Idź pobiegaj. Po tabletce

W internecie można znaleźć szereg wręcz klasycznych rad, których nie należy udzielać osobom w epizodzie depresyjnym. Poczesne miejsce zajmuje wśród nich „idź pobiegaj”. Tymczasem ostatnio pojawiła się informacja, wedle której nowe badanie wykazało w depresji podobne efekty lecznicze biegania i leków przeciwdepresyjnych.

Niedawno w „Journal of Affective Disorders”, wydawanym przez Elsevier międzynarodowym czasopiśmie naukowym poświęconym zaburzeniom nastroju, ukazała się praca Josine E. Verhoeven i współpracowników „Antidepressants or running therapy: Comparing effects on mental and physical health in patients with depression and anxiety disorders” („Leki przeciwdepresyjne lub terapia bieganiem: porównanie wpływu na zdrowie psychiczne i fizyczne u pacjentów z depresją i zaburzeniami lękowymi”). Istotnie już w Highlights (kilkuzdaniowym podsumowaniu) czytamy, że „bieganie i leki przeciwdepresyjne miały podobny wpływ na zdrowie psychiczne (odpowiedź na leczenie i osiągnięcie emisji)”, a „terapia bieganiem przewyższała leki przeciwdepresyjne pod względem poprawy parametrów zdrowia fizycznego” (tłumaczenie moje).

Zanim się wczytamy, zastanówmy się, czemu właściwie krytykowano słynne „idź pobiegaj”. Bieganie ma ewidentny, znany od dawna pozytywny wpływ na zdrowie. Czemu nie zalecać go w epizodzie depresyjnym?

Wśród głównych objawów tego ostatniego stara, ale wciąż używana klasyfikacja ICD-10 wymienia obniżenie nastroju, utratę zainteresowań lub odczuwania przyjemności, a także zmniejszoną energię i zwiększoną męczliwość. Pacjent nie odczuwa przyjemności z rzeczy, które cieszyły go wcześniej. Bieganie ewidentnie może powadzić do przyjemności, częściowo poprzez wyrzut endorfin opisywany teorią procesów przeciwstawnych (hamowanie bólu w zmęczonym układzie ruchu), ale osoba z depresją często ogólnie przyjemności nie odczuwa.

Co więcej, pacjent zwyczajnie nie ma siły biegać. Nie wyjdzie i nie pobiega, bo często nie ma siły wyjść z domu, a niekiedy wstać z łóżka. Czasem na zwykłą rozmowę energii mu nie starcza i z powodu spowolnienia na proste pytanie odpowiada po minucie. Wszystko zależy od ciężkości epizodu – w łagodnym pacjent funkcjonuje dość dobrze mimo złego samopoczucia, w umiarkowanym zwykle nie radzi sobie w pracy, w ciężkim może nie być w stanie wypełniać podstawowych obowiązków domowych, przyjmuje się go do szpitala i trzeba pilnować, żeby w ogóle podniósł się z łóżka i cokolwiek zjadł. Zdarzają się też, na szczęście rzadko, najcięższe depresje katatoniczne, kiedy pacjent leży bez kontaktu.

Nie wynika to ze złej woli – jakakolwiek wola, podobnie jak inne władze mentalne, wymaga podłoża w funkcjonowaniu ośrodkowego układu nerwowego. Trawienie wymaga pracy jelit, a wola – mózgu. Zalecanie biegania pacjentowi, któremu brakuje w synapsach neuroprzekaźników, przypomina zachęcanie do jedzenia pacjenta po wycięciu większości jelita. Możemy mu mówić: „zacznij trawić”, ale efekt będzie niepomyślny.

A jednak w cytowanej publikacji osiągnięto wspaniałe wyniki. Kiedy wyniki wydają się zbyt piękne, należy wczytać się w sekcję poświęconą metodologii. W badaniu wzięło udział 141 osób z diagnozami dużej depresji (amerykańskie rozpoznanie odpowiadające mniej więcej epizodowi przynajmniej umiarkowanemu), fobii społecznej, agorafobii bądź zaburzenia z napadami paniki (zatem istotna część leczonych w ogóle nie była depresyjna). Wśród kryteriów wykluczających z badania znalazły się m.in. uprzednie stosowanie leków lub bieganie, inne poważne rozpoznanie psychiatryczne, ostre ryzyko samobójcze, przeciwwskazania somatyczne do biegania albo ciąża. Jako farmakoterapię stosowano escitalopram lub sertralinę (standardowe, silne i raczej bezpieczne leczenie pierwszego rzutu).

Już na wstępie wykluczamy więc pacjentów w cięższym stanie. Myśli samobójcze też należą do kryteriów epizodu depresyjnego i pojawiają się w jego trakcie bardzo często.

Pacjentów próbowano poddać randomizacji, czyli losowemu przypisaniu do grup stosujących farmakoterapię i bieganie. Ale nie wszyscy wyrazili na to zgodę i w efekcie grupa lekowa liczyła 45 osób, grupa biegająca 96 (z czego można wnioskować, że spora część na losowanie się nie zgodziła, i rzeczywiście badacze podają dalej, że randomizowano zaledwie 22 osoby). Nie przekreśla to badania, wiele znakomitych badań z oczywistych przyczyn nie stosuje randomizacji, natomiast należy się zastanowić, czy wybór leków lub biegania przez probantów nie wiąże się jakoś z ciężkością epizodu depresyjnego. Zwłaszcza że same kryteria rozpoznania na taką zależność wskazują. Autorzy rozważyli taką możliwość i wykazali, że różnice nie są istotne statystycznie. Oznacza to, że nie udało się wykazać, że takie różnice istnieją – nie wyklucza ich jednak.

Wyniki, wedle których osoby biegające są fizycznie zdrowsze od niebiegających, są dość oczywiste i nie wymagają komentarza. Poprawę stanu psychicznego oceniano za pomocą narzędzi autorstwa wiekowego amerykańskiego psychiatry i psychoterapeuty Aarona Becka. Skala depresji Becka należy do najczęściej stosowanych narzędzi, zwłaszcza w praktyce klinicznej, choć w badaniach częściej używa się bardziej wiarygodnego narzędzia Hamiltona. Poprawa w obu grupach nie różniła się istotnie i wyniosła nieco powyżej 40 proc. Ponownie: to, że nie udało się wykryć istotnych różnic, nie oznacza, że takowe nie istnieją.

Wyniki interpretowałbym ostrożnie. Przede wszystkim, na co kładzie się coraz większy nacisk w dzisiejszym leczeniu depresji, terapię należy dobrać do pacjenta. Nie każdy potrzebuje leków. Od dawna wiadomo, że pacjenci w łagodnym lub umiarkowanym epizodzie mogą osiągnąć poprawę dzięki samej psychoterapii, teraz wydaje się, że często też dzięki modyfikacji stylu życia. Jednak inni nie pójdą pobiegać, bo nie są w stanie, i wymagają farmakoterapii. Mówienie „idź pobiegaj” unieważnia ich cierpienie, przyczynia się najwyżej do pogorszenia samopoczucia, w najlepszym wypadku to strata czasu.

Ponadto nie ma najmniejszych przeciwwskazań, by różne rodzaje leczenia łączyć, jeśli każde jest dobrane do pacjenta. Aktywizację osoby w depresji stosuje się od dawna, ale gdy stan zdrowia na to pozwala. Leki przeciwdepresyjne przywracają napęd i energię dość szybko (jak na standardy psychiatrycznego, wielotygodniowego leczenia), zwykle szybciej niż dobry nastrój i możliwość sprawnego myślenia. Kiedy już zadziałają, nie zamiast nich, a dodatkowo, celem dalszej poprawy, można rzeczywiście iść pobiegać.

Marcin Nowak

Bibliografia

  • Verhoeven, Josine E., et al. „Antidepressants or running therapy: Comparing effects on mental and physical health in patients with depression and anxiety disorders.” Journal of Affective Disorders 329 (2023): 19-29.

Ilustracja: Mike Baird, Jogging Women in Grass, za Wikimedia Commons, CC BY 2.0

PS Link do publikacji znalazłem jakiś czas temu w poście popularnego lekarza Bartosza Fiałka, za co mu dziękuję – mimo że mam nieco inną opinię na jej temat.