Gdyby niedźwiedź w mateczniku siedział

AndriolliKilka dni temu w warszawskim ogrodzie zoologicznym pewien mężczyzna dostał się do wybiegu niedźwiedzi. W starciu próbował podtopić niedźwiedzicę, ale ostatecznie nic się nie stało ani jemu, ani jej. Kilka lat wcześniej w podobnej sytuacji jeden z ludzkich intruzów został pokaleczony przez niedźwiedzicę, ale ostatecznie uciekł, także służbom porządkowym. Jeszcze wcześniej kobieta została zagryziona przez niedźwiedzie w chorzowskim ZOO.

Niedźwiedzie brunatne w Polsce występują nie tylko w ogrodach zoologicznych, ale też w Karpatach (a istnieje niewielka szansa na przybłąkanie się osobników z Białorusi).  W Dolinie Chochołowskiej turyści w 2007 obrzucili kamieniami i utopili niedźwiadka. Częściej jednak w mediach słyszy się o atakach niedźwiedzi na ludzi, a przynajmniej o ich niebezpiecznym zbliżaniu się do ludzi. Wtedy nawet przy braku ataku sytuacja jest napięta i może się skończyć dla niedźwiedzia tragicznie, choć przykład niedźwiedzicy Przemisi, która trafiła ostatecznie do ogrodu zoologicznego, a nie została odstrzelona, pokazuje, że może być inaczej (choć ona prawdopodobnie była już wcześniej oswojona i porzucona).

W każdym razie – atak niedźwiedzia na człowieka obecnie zawsze jest wydarzeniem medialnym. W znacznej mierze przez to, że jest rzadkością. Niemniej, nawet w czasach, gdy niedźwiedzie i ludzie stykali się znacznie częściej, było to uważane za nietuzinkowe wydarzenie. Zła sława wilka to jedno, ale to ostatecznie niedźwiedź był dla naszych przodków większym symbolem, czego wyrazem jest niegdysiejsze tabu jego nazwy prowadzące do powstania eufemizmów miś czy mieszko  (czyli mocno zdrobniały miedźwiedź).

Przykłady ataku niedźwiedzia uwiecznił choćby Mickiewicz w bajce „Przyjaciele”, a kwestia starcia z tym drapieżnikiem jest ważnym elementem jednej z ksiąg Pana Tadeusza – tej z niejakim Natenczasem Wojskim. Z kolei w bardziej współczesnej kulturze – za kilka minut poniewierania Leonardem DiCaprio niedźwiedź dostał jakąś nagrodę dla postaci animowanych, a ten drugi Oscara.

Jak się to ma obecnie liczbowo? Między 2000 a 2015 udokumentowano co najmniej 700 ataków niedźwiedzia brunatnego na człowieka. Spośród nich 664 opisano w sposób pozwalający na jakąkolwiek analizę, której podjęli się autorzy (w liczbie 78, w tym Nuria Selva z IOP PAN i Tomasz Zwijacz-Kozica z Tatrzańskiego Parku Narodowego) pracy opublikowanej niedawno w Scientific Reports (z kręgu Nature).

Średnio wychodzi 40 ataków rocznie. To dużo, czy mało? Chyba nie za dużo, ale wygląda na to, że ostatnio liczba ta rośnie. Szacuje się, że liczba niedźwiedzi brunatnych przekracza 200 000, z czego połowa żyje w Rosji. W niektórych regionach są pod ochroną, w pozostałych polowania na nie są mniej intensywne, więc zasadniczo populacja rośnie.

Wzrost liczby niepożądanych spotkań bierze się nie tylko ze wzrostu populacji. Niedźwiedzie zasadniczo unikają ludzi, a ludzie zasadniczo unikają niedźwiedzi. Jednak na obszarach, gdzie niedźwiedzie niedawno reintrodukowano, te mechanizmy nie zdążyły się jeszcze utrwalić. Turyści eksplorujący dzikie tereny są mniej świadomi ryzyka niż traperzy, przez co mogą wejść w drogę niedźwiedziom.

Paradoksalnie, nawet, gdy ataki innych drapieżników są częstsze, to właśnie przez unikatowość, ataki niedźwiedzi wywołują większy oddźwięk, a to może podważać poparcie dla ich ochrony, więc bliższe przyglądnięcie się im powinno trochę wyjaśnić sprawę.

Wbrew proporcji występowania, Rosja nie przoduje w liczbie ataków. Przynajmniej udokumentowanych – tu autorzy analizy zaznaczają pewną niepewność w danych. Aż 131 odnotowano w Rumunii, ponad 100 w Stanach Zjednoczonych i Rosji, 70 w Kanadzie, a po 54 na Słowacji i w Turcji. W Polsce było ich 8 z jedną ofiarą śmiertelną. Globalnie śmiercią człowieka zakończyło się 14% ataków, ale tu są duże różnice – w pozarosyjskiej Europie było to tylko kilka procent, w Ameryce Płn. – 13%, a w Azji z Rosją prawie co trzeci incydent. Tu się rodzi u mnie podejrzenie, że w ostatnim przypadku ataki zakończone lżejszym zranieniem mogą być po prostu rzadziej zgłaszane.

Co do wzrostu, to nie jest tylko wrażeniem – istotnie, w ciągu tych piętnastu lat liczba ataków wzrosła trzykrotnie, choć w Ameryce Północnej trend ten jest mniej wyraźny.

Połowa ataków dotknęła osób oddających się jakiejś formie rekreacji, w tym zbieraniu grzybów czy wędkowaniu. 22% nastąpiła podczas polowania, a reszta podczas prac w polu lub lesie. Robotnicy najbardziej narażeni na atak są w Rumunii, a myśliwi w krajach, gdzie poluje się z psami (Szwecja, Finlandia, Rosja, Alaska), a nie z ambon. To przekłada się na statystyki ofiar, które raczej są dorosłymi mężczyznami przebywającymi w terenie pojedynczo. Same ataki są najczęstsze latem w świetle dnia. Jednak w Europie, gdzie zimy w zasięgu występowania niedźwiedzi są lżejsze, ich sen zimowy jest krótszy i ataki w tej porze roku też się zdarzają.

Prawie połowę ataków podjęły przypadkowo spotkane samice z młodymi. Ryzykowne, choć mniej, jest natknięcie się znienacka na niedźwiedzia w innych okolicznościach czy zaangażowanie psa. Ataki przy polowaniu (po postrzale lub przy podejściu do pułapki) są rzadsze, a przypadki opisywane jako zwykłe drapieżnictwo są pojedyncze (nienotowane w Europie), co tłumaczy też znikomą (1%) liczbę ataków na dzieci. Oczywiście, bywają przypadki złożone, np. gdy to pies pierwszy natknie się na niedźwiedzicę z niedźwiadkami. W ogóle, psy często ostatecznie pomagają odpędzić atakującego niedźwiedzia, ale z drugiej strony, to one pierwsze, zwłaszcza biegając bez smyczy, często prowokują atak.

Tyle opisów, a jakie wyszły korelacje? Autorzy postawili hipotezę, że łowiectwo może zwiększać ostrożność niedźwiedzi, więc zmniejszyć liczbę ataków. Wyniki jednak nijak jej nie potwierdziły. Potwierdziły natomiast nieprzesadnie zaskakujące tezy, że liczba ataków jest dodatnio skorelowana z zagęszczeniem niedźwiedzi i ludzi, choć to pierwsze jest ważniejsze. Dlatego najmocniej zauważalne na mapie ataków są Karpaty, a nieco mniej Skandynawia, Yellowstone, turecka Armenia czy rosyjski Daleki Wschód. Rzadko zaludnione regiony Alaski, Kanady czy Syberii są zauważalne słabiej, a Tybet czy Pamir mimo występowania niedźwiedzi brunatnych, prawie nie mają takich zdarzeń (ale są np. pojedyncze przypadki w Nepalu).

Wnioski zatem może nie są przełomowe i raczej potwierdzają to, co funkcjonuje w obiegowej opinii. Wartość pracy polega głównie na usystematyzowaniu i skwantyfikowaniu tych obserwacji. Niestety, nie podano, czy metoda zastosowana przez Mickiewiczowego Mieszka jest skuteczna.

 

Piotr Panek

ilustracja: Elwiro Michał Andriolli, domena publiczna

  • G. Bombieri, J. Naves, V. Penteriani, N. Selva, A. Fernández-Gil, J. V. López-Bao, H. Ambarli, C. Bautista, T. Bespalova, V. Bobrov, V. Bolshakov, S. Bondarchuk, J. J. Camarra, S. Chiriac, P. Ciucci, A. Dutsov, I. Dykyy, J. M. Fedriani, A. García-Rodríguez, P. J. Garrote, S. Gashev, C. Groff, B. Gutleb, M. Haring, S. Härkönen, D. Huber, M. Kaboli, Y. Kalinkin, A. A. Karamanlidis, V. Karpin, V. Kastrikin, L. Khlyap, P. Khoetsky, I. Kojola, Y. Kozlow, A. Korolev, N. Korytin, V. Kozsheechkin, M. Krofel, J. Kurhinen, I. Kuznetsova, E. Larin, A. Levykh, V. Mamontov, P. Männil, D. Melovski, Y. Mertzanis, A. Meydus, A. Mohammadi, H. Norberg, S. Palazón, L. M. Pătrașcu, K. Pavlova, P. Pedrini, P. Y. Quenette, E. Revilla, R. Rigg, Y. Rozhkov, L. F. Russo, A. Rykov, L. Saburova, V. Sahlén, A. P. Saveljev, I. V. Seryodkin, A. Shelekhov, A. Shishikin, M. Shkvyria, V. Sidorovich, V. Sopin, O. Støen, J. Stofik, J. E. Swenson, D. Tirski, A. Vasin, P. Wabakken, L. Yarushina, T. Zwijacz-Kozica, M. M. Delgado (2019) Brown bear attacks on humans: a worldwide perspective. Scientific Reports 9, 8573 doi:/10.1038/s41598-019-44341-w