycznej, idealy oswieceniowe itd itd.
Religia chyba w najmniejszym stopniu i jest raczej kamieniem u nogi – patrz kreacjonizm oraz destrukcyjny wplyw na sile Ameryki reprezentowana przez najbardziej religijnych jej przywodcow – patrz Busio.
Jeszcze paru takich „rozmawiajacych z Bogiem” jak on i nawet Ameryka bedzie musiala sie pozegnac ze swoja pozycja.
Przewodzenie w nauce?…
Ponad 50 % wszystkich inzynierow ani nie urodzila sie w USA ani nie konczyla tam studiow – przyjechali i pracuja ba sa tam narazie najwieksze mozliwosci rozwoju i bogacenia sie ale o dziwo Chinczycy i Hindusi WRACAJA (razem z „nauka”) proporcjonalnie do stopnia bogacenia sie ich ojczyzn.
Przepraszam,
Jezeli „wiekszasc” nie urodzila sie w USA to przynajmniej nie urodzili sie w niej tej wiekszosci rodzice i tworzacy ameryka nauke wnosili swoj „rodzinny”, nie amerykanski kapital w jej rozwoj – rola Zydow w conajmniej takim samym stopniu wynikala z ich „zydowskich charakterystyk” jak z „amerykanskosci”.
Bez II wojny swiatowej np Einstein dalej tworzyl by swoja nauke…w Niemczech gdzie niestety zolnierze nosili klamry z napisem „Bog jest z nami”…jak widac religia nie pomogla niemieckiej nauce.
Wiekszosc wybitnych tworcow nauki byla albo duchownymi albo osobami wierzacymi. Ateizm jest w istocie popluczyna mysli marksistowskiej, ktora zreszta powstala przez tworcza asymilacje darwinizmu. To jednak czy populacja jest wierzaca i w co nie ma zadnego odniesienia do poziomu i rozwoju nauki. Wiekszosc amerykanow to albo heretycy albo poganie wiec trudno przypuszczac aby Pan patrzyl laskawie na taka ideowa mieszanine. Co jest istotne to szerokie pole wyboru (duza populacja) oraz wielkosc srodkow przeznaczanych na badania naukowe typu nie-natychmiast-stosowanego. Z tym zas jest coraz trudniej gdyz osrodki fundujace coraz bardziej ograniczaja sie do finasowania badan stosowanych i produkcji gadzetow. Gdyby wziasc pod uwage ilosc istotnych wynikow badan w odniesieniu do populacji wszystkich studentow (w danym roku) to zapewne amerykanskie osrodki badawcze stracilyby palme pierwszenstwa. Jest to bowiem kraj, w ktorym generuje sie wielu absolwentow na roznych poziomach, ale z ktorych tylko nieliczni maja istotnie wysoki poziom intelektualny i gleboka wiedze. Jak we wszystkich dziedzinach potrzebny jest tez talent i przyslowiowy lut szczescia.
„…Bez II wojny swiatowej np Einstein dalej tworzyl by swoja nauke?w Niemczech.”
Co za absurd…
Religijnosc amerykanska w ogromnej mierze oparta jest na pieniadzach. Nauka wspolczesna rowniez opiera sie na tym samym, a wiec moze to pieniadz jest punktem wspolnym miedzy nauka i religia w USA ? (z pewnoscia jest, ale co szkodzi zapytac).
Ale tak na powaznie, to chyba glownym czynnikiem jest amerykanski pragmatyzm, ktory przejawia sie miedzy innymi w tym, ze Amerykanie nie kreca nosem na przyjecie kogos, kto moze przyczynic sie do osiagniecia przewagi, do odniesienia sukcesu, do… zrobienia kasy, jesli juz.
Tak bylo ze wspomnianymi wyzej niemieckimi naukowcami pochodzenia zydowskiego, co to niby, gdyby nie II wojna, dalej pracowaliby w hitlerowskich Niemczech (stad moja uwaga o absurdalnosc stwierdzenia Falicza). Amerykanie, pomimo mocnego antysemityzmu jako elementu owczesnej struktury spolecznej, widzieli w uciekajacych z Niemiec naukowcach szanse, a wiec zaprzegli uciekinierow do pracy dla USA, nawet jesli spolecznie Einstein i inni, gdyby nie ich tegie glowy, to albo w ogole nie przyjechaliby do USA z powodow wizowych, albo po przyjezdzie realizowaliby sie w jednym z niezliczonych sklepikow koszernych Nowego Jorku.
Podobnie, po II wojnie, kolejna fala naukowcow, tym razem aryjskich do siodmego pokolenia, czesto jeszcze w mundurach (niektorzy nawet w czarnych) zostala… nie tyle przyjeta z otwartymi rekoma jako uciekinierzy, ale raczej roznymi metodami perswazji zaproszona do osiedlenia sie (na stale) w USA, i do pracy na potrzeby tego kraju. Nic to, ze nie tak dawny wrog, nic to, ze czasami zbrodniarz wiekszego czy mniejszego kalibru: liczyla sie wiedza potrzebna Amerykanom. Reszta to imponderabilia.
Amerykanski pragmatyzm i umiejetnosc przejscia ponad istniejacymi w tym spoleczenstwie zahamowaniami, czyli odsuniecie na bok ideologii (jakiejkolwiek) kiedy w gre wchodzilo wykorzystanie nadarzajacej sie okazji rozni moim zdaniem USA od innych krajow aspirujacych do miana poteg naukowych. Moze z jednym zastrzezeniem: dyskryminacja czarnych obywateli wlasnego kraju stanowila znaczacy wyjatek od powyzszego rozumowania.
Bo pieniadze sa nie tylko w USA. Ma je Japonia, Korea, Singapur, maja je Chiny. Jednak kazdy z tych krajow, choc rowniez pragmatyczny na swoj sposob, to nosi jednak skaze pewnego zahamowan wobec obcych, nawet jesli moga oni przyczynic sie do rozwoju nauki w danym kraju.
I w tym sensie pytanie JK z ostatniego zdania znajduja swoja odpowiedz: Polska nigdy nie byla krajem pragmatycznym. Bogatym rowniez. A religijnosc to juz przyslowiowa wisienka na bogatym, wielopietrowym torcie polskich zahamowan i wad „narodowych”.
Dogonic USA ? Po co ? PO co kopac sie z koniem ? Can’t beat’em ? Join’em !! To moja rada dla Europy (dla Kanady rowniez) w dziedzinie nauki.
Pozdrowienia.
„USA (urodzony w USA) 17
USA (urodzony poza USA) 7
Wielka Brytania 7
Australia 3
Niemcy 1
Szwecja 1
Szwajcaria 1”
Te liczby odzwierciedlają retrospektywnie stan nauki amerykańskiej z lat 1970-1980. Porozmawiajmy za 15-20 lat, kiedy efekty upadku nauki w USA będą się przekładać na liczbę noblistów.
Zwłaszcza nauki ścisłe w USA zjeżdżają po równi pochyłej – tnie się fundusze, etaty, i w efekcie spada zainteresowanie wśród młodych badaczy. Amerykańskie środowisko naukowe mówi o tym głośno już od dobrych kilku lat.
Andrzej Falicz
Tak naprawde, cala nauka jest … afrykanska. To tutaj po raz pierwszy pojawil sie Homo sapiens.
qvrty,
Tak, jest pogorszenie zwiazane z administracja Busha ktora z jednej strony nie docenia znaczenia edukacji i nauki a z drugiej strony, nie bardzo ma skad brac fundusze ze wgledu na ogromny koszt wojen w Iraku i Afganistanie. Tak wiec realne naklady na nauke po poprawce na inflacje spadly o okolo 13% od maximum osiagnietego w 2003 roku (na podstawie NIH). Jest nadzieja ze sytuacja sie zmieni dramatycznie wraz z mozliwym przejeciem rzadow przez demokratow.
Aspekt ktory moze byc niedoceniany w tej dyskusji jest wplyw USA na rozwoj kadry naukowej w innych krajach. Niedawno bylem z wizyta w elitarnej instytucji w kraju europejskim sredniej wielkosci. Doslownie caly instytut jest oparty na grupach badawczych prowadzonych przez profesorow ktorzy wrocili z USA albo UK po stazach. Instytutem dowodzi naukowiec ktory wrocil z zagranicy po wielu latach wybitnej kariery. Tak wiec przeplyw zasobow wystepuje w obie strony (i dobrze).
Bardzo latwo zrobic idiote z kazdego…
Moj glowny wpis nagle zostal skasowany po dwoch dniach i pozostal jeden dopisek, tlumaczacy uogolnienie z glownego wpisu.
Wpis byl calkowicie koszerny wiec pojecia nie mam co tam komu przeszkadzalo.
Otoz pisalem, ze przyczyna amerykanskiej supremacji w dziedzinie nauki jest amerykanska zamoznosc, wielkosc rynku, wynik II wojny swiatowej, brytyjskie tradycje polityczne, oswieceniowe korzenie oddzielenia panstwa od religii itd.
Religijnosc natomiast moze prowadzic do takich kwiatkow jak niezwykle religijny Bush, ktory jest wielka amerykanska tragedia.
Gdy bogaca sie inne kraje jak Chiny i Indie ich naukowcy masowo wracaja z Ameryki i nigdzie nie widze tu roli religii.
Co do mitu protestantyzmu to jak to sie np. stalo, ze najbogatsza czesc Niemiec jest najbardziej katolicka…-Bawaria.
Kapitalizm powstal w katolickich kantorach wloskich miast a katolicka Irlandia przescignela protestancka Anglie w dochodzie na glowe mieszkanca.
Najwieksza ilosc ilosc patentow na glowe mieszkanca ma Szwajcaria (42% katolikow) i Japonia bez chrzescijanstwa…
Najbardzie postepowymi krajami na swiecie sa najbardziej LAICKIE kraje skandynawskie.
Co do „bzdur” akie wypisywalem o Einsteinie dotyczylo to masowej emigracji niemieckich naukowcow pochodzenie zydowskiego do USA z faszystowskich Niemiec.
Bez faszyzmu i zolnierzy z klamrami odwolujacymi sie do Boga prawdopodobnie wiekszasc tych naukowcow pozostalaby w przodujacych w poczatkach XX wieku nauce Niemczech.
Inaczej mowiac widze dziesiatki przyczyn, historycznych i politycznych a religia akurat kojarzy mi sie bardziej z kreacjonizmem…niz jakimkolwiek pozytywnym wplywem na nauke w Ameryce.
Dla „podnieconego” Jacobskego tlumacze jeszcze prosciej.
Naukowcy pochodzenia zydowskiego nie pojechali do Ameryki z powodu amerykanskiej religijnosci (teza felietonu – nauka dzieki religijnosci…) ale wrecz przeciwnie.
Dzieki pragmatyzmowi i tolerancji, ktore sa odwrotnie proporcjonalne do poziomu religijnosci.
Dla uspokojenia nerwow:
Laureaci Nobla za 2007 w nauce.
Fizyka – Niemiec i Francuz
Chemia- Niemiec
Medycyna- Brytyjczyk i dwoch Amerykanow…jeden z Wloch jeden UK
Laureaci Nobli – 270 „Amerykanow”
sama Wielka Brytania 5 razy mniejsza – 101 laureatow – to ze dwa razy wiecej na glowe mieszkanca.
Razem tylko 6 pierwszych krajow europejskich 293 – laureatow
@ Andrzej Falicz :
Teza : nauka dzieki religijnosci? to raczej antyteza tego wpisu. Takie tezy mozna wysnuc ze slow ks. Neuhausa.
Panski komentarz nie zostal usuniety tylko czekal na redzie. Juz jest na miejscu.
„Jednym słowem, jeśli amerykańska wolność, demokracja, postępowość wywodzić ma się z religii, to zapewne niekwestionowana potęga nauki amerykańskiej również.
Mnie osobiście takie twierdzenia wydają się zwykłym humbugiem. Ale jedynie intuicyjnie. Przyznaję się bez bicia i tortur, że nie znajduję żadnych argumentów na ich odparcie.”
Wyglada na to, ze nie trzeba sie znowu tak starac by znalezc te argumenty.
No chyba, ze sie nie chce…
Zapraszam do przeczytania np. Richarda Dawkinsa – wychodzi na to, ze wiekszosc nawet …amerykanskich naukowcow jest niewierzaca.
A najbardziej religijna ostoja jest rowniez amerykanskie gniazdo obsurantyzmu i ksenofobii w sercu poludniowych stanow USA…
Wychodzi na to, ze religia idzie w dokladnie odwrotnym kierunku niz nauka.
Teze natomiast mozna by bylo mozna postawic nieco inna:
Ile potencjalu naukowego w USA marnuje sie na skutek religijnosci i zwiazanej z nia politycznej poprawnosci czyli religijnosci na pokaz?
Falicz,
jest roznica znaczeniowa miedzy zdaniem „?Bez II wojny swiatowej np Einstein dalej tworzyl by swoja nauke w Niemczech.” i tym, co piszesz ponizej:
„Bez faszyzmu i zolnierzy z klamrami odwolujacymi sie do Boga prawdopodobnie wiekszasc tych naukowcow pozostalaby w przodujacych w poczatkach XX wieku nauce Niemczech.”
To drugie rozwiniecie nie ma w sobie nic z absurdalnosci, i nikt nie ma zamiaru go podwazac. No chyba ze masz JESZCZE prostszy sposob wytlumaczenia swego pierwotnego absurdu niz ten, ktory mi proponujesz (2008-08-30 o godz. 00:30), czyli, mowiac inaczej, jeszcze prostszy sposob na odwracanie kota ogonem, w czym, nawiasem mowiac, jestes niezly, o czym swiadcza Twoje wpisy u Passenta.
A moje podniecanie nie martw sie, prosze. W zyciu podniecaja mnie zupelnie inne rzeczy niz Twoje wpisy. Powiedzmy sobie, ze… daleko im do podniet. A juz tym bardziej intelektualnych.
Prawdziwe wpisy poznaje sie na redzie…. ? 😉
Ciekawe, czy moj wpis z 2008-08-30 o godz. 13:52 doczeka sie publikacji. Wypada odpowiedziec adwersarzowi, a moderator jakos zacial sie na mnie…
@ Jacobsky :
Zrobione.
Merci 🙂
Oczywiscie Jacobsky nie mialem na mysli wnioskow jakie wyciagnales z dwoch zdan dopisanch po wpisie, ktory byl na redzie ale do trzymania glownego wpisu przez dwa dni a puszczania dopiski od razu…
Nie wiem o co chodzi z odwracaniem Kota Ogonem i trudno sie do takiego „argumentu” ustosunkowywac gdyz ani nie dotyczy tematu felietonu, ani nie podaje faktow ten argument popierajacych i wyglada jedynie na jakiegos rodzaju osobisty przytyk..po co i dlaczego i co ma Passent do wiatraka?
Ja nie pisze o podniecaniu sie moimi wpisami co poniekad dla kogos kto zada sobie „wysilek” zrozumienia co pisze powinno byc oczywiste ale niestety poraz kolejny Jacobsky „dowcipne dowalenie”adwersarzowi” osobiscie (?…dlaczego i po co?) wzielo gore.
Nie nalezy sie podniecac glownym zalozeniem, ze Ameryka w jakis druzgodzacy sposob przewodzi swiatowej nauce.
Jest to walenie w beben tak w Polsce popularne o tym, ze Ameryka to i ze Ameryka tamto – taki bezkrytyczny mit pokutujacy pewnie z lat 50/60-tych.
Na 300 milionowy kraj, ktory wygral II wojne swiatowa i urzadzil na nastepne kiludziesieciolecie warunki globalnej ekonomii – pod swoim kontem to ta przewaga nie jest bynajmniej miazdzaca i nie trzeba sie wysilac by znajdowac w tym Bozy Palec – odsylam do ostatnio opublikowanych danych ilosci patentow na glowe mieszkanca gdzie tej przewagi za bardzo nie widac.
Przypomina mi to mit o sukcesie „amerykanskiego” filmu, ktory byl zrobiony za arabskie pieniadze w Nowej Zelandii, na podstawie Brytyjskiej ksiazki z angielskimi i australijskimi aktorami przez nie amerykanskiego rezysera…i tak wyszlo, ze „amerykanskie” mimo, ze wytwornia bylaby juz kupiona wczesniej przez Japonczykow… (prosze sie nie przyczepiac do detali – chodzi o dygresje i zilustrowanie paradoksu kompleksu amerykanskiego).
abstrachując od tematu: http://cyniczny-optymista-w-polsce.blog.onet.pl/2,ID335695037,index.html co o tym sądzicie?
@ abolo :
Niestety otwiera mi martwa strone, ktorej nie moge przewinac. Poczatek ciekawy… 🙂
Polska zawsze uwielbiala się chwalic poziomem swojej nauki. Zderzenie z Zachodem po 1989r bolesnie jednak obnazylo wszystkie braki naszej ojczyzn.
Cholernie bolesnie.
Bo o ile za komuny to, ze tylko 7% naszego spoleczenstwa mialo wyksztalcenie wyzsze jakos uchodzilo na sucho, poniewaz Polska nie konkurowala w dziedzinie najlepszych technologii, a jedynie w wydobyciu wegla i produkcji polproduktow to dzis, po 20 latach transformacji i 7-krotnym wzroscie liczby studentow (którym tak uwielbiamy się chwalic) tylko 10% z nas takim wyksztalceniem się legitymuje.
Wiecie, jaka srednia tych z wyzszym dla krajow Zachodu? 20%.
Na dodatek poziom tego wyksztalcenia jest FATALNY. Nie to, ze zly. Jest fatalny.
Tak uwielbiamy się chwalic jakoscia naszych uczelni, a tak naprawde najbardziej pasowaloby do nas okreslenie ?Bialy murzyn?
Swiatowe rankingi bardzo brutalnie weryfikuja nasz sen.
(Chyba, ze to sen o dolinie, bo poziom polskich uczelni to dno)
W najbardziej znanym swiatowym badaniu ? tzw. rankingu szanghajskim tworzacym liste 500 najlepszych uczelni swiata, mamy co prawda (az) 2 uczelnie ? Uniwersytety: Jagiellonski i Warszawski, ale sa one w ostatniej 20 tej 500.
Czterysta osiemdziesiate ktores miejsca sobie zajmuja.
My, tacy giganci ponoc edukacji.
(Wielokrotnie zetknalem się z takim, delikatnie rzecz ujmujac, lekcewazacym podejciem do wyksztalcenia Irlandczykow. Bzdura. Wiecie, na którym miejscu jest najlepszy irlandzki uniwersytet, Trinity College? O 400 miejsc wyzej niż najlepszy nasz.
A wiecie na którym miejscu jest rosyjski Panstwowy Uniwersytet Moskiewski ? na 70.
Ale nie ? oczywiście, ze my Polacy, to narod, k…, wybrany. Do bycia baranami chyba, skoro oczywistosci nie dostrzegaja)
W podobnym rankingu, tyle ze dotyczacym tylko Europy te nasze 2 uczelnie sa daleko poza pierwsza 100.
(Myslicie, ze nie moze byc gorzej? Jesli chodzi o o nauki scisle i matematyke jest jeszcze gorzej. Pewien niemiecki instytut przebadal 4500 uczelni europejskich
patrzac na ich osiagniecia w dziedzinie biologii, chemii, fizyki i matematyki – czyli w tych dziedzin, ktore w tej chwili sa najwazniejsze w rozwoju. Wiecie, ile razy pochwalono w nich uczelnie polskie? 4. Slownie – cztery. Na 4500 badanych)
Kiedys mowiono, ze może i niewielu mamy z wyzszym, ale za to o wiele bystrzejszych, bardziej kreatywnych, sprytniejszych.
Tak?
Wiecie, jaka jest srednia europejska patentow na milion mieszkancow? 134. Wiecie, jaka jest ta srednia dla Polski? Dwa przecinek, kurwa, siedem. 2.7. Na milion ludzi.
W europejskim rankingu innowacyjnosci (EU Innovatins Rating) na 25 krajow nasz zajmuje zaszczytna 21 pozycje.
Obok takich poteg jak Rumunia i Bulgaria.
Wyprzedzeni przez reszte naszych ex-komunistycznych sasiadow – Czechy, Slowacje czy Litwe.
Zeby dogonic unijna srednia potrzebujemy, juz dzis, 50 lat. A jak odjedziemy za te 50 lat?
Hurra! Polacy najbardziej kreatywni na swiecie.
W tworzeniu narodowych mitow chyba. I w samooszukiwaniu się.
Wiele się slyszy, ze polscy naukowcy swietnie sobie radza za granica. To ma niby być dowod na jakosc naszego ksztalcenia.
Gowno prawda. Bo tych paru, którzy odniesli sukces, to naprawde malutki promil naszej kadry naukowej.
W ubieglym roku mielismy do wydania 6 mln na 2-letnie stypendia dla mlodych polskich naukowcow. Wiecie, ilu skorzystalo?
13. Trzynastu!
Mimo, ze moglo wyjechac znacznie, znacznie, znacznie wiecej.
Bali się przede wszystkim o 2 rzeczy ? swój poziom jezyka obcego, (znaczy się brak tego poziomu) oraz to, ze nie będą mieli gdzie wracac ? bo starzy profesorowie uznaja ich po powrocie za zagrozenie.
Skad to się bierze? Tak wielka roznica miedzy Polska, a Unia? Popatrzmy na moje ulubienice w tej dziedzinie ? Szwecje i Finlandie.
Obie przeznaczaja na szkolnictwo wyzsze i nauke 3% PKB. My ? 0.88%.
(Wiecie, ile wynosi srednia PKB nakladow dla krajow starej Unii? 2%. Dla USA? 2.59%. Dla Japonii? 3.15%)
Niby kiedy popatrzymy na Finlandie i Polske liczba studentow na 100 tys jest podobna, tylko ze ? po pierwsze, u nas ponad polowa to studenci zaoczni i wieczorowi, tam znacznie, znacznie mniej, a co najwazniejsze ? gdy w Polsce tylko 5.7% studentow uczy się na kierunkach technicznych, tam prawie 30%.
W 2005 roku mury uczelni wyzszych opuscilo 391 tys absolwentow, ale…tylko 33 tys z nich to inzynierowie.
Na dodatek studentow dziennych było u nas tylko 156 tys, a zaocznych, wieczorowych i eksternistycznych niemal 250 tys.
Co uwazam za szczegolna zbrodnie, to to, ze studenci kierunkow inzynieryjno-technicznych stanowiacy obecnie tylko 5.7% calosci, to w 1990% stanowili 16.5%.
(33 tys do 9 tys)
Bo to oznacza, ze o ile liczba wszystkich studentow wzrosla 7 razy, to tych kierunkow technicznych tylko 4 razy.
A to wlasnie absolwenci tych kierunkow wnosza najwiecej do gospodarki.
Ja smiem postawic teze, ze poziom polskiej edukacji leci w dol. I to leci nie na morde, a na ryj.
(I to nie tylko tej wyzszej)
Odwolam się do przykladu szczególnie mi bliskiego i takiego, który wielokrotnie już poruszalem.
Przykladu o tyle ciekawego, ze w przeciwienstwie do innych rodzajow przedmiotow w szkole wyniki z niego sa znacznie latwiej weryfikowalne przez zycie.
Do poziomu znajomosci jezyka angielskiego.
(To bowiem jedna z bolaczek naszego szkolnictwa ? ze nauczyciele jak diabel wody swieconej boja się oceniania ich pracy. A gdyby tak pensje uzaleznic np. od wynikow egzaminow przez ich uczniow?)
A dzieki temu wlasnie wiemy, ze poziom znajomosci jezyka angielskiego w Polsce nie tylko nie rosnie, a wrecz spada.
W 2004 roku angielskiego w podstawowkach uczylo się 54%, a w 2007 już tylko 48%.
I to, co już dzis widac ? ze poziom naszych uczelni wyraznie odbiega od swiatowej, nawet nie czolowki, a sredniej, za kilka lat będzie jeszcze gorszy.
Bo w jaki sposób nasi studenci maja gonic swiat, jeśli nie będą znac jego jezyka.
Co szczególnie bolesnie odczujemy na kierunkach najwazniejszych w tej chwili dla rozwoju wspolczesnego swiata ? tych ksztalcacych inzynierow czy ekonomistow.
Efekty? Widzialem chocby w Irlandii, gdzie wielu, zbyt wielu moich rowiesnikow pracowalo wyraznie ponizej kwalifikacji.
Bo…nie potrafili przekazac na rozmowach kwalifikacyjnych wiedzy zgromadzonej w ich 2 dyplomach)
A w Polsce? Chocby w tym, ze nawet jeśli już mamy zagranicznego inwestora w malej gminie, to nie ma z nim kto rozmawiac.
I takie zamkniete kolo ? nie inwestuja, bo brak wyksztalconych, a brak wyksztalconych, bo nie ma pieniedzy (chocby z inwestycji)
No wlasnie, pieniadze.
Ile naprawde wydaje się w Polsce na edukacje wyzsza i nauke?
Wiec tak ? w budzecie na 2008 rok mamy 7 mld pln na szkolnictwo wyzsze i 4 mld pln na nauke.
Niby wiec mamy tak 4% wzrost nakladow w porownaniu z rokiem ubieglym, ale przeciez wiecej wynosi nie tylko inflacja, ale rowniez zalozony wzrost PKB.
De facto wiec oznacza to nie wzrost, a (po raz kolejny) spadek nakladow na te dziedziny w porownaniu z caloscia budzetu.
Do tego dochodza 4 mld euro z funduszy unijnych przeznaczonych na ten cel w programie na lata 2007-13.
Ktos powie ? to kupa forsy.
Popatrzmy jednak na procenty ? Polska na edukacje wyzsza i nauke przeznaczyla w 2008 roku 0.88% PKB.
11 mld zlotych.
Wiecie, ile w tym czasie wyniosla doplata do KRUS? 16 mld zlotych.
Szesnascie pierdolonych miliardow wrzucono w cos kompletnie nierozwojowego, utwierdzajacego skostniala strukture, wiecej ? w cos, co jest przezytkiem ciagnacym w dol rozwoj panstwa polskiego.
Tymczasem jedyna rzecz ? poza rozwojem infrastruktury transportowej i turystyki, która moglaby pchnac do przodu taki kraj jak Polska (bez zloz surowcow) czyli nauka i wiedza dostaje 11.
Co wiecej ? od lat jest niedofinansowana i to w sposób tragiczny.
Bo popatrzmy jak to wygladalo w przeszlosci. Wg danych z MNiSW? w 2002 roku było to, uwaga! 0.78% PKB, by w latach 2004-6 ustabilizowac się na poziomie 0.76% PKB.
Tym czasem Czechy już w 2001 roku na sama nauke (nie wliczam tu nakladow na uczelnie wyzsze ? bo gdybym je odliczyl wyszloby, ze w 2002 roku nasze naklady na nia wynioslyby tylko 0.58%, a w latach 2004-6 0.56%) przeznaczaly 1.3% PKB, a Wegry 0.95%.
Wiecie, co jest najciekawsze? Ze Polska w latach 2000 i 2001 wykladala na sama nauke 0.64% PKB. A wiecie, ile w 1991r? 1.08%.
Zauwazacie paranoje? W ciagu ostatnich 20 lat liczba studentow wzrosla 8-krotnie, a naklady panstwa na edukacje wyzsza i nauke…spadly.
Nie wzrosly, ale spadly.
Oczywiście, ze patrzac na wielkosc nakladow w miliardach zlotych te 0.88% PKB na nauke i szkoly wyzsze dzis znaczy wiecej niż 1.08% tylko na nauke z 1991 roku, tylko ze w tym czasie inne kraje tych miliardow wlozyly znacznie, znacznie wiecej.
Bo ich PKB przez ten czas nie stalo w miejscu.
Przeciez to kpina jakas jest.
Ktos powie ? no ok., ale przeciez wiekszosc tych studentow chodzi do uczelni prywatnych, wiec to one wykladaja kase zwiekszajac w ten sposób ow procent PKB.
Teoretycznie prawda, tylko ze uczelnie prywatne ida na latwizne. One nie produkuja (bo wybaczcie, ale polowa uczelni prywatnych to nie szkoly wyzsze, a fabryki magistrow) umyslow scislych ? bo ich wyksztalcenie jest najdrozsze, ale tabuny, sfory humanistow.
I potem taki kolejny magisterek marketingu wyjezdza za granice zmywac przyslowiowe gary, bo dla takich jak on pracy w jego profilu nie ma.
Jak to wyglada w procentach? Te wszystkie Wyzsze Szkoly Prywaciarzy i Najwyzsze Uczelnie Geszefciarzy dokladaja ok. 0.2% PKB.
Wiec może ratuje nas prywatny biznes?
Niestety, on wyklada tyle samo ? od 1991r po ok. 0.2% rocznie.
Na co to ma, k…., starczyc? Na waciki?
To do Was nie przemawia? Wiec co powiecie na to, ze mimo tego 7-krotnego przyrostu liczby studentow liczba kadry wzrosla tylko 2.5 raza.
Podam przykład ? w roku 2000 na uczelniach wyzszych mielismy 6678 profesorow.
W roku 2006 zas 7946.
Ratuja nas doktoranci ? w 2000r było ich 26935, a 6 lat pozniej już 35712.
Z czego to wynika? No wlasnie miedzy innymi z tego, ze wyksztalcenie jednak kosztuje. I zabiera czas.
A za co ksztalcic nowych, jeśli na nauke panstwo polskie przeznacza tylko 0.57% PKB? Jak przekonac tych najlepszych, by zostawali na uczelniach, gdy one nie maja pieniedzy na badania i rozwoj?
Pomyslcie teraz, jak bardzo to się odbija na jakosci owego ksztalcenia?
Jeśli taki profesor gna z wywieszonym jezorem od jednej uczelni do drugiej i uczy te kilkakrotnie wiecej studentow…
A skoro już o jakosci mowa. W 1990 roku studenci zaoczni i wieczorowi stanowili 22.8% calosci. Dzis, już 51.4%. A truizmem przeciez będzie stwierdzenie, ze wartosc studiowania 5 dni w tygodniu i 2 dni raz na 2 tygodnie jest taka sama.
Niedawno obily mi się o uszy wyniki badan z których wynika, ze 40% prac konczacych studia nie jest autorstwa osob, które się pod nimi podpisuja.
Jednym slowem ? ze sa pisane przez kogos innego.
I pies im morde lizal, oszustom i klamliwym sukinsynom zwacym się ludzmi z wyksztalceniem wyzszym, dumnym z zaklamanego dyplomiku.
Ale jak to się dzieje, ze nie widza tego profesorowie, promotorzy i cala ta administracyjna machina uczelni?
I ile warta jest jakosc dyplomu takiej oszukanczej szmaty ludzkiej zwacej sie studentem?
Inna, straszna, tragiczna wrecz rzecz. Czy uwierzycie, ze mimo tego 7-krotnego wzrostu liczby studentow, mimo tego, ze liczba osob, które uzyskuja co roku dyplom jest kilkakrotnie wyzsza niż za komuny, o tyle samo nie rosnie liczba ludzi z wyzszym wyksztalceniem w Polsce?
Co to oznacza? Ze te setki tysiecy mlodych wyksztalconych gdzies znikaja.
W 1991 roku dyplomy dostalo 56 tys mlodych. W 2006 roku ? 391 tys.
W 1991 roku 7% Polakow mialo wyksztalcenie wyzsze. Dzis ? niecale 10%.
Wiec co? Ten olbrzymi wysilek, ten wielki boom edukacyjny, którym tak lubimy się chwalic, okazal się psu na bude.
Bo tych magistrow już w Polsce nie ma.
Uciekli.
S……… z Kraju-Raju.
O pokoleniu Kolumbow mowiono, ze (…)strzelamy do wroga z diamentow(…)
Dzis, w wolnej Polsce, za która tamci przelewali swoja krew, dzis się te diamenty wypierdala na smietnik historii.
Ot, tak.
Ps: Przepraszam za wulgaryzmy (wykropkowane – przyp. jk.). Ale z napisaniem tego artykulu ? o tragicznej sytuacji polskiej edukacji i nauki nosilem się już dawno.
Natomiast ? nawet ja nie sadzilem, ze jest tak zle.
Bo nawet nie to, ze jest zle. Jest rozpaczliwie tragicznie.
A to przeciez mój kraj. Nie jakis obcy, tylko mój.
Moja ojczyzna. Nasza Polska.
A ze nie tylko ja tak sadze, to pozwalam sobie dolaczyc do swojego bloga wyciag z raportu ?Nauka polska. Autodiagnoza polskiego środowiska naukowego? opracowanego przez studentow socjologii Collegium Civitas na podstawie ankiet przeprowadzonych wśród polskich naukowcow.
1. Obniżający się poziom nauczania
2. Skostniała struktura i blokowanie awansu młodych ludzi
3. Na uczelniach panuje zatrważająca biurokracja
4. Bolączką jest gerontokracja i bezpośrednio z niej wynikająca niechęć do zmian
5. Skłonność do prywaty, kumoterstwa oraz wchodzenia w układy. Badani alarmują, że często mają one ogromny wpływ na jakość kształcenia, jak również decydują o awansach zawodowych oraz zatrudnieniu
6. Brak umiejętności posługiwania się językiem obcym, w szczególności angielskim.
7. Brak precyzyjnych, jednoznacznych i klarownych kryteriów i procedur oceniania
8. Brak jest długofalowego i jasnego planu zmian w polskiej nauce.
9. Poczucie niedowartościowania naukowców w obecnym systemie ocen pracowników naukowych.
10. Nieprzejrzyste mechanizmy rozdziału funduszy
11. Problem finansowania nauki w ogóle, niskich wynagrodzeń dla pracowników nauki (a szczególności młodej kadry naukowej i naukowo-dydaktycznej).
12. Brak wsparcia badań naukowych przez polski przemysł i różnego rodzaju firmy prywatne
13. Brak porozumienia między politykami i środowiskiem naukowym
14. Brak jakiejkolwiek długoterminowej strategii rządowej na rozwój polskiej nauki, a co za tym idzie nie ma jasnego ośrodka, wspólnego zdania czy jednolitego projektu propozycji zmian.
15. Współpraca zagraniczna – charakteryzuje się ona niskim poziomem jakościowym i ilościowym. Najczęściej wskazywanymi czynnikami blokującymi kooperację są kwestie finansowe, bariery językowe oraz brak chęci lub inicjatywy do nawiązywania takiej współpracy, głównie ze strony Polski.
(Tutaj http://krnp.ipipan.waw.pl/NAUKAPOLSKA-RAPORT71128.pdf możecie znalezc caly raport. Ja nie mam juz nic do dodania)
U mnie działa ale przekopiowałem:)
@ abolo :
Masz racje. Ale nie mozna zalamywac rak tylko robic to co do nas nalezy. Brak zainteresowania nauka ze strony politykow jest oczywisty. Z tego nie ma elektoratu. Nasi politycy sa zajeci w 100 proc. i przez caly czas wyborami. Jak nie realnymi to fikcyjnymi. To co sie dzieje na najwyzszym pietrze wladzy – otwarty konflikt prezydent-premier przenosi sie na doly. W Polsce nie ma dzis zadnej wizji politycznej, jest tylko wizja partyjna i prywatna. Wladze zdobywa sie po to aby ja sprawowac, a nie po to zeby cos zmieniac na lepsze. Prezydent zdobywa punkty u swoich wymachujac szabelka w Tbilisi, premier, ponoc liberal, daje lekka raczka 100 proc. odszkodowania dla poszkodaowanych przez trabe tylko dlatego, ze to wyjatkowa traba i media z niej zrobily wazny element zycia zbiorowego. Reforma nauki to kropla w morzu potzreb. Od dwan trabie na tym blogu, ze refome trzeba powiazac scisle ze wzrostem nakladow na nauke. Chodzi wlasnie o to slowa ‚powiazac’. Ale tego nikt nie slucha.
@ abolo :
Pozwolilem sobie wykropkowac wulgaryzmy.
To wszystko racja ale to nie prezydent czy premier decyduja o poziomie nauki. „Z kogo wy sie smiejecie. Z samych siebie sie smiejecie.” (Gogol)
Czy ktos wie co sie dzieje z reforma w nauce? MInister Kudrycka zniknela z mediow i nic na temat reformy nie slychac.
@abolo, Leszek Balcerowicz by się z Toba nie zgodził. Wydatki na naukę z budżetu nie sprzyjają rozwojowi gospodarczemu. Jedyne co napędza ten rozwój to niski deficyt budżetowy i wysokie stopy depozytowe. Poza tym nic się nie liczy. Dlatego trzeba bezlitośnie ciąć wszelkie budżetowe wydatki. No ewentualnie można zostawić coś na granty dla Centrum Adama Smitha i Fundacji CASE!