Twoja opinia się nie liczy

Z zadziwieniem obserwuję podsuwane mi przez portal społecznościowy strony i grupy rozmaitych negacjonistów nauki. Kreacjonizm, płaska ziemia, denializm klimatyczny… Ludzie wklejają memy, podają argumenty lepsze bądź, częściej, gorsze, wypisują sążniste nierzadko elaboraty, nawołują do dyskusji… Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie.

Wymyka się mojemu poznaniu, czemu popularny portal społecznościowy podsuwa mi te kompletne bzdury, ale doświadczenie to bywa ciekawe. Sądząc po długości tekstów, wypracowanych nieraz argumentacjach, drobiazgowości, ludzie rzeczywiście piszą na serio. Przynajmniej ci zaprzeczający oficjalnie uznanej wersji. Po drugiej stronie – zwolenników nauki – niektórzy poważnie im odpowiadają, podając argumenty, wyniki badań, szukając dziur w rozumowaniu. Inni robią sobie z tego dobrą zabawę.

Co jest złego w takich dyskusjach? Przecież to chyba dobrze, że ludzie chcą rozmawiać, wymieniać argumenty, omawiać ważne kwestie? Z jednej strony dobrze, z drugiej znaczenie, które takim rozmowom przypisują, prowadzi do zupełnie błędnych wniosków.

Uczestnikom takich dyskusji wydaje się, że rozmawiając na ważne tematy, uczestniczą w czymś ważnym, poszukują czy bronią prawdy. Rzeczywistość jest zupełnie inna.

Wszystkim zaangażowanym w podobne spory i skłonnym do internetowych debat (co piszę z przykrością, bo sam mam inklinację) należałoby powiedzieć dosadnie: to zabawa w piaskownicy, z naukowego punktu widzenia znaczenie takich rozmów jest żadne.

To zwykle długie dyskusje na tematy dawno już przedyskutowane. Ostatnio widziałem robiący z początku dobre wrażenie tekst podważający datowanie skał. To z pewnością była frapująca kwestia jakiś wiek temu. Datowanie w liczbach bezwzględnych opiera się na potwierdzonym i niezależnym od żadnych czynników zewnętrznych rozpadzie radioaktywnym – jego opis matematyczny bazuje z kolei na stworzonym przez Newtona bądź Leibniza (wybierz właściwe zależnie od miejsca zamieszkania) rachunku całkowym, na którym opiera się prawie cała dzisiejsza fizyka.

Dzisiaj żaden poważny naukowiec nie podważa datowania skał w milionach lat. Dyskusje dotyczą konkretnego wieku danej formacji, którego różne oceny mogą odbiegać od siebie o od kilkuset tysięcy do kilku milionów lat. Nikt rozsądny nie podważa ewolucji przez dobór naturalny, wątpliwości dotyczą roli kilku mniej ważnych procesów.

Tematy te nauka omówiła dekady temu. Argumenty zostały sformułowane, badania przeprowadzone, wnioski wyciągnięte. Dzisiejsi geolodzy, biolodzy, fizycy znajdują się w zupełnie innym miejscu. Podobnie matematycy nie rzucą równań różniczkowych, przestrzeni Hilberta czy teorii krat, by podumać jeszcze raz, czy na pewno 2 + 2 = 4 (co wynika z aksjomatyki Peano, gdyby ktoś pytał).

Co więcej, naukowy dyskurs wbrew poglądom internautów nie odbywa się na portalach społecznościowych. Fizycy w książkach popularnonaukowych z rozrzewnieniem wspominają konferencje, na których ktoś powiedział coś wzniosłego, jednak tak naprawdę nauka działa poprzez dość krótkie, napisane często hermetycznym językiem publikacje w czasopismach naukowych.

Dokonawszy odkrycia, badacz czy raczej zespół badaczy zazwyczaj nie donosi o tym w internecie, tylko wysyła tekst do pisma naukowego. Jego redaktor odrzuca go od razu bądź wysyła do dwóch-trzech niezależnych i nieznanych autorom specjalistów. Ci sporządzają recenzję, najczęściej radzą odrzucić tekst lub odpowiednio go poprawić. Tylko co lepsze prace zostają opublikowane i odnoszą się do nich w kolejnych publikacjach kolejni naukowcy. Istnieje też cała chmara pism jedynie udających naukowe i przyjmujących bez recenzji każdą bzdurę. Choć zdarza się, że w niepojętym amoku jakiś krajowy minister potraktuje je jak naukowe, w nauce nie mają żadnej wartości.

Nauka nie jest demokratyczna. Nieważne, ile osób polubi wypowiedź w internecie i ile wstawi memów. Nieważne też, czy ktoś użyje rozsądnych i wypracowanych argumentów, czy brutalnych obelg. Dla nauki nie ma to znaczenia. Standardy argumentacji w dyskursie naukowym też bywają inne.

W matematyce liczy się to, co możemy udowodnić, korzystając z podstawowych aksjomatów, udowodnionych na ich podstawie twierdzeń i niezawodnych logicznych reguł wnioskowania, takich jak logika zdań, rachunek predykatów czy kwantyfikatorów. Nauki ścisłe skomplikowanym aparatem matematycznym opisują wyniki coraz trudniejszych do zrozumienia doświadczeń. Nauki medyczne operują skomplikowanym opisem statystycznym, pozwalającym zdecydować, czy rzeczywiście można przyjąć postulowane wnioski.

Normą jest krytycyzm, a obowiązkiem badacza przedstawienie wyliczeń, jakie jest prawdopodobieństwo jego wyniku, jeśli postulowana przezeń hipoteza nie zachodzi. Sławny bozon Higgsa odkryto dzięki niewielkiemu wybrzuszeniu w jednej z okolic bardzo skomplikowanego wykresu. Nie przekonuje? Tylko że wybrzuszenie to mogło powstać przypadkowo z prawdopodobieństwem mniejszym niż raz na 100 000, a niezbędny do otrzymania wyniku sprzęt obsługiwały setki osób. Nauka przyjmuje dzisiaj zupełnie inne standardy niż luźne wypowiedzi, opinie czy nawet zamieszczane w internecie argumentacje. Niespełniającymi ich wypowiedziami po prostu nikt się nie przejmuje.

Wypisywanie wątpliwości co do mechaniki kwantowej nie sprawi że przestanie działać używany do tego celu wykorzystujący mechanikę kwantową telefon komórkowy ani że jakikolwiek badacz się tym przejmie i zmień zdanie. Odrzucenie ewolucji nie spowoduje, że przestanie na nas działać. Pouczające i rozwijające jednych, zamykające w swoich bańkach drugich, pozostają te dyskusje jedynie zabawą. Nauka i wielkie sprawy toczą się zupełnie gdzie indziej. Niezależnie od tego, jaką mamy opinię, czy ją wyrazimy i ile lajków post dostanie.

Nie chcę kategorycznie potępiać internetowych dyskusji, ale zwrócić uwagę na właściwą miarę. To zabawa jak w szkole: jedni bronią tego, inni tamtego narzuconego przez nauczyciela poglądu. Nic więcej. I tak to zwykle nikogo nie przekona. Można się na to oburzać, ale w nauce to oburzenie również nie ma znaczenia.

Powtórzę. Dla nauki Twoja opinia nie ma znaczenia. Można się na to wściekać, ale i to nic nie zmieni. Są inne sytuacje, w której od tej opinii coś rzeczywiście może zależeć. Przypominam np., że w niedzielę mamy wybory.

Marcin Nowak

Ilustracja: Matt Brown, I don´t believe in global warming w: Banksy is a climate change denier. Za Wikimedia Commons, CC BY 2.0