Alleluja i do przodu

church.jpg

Dlaczego USA przewodzą w nauce?

W ostatnim numerze „Tygodnika Powszechnego” przeczytałem wywiad przeprowadzony przez Macieja Müllera z ks. Richardem Neuhausem pt. „Alleluja i do przodu”. Choć rozmowa dotyczyła głównie relacji religia-państwo, to lektura skłania również do zastanowienia się nad pytaniem postawionym w tytule wpisu, a dotyczącym nauki.

Zacznijmy od tego kim jest ks. Neuhaus. To główny, choć nieformalny, doradca prezydenta Busha do spraw duchowych i kwestii związanych z religią. Ponieważ za prezydentury Busha te ostatnie dotyczą właściwie wszystkiego (chciałem napisać „poza ekonomią”, ale wywiad potwierdza, że i ekonomia to sprawa Jezusa Chrystusa, więc niech zostanie „właściwie wszystkiego”), to ojciec Richard, jak bezpretensjonalnie nazywa duchownego prezydent Bush, jest praktycznie głównym jego doradcą.

Wywiad jest bardzo ciekawy, choć osobiście nie zgadzam się z większością tez i wyjaśnień (bardzo błyskotliwych zresztą) ojca Richarda. Lektury potwierdzające mój punkt widzenia uważam za bardzo miłe, zaś takie, z którymi się nie zgadzam za pouczające, bo zmuszające do refleksji. Dlatego pomimo krytyki zachęcam blogowiczów do lektury całej rozmowy w „Tygodniku Powszechnym”.

Nie chodzi jednak o, bądź co bądź ważne, kwestie czysto polityczne, a o wspomniany w tytule wpisu prymat USA w nauce. Ks. Neuhaus nie wypowiada się wprawdzie bezpośrednio na ten temat, wysuwa jednak ciekawą tezę mającą moim zdaniem mocny związek z tajemnicą naukowej siły USA. Otóż wyjaśnia on, dlaczego wyjątkowo religijne USA są głównym źródłem postępu, podczas, gdy zsekularyzowana Unia Europejska (ten termin, lub określenie „Europa Zachodnia”, pojawia się w wywodzie duchownego, tak jakby UE trwała od stuleci, a UE była tylko „Zachodnia”) nie jest w stanie im dorównać. Każdy chyba przyzna, że z nauką ma to niezmiernie wiele wspólnego.

Korzenie tej sytuacji sięgać mają XVIII wieku i Rewolucji Francuskiej. Wówczas to oświeceniowe idee postępu, wolności i demokracji przeciwstawiono religii. „Rewolucyjne idee rozszerzyły z czasem swój zasięg, a religia została zepchnięta do defensywy” – jak mówi ks. Neuhaus. Tak miało być w Europie – ups! w Europie Zachodniej. W Ameryce zaś sprawy potoczyć się miały w kierunku wręcz przeciwnym. Tam bowiem „religia stała po tej samej stronie barykady co postęp”. Ten pozytywny religijnie początek miał odbić się na całej historii USA i mentalności Amerykanów. „Nowoczesność, wolność i demokracja amerykańska stoją na podstawach religijnych! W Europie [sic! czyżby więc i w Polsce? – przyp. JK] jest odwrotnie: religię postrzega się jako zagrożenie dla prawidłowego funkcjonowania przestrzeni publicznej”.

Mógłbym cytować i opisywać słowa ks. Neuhausa dalej, ale chyba te krótkie fragmenty są wystarczająco wymowne. Jednym słowem, jeśli amerykańska wolność, demokracja, postępowość wywodzić ma się z religii, to zapewne niekwestionowana potęga nauki amerykańskiej również.

Mnie osobiście takie twierdzenia wydają się zwykłym humbugiem. Ale jedynie intuicyjnie. Przyznaję się bez bicia i tortur, że nie znajduję żadnych argumentów na ich odparcie. Czy rzeczywiście potęga naukowa USA ma swoje korzenie w religijności Amerykanów (więc najpewniej i amerykańskich naukowców) i zgodnym z chrześcijaństwem (bo wyłącznie o tę religię chodzi ks. Neuhausowi) wzorem funkcjonowania tego państwa?

Mam też ochotę pójść dalej i twórczo rozwinąć myśl ks. Neuhausa. Czy wystarczyłoby, by Europejczycy zmienili pogląd (i praktykę) na religię (chrześcijańską rzecz jasna!), by dogonić USA? Co jednak w takim razie zrobić z do szpiku kości religijną i chrześcijańską od stuleci Polską, w której tak postępowość, jak i nauka strasznie kuleją?

Jacek Kubiak

PS. Sądzę, że tytuł wywiadu będący cytatem z ks. Rydzyka ma świadczyć, że Redakcja „TP” też do końca nie zgadza się z tezami rozmówcy.

Fot. Brian Sawyer, Flickr (CC SA)