Nie płaczę za wolną wigilią

Grinch, bohater książki „Świąt nie będzie”

Nie udało się wprowadzić w Sejmie wolnej wigilii już w tym roku. Wbrew rozmarzonym wizjom dłuższego odpoczynku dodam – na szczęście.

Co jest złego w dłuższym wypoczywaniu? W siedzeniu i świętowaniu z rodziną? Problem w tym, że nie każdy może świętować. Nie tylko przez konieczność pracy.

Myśląc o długim weekendzie, wyobrażamy sobie siebie w domu czy na wyjeździe, odpoczywających, niemyślących o pracy, z bliskimi. Rzadziej przychodzi nam do głowy, że zwolnienie z pracy dotyczy także (prawie) wszystkich innych.

Pamiętam jeszcze kilka lat temu pracę w dłuuugie, trwające pół tygodnia weekendy. Zdarza się, że między świętami zakład nie wraca do normalnego trybu. Trzy świąteczne dni w tygodniu plus otaczające je weekendy oznaczają w zasadzie cały tydzień wyłączony z regularnej pracy.

Pomijam dość oczywiste fakty, że w takim tygodniu trudno kupić świeże jedzenie, załatwić pilne sprawy w urzędzie, a przesyłki gdzieś się zawieruszają. Do przeżycia. Wszyscy bywamy jednak co jakiś czas pacjentami. Co się stanie, gdy zachorujemy?

Co w Polsce nie dla wszystkich jest oczywiste, dni wolne dotyczą też ochrony zdrowia. Lekarza POZ (rodzinnego) nie będzie. Może się zdarzyć, że przez tydzień. Mniejsza o to, że nie wystawi recepty na kończący się lek, z tego powodu i tak zapewne nie szlibyśmy do niego w święta. Ale nie wszystko można przełożyć. Nieobecny lekarz nie zbada dziecka, które na złość rodzicom dostanie w święta gorączki, albo gdy wymioty okażą się czymś poważniejszym niż skutkiem nadmiernego jedzenia czy – u niektórych obywateli – picia.

Oczywiście funkcjonuje nocna i świąteczna pomoc lekarska. Kolejny dzień do obsadzenia. Na ilu świętujących lekarzy POZ przypadnie ten jeden dyżurujący? Ponadto co innego, gdy lekarz zna pacjenta, a przynajmniej ma pod ręką jego dokumentację, a co innego, gdy widzi go raz w życiu. O wydajności systemu nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej świadczą tłumy zgłaszające się z relatywnie błahych powodów do szpitalnych izb przyjęć czy na oddziały ratunkowe.

I tu dochodzimy do szpitali. Są jednostki pracujące cały czas w trybie dyżurowym, najczęściej z powodu braku kadr. W większości pacjenta cały czas prowadzi, jak sama nazwa wskazuje, lekarz prowadzący. Jego również nie będzie. Będzie lekarz dyżurny. Na oddziałach niezabiegowych – jeden na oddział bądź kilka oddziałów, na zabiegowych – dwóch, operator i asysta. Kiedy pójdą operować pacjenta w stanie nagłym, nie zostanie żaden lekarz. Będzie też problem ze znalezieniem lekarza innej specjalności do wykonania konsultacji. Okroi się też personel pielęgniarski, laboratoryjny, a rehabilitanta czy psychologa nie będzie w ogóle. Przypomnijmy – przez tydzień.

Pacjent przychodzi do szpitala z oczekiwaniem adekwatnego leczenia. Lekarz dyżurny często ma za zadanie po prostu dowieźć go do końca dyżuru żywego czy bez istotnego pogorszenia jego stanu. Interweniuje, gdy coś się dzieje, zwykle nie mając pojęcia o historii pacjenta (nie, nie zapamięta w kwadrans kilkudziesięciu historii). Często obstawia oddział i izbę przyjęć jednocześnie. Stąd te dziesięciogodzinne kolejki w izbach przyjęć. Szpital może tak funkcjonować w nocy czy przez weekend, ale nie przez tydzień.

Na koniec jeszcze jedna rzecz – poradnie specjalistyczne. O ile szpitalnych zabiegów planowych raczej nie ustawia się w wigilijny wieczór, o tyle część poradni w godzinach rannych nadal działa. Zarządzanie z miesięcznym wyprzedzeniem, że zakład ma sobie zrobić wolne, oznacza, że pacjenci czekający od miesięcy, a nawet kilku lat, stracą termin. Kiedy dostaną nowy, skoro wszystko jest zapchane? Oczywiście można zapisać dwóch pacjentów na jedną godzinę czy na pięciominutowe konsultacje, niektóre poradnie to praktykują. Widziałem i trzech pacjentów zapisanych na jedną godzinę. Tylko że chorego nie leczy w magiczny sposób widok lekarza; porządny wywiad, badanie, namysł i wytłumaczenie zaleceń jakiś czas zajmują. Potem czytamy w prasie, że lekarz w pośpiechu nie zbadał kogoś należycie i doszło do tragedii.

Kilku osobom naprawdę potrzebującym wolnego i przygotowującym się do świąt można spokojnie dać urlop bez wyłączania z normalnej pracy całej instytucji. Można też, adekwatnie do rzeczywistości, skrócić czas pracy. Natomiast brak całkowicie wolnej wigilii ustalony z miesięcznym wyprzedzeniem ja akurat przyjmuję z ulgą.

Marcin Nowak

llustracja: Lopdesigns, The Grinch Merry Christmas -By LOPDesigns.png, za Wikimedia Commons, w domenie publicznej