O pewnej miłości
Co to jest mądrość? Jaki jest jej związek z wiedzą?
Źródłosłów „filozofii” to klasyk, który chyba każdy zna. Ponoć jest to złożenie greckich słów „filein” – kochać i „sophia” – mądrość. Grecy mieli kilka słów na określenie miłości, bo wyróżniali kilka ich rodzajów. Na ile pozwala mi moja słaba znajomość greki, myślę, że słowo „filein” oznacza bardziej mieć kogoś za przyjaciela, czy też przyjaźnić się. Filozofowie więc to przyjaciele mądrości, jej miłośnicy.
Z reguły pozostaje się przy tym określeniu filozofii, zapominając o drugim składniku tej nazwy – co to właściwie jest ta mądrość? Pytanie to narzuca mi się od jakiegoś czasu. Po raz pierwszy, gdy natknąłem się na książkę Józefa Marii Bocheńskiego „Podręcznik mądrości tego świata”. Bocheński był zakonnikiem, a mimo to pisze z perspektywy pozareligijnej książkę o tym, jak żyć. Opiera się na swoim doświadczeniu i pracach greckich i rzymskich filozofów-etyków z okresu Starożytności. Mamy więc tutaj jedno rozumienie mądrości, która dotyczy tego, jak żyć, by żyło się nam dobrze, czyli miło i przyjemnie, w miarę możliwości bezboleśnie oraz długo.
Drugą książką, która skierowała mnie ku pytaniu o mądrość, jest „Mądrość Zachodu” Bertranda Russella. Jest to po prostu podręcznik do filozofii dla osób z nią niezwiązanych. Co roku staram się jakąś książkę z tej dziedziny przeczytać, bo właśnie w takich książkach – prostych i dla laików – można dostrzec mnóstwo ciekawych rzeczy w filozofii. Umykają one, jeśli pogrążyć się w nadmiernej specjalizacji, słownictwie, szczegółowych problemach i tak dalej.
I tu właśnie pytanie – dlaczego Russell w tytule pisze o mądrości? Co to jest mądrość? Jaki jest jej związek z wiedzą, zwłaszcza że cała książka mówi raczej nie o mądrości, ale jest po prostu wykładem z historii filozofii, czyli przedstawia jakąś wiedzę? Jest takie powiedzenie – szukałem mądrości, a dostałem wiedzę. Czy Russell wpadł w tę pułapkę?
Pytania te odżywają przy fragmentach o Platonie, który w roku 387 p.n.e. zakłada Akademię – poprzedniczkę uniwersytetu. Celem nauczania w Akademii jest mądrość. Ale droga do niej wiedzie przez wiedzę w różnych dziedzinach i jej stopniowe opanowanie. Najwyższą i najważniejszą nauką w Akademii jest dialektyka, która jest sztuką krytycznego rozumowania, by dojść do prawdy. Bo celem nauki w Akademii nie jest jednak wiedza, lecz zrozumienie zasad i kanonów w każdej dziedzinie wiedzy oraz krytycznego myślenia w odniesieniu do nich. Ciekawe zresztą, że łaciński źródłosłów „dyskursu” – synonimu dyskusji – oznaczał pierwotnie bieganie wokół. Drugie więc znacznie mądrości wskazywałoby na umiejętność swobodnego poruszania po różnych rodzajach wiedzy. Zrozumieniu, że każda odpowiedź zależy od sposobu postawienia pytania. A z kolei każde pytanie coś zakłada. W ostateczności pytania najbardziej ogólne i podstawowe (filozoficzne) zawsze wspierają się na jakiś milcząco przyjętych założeniach, których nie sposób dowieść. Ale czy w tym dyskursywnym przeskakiwaniu tkwi mądrość? Czy w niej chodzi o to bardziej, żeby „gonić króliczka, a nie go złapać”?
Myślę, że na tych dwóch sposobach rozumienia mądrości można poprzestać, po to by zadać inne pytania. Czy współcześnie wypada stawiać pytanie o mądrość i czy jest ona w ogóle potrzebna?
Grzegorz Pacewicz
Na zdjęciu: ząb mądrości, JasonRogers, Flickr (CC BY SA)
Komentarze
@GP,
Ktoś powiedział, że „..wiedza to poznanie świata, mądrość to zrozumienie innych a poznanie siebie to oświecenie..” i tego bym sie trzymał:-)
… a że i ja, i inni to czesci świata, to i wiedza górą… 😉
No to nasze uniwersytety chyba mają sie nijak do Akademii Platona bo krytycznego myślenia nie tylko nie uczą, ale nawet takich którzy by tego uczyli wyganiają jak ateńczycy Arystydesa – za uczciwość.
„sztuka krytycznego rozumowania, by dojść do prawdy’ to całkowita abstrakcja dla naszych ‚uniwersytetów’, które prawdy wręcz nienawidzą i zamykają w sejfach na dziesiątki lat. Oczywiście w telewizorni powtarzają jak mantrę, że istotą uniwersytetu jest poszukwianie prawdy a bezmyślnym, bezkrytycznym beneficjentom takiego nauczania uniwersyteckiego nie przyjdzie nawet do glowy co też oni z tą prawdą i tymi, którzy by się ośmielili jej szukać -wyczyniają.
Ostatnio wymyslili, że jak studenci będą im więcej placić to będą lepiej uczyć, ale nie podają czy zamiast kłamstwa i bezmyślności będą wtedy uczyć prawdy i krytycznego myślenia.
Oczywiście przydałoby się trochę madrości aby takie poczynania zdemaskować, ale czy w naszym systemie akademickim pozostali jeszcze jacyś demaskatorzy ?
Jesteś bardzo krytyczny. Ale to znaczy, że pewnie nie uczyłeś na polskim uniwersytecie i że nie pracujesz w Polsce…
Pudło. Ale jak widac, to oczywiste, ze nikomu do głowy nawet nie przyjdzie aby ktoś krytycznie myślący mógł wyjść z polskiego uniwersytetu i do tego jeszcze pracować w Polsce. To graniczy z cudem, bo norma jest całkiem inna.
jw: Co znaczy „uczyć prawdy”? Bo rozumiem, że ktoś kto wygłasza podobne jeremiady, jest dysponentem wzmiankowanej i zaraz nam ją ogłosi?
Po prostu opuszczenie – winno byc ‚uczyć poszukiwania prawdy’ – co wynika zresztą z wczesniejszego zdania. Zdarza sie jak sie szybko kliknie myszkę a nie ma możliwości poprawki, a inni zaraz wykorzystują do ataku.
Ale jeśli spudłowałem to wychodzi i tak na moje – jeśli zgodzić się, że jesteś krytyczny i że uczyłeś się na polskim uniwersytecie, to znaczy, że Twój pogląd – jakoby uniwersytet nie uczył krytycyzmu – jest obalony.
gp
Ejże. Ja sie nauczyłem krytycyzmu wbrew temu co uczyli na uniwersytecie, stąd zostałem wykluczony dożywotnio i oskarżony, jak się zdarzyło jednemu krytycznemu w czasach Platona, o psucie młodziezy. Ja jednak postanowiłem cykuty nie wypijać i stąd nadal sprawiam problemy ‚akademikom’, którzy zawsze by chcieli aby wychodziło na ichniejsze, a tak nie jest.
jw: Ale zauważ, że postawy krytycznej zawsze – z definicji – uczysz się wbrew czemuś, musi istnieć jakaś sfera, w opozycji do której będziesz. Rimbaud nie byłby możliwy, gdyby nie mieszczańscy wierszokleci. To raz.
Dwa – to co piszesz gp świadczy o tym, że jak ktoś chce być „krytyczny” (cokolwiek nie masz na myśli, bo dla mnie jednak to niejasne), to może.
Trzy – a jakież to błędy akademicy popełniają, z których ty ich wyciągasz? Ja bym o jakiś przykład poprosił.
Powyżej pojawił się problem płatnej edukacji. Przyznam, że ja osobiście jestem bardzo przywiązany do idei bezpłatnych studiów, oczywiście dla osób, które przejdą przez odpowiednie procedury kwalifikacyjne i wykazują odpowiednie postępy, a nie np. zmieniają kierunek, co dwa lata. Abstrahując nawet od tego, że sam skorzystałem na bezpłatnej edukacji, idea ta pozwoliła na uzyskanie w latach 60tych wykształcenia całemu poprzedniemu pokoleniu w mojej rodzinie, co ewidentnie nie byłoby możliwe w innej sytuacji (choć trzeba przyznać, że nawet wówczas, aby odciążyć rodziców, jeden z moich wujków zdecydował się na WAM, mimo braku zainteresowania wojskowością). Moje stanowisko jest tu o tyle niekonsekwentne, że nie jestem generalnie zwolennikiem np. bardzo socjalnego państwa, edukacja jest tu dziedziną, którą traktuję zupełnie wyjątkowo.
Teraz coraz częściej się słyszy, że bezpłatne studia są głównie dla osób, które „na to stać”, że tak naprawdę powiększają różnice społeczne, co dla mnie brzmi dość paradoksalnie, szczególnie, że w moim roczniku było dość dużo studentów, którzy nie sprawiali wrażenia zamożnych (inna sprawa kto brał stypendia socjalne, być może tu system się zmienił na lepsze). W każdym razie, nie chcę podejrzewać Rektorów o złą wolę, choć rozumiem też, że jako osoby odpowiedzialne za rozwój i wyniki uczelni (a polskie uczelnie dość słabo wypadają w rankingach międzynarodowych), są w pewnym sensie między młotem, a kowadłem, bo z jednej strony jest postulat „pracy u podstaw”, z drugiej społeczeństwo oczekuje wymiernych wyników, mierzonych m. in. pozycją uczelni na arenie światowej, a na to potrzeba pieniędzy.
Ja osobiście, będąc za bezpłatną edukacją, nie potrafię niestety ustosunkować się do tych wszystkich propozycji, nie wykluczam, że moje podejście i przywiązanie do darmowych studiów wynika z niewiedzy, albo naiwności.
Może ktoś z Autorów podjąłby się wpisu na ten temat? Tam te sprawy mogłyby być przedyskutowane (dyskusja pod tym wpisem byłaby raczej skokiem w bok, ale skorzystałem z tego, że temat akurat wypłynął)
Oczywiscie każdy może być krytyczny jesli chce, ale cena jaką się za to płaci jest taka, że wiekszośc krytyczna nie chce być.
Nie bez przyczyny w Polsce krytyka naukowa niemal nie istnieje,
stąd słusznie niejako nauka polska została wyodrębniona z nauki sensu stricto – z natury globalnej, a nie krajowej. Mozna powiedzieć, że nauka tam się kończy gdzie kończy się mozliwość krytyki, ale tam sie zaczyna tzw. nauka polska, grupująca bezkrytyczną, akademicką masę upadłościową wykluczającą jednostki krytyczne.
Problem mądrości jest zdecydowanie jednym z istotnych dla naszych czasów.
Widzę to z kilku perspektyw.
1. Globalna. Żyjemy w świecie specjalizacji, w którym niezbędna jest szczegółowa, wąska wiedza. Nikt nie oczekuje od informatyka, żeby znał się na literaturze. Ma się znać na programowaniu i to najprawdopodobniej tylko w jednym języku, żeby był specjalistą. Mądrość jest tutaj zbędną przeszkodą, ponieważ czas poświęcony na analizowanie powiązań można poświęcić z lepszym skutkiem na zdobywanie wiedzy w swojej specjalizacji. Dodatkowo mądrość i duża wiedza powoduje chaos decyzyjny, ponieważ podczas podejmowania decyzji taki człowiek cechuje się wątpliwościami i braniem pod uwagę różnych aspektów, co niby (jak się mówi) jest dobre, ale tak naprawdę niepożądane na rynku pracy. Po co więc mądrość skoro nic się na niej nie zarobi (a szczęście wyznaczają w dziś głównie pieniądze).
2. Socjologiczna. Pewna mądrość w sensie znajomości kultury i sposobów dyskursu jest bardzo pożądana, ponieważ świadczy o przynależności do pewnej klasy (czy raczej warstwy) społecznej. Tu jednak pojawia się problem, czy samo to, że ktoś wie jak dyskutować i zna się na kulturze nadaje mu status mędrca. Gdzie inteligencja i obycie różnią się od mądrości?
3. Uniwersytecka. Uczelnie wyższe w tym kraju mają zwyczaj tak ładnie opisany przez jw. To znaczy na zewnątrz wszystko pięknie dobrze, ale zajęcia sprowadzają się głównie do przeczytania paru kser i opowiedzenia sobie „co autor miał na myśli”. Na krytykę nie ma tam miejsca, bo student jest najniższym szczeblem w hierarchii uniwersyteckiej i jak ryby głosu nie ma. Także uniwersytet z trudem radzi sobie z produkowaniem jednostek zdolnych do przetrwania na rynku, a zupełnie nie radzi sobie z wyrzucaniem jednostek mądrych (te niestety, by zdobyć mądrość, muszą poszukiwać jej same). Połowa ludzi, z którymi teraz uczęszczam na socjologię potrafi zapewne lepiej ode mnie powtórzyć wyuczone nazwiska i prawa, ale nie są w stanie ich zrozumieć, bo kiedy tylko przychodzi do dyskusji „dlaczego” albo milkną albo powtarzają wyczytane argumenty słowo w słowo.
Mądrość, konkludując, nie jest teraz nauczana i nie jest też za bardzo w cenie. A szkoda, bo dla mnie jest wielką wartością.
hmli,
Oczywiscie za „bezplatne” studia placimy z podatkow. Tak wiec jest to kwestia wyboru czy spoleczenstwo chce przelozyc koszt studiow biednych ludzi na wszystkich podatnikow aby ulatwic dostep. Moim zdaniem jest to jedna z najlepszych inwestycji. Zapobiega marnowaniu talentu. Stymuluje posrednio kazda dziedzine zycia, wlaczajac gospodarke.
jw,
Krytyka tak ale krytykanctwo nie ! Takie kiedys mielismy instrukcje z Trybuny Ludu. Nadal aktualne.
Rodza sie jednak dwie watpliwosci. Pierwsza, czy ten system dziala, skoro mowi sie mlodziez ze wsi i mniejszych miasteczek ma duzo mniejsze szanse na bezplatne studia
i studiuje na uczelniach platnych (ale to jest szerszy problem edukacji w szkole sredniej).
Druga, czy gdyby studia byly platne, podatki bylyby mniejsze (w co raczej trudno uwierzyc 😉 ).
Natomiast, jak juz pisalem, zgadzam sie z Toba jesli chodzi o pozytki plynace z bezplatnej edukacji.
Sprawa płatnych studiów w oczach NIK – http://bip.nik.gov.pl/pl/bip/wyniki_kontroli_wstep/inform2006/2006022
Dylematy płatnych studiów http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?id=437
Ciekawy komentarz Joseppe. Osobiście uważam, że nie można nikogo nauczyć mądrości. Do tego się dochodzi samemu.
Ja zawsze myślałem, że mądrość to umiejętność wykorzystania wiedzy i inteligencji wynikająca z doświadczenia.
Bujacie Państwo w obłokach, wspinacie się na naukowe ośmiotysięczniki, a ja zadam Wam pytanie: czy głupi to antonim mądrości, czy inteligencji? Czy obu? I dlaczego?
Drogi Edwaldzie- Mądrość to inteligentne posługiwanie się wiedzą .Inteligencja jest cechą wielu gatunków zwierząt a nie stworzyłu żadnych broni ABC……
Pytanie jest żle postawione .Głupi podejmuje najmniej optymalne decyzje z braku wiedzy .Stąd demokracja z mediami fałszujacymi informacje,jest faszyzmem ,komunizmem lub syjonizmem .