Wreszcie o rozwielitkach
W jednym z komentarzy pojawiła się sugestia, żebym zmienił temat i wrócił do rozwielitek. Co prawda nie za bardzo mogę wracać do czegoś, o czym jeszcze nie było, ale mogę poruszyć ten temat.
Kiedy studiowałem, system „trzy lata studiów licencjackich plus dwa lata magisterskich” dopiero był awangardą. Mój wydział pozostawał w systemie pięcioletnim. Niemniej zakładano, że owszem, rzucanie studentów od razu na pracę magisterską bez doświadczenia w pracy naukowej lżejszej wagi, to nie najlepszy pomysł. Na czwartym roku mieliśmy nie tylko proseminaria, ale też prace zwane promagisterskimi. Właściwie więc to było jak licencjat.
Na specjalizację wybrałem Zakład Hydrobiologii, gdzie prawie połowa badań dotyczyła rozwielitek, więc nic dziwnego, że przydzielony mi temat właśnie na nie trafił. W tym czasie wśród gorących zagadnień, łącznie z artykułami w „Nature”, był efekt matczyny. Kilka lat wcześniej pojawił się ważny artykuł Winfrieda Lamperta, czołowego specjalisty od hydrobiologii w ogóle, a rozwielitek w szczególności. Zjawisko badano z kolejnych stron, więc i jeden z doktorów zakładu chciał je podrążyć, a moja praca była tego elementem.
W czym właściwie rzecz? Otóż rozwielitki zwykle rozmnażają się partenogenetycznie. Technicznie – biorą w tym udział samice i wytwarzane są gamety, więc w podręcznikach uznawane jest za rozmnażanie płciowe, ale skutek jest taki jak w pączkowaniu – nowy osobnik jest genetycznie identyczny ze starym. Stąd całe stadko rozwielitek jest klonem. Taka terminologia obowiązywała w czasach mojej edukacji i pewnie nadal genetycy ją promują, choć w języku potocznym raczej powiedziano by, że wszystkie osobniki stadka są klonami. Córki są klonami matki, wnuczki są klonami babki itd.
W pewnych okolicznościach z gamet rozwijają się samce, a nie samice, i sprawa przybiera bardziej bliski nam obrót z seksem i tasowaniem genów, ale to w skali populacji rzadkość. Może być tak, że wszystkie rozwielitki danego gatunku w zbiorniku to jeden klon. Osobniki klonu są identyczne jednak tylko na poziomie genotypu. Wbrew popularnym wyobrażeniom (w stylu filmów science fiction, gdzie neonaziści klonują Hitlera, żeby mieć dokładną kopię führera) na poziomie fenotypu mogą istnieć całkiem zauważalne różnice.
Pomijam fakt, że klonowanie klonowaniem, a mutacje mutacjami. To się zdarza, ale w badaniach najczęściej zakłada się nawet bez grzebania w genomach, że jest zaniedbywalne. Nawet przy stuprocentowej identyczności genomów rozwój nowego osobnika nie podąży dokładnie tą samą drogą. Czynniki środowiskowe oddziałujące na rozwijający się organizm będą inne i zadziałają na innych etapach. W granicach określonych genotypem, konstytucji genetycznej organizmu, można oczekiwać praktycznie losowego rozkładu cech.
Ramy genotypowe będą ograniczone ramami ekologicznymi. Gdy wszystkie partenogenetyczne córki, wnuczki itd. trafią do ubogiego siedliska, będą podobnie głodować i żadna nie urośnie do maksimum potencjału. Gdy trafią do siedliska z rybami, co większe osobniki zostaną upolowane i w populacji też ich nie będzie. Z tą poprawką jednak nadal można spodziewać się rozkładu bliskiego losowemu.
Tak jednak czasem nie jest. Zaobserwowano, że przynajmniej niektóre cechy matki dzielą z nią córki z częstotliwością ponadlosową. Mechanizmy mogą być różne, o czym mówi szeroko rozumiana epigenetyka. Nie ma oczywiście mowy o karykaturalnie lamarckistowskim dziedziczeniu np. braku odnóża, gdy straciła je matka, ale np. córki większej z sióstr także mogą być większe od identycznych genetycznie kuzynek. To może być trywialne – większa matka może produkować jaja z większym żółtkiem, więc potomstwo ma lepszy start. Inne przypadki, gdy np. córki młodziej rozmnażającej się osobniczki same wytwarzają jaja wcześniej od kuzynek, też zaobserwowane, są mniej banalne.
W każdym razie efekt matczyny u rozwielitek jest znany i wydawało się, że moja praca promagisterska będzie nieprzesadnie ambitnym jego potwierdzeniem w kolejnym aspekcie. Hodowałem trzy pokolenia jednego klonu i mierzyłem długość ich kolca ogonowego. Wszyscy się spodziewali, że im dłuższy kolec w pierwszym pokoleniu, tym dłuższy będzie w kolejnych. Nie w sensie trendu rodem z Lamarcka i ortogenezy, tak że wnuczki będą miały kolce dłuższe od długokolcych babek albo przeciwnie – krótsze od krótkokolcych – oczywiście. W sensie takim, że wnuczki będą miały długość kolca podobną do babcinych, a więc wnuczki długokolcych będą średnio bardziej długokolce niż kuzynki. Badałem też rozmiar ciała przy pierwszej reprodukcji.
Tymczasem rozrzut był taki, że nic takiego nie dało się stwierdzić. Przy rozmiarze ciała wyszedł nawet paradoks statystyczny, bo o ile bezpośrednio pomiędzy pokoleniami to słabo, bo słabo, ale nawet lekko się zarysowywało, o tyle między babkami a wnuczkami wyszło wręcz odwrotnie (oczywiście, nic istotnego statystycznie). Przy długości kolca zależność między pokoleniem 1 i 2 była dodatnia, a między 2 i 3 ujemna. Ostatecznie wyszło, że najdłuższe kolce mają wnuczki średniokolcych babek, a najkrótsze zarówno krótkokolcych, jak i długokolcych. Coś tam z opiekunem pracy wymyśliliśmy jako próbę wyjaśnienia ad hoc, ale najwyraźniej oczekiwanego efektu matczynego nie udało się stwierdzić.
Praca była wykonana poprawnie, więc proseminarium zaliczyłem i na piątym roku mogłem się zająć pracą magisterską na całkiem inny temat hydrobiologiczny. Mój opiekun jednak stracił okazję na pociągnięcie badań i publikację. Ile by się nie mówiło o tym, że wynik negatywny to też wartościowy wynik, to opublikowany, zwłaszcza w perspektywicznym piśmie, nie będzie. W publikacjach znajdziemy przykłady, jak efekt matczyny działa. Informacji o tym, że próbowano go znaleźć dla długości kolca ogonowego u Daphnia magna, klon z Binensee, ale się nie udało, w żadnym podręczniku ani artykule przeglądowym nie ma.
ilustracja. Piotr Panek, licencja CC-BY-4.0
Komentarze
Zdarzają się ludzie, dla których pierwszą pisaną w życiu pracą jest doktorancka 😛
Wydaje mi się, że tekst ten można by skrócić do ok 200 słów z pożytkiem dla czytelników i Autora…
Otóż tekst ten mówi, że skracanie nie zawsze jest sprawą prostą, jak to obrazuje kolec rozwielitki.
One wyglądają na tym rysunku jak efekt rozmnażania płciowego Hatifnatów z Zehn Kleine Jägermeister.
https://www.youtube.com/watch?v=tR4vamT51Nw
Wyniki nawet nie potwierdzające hipotezy powinno się publikować w jakimś rejestrze aby następni badacze nie tracili czasu.
Rozwielitka, inaczej pchła wodna czyli Daphnia pulex. Daphnia jest łacinskim zapożyczeniem z greki. Grecka driada imienia Dafne i jednocześnie pchła – co za połączenie!
W taksonomii odżywa świat antyku, tylko pozazdrościć taksonomom ich wszechstronnej kultury. Dafne kąpała się w rzece, czyli mamy wodę. Nic prostszego niż nadać rozwielitce imię słynnej driady. W dodatku imię Dafne znaczy laur (wawrzyniec), a jak się przyjrzeć rozwielitce w Wikipedii, ma ona kształt liścia bobkowego. Na rysunku pana Piotra Panka też można się tego podobieństwa dopatrzeć
A skąd skojarzenie z pchłą? Otóż rozwielitka porusza się skokami używając drugiej pary swoich czułków.
Tak to sobie dzięki Google’owi wydedukowałam.
@kruk
Nauka wielokrotnie prowokowała reakcje poetyckie negatywne, znacznie rzadziej pozytywne, najczęściej neutralne, bo nieświadome. Pewnie prawie wszystkie greckie boginie, bogi, boginki, bogóstewka, półbożki, herosiki etc. mają odbicie w nazewnictwie biologicznym.
Stare, dobre czasy. Nowych nazw chinskich dinozaurów nikt nie jest w stanie wymówić a co dopiero zapamietać.
Żeby to tylko greckie…
Szukałam pochodzenia nazwy rozwielitka ale dowiedziałam się tylko, że stworzonko należy do podgromady liścionogów. A więc nie przypadkiem na rysunku pana Panka ma listki na parze czułków. Pewnie też wawrzynowe.
@Gammon No82 9 czerwca, 15:52
“Nauka wielokrotnie prowokowała reakcje poetyckie negatywne, znacznie rzadziej pozytywne…”
Czy masz na to jakieś wyjaśnienie?
@kruk
Czy masz na to jakieś wyjaśnienie?
Nie wiem. Podejrzewam.
Źródłem może być kult szlachetnej prostoty umysłu (tj. bierności intelektualnej, samozadowolenia i „zdrowego rozsądku” bazującego na komunałach). Z punktu widzenia ubóstwienia głupoty nauka jest bezbożnictwem.
Na dodatek co chwila sama obala jakiś swój fragment, więc sama sobie przeczy, a Człowiek potrzebuje Prawd Wiekuiście Niezmiennych, które nie upadną nigdy, wobec żadnych dowodów.
Brak potwiedzenia w pracy naukowej hipotezy jest pozytywnym wynikiem poniewaz powieksza zasob dostepnej informacji w danym temacie. Polskim problemem jest minimalne inwestowanie w nauki scisle oraz wszechpowszechna nadreprezentacja nauk humanistycznych w wydatkach na edukacje. Brak inwestowania w science bedzie negatywnie wplywal na polska gospodarke.
Tak sobie myślę że krowy z tego żyjącego wolno stada – bez antybiotyków, szczepień, interwencji weterynarza – mogą stanowic cenny materiał genetyczny, wart zbadania.
G82
Nie wiem. Podejrzewam.
Jak zapisie binarnym wygląda „podejrzewam”?
Kiedy wychodzi wynik nieoczekiwany, ma się zwykle dwa podejrzenia – albo odkryło się coś rewolucyjnego i trzeba powtórzyć, żeby potwierdzić, albo coś się zrobiło nie tak i wstyd. Prawda jest taka, że w biologii jest tak wiele zmiennych, że wynik jednego badania ciężko uważać za bardzo ważki (choć jako popularyzator sam tu przecież przywołuję pojedyncze publikacje) i nie jest wcale takie oczywiste, że w innym badaniu nie wyszłoby potwierdzenie efektu matczynego w zakresie długości kolca. Mógłby ktoś spróbować na jakimś licencjacie itd., ale to by z kolei groziło uznaniem za plagiat itd. System nie lubi powtarzania badań… A badania zabierają czas i środki. Badanie mało perspektywiczne to w karierze naukowca może być realna strata (poświęcił energię, a publikacji, a więc punktów w ewaluacji, nie ma), a uprawianie nauki to pole najbardziej wulgarnego darwinizmu społecznego – nie ma miejsca dla przestojów i przeciętnych wyników.
Przepraszam, że nie na temat, ale gdzie indziej najważniejsze jest i tak, kto na kogo krzywo spojrzał.
A dzisiaj mamy nie mniejszą niż Falenta jak na dzisiejsze czasy rewelację. Odkrycie fal grawitacyjnych wydaje się być dowcipem. Nowe urządzenie do rejestracji fal, 3 razy dokładniejsze od poprzedniego z 2015, powinno rejestrować 50 fal miesięcznie a tymczasem przez pierwsze 2 miesiące 0 (zero). No więc zaczęła się dokładniejsza analiza poprzednich wyników i okazało się, że pokazywane wyniki to były wykresy z bazy danych, jak to niby teoretycznie POWINNY wyglądać te fale. Im głębsza analiza tym więcej niedokładności i wszystkie poprzednie wyniki raczej wątpliwe. Raczej pobożne życzenia niż wyniki obserwacji. No i ponowna analiza wyników pokazała raczej szum niż fale.
Pomału astrofizycy zaczynają się buntować bo cenny czas ziemskich teleskopów jest marnowany na czekanie kiedy mają szukać źródeł fal grawitacyjnych. A fal grawitacyjnych po prostu nie ma.
A co z nagrodą Nobla w 2017 za to odkrycie.
PS. To wcale nie umniejsza ważności wyników badań rozwielitek. Na prawdę.
PS2. Właściwie to mój wpis nie jest poza tematem. P.Panek wie, przynajmniej dlaczego nie dostał nagrody Nobla. I może sobie wyobrazić jak się czują albo będą niedługo czuli ci, którzy ją otrzymali. Bo sprawa będzie się teraz przez miesiąc dwa rozwijać. A cyrk będzie trwał latami i do końca świata. Tak, że może lepiej już było przyjąć te uzyskane wyniki niż walczyć do końca. Ciekawe to.
@observer
Jak zapisie binarnym wygląda „podejrzewam”?
Ile razy mam tłumaczyć, że jestem stary, lampowy i analogowy.
A „podejrzewam” miało znaczyć tyle, co „stawiam hipotezę”.
Pojechalismy raz z kolega łodzia na ryby. Kolega miał nowy „wykrywacz ryb”. Nacisnął kilka przycisków, pokazało sie dno i kilkanascie pieknych ryb. Zaczelismy łowić, godzina, dwie, bez skutku – ryby nie biorą, sa najedzone.
Następnego dnia kolega dzwoni do mnie i mówi „Wiesz co, ten guzik który nacisnałem to był symulator”.
ZWO. Detektory fal grawitacyjnych to nie telescopy, widziałem taki jeden. To laser emitujący bardzo długą wiązkę , którą fala grawitacyjna powinna ugiąć.
Uprawianie nauki zwykle nie jest nobilitujace ale jest niezdedna dla naszego intelektualnego i ekonomicznego rozwoju. Rewolucja radiologiczna w medycynie jest tego najlepszym przykladem.
PS. Skąd pomysł że fala grawitacyjna powinna ugiąć wiązkę lasera skoro jeszcze jej nie zaobserwowano?
A może powinna zamienić wodę w wino – to podobno kiedyś sie zdarzyło.
@observer
PS. Skąd pomysł że fala grawitacyjna powinna ugiąć wiązkę lasera skoro jeszcze jej nie zaobserwowano?
A skąd pomysł, że nie widziane przez nikogo „fale Hertza” (opisane wcześniej równaniami Maxwella) powinny oddziaływać na koherer?
https://en.wikipedia.org/wiki/Coherer
Postulowane przez fizykę tzw. obiekty teoretyczne mają właściwości, które być może da się praktycznie wykryć. Jeśli się nie da, to bardzo możliwe, że hipoteza teoretyczna jest w którymś punkcie „zła”.
G82
To właśnie miałem na myśli. Może fale grawitacyjne istnieją tylko metoda ich wykrycia jest niewłaściwa.
Dlaczego np czujemy na sobie czyjś wzrok? Wiele jest jeszcze do odkrycia.
@Gammon No82 11 czerwca, 17:08
“Postulowane przez fizykę tzw. obiekty teoretyczne mają właściwości, które być może da się praktycznie wykryć.”
Czy nie był to przypadek bozonu?
Jak się synchronizują fotony splątane? Paradox EPR. Są formy komunikacji o których nawet nie mamy pojęcia.
Może gdzieś we wszechświecie ktoś/coś pociąga sznurki (żart oczywiście)?
Aby ponownie powrócic na biologiczne pólko naszego drogiego gospodarza…. Czy ktoś wie jak synchronizują sie cykady wieloletnie?
@kruk
Czy nie był to przypadek bozonu?
Higgsa? Tak, również. Ale wcześniej to samo dotyczyło m.in. neutrin i pozytonów. A jeszcze wcześniej status obiektów teoretycznych miały atomy (do około 1905-1906 r.).
{
@Observer
Widzę, że bez łopaty się nie obejdzie.
Wykrywanie fal grawitacyjnych zajmuje się oczywiście nowe urządzenie kilometrowej długości. A nawet dwa takie. I o tym można przeczytać i naczytać się ile kto chce. Rzecz w tym, że rzekome fale grawitacyjne i obiekty, które je wywołują to różne sprawy. Te obiekty materialne, choćby gwiazdy neutronowe albo i czarne dziury, i powinny być zaobserwowane przez teleskopy. Tak wymaga teoria. Dlatego naziemne teleskopy są sprzężone z wykrywaczem fal grawitacyjnych tak, że w ciągu 300 milisekund od zarejestrowania fali zaczynają (albo powinny zaczynać, gdyby było co) przeszukiwania odpowiedniego wycinka nieba, aby pasujący obiekt znaleźć. Tylko, żeby to było możliwe, teleskop musi czekać na sygnał i nie być zajęty czym innym. W starym urządzeniu to nie było możliwe.
I tu jest właśnie ów biedny pies pogłaskany bo teleskopy czekają już 2 miesiące. Za darmo to nie jest a na dodatek istnieją też inne badania. Co jakiś czas alarm, ale wszystkie fałszywe.
Czy teraz jasne?
PS. Niedokładności, przekręceń i dopasowywania wyników do tego, co powinno być jest w publikacji znacznie więcej. Aż dziw, że przeszła, widocznie tak wszyscy czekali na te wyniki. Ale o tym za miesiąc, dwa będzie pisał cały świat bo nagrody Nobla z nieistniejące wyniki jeszcze nie było. Na dodatek cała fizyka wróci do stanu sprzed 10 lat. A co do fal, które „istnieją ale nie dają się wykryć” to to samo można powiedzieć o krasnoludkach.
@ZWO
Na dodatek cała fizyka wróci do stanu sprzed 10 lat.
Cała?
Prawda jest taka, że nie wiem, co sprawia, że cykady wiedzą, że upłynęło 13 czy 17 lat od wyklucia.
Drogi ZWO.
Wchodzę na ten blog dla przyjemnosci a nie po to żeby ktoś ładował mi cos łopatą do głowy.
Niewiedzy – na tym poziomie – nie trzeba sie wstydzić, natomiast grubiaństwa, tak.
Prosze powstrzymać sie od impertynencji.
@observer
Jest ryzyko, że @ZWO w tym jakoś siedzi zawodowo. To wytwarza (niekiedy) dwa rodzaje reakcji: (1) reakcja kapłańska – „to, czym się zajmuję, jest taaakie trudne, jestem wielkim guru niezrozumiałości na 27 levelu hermetyczności, słuchajcie mnie profani, nie kwestionujcie i nie dyskutujcie, bo potraktuję was jak głupków” albo (2) reakcja zniecierpliwiona – „to, czym się zajmuję, jest takie zupełnie proste, więc jeśli czegoś nie rozumiecie, to pewnie nie chciało się wam samemu dojść do tych oczywistych wniosków, więc was potraktuję jak głupków”.
Może on jest z punktu (2).
Oczywiście nie wiem. Znów zgaduję.
Dzięki G82, myslę że masz rację. Czyli taki świecki – Arcybiskup.
Drogi observer.
Trudno o inne reakcje kiedy nie chce przeczytać a zaczyna od pouczeń typu „Detektory fal grawitacyjnych to nie telescopy”. Przeczytaj i staraj się zrozumieć, o co chodziło a potem będziesz czuł jako tako. Bo jak na razie to łopata jest zbyt łagodna i kulturalna. Pomijając nawet twoją ortografię. Poziom pytania o „całą fizykę” poniżej dna kopalni głębinowej.
Podsumowując: Z kulturą zacznij od siebie. Dopiero potem czas ma hejtowanie.
Na przyszłość proponuję pisać na temat nie zaczynać od ocen.
@Gammon 12 czerwca, 6:35
Któż nie pamięta ze szkoły Demokryta? Jak człowiek urodzony w V wieku p.n.e. mógł wpaść na trop istnienia atomu jest dla mnie zagadką. To musiała być czysta spekulacja oparta jednak na czymś, co nazywamy intuicją. Cóż innego jak nie intuicja może zapoczątkować określony kierunek badań? Sama obserwacja zjawisk nie wystarcza, trzeba formułować teorie.
Ale też nie brak ślepych tropów. I tu widać podobieństwo rozwoju nauki do ewolucji biologicznej. Survival of the fittest ma swój wyraz w sprawdzalności teorii. Nauka rozwija się od przypadku do przypadku – czy można zaryzykować taką tezę?
Na blogu pana Szostkiewicza cytowano Wittgensteina: “ Wszystko w świecie jest przypadkiem i mogłoby być inaczej, ale to, że coś w ogóle jest przypadkiem, już przypadkiem nie jest. Rozumiem przez to, że samo istnienie przypadku nie jest przypadkowe, ale nie posuwa mnie to dalej.
@Gammon No82
P.S. Przeczytawszy ponownie posty @ZWO wnioskuję, że fale grawitacyjne mogą być ślepym tropem.
ZWO
Faktycznie, nie doczytałem do końca ale można zwrócic na to uwagę w bardziej kulturalny sposób.
Jeżeli łopata jest zbyt łagodna i kulturalna to mogę sie domyślic jaką bronia dysponujesz.
Pytanie o „całą fizykę” to nie ja. Aczkolwiek jest to absurdalne przypuszczenia.
Trzymajmy sie tematu, bez pouczeń i złośliwosci.
Observer
Zrozumiane i odebrane podobnie. Możemy zapomnieć sprawę?
Mnie chodziło nie tyle o fizykę, chociaż afera będzie pewnie przeogromna, co o Pana Panka, który właśnie pisał o tym, że negatywne wyniki nie są honorowane. Tutaj mamy (chyba) historię takiego parcia na wyniki pozytywne, że posunięto się do „poprawiania” dat maili, upiększania wyników badań no i prezentowania wykresów artystycznych w miejsce wyników badań. I nikt tego nie zauważył. Bo były wyniki.
PS. Oczywiście, nie przyszło mi go głowy, że „łopata” może być tak odebrana. Przykro mi.
„nagrody Nobla z nieistniejące wyniki jeszcze nie było”
Byla. Obama ja dostal. Moim zdanie dowod na skandynawski kryptorasizm.
ZWO
Już zapomniałem. Nad ortografią popracuję.
Tak, jest parcie na pozytywne wyniki. Ale ale analizując przegraną batalię można wysnuć pozytywne wnioski.
Mnie – laikowi w tej dziedzinie – wydaje się że skoro istnienie fal grawitacyjnych wynika z obliczeń, ponadto biorą w tym procesie udział kolosalne siły to wydaje się logiczne że ta energia powinna zostać wypromieniowana.
Może lasery to zły pomysł. Może trzeba wynaleźć inne detectory. Trzymamy charty w pogotowiu za wcześnie.
@kruk
Jak człowiek urodzony w V wieku p.n.e. mógł wpaść na trop istnienia atomu jest dla mnie zagadką. To musiała być czysta spekulacja oparta jednak na czymś, co nazywamy intuicją.
Spekulacja, ale na pierwszy rzut oka wielkiego wyboru nie było. Albo materia jest ciągła, albo ziarnista. Na dodatek starożytni atomiści wierzyli, że widzą atomy – kurz, na którym rozprasza się światło słoneczne, brali za pył atomowy (tak przynajmniej sugeruje Lukrecjusz w De rerum natura).
Cóż innego jak nie intuicja może zapoczątkować określony kierunek badań?
Dowolne racjonalne lub irracjonalne przekonanie też może. A pojęcie intuicji jest dosyć mętne.
Ale też nie brak ślepych tropów.
Bardzo wiele „obiektów teoretycznych” nie zostało nigdy wykrytych, a posługujące się nimi teorie zostały zmodyfikowane lub w ogóle porzucone („fluidy elektryczne”, flogiston, cieplik, eter wszechświatowy). To samo dotyczy modeli teoretycznych (model ciasta z rodzynkami upadł po eksperymencie Geigera-Marsdena a.k.a. Rutherforda).
Wszystko w świecie jest przypadkiem i mogłoby być inaczej
Jeśli Wittgensteinowi chodziło o fakty (zdarzenia), to jest empiryczna bzdura. Ogromna większość zdarzeń jest nieprzypadkowa.
Do tego, skoro „wszystko jest przypadkowe”, to w szczególności Wittgenstein napisał swoje zdanie przypadkowo, a równie dobrze mógł napisać zamiast tego „nie wszystko jest przypadkowe”, „nic nie jest przypadkowe”, „Gallia est omnis divisa in partes tres”, „ale mnie łeb dziś boli”, „Zjdg6% FtFt$lszsz **2hd” i dowolną inną kombinację liter. To czemu mam sobie przegrzewać katody w upał?
Jeśli Wittgensteinowi szło o prawa przyrody – być może w jakimś innym wszechświecie mogłyby obowiązywać inne niż w naszym, ale nie rozumiem, co w takim razie miałoby oznaczać „przypadkowe”. Że mogą istnieć dowolne wszechświaty o dowolnym zestawie prawidłowości? Nie sądzę, aby tak było, ale mniejsza z tym. Ważniejsze, że Wittgenstein nie mógł tego wiedzieć.
ale to, że coś w ogóle jest przypadkiem, już przypadkiem nie jest. Rozumiem przez to, że samo istnienie przypadku nie jest przypadkowe, ale nie posuwa mnie to dalej.
A ja nawet nie domyślam się, co poeta miał na myśli.
Może: „istnieje nieprzypadkowa prawidłowość (meta-prawidłowość), zgodnie z którą wszystko jest przypadkowe (niepodlegające żadnym prawidłowościom)”? Jeśli tak, wystarczy wskazać jeden rodzaj procesów ściśle deterministycznych i teza poety zostaje obalona.
Widze ze motyw przypadku ciagnie sie z prapoprzedniej ( 🙂 ) dyskusji.
Wittgenstein cytowany przez Kruka
Wszystko w świecie jest przypadkiem i mogłoby być inaczej
Gammon
Jeśli Wittgensteinowi chodziło o fakty (zdarzenia), to jest empiryczna bzdura. Ogromna większość zdarzeń jest nieprzypadkowa.
Do tego, skoro „wszystko jest przypadkowe”, to w szczególności Wittgenstein napisał swoje zdanie przypadkowo, a równie dobrze mógł napisać zamiast tego […] dowolną inną kombinację liter.
Mysle ze trzeba by uscislic o czym mowa mowiac o przypadku.
Po pierwsze, przypadkowosc lub jej brak trzeba by okreslic jako ceche zwiazku miedzy specyficznym punktem wyjscia a rezultatem. Slowa napisane przez Wittgensteina sa w pewien sposob nieprzypadkowe poniewaz sa w jezyku angielskim i poniewaz sa wynikiem jakichs jego przemyslen. Ale biorac pod uwage liczbe plemnikow w kazdej ejakulacji sam fakt jego narodzenia raczej byl przypadkiem, a gdyby sie nie urodzil te slowa nie bylyby przez niego napisane. Mozliwe tez ze gdyby mieszkal gdzies indziej, czytal cos innego, ozenil sie itp moglby dojsc do innych wnioskow (choc moze nie). Jeszcze mogl w dziecinstwie umrzec na chorobe zakazna, zostac stratowany przez konia itd.
P drugie: powiedzmy ze moge wybrac losowo jedna z dwustu liczb. Liczba ktora wybiore bedzie calkowicie przypadkowa wewnatrz tych dwustu, ale napewno bedzie jedna z tych dwustu a nie zadna inna. Czy w kontekscie tej dyskusji wynik bedzie nazwany przypadkowy czy nieprzypadkowy?
Gdzie jest redaktor Przemek Berg jak naukowcow bija i szrzy sie herezja?
1. Sa cztery obserwatoria fal grawitacyjnych!
Impuls grawitacyjny (Fala grawitacyjna) musi byc potwierdzona w przynajmniej jeszcze jednym detektorze niemal w tym samym czasie plus opoznienie wynikajace z odlglosci miedzy obserwatoriamii. Sygnal grawitacyjny musi miec identyczna harakterystyke czasowa. Tak tez sie stalo.
2. Co bylo pierwsze jajo czy kura?
Najpierw zaobserwowano silny ‚burst’ promieniowania gamma. Nastepnie zaczeto przesiewac dane zarejestrowane przez detektory LIGO. Czego szukano? Szukano sygnalu typu ‚chirp’
3. Czulosc detektorow. O ile pamietam w roku 1999 gdy bylem na seminarium w Santa Barbara – konstruktorzy mieli nadzieje na osiagniecie czulosci 10E-22[N]. Ale niestety mimo wysilkow i po dziesicioleciach pracy detektory rejestruja strain na poziomie 10E-19[N].
4. Naukowcy mieli duzo szczescia bowiem kolizja gwiazd neutronowych ktora trwala ~1/1000 sekundy wygenerowala grawitacyjny specificzny ‚chirp’ ktory obydwa detektory poczuly. Ale jak szukac takiego sygnalu?
Na szczescie teleskopy zaobserwowaly gamma burst.
5.Detektory, ktore sa interferometrami optycznymi, podbnymi do interferometru Michelsona rejstruja przesuniecie, jednego z ciezkich zwierciadel optrycznych o wadze kilkudziesieciu kilogramow. Przesumiecie takie czy tez zmiana napiecia/ sil / strain w mechanizmie zawieszajacym zwierciadlo to wlasnie zmienna obserwowalna w pomiarze. To nie zadne zaginanie swiatla.
6. Na temat interferometru i lasera trzeba by poswiecic wiecej miejsca.
Albo odeslac zainteresowanych do podrecznikow – przynajmniej na poziomie licealnej fizyki.
7. Teraz prosty wzor z pierwszej kalsy liceum kursu fizyki
Sila miedzy dwiema masami = stala grawitacyjna * M1*m2 / odleglosc miedzy masami do kwadratu.
8. Zalozmy, ze m2= ma mase 40kg ( masa naszego zwierciadla) i odleglosc wynosi ok 10 tys km. Stala grawitacyjna = 6.67408 × 10-11 m3 kg-1 s-2
Pytanie jaka jest masa M1 gdy rejestrowalny strain wynosi 10E-19[N]
9. Aby sobie lepiej uzmyslowic skale impulsu grawitacyjnego, wyobrazmuy sobie tsunami. Zapadla sie dno w Pacyfiku o srednicy 1000km i masa wody przesunela sie o 1metr. Mozna oczekiwac, ze w wyniku takiej katastrofy powstanie impuls grawitacyjny.
10. Pytanie do zainteresowanych – czy detektor grawitacyjny poczuje tsunami?
11 Jesli chodzi o strone praktyczna to detektory fal grawitacyjnych gdyby osiagnely czulosc 10E-22 bylby to wspanialymi systemami ostrzegania. Fale grawitacyjne maja predkosc swiatla. Sejsmografy rejestruja fale mechaniczne a te maja predkosc duzo mniejsza. Dla prostoty zalozmy 1000km/s. KIlkadziesiat minut ostrzezenia to sporo czasu na ewakuacje!
Na zakonczenie link do strony opisujacej detektory LIGO.
https://www.gw-openscience.org/detector_status/
W ramach lekcji fizyki, warto zaladowac dane numeryczne i popatrzec sobie na sygnaly.
Z pozoru kilkadziesiat lat obserwacji produkowalo szum – okazalo sie jednak, ze wyniki wcale nie byly takie negatywne.
Naukowcy, ktorzy dostali Nobla – naprawde na niego zasluzyli.
@Gammon 13 czerwca, 8:23 i @karat. 11:48
Dziękuję za bardzo ciekawy input. Zgadzam się, że intuicja jest pojęciem mętnym. Jednak w umyśle badacza zachodzi jakiś proces, który nadaje kierunek jego poszukiwaniom. W angielskim istnieje słowo hunch, którego synonimami są m.in. suspicion, impression, inkling idea. W polskim słowniku synonimem intuicji jest twórcza wyobraźnia(!)
Przechodząc do problemu przypadkowość vs determinizm. Twórcza wyobraźnia jest zdeterminowana genetycznie ale samo pojawienie się badacza na świecie jest przypadkiem. W sumie nauka rozwija się od przypadku do przypadku choć jej osiągnięcia są zdeterminowane szczególnymi cechami umysłu badaczy i środowiskiem, na jakie trafiają. Podobnie z gryzoniami @karat. Mutacja jest przypadkowa – niektóre mają ciemną sierść i przeżywają dzięki temu obok dymiącej fabryki. Ale to, że będąc ciemniejsze niż inne znalazły się właśnie w takim środowisku, jest przypadkiem. Między przypadkami funkcjonuje determinizm.
Na drugie pytanie @karat. nie mam odpowiedzi.
P.S. Powinnam była dodać, że kierunki badań są coraz mniej przypadkowe w miarę akumulacji wiedzy. Wybór eksperymentu pana Panka przypadkiem nie był.
@kruk
Zupelnie nie widze analogii miedzy mechanizmem ewolucjii a nauka.
Nauka nie rozwija sie od przypadku do przypadku. Zagadnienia naukowe sa przewaznie wynikiem poprzednich odkryc.
Choc jest jedno podobienstwo – scieranie sie z rzeczywistoscia.
@karat 16:20 i 16:22
Mnie się wydaje, że fałszywe tropy w nauce świadczyłyby, że pójście owocnym tropem jest przypadkiem. Nie upieram się przy tym, bo może fałszywe tropy w końcu nakierowują badaczy na trop z potencjałem poznawczym. Zgadzam się z twierdzeniem, że zachodzi związek miedzy kolejnymi badaniami (wyraziłam to wyżej).
@karat. 16:34
Właśnie, choc mi to nie przyszło do głowy. Myślę też o tym, że umysł naukowy musi się znaleźć w odpowiednim środowisku, żeby zaowocować. Są środowiska eliminujące wybitne jednostki albo ograniczające kierunki badań, co zrobiono np. z genetyką w ZSRR.
@kruk
Kilka luznych reakcji
a. Mam wrazenie ze kazde duze uogolnienie tego typu („nauka jest ….”, „kultura jest….” itp) musi byc bledne i nie przynoszace korzysci.
b. Jest w przyrodzie wiele roznych mechanizmow, ewolucja jest tylko jednym z nich, z jakiegos powodu bardzo podatnym na niesluszne uzywanie go w innych kontekstach.
c. Nauka jako proces nie jest osiagnieciem jednostek (choc jest cala dyskusja o waznosci jednostki w nauce, w historii itd.,)
d. Z pewnej wiedzy o rzeczywistosci – rezultatach jakiegos eksperymentu – wynikaja nastepne pytania (jesli tak to co z tamtym? jak ten wynik ma sie do tego co juz wiemy o czyms innym i czy nie ma tu sprzecznosci? itp), na tej podstawie formuluje sie nowe hipotezy i je bada. Czesc z nich sila rzeczy bedzie niesluszna, inna bedzie sluszna. Tz ze jesli pewna hipoteza okazala sie niesluszna („falszywy trop”) to wcale nie znaczy ze pytanie nie bylo sluszne albo ze hipoteza nie byla sluszna/ ze nie nalezalo jej postawic. Trzeba bylo ja sprawdzic i okazalo sie ze to nie to.
Sa np mechanizmy grupowe (malo o nich wiem, moze ktorys z autorow moglby o tym cos napisac) w ktorych duza grupa organizmow jako grupa „wie” o wiele wiecej niz kazda ze skladajacych ja jednostek. Jest cos takiego np u mrowek.
Takze jesli chodzi o ewolucje, gdy dochodzimy do ludzkosci zaczynaja sie nowe pytania, poniewaz my nie tylko przystosowujemy sie losowo do otoczenia, ale takze swiadomie to otoczenie zmieniamy.
@R.S.
Ależ oczywiście. To wszystko jest prawda.
Ja tylko wspominam, że sławny artykuł w Phys. Rev. z 21 stycznia 2016 zawiera nie naukowe wyniki tylko artystycznie poprawione obrazki.
Jedna dobra obserwacja i całe moje gadanie jest już dzisiaj bez wartości. Kto szerzy herezje zobaczymy za pół roku. Oczywiście i wtedy będą twierdzić, że nie dano wystarczająco dużo czasu na obserwacje. To działa do końca świata. Jeszcze o Einsteinie i nieistnieniu fal grawitacyjnych:
”Around 1936, Einstein wrote to his close friend Max Born telling him that, together with Nathan Rosen, he had arrived at the interesting result that gravitational waves did not exist, though they had been assumed a certainty to the first approximation. He finally had found a mistake in his 1936 paper with Rosen and believed that gravitational waves do exist. However, in 1938, Einstein again obtained the result that there could be no gravitational waves!…”
@karat.
Zupelnie nie widze analogii miedzy mechanizmem ewolucji a nauka.
Poddawanie hipotez teoretycznych selekcji (poprzez ich krytykę logiczną, sprawdzenie spójności z dotychczasowymi faktami doświadczalnymi, możliwości pogodzenia z dotychczasowymi teoriami, w końcu – czy generują one jakieś nieoczywiste przewidywania wyników nowych doświadczeń). Można traktować „przeżywalność” teorii w konfrontacji z obserwacjami i eksperymentami jako analog fitness.
@karat.
Masz oczywiście rację przytaczając fakty i zadając pytania. Jak się dobrze wczytać, w pewnych punktach jest między nami zbieżność. Uogónienia, owszem, są zawsze ryzykowne. Dla mnie wszystko zaczęło się od bakterii, które okazały się odporne na antybiotyk. Dostosowanie do środowiska widziałam przedtem jako proces, coś w rodzaju pokonywania przeszkód przez różne gatunki. Tymczasem Twoje bakterie zwyczajnie przeżyły w środowisku, w którym ich krewne zginęły, bo miały akurat odpowiednie DNA. Stąd moja fascynacja przypadkiem.
Naukowiec testujący różne hipotezy musi się wzdrygnąć na gadanie o przypadkach, bo poszukuje związków przyczynowo-skutkowych miedzy zjawiskami. W swojej pracy zdaje się na determinizm. Mnie, jako laika, uderzyła mieszanka losowości i prawidłowości w naszym świecie. Popraw mnie, jeśli się mylę, ale czy fizycy nie dopuszczają myśli o losowym zachowaniu cząstek elementarnych?
Jak chodzi o rolę jednostek w nauce czy historii ludzkiej w ogóle, to tylko można się skłaniać do jej uznawania lub nieuznawania. Mnie determinizm historyczny – w sensie, że gdyby nie urodził sie Einstein, to ktoś inny sformułowałby kiedyś teorię względności – nie przekonuje. Ale pojawienie się twórczej jednostki pociąga za sobą serię powiązanych zdarzeń.
@Gammon No82
Nie mogę dojść do siebie po rewelacji, że idea atomu wywiodła się z obserwacji kurzu. Ale jakże okazała się płodna! Poza tym chyba nie każdy wpadłby na pomysł, żeby kurz połączyć z budową materii w ogóle, tzn również ciał postrzeganych jako ciągłe.
@kruk
Jednak w umyśle badacza zachodzi jakiś proces, który nadaje kierunek jego poszukiwaniom. W angielskim istnieje słowo hunch, którego synonimami są m.in. suspicion, impression, inkling idea. W polskim słowniku synonimem intuicji jest twórcza wyobraźnia(!)
Projektując badanie naukowe człowiek znajduje się niekiedy w tzw. sytuacji decyzyjnej otwartej, gdzie trzeba stosować heurystyki, bo nie ma dobrze określonego „krok po kroku” sposobu dojścia do rozwiązania (algorytmu). Wyobraźnia może tu być przydatna – podejrzewam, że zwłaszcza fizykowi teoretycznemu. Natomiast intuicja rozumiana jako np. jakiś pół-mistyczna zdolność stawiania „dobrych” pytań badawczych – wcale nie jestem pewien, czy coś takiego w ogóle istnieje.
ale samo pojawienie się badacza na świecie jest przypadkiem
A dlaczego przypadkiem, a nie nieuchronnym efektem działania wielu zmiennych?
W sumie nauka rozwija się od przypadku do przypadku
Przypadku w sensie: casus? czy przypadku w sensie: coincidentia?
Dzisiaj sie dowiedzialem o anomali masowej ksiezyca.
Proces samokorekcji nauki jest podobny do procesow ewolucyjnych. Jest to droga do doskonalosci.
Gammon
Poddawanie hipotez teoretycznych selekcji […] Można traktować „przeżywalność” teorii w konfrontacji z obserwacjami i eksperymentami jako analog fitness.
Tak, ale hipotezy nie sa przypadkowe, a eksperymenty nie robia sie same. A nawet jesli odlozymy te zastrzezenia na bok, to wynikiem calego zabiegu analogii bedzie wniosek ze teoria nie znajdujaca poparcia w eksperymentach zostaje odrzucona, co nie tylko wiedzielismy przedtem, ale co jest oficjalna cecha definicji systemu badawczego.
@kruk
Mnie determinizm historyczny – w sensie, że gdyby nie urodził sie Einstein, to ktoś inny sformułowałby kiedyś teorię względności – nie przekonuje.
W wypadku nauki (nie mowie tu o historii typu Napoleon, rozwoj idei typu Marks itd, bo to inne zagadnienia) nie chodzi o determinizm lecz o swiadomie skonstruowana metode badawcza nowoczesnej nauki. Wiedza istniejaca w danym momencie stawia przed badaczami pewne zagadnienia, ktore wczesniej czy pozniej, razem lub osobno, beda rozwiazane, a jesli nie to sie nie dowiemy i czegos nie osiagniemy. Ale geniuszy jest wielu i szansa ze ktos trudny punkt w koncu zdola popchnac do przodu jest duza, poniewaz sam punkt jest juz w pewnym sensie zaznaczony przez poprzednie pokolenie badaczy.
c.d. – Nauka to w duzej mierze praca zbiorowa.
@kruk
Naukowiec testujący różne hipotezy musi się wzdrygnąć na gadanie o przypadkach, bo poszukuje związków przyczynowo-skutkowych miedzy zjawiskami. W swojej pracy zdaje się na determinizm.
Nie, naukowcy jak najbardziej zajmuja sie jednym i drugim i zwiazkami miedzy nimi.
Mnie […] uderzyła mieszanka losowości i prawidłowości w naszym świecie.
Tak, to uderzajace. Wracajac do przykladu kostki – wynik pojedynczego rzutu jest przypadkowy (wewnatrz mozliwosci od 1 do 6), ale gdy rzucisz bardzo wiele razy mozesz z gory wiedziec ile razy wyjdzie kazdy z tych wynikow (jedna szosta). Tz sa jakby zasady regulujace przypadek. Tak to jest w pewnym sensie takze w sprawie jednostek podstawowych (choc moze ktorys z obecnych tu fizykow zechce to uscislic).
(Autokoreka – „oficjalna cecha definicji” to troche belkot, lepiej powiedziec po prostu ze to czesc definicji lub wynikajace z definicji 🙂 )
@kruk
Nie mogę dojść do siebie po rewelacji, że idea atomu wywiodła się z obserwacji kurzu.
Nie twierdzę, że tak było (ani że tak nie było). Lukrecjusz pisał w I wieku p.n.e., Demokryt wymyślił atomizm 300 lat wcześniej. Być może ta idea „strzeliła mu do głowy” gdy gapił się na kurz w ciemnym budynku z małym oknem. Sądzę, że raczej doszedł to tego przez czystą, spekulatywną analizę (powtórzę – albo materia jest ciągła, albo jest ziarnista; Demokryt przyjął to drugie, Arystoteles pierwsze). Na pomysł, że w smudze światła widać atomy, mogli wpaść późniejsi atomiści.
@karat.
Tak, ale hipotezy nie sa przypadkowe, a eksperymenty nie robia sie same.
Nie twierdziłem, że to doskonała analogia (nie jest, nie może być). Twierdziłem, że jest tu w ogóle jakaś analogia.
@Gammon
Intuicji nie łączę z mistycyzmem. Dlatego lubię słowo hunch, że niczym mistycznym nie trąci. To have a hunch to coś jak mieć nosa.
Nie mogę odrzucić tezy, że pojawienie się badacza może być efektem działania wielu zmiennych.
Przypadek w duskusji na tym blogu widzę jako zbieżność zjawisk (coincidentia).
Zbieżność talentu ze środowiskiem daje naukę i sztukę. Geniusz w nauce czy w sztuce nasuwa mi myśl o mutacji genów. Ale twórcze spełnienie genialnego umysłu zależy od środowiska, w które trafi. Wielka muzyka nie przypadkiem powstała w Europie. Może w XVIIIw. urodził się jakiś chiński Mozart, ale jakie miał szanse w kraju bez zapisu nutowego? Natomiast ile zmiennych musi zadziałać, żeby urodził się Mozart, przekracza moją wyobraźnię.
Drogi ZWO,
Nie jestem astrofizykiem, wiec sam moge zaczac plesc glupstwa.
Czy fale grawitacyjne to najszczesliwsza nazwa? Oczywiscie kazdy impuls w domenie czasu mozna fourierowsko rozlozyc na periodyczne komponenty albo wavelets w domenie czestotliwosci. Wiec moze fale to dobra nazwa.
Z mojej perespektywy i ciekawosci bylo skorelowanie zjawiska grawitacyjnego pochodzace z rotacji gwiazd neutronowych z gamma burst. I ze jedno i drugie propaguje sie z predkoscia swiatla.
Patrzylem, na te dane – na tej stronioe opublikowano skrypt w matlabie. Naprawde bylem pelen podziwu, ze z takiego smiecia wibracyjnego halasu udalo im sie dosc do sygnalu ‚chirp’.
Czy wiesz jaka osiagnieto dokladnosc pomiarow ‚strain’ zwierciadla po ostatnich usprawnieniach?
Ja nie wiem nie sledze tej dziedzinie, wiec pytam z ciekawosci.
Prawdopodobnie jedyna metoda na poprawe wynikow to wiecej obserwatoriow i statystyczne usrednianie. Ale LIGO to bardzo drogie zabawki. Mam nadzieje, ze sie do czegos przydadza -> wykrywanie tsunami.
Jak pisalem, te zespoly mialy duzo szczescia, ze trafili na katastrofe kosmiczna w ktorej wziely udzial ogromne masy.
Jest dosc uzasadnione, ze nastepna okazja moze sie trafic za wiele lat.
P.s.
Spojrzyj więc, kiedy słońce blask swój złotopromienny.
Wdarłszy się wąską szparą, rozsypie w domu ciemnym.
Ujrzysz w płomiennej wiązce mnóstwo drobinek różnych,
Jak na mnogie sposoby mieszają się z sobą w próżni.
Jakby w odwiecznej walce staczają z sobą stale
Wojny, potyczki, bitwy, przerwy nie znając wcale.
Łącząc się, oddzielając i znów zbliżając gęsto:
Abyś poznał z ich ruchów prawo i podobieństwo
Ciągłego ruchu ziaren w obszarach dookoła.
Gdyż można na drobiazgów świadectwo się powołać
W rzeczach wielkich — byś ślady ważniejszych prawd wyznaczył.
Tembardziej jeszcześ winien na owe ciałka baczyć,
Które gonią się ciągle w promieniu słońca drżącym,
Że ich gonitwa da ci odkryć nieustający,
Wieczny ruch wszechmaterii, ukryty twemu oku.
Patrzaj: niejeden pyłek, nagle czemś pchnięty z boku
Albo z tyłu. odskoczy i innym dąży chodem,
Aby znów w drodze znaleźć zderzenie lub przeszkodę.
Błąd ten bystrym umysłem do samych ziaren odniesiesz.
Najpierw bowiem w ruch wchodzą atomy same przez się,
Potem ciała najmniejsze, z zarodków zbite nielicznych,
Które — jakby pierwotnej sile atomów najbliższe —
Dają się pchnąć najłatwiej, i gdy je w ruch wprawiono,
Z kolei go oddają większym, ściślejszym gronom.
Tak od zarodków drobnych ruch się poczyna wszelki (…).
Z księgi drugiej Lukrecjusza, przekład chyba Edwarda Szymańskiego?
Opis przypomina ruchy Browna raczej niż ruch samych atomów.
@Gammon No82 13 czerwca, 21:13
Prześliczny wiersz – co poeta flozof może zrobić z wiązką światła. Sprawdziłam, Edward Szymański przełożył cały “De Rerum Natura”.
Kto by pomyślal, że robot może być do tego stopnia wielozadaniowy.
@karat.
“ Ale geniuszy jest wielu i szansa ze ktos trudny punkt w koncu zdola popchnac do przodu jest duza, poniewaz sam punkt jest juz w pewnym sensie zaznaczony przez poprzednie pokolenie badaczy.”
Zgoda, stąd przyspieszenie w rozwoju technologii, które może grozić nam zagładą. To dopiero paradoks – przebyć tyle drogi w dziedzinie poznania, żeby zniknąć albo zdegenerować się jako gatunek przez krótkowzroczność w gospodarowaniu zasobami.
@kruk
Nadal zastanawiam sie nad postawionym przez Ciebie pytaniem o role przypadku w nauce, i jednak nie mozna jej wykluczyc. Mozliwe ze sa takie „skoki”, ktore zupelnie nie wynikaly z poprzedniej wiedzy, i gdyby tych ludzi nie bylo, po prostu wiedzielibysmy o wiele mniej i nauka nie bylaby tak rozwinieta. Najmocniejszym przykladem tego rodzaju jest moze Newton. Ale trzeba by lepiej ode mnie znac historie matematyki i fizyki – nauczajac o tym przewaznie przedstawia sie rozwoj jakby „od geniusza do geniusza”, ale trzeba lepiej je znac by wiedziec jak naprawde wygladala kazda z tych dziedzin chwile przed takim schodkiem wzwyz.
Jest tez przyklad na „przystosowanie” nauki/wiedzy do otoczenia – w kulturach andyjskich nigdy nie uzywano kola do transportu, ale poniewaz teren jest w wiekszosci gorski, kola bylyby niezbyt przydatne; ale przez to nie stosowali go takze na terenach plaskich.
Gammon
Dzieki za Lukrecjusza! Piekne.
Intuicja – dla mnie to wiedza nie calkiem uswiadomiona, dopiero zarysowujacy sie pattern lub zbior doswiadczen sugerujacy jakas mozliwosc lecz nie wystarczajacy do przebicia sie jako swiadoma hipoteza.
Podoba mnie się w nauce to że potrafi przyznać sie do błędów, powiedzieć po gentlemeńsku „Sorry, myliłem sie”, a nie brnąć dalej trzymając sie dogmatów. Kto idzie do przodu musi czasami zmylić drogę, tylko stojąc w miejscu nie popełnia sie błędów.
Ciekawa jest dyskusja czy wystepowanie przypadków jest przypadkowe.
RS. Dzięki za briefing tyczacy fal grawitacyjnych.
G82. Proszę, proszę… robot kuchenny a zna rzymskich poetów. Gratulacje.
Raczej z doskoku.
@observer pisze m.in.:
„Podoba mnie się w nauce to że potrafi przyznać sie do błędów, powiedzieć po gentlemeńsku „Sorry, myliłem sie”, a nie brnąć dalej trzymając sie dogmatów.”
Podoba mi się z tym, że nie na pewno… na przykład „polemika” Galileusza z KK w kwestii teorii Kopernika.
Konsekwencje tejże odczuwa na własnej skórze monumentalna instytucja do dzisiaj, ale samo meritum sporu w świetle dzisiejszych teorii i faktów z tamtej epoki dowodzi, że to Galileusz się mylił, a murem stojący za nim zsekularyzowany świat nauki zachodniej powinien podkulić ogon i odejść z niesmakiem z areny naukowej batalii.
@samba kukuleczka
samo meritum sporu w świetle dzisiejszych teorii i faktów z tamtej epoki dowodzi, że to Galileusz się mylił
Proszę nie powtarzać apologetycznych bajek. Proces karny przed trybunałem inkwizycyjnym to nie jest procedura peer review, a meritum sporu nie było naukowe tylko teologiczne. Nawet biskupi katoliccy potrafią przyznać, że Galileusz został potępiony ze względów religijnych, nie naukowych (J. Życiński, Proces Galileusza jako konflikt prawdy i prawa [w:] tenże [red.] Sprawa Galileusza, s. 116-137). Nie wiem, czy warto być świętszym od biskupów.
W pierwszym „procesie Galileusza”, w 1616 r. (ściśle biorąc, nie chodziło wtedy jeszcze o właściwy proces karny), komisja teologów oceniała dwie tezy które Galileusz wcześniej ogłosił:
(1) że Słońce stanowi centrum świata i jest nieruchome,
(2) że Ziemia nie stanowi centrum świata, a porusza się jednocześnie ruchem obiegowym i obrotowym.
Galileusz był bowiem nieostrożny – publicznie twierdził, że teoria heliocentryczna oddaje fakty, gdy Kopernik przewrotnie opisywał ją jako „sztuczkę obliczeniową”. Tymczasem w Biblii są liczne fragmenty, zakładające ruch Słońca i nieruchomość Ziemi, a to m.in: Psalm 93:1 ([Pan] tak utwierdził świat [Ziemię], że się nie zachwieje); Pslam 96:10 ([Pan] umocnił świat, by się nie poruszył); Psalm 104:5 (Umocniłeś ziemię w jej podstawach: / na wieki wieków się nie zachwieje) Księga Koheleta 1:5 (Słońce wschodzi i zachodzi, / i na miejsce swoje spieszy z powrotem, / i znowu tam wschodzi.; I Księga Kronik 16:30 (Umocnił On świat, by się nie poruszył); Księga Jozuego 10:12,13 (…rzekł Jozue w obecności Izraelitów: «Stań słońce, nad Gibeonem! (…)» I zatrzymało się słońce).
Co do tezy (1) dekret komisji stwierdzał, że jest ona filozoficznie absurdalna i fałszywa oraz formalnie heretycka, jako stojąca w sprzeczności z wyraźnym słowem Pisma Świętego (propositio absurda, et falsa in philosophia, et formaliter haeretica, quia est espresse contraria Sacrae Scripturae).
Co do (2) – że jest podobnie filozoficznie absurdalna i fałszywa, a z teologicznego punktu widzenia stanowi co najmniej błąd w wierze (item propositio absurda, et falsa in philosophia, et theologice considerata ad muns erronea in fide).
Podstawowym „przedmiotem sporu” była więc niezgodność twierdzeń Galileusza z biblią, a nie z obserwacjami.
W konkluzji zabroniono Galileuszowi dalszych wypowiedzi na ten temat, choć z uspokajającym zastrzeżeniem: „dopóki nie znajdzie dowodów”. Przewodniczący komisji, kardynał Roberto Bellarmino, jezuita, był człowiekiem bystrym i zorientowanym w astronomii i zdawał sobie sprawę, że takie dowody mogą się z czasem pojawić. Zdołał on też wyperswadować papiestwu pomysł uznania modelu geocentrycznego za dogmat.
W 1632 r. Galileusz uznał, że znalazł właściwe dowody i je opublikował w Dialogu o dwu najważniejszych układach świata (Dialogo sopra i due massimi sistemi del mondo tolemaico e copernicano). Dowody były z dzisiejszej perspektywy marne, ale „strona kościelna” nie zajmowała się ich analizą, tylko po prostu urządziła badaczowi proces karny (1633) o publikacje niezgodne z dekretem sprzed 17 lat.
Teoria heliocentryczna przed Keplerem była mocno niedoskonała, ale „oficjalna” teoria Arystotelesa-Ptolemeusza była jeszcze gorsza i wręcz jaskrawo niezgodna z danymi obserwacyjnymi (natomiast idealnie zgodna z Biblią). Wyrok – poza konsekwencjami dla samego Galileusza – „rozstrzygnął spór naukowy” na rzecz faktycznie już martwej teorii geocentrycznej. W praktyce wynikał z tego wręcz zakaz poszukiwania dowodów dla teorii wobec niej konkurencyjnych (w każdym razie w państwach katolickich stało się to odtąd w najwyższym stopniu ryzykowne dla badaczy).
Jeśli na tym ma polegać „naukowa batalia”, to, hm, gratuluję.
@observer
A co mam robić po poszatkowaniu papryki a zanim ona się udusi? Przecież nie mogę co chwila oliwić sobie przekładni, to czytam albo robię jakąś pozakuchenną dłubaninę.
Gammon No.82
Filozof nauki Paul Feyerabend w książce Przeciw metodzie twierdzi: „Kościół w czasach Galileusza nie tylko stosował się do wskazań rozumu, tak jak określano go wówczas i częściowo nawet obecnie, ale brał także pod uwagę etyczne oraz społeczne konsekwencje poglądów Galileusza. Oskarżenie wniesione przezeń przeciwko Galileuszowi było racjonalne i tylko oportunizm oraz brak spojrzenia z perspektywy czasowej mogą powodować żądanie rewizji wyroku”
Feyerabend podsumowuje: „Proces Galileusza był jednym z wielu procesów sądowych. Nie wyróżniał się żadnymi szczególnymi właściwościami, być może z wyjątkiem tego, że Galileusza potraktowano dość łagodnie, pomimo kłamstw i prób oszustwa z jego strony”
Więcej na temat sporu ( również od siebie) w bardziej sprzyjających okolicznościach
@samba kukuleczka
Filozof nauki Paul Feyerabend w książce Przeciw metodzie twierdzi:
Proszę nie zmieniać tematu dyskusji na wygodniejszy. Zgadzam się z Feyerabendem, że Galileusza mogli zabić po wyrafinowanych torturach, a przecież tylko zamknęli go w areszcie domowym do końca życia. Ale dyskusja nie dotyczyła tego, czy Galileusza potraktowano łagodnie. Pan żeś, panie kukuła, napisał: „meritum sporu (…) dowodzi, że to Galileusz się mylił”. Otóż wyjaśniłem i uzasadniłem, że meritum sporu nie było naukowe tylko religijne.
Kościół w czasach Galileusza (…) brał także pod uwagę etyczne oraz społeczne konsekwencje poglądów Galileusza
Tłumacząc to na bardziej jednoznaczne sformułowania: Kościół nie mógł dopuścić, aby jakiś tam Galileusz zniszczył Porządek Społeczny, oparty na supremacji kościoła rzymskokatolickiego, wypowiadając twierdzenia, które pośrednio podważały nieomylność tegoż kościoła. Ja to rozumiem, Feyerabend to rozumiał, biskup Życiński to rozumiał. Czego pan nie rozumie, panie kukuła?
Oskarżenie wniesione przezeń przeciwko Galileuszowi było racjonalne
Z pewnością było – przecież stanowił zagrożenie dla Porządku Społecznego (patrz wyżej).
i tylko oportunizm oraz brak spojrzenia z perspektywy czasowej mogą powodować żądanie rewizji wyroku
Ja też uważam, że formalne procedury rehabilitowania nieżyjących od setek lat ofiar skazań na podstawie praw, które w dzisiejszej optyce są absurdalne, jest pomysłem ahistorycznym i nieracjonalnym. Ale jestem robotem i zakładam, że niektórzy ludzie mogą sądzić inaczej.
Więcej na temat sporu ( również od siebie) w bardziej sprzyjających okolicznościach
Ależ proszę. Tylko jednak trzymajmy się tematu. Galileusz nie został skazany za błędną metodologię naukową, tylko za nieprawomyślność.
A tak przy okazji dodam jeszcze: murem stojący za nim zsekularyzowany świat nauki zachodniej powinien podkulić ogon i odejść z niesmakiem z areny naukowej batalii – w sprawie Galileusza nie tylko nie toczyła się żadna „naukowa batalia”, ale też nie istniał w tym czasie (1633) żaden „zsekularyzowany świat nauki zachodniej”.
G82
Idealnie wypunktowałeś p kukuła.
Podrzucane przez niego jajajeczka pachną kadzidłem.
Gammon No.82
„Tłumacząc to na bardziej jednoznaczne sformułowania: Kościół nie mógł dopuścić, aby jakiś tam Galileusz zniszczył Porządek Społeczny, oparty na supremacji kościoła rzymskokatolickiego, wypowiadając twierdzenia, które pośrednio podważały nieomylność tegoż kościoła.”
Mój komentarz.
Ciekawe zadania dla nauki i jej ludzi- niszczenie porządku społecznego.
Zalatuje co najmniej socrealizmem, czyli nauka, kultura w służbie ludu miast i wsi. Nie ważne „co?”. Ważne komu swoimi mądrościami można zęby wybić.
Dzisiaj ( ale i nie tylko) tak pojmowana rola nauki określana jest często pojęciami: konstruktywizm społeczny, konwencjonalizm, fikcjonalizm, antyrealizm naukowy, a sami naukowcy to po prostu naiwni realiści…chociaż oni sami mają na ten temat inne zdanie.
A w terminologii bardziej
@samba kukuleczka
Mój komentarz.
Ciekawe zadania dla nauki i jej ludzi- niszczenie porządku społecznego.
Skoro prawda o rzeczywistości może zniszczyć porządek społeczny – to tym gorzej dla takiego porządku.
Oraz, jak się wydaje, pan panie kukuła widzisz znacznie ciekawsze zadania dla nauki – wypowiadanie twierdzeń, które podpierają porządek społeczny, a przynajmniej nie stwarzają dlań zagrożeń i stanowią miłe ciekawostki, o których można pogadać ze śwagrem przy niedzielnym obiadku. Tylko, że to już wtedy nie nazywa się „nauka” tylko ideologia”.
Dzisiaj ( ale i nie tylko) tak pojmowana rola nauki określana jest często pojęciami: konstruktywizm społeczny, konwencjonalizm, fikcjonalizm, antyrealizm naukowy, a sami naukowcy to po prostu naiwni realiści…
Był taki człowiek, Henryk Sienkiewicz się nazywał, który użył raz sformułowania „dziwne materii pomieszanie”. Pan ma najwyraźniej takie pomieszanie w pojęciach.
@samba kukuleczka
P.s. a co do stwierdzenia ciekawe zadania dla nauki – może idź pan lepiej podyskutować na jakimś blogu do spraw walki z chochołami?
A już mniej ogólnikowo.
Galileusz z zapałem godnym lepszej sprawy poparł teorię Kopernika która mówiła, że Słońce usytuowane jest prawie w środku świata a Ziemia i inne planety posłusznie krążą wokół niego i wirują wokół Słońca…co dzisiaj dla pierwszego lepszego bystrzaka jest po prostu bzdurą… gdzie kto widział jakiś środek wszechświata???
Były to czasy reformacji więc wielu chciało dopiec KK.
Galileusz postanowił nie być gorszy.
KK – zawsze trzymający fason – skierował w stronę Galileusza sugestię:
„Obywatelu Galileuszu mamy do was prośbę. Kopernik to mądry kanonik, ale bez przesady. Owszem jego teoria pomaga przewidywać przyszłe położenia gwiazd, wyjaśnia też zmiany jasności planet, ale to Słońce w środku świata to już nieporozumienie. Miejmy do siebie szacunek.
Niestety w 1616 roku Galileusz zrobił z siebie durnia i ogłosił: „Słońce znajduje się w samym centrum świata i jest całkowicie nieruchome”.
A że były to czasy kiedy każdy kto postawił się KK był bohaterem, tako i Galileusz zaczął wypinać pierś do orderów.
Trochę to śmieszne, ale trochę też pokazuje do czego może być używana nauka.
Ziemia wiruje oczywiście wokół swojej osi.
Myślę ze p Kukułka ostatecznie zdjął maseczkę i możemy go – tak jak @dezertera – przestać traktować jako wartościowego dyskutanta. Jest on propagatorem pewnego „porządku społecznego”.
PS. P Kukułka ma jeszcze kilka innych maseczek.
@samba kukułeczka 14 czerwca, 15:19
“Ciekawe zadania dla nauki i jej ludzi- niszczenie porządku społecznego.
Zalatuje co najmniej socrealizmem, czyli nauka, kultura w służbie ludu miast i wsi. Nie ważne „co?”. Ważne komu swoimi mądrościami można zęby wybić.“
Odwracasz kota ogonem. Jedynym zadaniem, jakie stawia sobie nauka jest poznanie. Co odkrycia nauki mogą znaczyć dla porządku społecznego okazuje się dopiero ex-post. Jak najbardziej ważne jest ”co“, jego konsekwencje dla samozwańczych autorytetów religijnych to produkt uboczny nauki.
Poza tym – dlaczego historycznie dany porządek społeczny ma być nienaruszalny? Czy ten narzucony przez władzę KK był tak doskonały, że uzasadniał tępienie wolnej myśli, dociekań naukowych i różnych przejawów sztuki? Że nie wspomnę o metodach policji umysłów i sumień.
@samba kukułeczka 16:11
“Trochę to śmieszne, ale trochę też pokazuje do czego może być używana nauka.”
Natomiast Twoje wypowiedzi o nauce pokazują jak przewrotne i nieuczciwe umysły może wyprodukować religia. Jakie z tego ma płynąć dobro dla ludzkości?
Nie przypuszczałam, że moja ( co prawda kontrowersyjna) poparta weryfikowalnymi faktami teza może wzbudzić tyle niepokoju w obrębie kultywowanej latami tożsamości względem zdobyczy …no dobrze niech będzie trofeów,zdobycze budzą wiadome skojarzenia…. świata nauki. Ja też już to przerabiałam. Raczej na ludowo, niż zapoznając się z najnowszymi publikacjami naukowych biuletynów, ale zawsze…
Galileusz trafił się przy okazji. Ciekawe kto autoryzował taką ściemę, że mało kto wie, jak się miały fakty dotyczące sporu Galileusza z KK…no chyba nie monumentalna instytucja?
Chociaż znając kulturową przewrotność mediów…
Moje poglądy to kwestia lektur o których wspominałam, ale również stary, dobry Mickiewicz do którego nie przemawiało „mędrca szkiełko i oko”…no nie przemawiało.
Nauka jest bez duszy. Na przykład brak w niej czegoś co w moim odczuciu jest istotne.
Czy nauka potrafi opisać uśmiech Mona Lizy?
A poza tym nie mam pewności, czy ten świat opisywany przez pęd, energię, moment pędu, entropię, ładunki elektryczne, liczby leptonowe, barionowe po prostu istnieje.
Bo jeżeli prawda to zgodność myśli z rzeczywistością to gdzie jest cały świat barw, zapachów, smaków i innych tego typu pojęć.
A poza tym dzisiejsza naukowa prawda ( nie tylko ta, ale każda prawda) to prawda która właściwie sprowadza się do tego korzystne w sferze moich czynów, czyli prawda którą można zamienić na kasę. Najlepiej jak największą. Jacyś arystokraci ducha, którzy robią to, bo po prostu to kochają, to w dzisiejszych czasach – czasach nowoczesnej prawdy – już raczej przeżytek.
Mogłabym jeszcze, ale mam opory. Się krępuje.
@kruk
Pytanie podstawowe kto więcej złego uczynił dla szeroko rozumianej kultury, czy natury?
Czy cywilizacja która szczyci się setkami laureatów Nagrody Nobla, czy może zabobonni, nieokrzesani mieszkańcy Czarnego Lądu którzy z małpami w pokera rozbieranego grają?
moja ( co prawda kontrowersyjna) poparta weryfikowalnymi faktami teza
Zaiste, ludzie zdolni do aż takiego krytycyzmu wobec własnych tez, godni są podziwu i pozazdroszczenia.
Mogłabym jeszcze, ale mam opory. Się krępuje.
Proszę się nie krępować, najwyżej lampy mi popękają ze śmiechu. Ale dopasuję jakieś zamienniki ze starego radia.
„Czy nauka umie opisać uśmiech Mona Lisy?”
Umie. W szczególności, że jest udawany. https://medicalxpress.com/news/2019-06-mona-lisa-genuine.html
@ppanek
Arcyciekawe, nie ma to jak spojrzenie analityczne. Spróbowałam uśmiechnąć się asymetrycznie (nie patrząc w lustro) i stwierdzam, że mogę to zrobić tylko na jeden sposób – przesuwając dolną wargę w bok. Zastanowiwszy się co chciałabym przekazać takim uśmiechem dochodzę do wniosku, że byłaby to ironia albo wysłanie sygnału, że czegoś nie biorę poważnie. Tak samo ten uśmiech interpretuję u innych ludzi.
“ What we still don’t know is the reason that he portrayed her this way—so her smile is as elusive as ever.” – mówią badacze uśmiechu Giocondy, ale przynajmniej można wysuwać jakieś hipotezy.
Nonsensy które wypisuje @samba po prostu zapierają dech w płucach. Domyślam się że wielu teologów nad nimi pracowało.
„Galileusz zrobił z siebie durnia” – już samo to powiedzenie budzi podejrzenie niesprawności mózgu.
„Nauka jest bez duszy” – to fakt. Natomiast żelazko ma duszę.
Podejrzewam że negując posiadanie „duszy” przez naukę – a wiec i naukowców – a przypisując ja wszystkim bogobojnym (bojących się Boga) istotom, @samba sugeruje że naukowcy (pozbawieni tejze duszy) nie sa w stanie podziwiać piękna przyrody, kwiatów, poezji itp.
To nie kler ale właśnie naukowcy odkryli a następnie udostepnili szerokiej publiczności zdjęcia galaktyk, rafy koralowej, lasów amazonii, rajskich ptaków itp. To dzięki naukowcom a nie teologom można te obrazy rozpowszechniać i sie nimi cieszyć, chwaląc ewolucję a nie stwórcę. Naukowcy nawet bardziej niż bogobojni ludzie są w stanie podziwiać niewiarygodne zróżnicowanie natury – tak jak smakosz znając receptę potrawy potrafi odnaleźć każdy jej składnik w daniu.
Naukowcy kierowani checia poznania przyczyniają sie do opanowania chorób, eliminacji głodu, wyciągnięcia z biedy milionów ludzi, a nie jak KRK trzymając ludzi w strachu przed piekłem bogacił sie na sprzedaży odpustów.
To Jordano Bruno, Kopernik i Galileusz pierwsi sprzeciwili sie szarogesieniu sie KRK, i to im zawdzięcza @samba że może wystukiwać swoje nonsensy na komputerze. Gdyby nie Oni pewnie by się męczył gęsim piórem.
Nie wiedziałem że ktoś tak oczytany i inteligentny (do pewnych granic) może pisać takie rzeczy.
PS Nawet nasz nieoceniony G82 zna poezję rzymską.
Usmiech Mona Lizy – nie jestem pewna czy udawany. Mamy dwa rodzaje usmiechow, spontaniczny i nie spontaniczny (np to co produkuje na prosbe „usmiechnij sie”, lub gdy chcemy swiadomie cos wyrazic), majace troche rozne neurologiczne mechanizmy. Poniewaz Mona Liza pozuje do obrazu, trudno by usmiechala sie spontanicznie przez pare godzin.
@karat.
trudno by usmiechala sie spontanicznie przez pare godzin
Trudno też, by uśmiechała się jednakowo i nieruchomo przez parę godzin (a przecież obraz końcowy jest nieruchomy). To już rzemiosło malarza, żeby oddał to, co sam chce, a niekoniecznie to, co się realnie dzieje w pracowni. Pewnie Leonardo chciał, żeby tak się uśmiechała (takie podejrzenie jest zresztą wyrażone w zalinkowanej notce).
Ciekawi mnie, coś jeszcze – czy człowiek może uśmiechać się szczerze ale krzywo z powodu lokalnego uszkodzenia mięśni lub nerwów twarzy albo „ciągnących” zbliznowaceń w skórze. Szukałem trochę, ale szczegółowej odpowiedzi nie znalazłem, tylko ogólniki w rodzaju Facial asymmetry refers to the fact that the left and the right sides of the face during movement or rest are not identical. This asymmetry can be produced by a range of factors, such as ones that are anatomical, physiological, neurological, psychological, pathological, or sociocultural.
A propos nauki jakiś czas temu zamieściła(e)m na blogu materialistycznym Redaktora Kowalczyka tej oto treści komentarz.
„…Dlatego metoda naukowa jest tak potężnym narzędziem, zwłaszcza w swojej idealnej wersji…”.
Z tego co zdążyłem dostrzec to @Tanaka podsumował tekst wiele znaczącym chrząknięciem. @mag oczywiście wręczyła redaktorowi uroczą laurkę. @Rafał Kochan jak to Rafał.
A ja jak to @Aaron Sprężyner ,czyli koryfeusz wiadomej pieśni i przedstawiciel bezczelnie zawłaszczającego publiczną przestrzeń reliktu zaryzykuje jeszcze raz…może ostatni/
Będzie trochę z grubej rury,ale jak twierdzi moja aktualna życiowa partnerka Żorżeta Tyraspolska Aaron tak właśnie ostatnio preferuje.
Po prawdzie to nie ja tym razem jestem sprężyną, ale swoje piętno, a zresztą…
Rzecz dzieje się na salonach Hotelu Savoy. Rok 1930. Oczywiśie po Chrystusie.
Cała londyńska śmietana a poza tym jako rodzynki Herbert George Wells, Bernard Shaw i On, czyli Albert Einstein. Bo Einstein jest gwiazdą wieczoru.
Żarcie niezłe, nie żadne tam jajka ma bekonie. I gorzała. I piją. I wznoszą toasty.
I teraz fragment toastu wznoszonego przez znanego i lubianego angielskiego dramaturga Bernarda Shawa. Toast na cześć Alberta Einsteina. Naukowego celebryty tamtych czasów.
Początek, bo sam toast świadczy, że pić musieli nieźle:
” Napoleon i inni wielcy mężowie byli twórcami imperiów, ale tych ośmiu ludzi, których za chwilę wymienię, to twórcy wszechświata, o rękach niesplamionych krwią bliźnich. Jeśli cofnę się aż o dwadzieścia pięć stuleci, to ilu ich doliczę się w tym okresie? Mogę ich policzyć na palcach dwóch rąk.
Pitagoras, Ptolemeusz, Kepler, Kopernik, Arystoteles, Galileusz, Newton i Einstein – wciąż jeszcze dwóch brakuje do dziesięciu.
Także i wśród tej ósemki musze przeprowadzić podział. Nazwałem ich twórcami wszechświata, ale niektórzy go naprawiali. Newton stworzył wszechświat, który przetrwał 300 lat. Oczekujecie pewnie ode mnie, bym stwierdził ,że wszechświat Einsteina nigdy nie zniknie, ale ja nie wiem jak długo on potrwa.
Owi wielcy ludzie byli twórcami jednej ze stron ludzkości – gdyż on ma ich dwie. Jedną stronę zwiemy religią, a drugą nauką. Religia ma zawsze rację. Religia chroni nas przed wielkim problemem, wobec którego wszyscy stajemy Nauka zawsze się myli: to najwymyślniejsza ze sztuczek człowieka. Nauka nie potrafi rozwiązać żadnego problemu bez tworzenia kolejnych dziesięciu.”
Oto okoliczności tego wydarzenia:
https://www.youtube.com/watch?v=1TIt0ITM_RM
Pan jest niepoprawny, panie kukuła.
@karat. 15 czerwca, 8:09
“Mamy dwa rodzaje usmiechow, spontaniczny i nie spontaniczny…”
Wczoraj przyszła mi do głowy taka właśnie klasyfikacja uśmiechów. Uśmiechamy się spontanicznie, kiedy coś nam sprawia przyjemność, radość lub coś nas rozczula (dziecko, mały kotek itp). Uśmiech niespontaniczny może wyrażać inne uczucia nie wykluczając złośliwości. Nie mogę zdecydować czy Mona Liza uśmiecha się ironicznie czy pobłażliwie. Kiedyś wyczytałam, że uśmiecha się jak kobieta w ciąży. Tak głęboki insight wydał mi się śmieszny.
@samba kukułeczka 15 czerwca, 14:39
“ Nauka nie potrafi rozwiązać żadnego problemu bez tworzenia kolejnych dziesięciu.”
Rozumiem, że Twoim zdaniem świadczy to o niezdarności nauki. Otóż przeciwnie – każde odkrycie nauki otwiera nowe drogi poznania i w tym właśnie jest jej wielkość. Dogmat wtłacza się ludziom do głów, żeby zabić samodzielne myślenie. Człowiekiem bojącym się myśleć łatwo manipulować. Gdzie tu jakieś dobro czy piękno? Skuteczność też jest ograniczona – na szczęście!
@samba kukułeczka
„…Dlatego metoda naukowa jest tak potężnym narzędziem, zwłaszcza w swojej idealnej wersji…”.
“A ja… przedstawiciel bezczelnie zawłaszczającego publiczną przestrzeń reliktu zaryzykuje jeszcze raz…może ostatni/…”
Jaki był argument za potęgą nauki? I co znaczy wersja idealna? Wkraczasz zabawnie na blogi jako dumny przedstawiciel reliktu patrzący nonszalancko na zabłąkaną ludzkość . Jak już opowiadasz, to niech będzie jasne o czym.
@kruk
Dokladnie tak. Usmiech spontaniczny jest szybszy, przewaznie szerszy, b. mozliwe ze przez to bardziej symetryczny, i wlaczajacy takze rejon oczu; zapewne i tu sa jakies dalsze pod-klasyfikacje. Usmiechy swiadome to cala gama uczuc. Kobieta w ciazy… 🙂 Jeden z artykulow na temat tego usmiechu (jest ich wiele) twierdzil ze Mona Liza miala lekki paraliz VII nerwu czaszkowego, wystepujacy czasem podczas ciazy (ponoc byla krotko po porodzie), co odpowiada takze na pytanie Gammona.
Co do asymetrii – normalna twarz jest nie do konca symetryczna (wieksza symetria jest odbierana jako bardziej estetyczna), co wiecej, nasze spojrzenie na twarz innego czlowieka tez jest niesymetryczne – ponoc patrzymy bardziej na lewa strone, ktora jest bardziej ekspresywna (lub na lewa badz prawa w zaleznosci od tego czy wyraz twarzy jest pozytywny czy negatywny). Co do interpretacji wyrazow twarzy, wiem tylko ze to bardzo trudna dziedzina (w algorytmy lozy sie duze pieniadze dla uzytku policji i podobnych), nie znam rezultatow, ale mam wrazenie ze sa niedoskonale, bo nadal tz “gold standard” to sprawdzanie jak inni ludzie je odczytuja.
By nawiazac do poprzedniego tematu, prawidlowe odczytywanie wyrazow twarzy jest jedna z podstaw zycia w grupie, a rozroznienie miedzy usmiechem szczerym a falszywym (nie chodzi mi o niespontanicznosc) bylo chyba poddane szczegolnie mocnej selekcji ewolucyjnej, bo wg tego osobnik decydowal czy wspolpracowac z innym czy nie, jaka jest szansa ze tamten wbije mu przyslowiowy (lub nie) noz w plecy, sa na ten temat rozne prace.
(Choc moze sa takze wyrazy twarzy ktore potrafia odczytac tylko algorytmy sledcze, nie wiem…)
@kruk
Tu nie chodzi wcale o niezdarność nauki ( swoją drogą dosyć udane wyrażenie), tu chodzi o coś ważniejszego.
Przenicowana do imentu przez drapieżne molochy technologiczne nastawione wyłącznie na doraźne zyski nauka, dostarczająca co i rusz kolejne idiotyczne gadżety dla gawiedzi, chodząca na pasku farmaceutycznych koncernów, zblatowana z branżą rolniczą (żywność modyfikowana genetycznie) zatraciła całkowicie swoją autonomię i stała się posłusznie merdającym ogonkiem i śliniącym się pieskiem współczesnego świata.
Najgorszy jest w tym wszystkim cynizm tego środowiska.
Jakiś czas temu GW opisywała naukowych magów z branży żywności modyfikowanej.
Na pytanie dziennikarza, czy Pan te swoje cuda jada?
Naukowiec odpowiada:
„Nie, zona nie pozwala.”
Inna branża
Krótki fragment z artykułu z „Business Insider”
„To, że ktoś pracuje w Krzemowej Dolinie lub jest potentatem biznesu w branży technologicznej nie znaczy jeszcze, że jest zwolennikiem technologii w wychowaniu dzieci. Wręcz przeciwnie – jest kilku miliarderów ze świata tech, którzy wychowywali dzieci w sposób wolny od technologii.
Podejście takie jest częściowo wynikiem świadomości, jak potężne są tworzone przez świat technologii produkty – oraz że mogą mieć negatywny wpływ na rozwój mózgu u dzieci. Wie o tym założyciel Microsoftu Bill Gates, wiedział o tym Steve Jobs, zdaje sobie z tego sprawę Tim Cook.”
Tych przykładów można mnożyć.
Ale mi się nie chcę
Wrócę do Twojej niezdarności.
Tu nie chodzi wcale o „finezję w kroku” nauki. Tu chodzi już o istnienie cywilizacji, a może życia na planecie Ziemia.
A ten problem za przyczyną nauki staje się coraz bardziej realny.
@karat. 16:42
Bardzo ciekawe to, co piszesz. Umiejętność odczytywania wyrazu twarzy jako atut ewolucyjny przypomniała mi pewną scenę. Kiedyś robiąc zakupy z mężem spotkałam znajomą z ok. roczną córeczką, która nas nie znała. Na nasze spojrzenie mała zareagowała natychmiast rozbrajającym uśmiechem. Samo słowo rozbrajający dużo mówi. Dziecko posłużyło się uśmiechem, żeby zapewnić sobie życzliwość nieznanych osób. Zrobiło to odruchowo, czyli podświadomie, wykorzystując atut zapisany w genach – tak mi się wydaje.
I jeżeli tak postrzegam rolę nauki wchodzącej na okrągło w prostacki alians z kulturowymi, politycznymi hegemonami współczesności to jak najbardziej logiczną będzie postawa co najmniej sympatii z kimś lub czymś kto stoi w zasadniczej opozycji wobec takiego cywilizacyjnego triumwiratu.
A tym kimś na dzisiaj – według mojej intuicji – jest świat religii.
Na przykład ortodoksyjnego chrześcijaństwa, czyli Cerkwi Prawosławnej.
@kruk
Masz racje 🙂 A takze z drugiej strony – podobno jestesmy zaprogramowani tak by dziecieca fizjonomia nas rozbrajala.
Ponoc uzywa sie tego calkiem swiadomie w filmach Disney’a, selekcjonujemy psy domowe wg podobnych artybutow itd.
Z kolei psy rozpoznaja usmiechy i agresywny wyraz twarzy u ludzi.
@samba kukułeczka 17:10
Poszukiwania i odkrycia naukowe to jedna rzecz a ich wykorzystanie to druga. To samo zresztą można powiedzieć o religii – intencją wielkich założycieli mogło być wprowadzenie wyższych norm etycznych, a zinstytucjonalizowana religia, w rękach jednostek bez skrupułów, doprowadziła do zniewalania ludzi, tak pod względem praw człowieka, jak i myśli.
“A ten problem za przyczyną nauki staje się coraz bardziej realny.”
Nie jestem pewna czy bez nauki ludzkość miałaby się lepiej. Raczej nie byłaby ludzkością i może nie przetrwałaby jako gatunek. Dzisiejsze zagrożenie może być zażegnane tylko przez użycie skutecznych technologii w połączeniu z solidarnością międzynarodową. Jedyne, co ma do zaoferowania religia na wszelkie nieszczęścia, to modły do Boga. I tym nawet przeszkadza w skutecznym działaniu. Zamiast wyjaśniać skąd się biorą susze, każe modlić się o deszcz.
@kruk
Nie bardzo mam czas – wiejska baba w czerwcu ma moc robót w polu – ale w dużym ( kiedyś pisało się w telegraficznym, a jak jest obecnie) skrócie.
Niekoniecznie od siebie, ale zdania które wbijają wprost w fotel.
Na przykład Czesław Miłosz w jednym ze swoich wywiadów przy okazji dyskusji o swojej „Ziemi Ulro” i jej bohaterach użył takiego oto porównania:
„To jest książka o tych którzy za cenę wariactwa szukali wyjścia z sytuacji. To znaczy marzyli o kompletnie nowym torze. Użyłem już tej metafory – wsiada człowiek w Nowym Jorku do subwayu i orientuje się, że wziął niewłaściwy pociąg. I jedzie gdzieś do Harlemu przerażony, że nic nie może zmienić. Tak samo ma się sprawa z tym co się działo na przełomie XVIII i XIX wieku – a może wsiedliśmy do niewłaściwego pociągu?”
No właśnie – niewłaściwego pociągu.
Cała to moja pisanina jest chaotyczną próbą odpowiedzi na pytanie o ten pociąg. I coraz bardziej się skłaniam do konkluzji, że czasy Oświecenia, pozytywizmu, scjentyzmu były tymi kiedy zaczęło się całe zło. Widocznie pop… się nam perony
I rzecz szczególnie ważna w tym przypadku.
Perspektywa.
Perspektywa jaką próbujesz ogarnąć skutki dzisiejszych szaleństw epoki.
Może pięć, może dziesięć – wszystko będzie trzymało się kupy, ale dalsza perspektywa to już naprawdę strach pomyśleć.
Przy okazji Miłosza i jego wywiadu, wertowałam książkę ( nieźle pokreśloną) natknęłam się na ładny i łechcący moje ego fragment. Autor Konstanty Jeleński. Drugi chyba – oczywiście po Giedroyciu – rangą autor paryskiej „Kultury”.
Oto ta wyłuskana dwu zdaniowa miniaturka:
„Wstydzę się dziś, że długo byłem ateistą, nie tylko antyklerykalnym, antyreligijnym nawet, że odczuwałem nad wierzącymi naiwne poczucie wyższości. Mam nadzieję, że stałem się z biegiem lat tym ateistą prawdziwym, o którym Miłosz pisze, że religia winna być dla niego godnym podziwu tworem ludzkiej wyobraźni”.
Przeprasza za naiwne poczucie wyższości. Kot Jeleński.
Godny podziwu twór ludzkiej wyobraźni.
No dobra kończę. Pomyślą, że jestem nasłana przez ŚJ.
@samba kukułeczka 17:30
Cerkiew w sojuszu z Kremlem to zaiste obszar dla ducha i nadzieja ludzkości.
18:41
Przed Miłoszem podobną wizję miał Goethe, tylko użył innej metafory. Zapewne metafor w tym sensie jest bez liku. Nie wykluczone, że przepadniemy jako gatunek. Długo nam panujące religie jakoś temu nie zapobiegły. Może dlatego, że ich hierarchowie skupiali się na walce z każdą wolną myślą zamiast starać się zaszczepić wiernym etykę.
Przekonania p Kutuły są tak odmienne od moich a argumenty tak absurdalne że szkoda mi czasu na dyskusję z nim.
Walczący ateiści też popędzili to używające wielu ników ptaszysko.
Karat.
Odsłaniając zęby w uśmiechu dajemy sygnał wrogości psu. A jednocześnie go głaskając – pies jest zdezorientowany.
@observer pisze m.in.:
„używające wielu nicków ptaszysko”
Z Twojego komentarza wynika jedna, nieuchronna konstatacja – nie lubisz ptaków. Co prawda bohaterkami tekstu pod którym toczy się dyskusja są rozwielitki, ale muszę zadać podstawowe w tej sytuacji pytanie:
Czy zimą dokarmiasz …nie, nie kukułki… ale na przykład przepadające za pachnącą słoniną sikorki?
Samba sikoreczka.
I jeszcze w kwestii ptaków.
Konkretnie sztuk sześć.
Nie kukułki, sikoreczki, ale bociany.
Za siedmioma górami, za siedmioma lasami…nie trochę bliżej…30 metrów od mieszkania, prawie na wprost od mojego okna stoi słup sieci energetycznej, na nim znajduje się gniazdo, a w gnieździe Ona, On i czworo małych, ale z każdym dniem coraz większych bocianiąt.
Cztery to chyba rekord „mojego” gniazda. Z reguły było dwoje, rzadko trzy, a w tym roku cztery. Różne ciekawe historie z nimi związane. Raz miałam nawet okazje nieść na kukułczych rękach małego bociana który wylądował na ziemi i paradował po dosyć ruchliwej szosie i dopiero moja interwencja udrożniła ruch na drodze. Złapałam bociana i z nim na rękach paradowałam przed sznurem wytrzeszczających gały kierowców.
Kukułka niesie bociana.
Kiedyś z kolei młody bocian chyba po raz pierwszy opuścił gniazdo i wylądował na dachu pobliskiej obory. Niestety, widocznie zapomniał do czego służą skrzydła, stanął bowiem w jednym końcu owego dachu i stoi.
Pierwszy dzień stoi. Drugi dzień stoi. Cały czas w tym samym miejscu. Trzeci dzień stoi. Konsternacja. Nie będę przecież bocianowi udzielać lekcji z nauki latania. Dopiero na czwarty dzień, wychodząc na podwórko zobaczyłam, że bocian opuścił dach i machał do mnie dziobem z bocianiego gniazda.
@samba kukuleczka
Z Twojego komentarza wynika jedna, nieuchronna konstatacja – nie lubisz ptaków.
Niby według jakiej logiki ona wynika, panie kukuła?
Chyba, że konstatacja jest nieuchronna ze względu na nieuchronność nonsequiturów w pańskich wypowiedziach.
Czy zimą dokarmiasz …
A co to ma do rzeczy? Czy to pytanie do czegoś zmierza, czy tak просто для поддержки разговора? Skąd po „nieuchronnej [rzekomo] konstatacji”, że ktoś „nie lubi ptaków” pytanie o dokarmianie tychże?
Tyle pytań, a sensownej odpowiedzi pewnie i tak nie będzie.
Gammon No 82
Nie wiem kto ma rację w tym mało istotnym sporze?
Może Ty, a może ja, a może rację ma Ona, czyli po prostu Racja?
Same pytania.
Nie chcę żeby to zabrzmiało na tanią kryptoreklamę, ale muszę przyznać, że dostrzegam pewne podobieństwo między moim skromnym jestestwem, a osobą naukowego maga, czyli samego Alberta Einsteina.
Gdzie tkwią te podobieństwa?
Chodzimy w sandałach bez skarpet.
Mój rekord to 12 października. Dane dotyczące wielkiego uczonego na ten moment są mi nieznane.
Aczkolwiek mam cichą nadzieję, że to ja jestem lepsza.
@Gammon
@observer pisze m.in.:
„używające wielu nicków ptaszysko”
Pan / pani Kukuła podrzucająca już nie przyszłe pisklaki tylko małe świnie,raz Kukała innym razem wiejska baba , bywa tez i Krogulcem nie tylko z racji ubarwienia upierzenia,
pisząc o sobie w męskiej osobie, to, i to wieczne polowanie (stad pytanie o dokarmianie ptaków) zrzucić z karmnika pewnie łatwiej niż rozbić o szybę, oszołomiony ptak upada gdzie bądź ( u nas leżał tak dzięcioł, w ocienionym miejscu naszczęście, córka bała sie wyjść doń i zobaczyć co i jak,odleciał jak doszedł do siebie).
Wiejska baba postury Kukułki niosąca bociana ?
I nikt z gapiów nie chciał/nie mógł/ miał gdzieś udzielenie pomocy udręczonej kruszynie?
Hm, nie wierzę to wbrew męskiej/ kierowczej naturze 🙂
Wiejska baba,Kukuła – katoliczka, to kotka prezesa ot co! (karmiona pewnie kefirem i frytkami)
Uśmiech Mona Lizy, udawany czy wymuszony?
Ocieniony, może tak często udoskonalany, poprawiany w lustrzanym odbiciu jej usta i prawa strona i lewa wydają się być dwóch rożnych osób.
Czytałam że wygląd jej odzieży przypomina płótna noszone zazwyczaj przez kobiety ciężarne lub niedawno rodzące.
Może to zwykły grymas, błądziła myślami gdzie indziej, nie ma dwóch takich samych uśmiechów nie ma dwóch podobnych dni.
Zastanawia mnie dlaczego tło jej obrazu jest z lotu ptaka ?
Chce by widziano ja sponad otoczenia, ona czy malarz, nowe życie za nią w niej ?
Jej usta są takie jakie On chciał i już !
Wiele osób ma problem z identyfikacją mojej płci. Raz jestem zwiewną kukułka, innym razem przypakowanym Zenonem Kukułą.
Muszę się do tego odnieść w kilku – dosłownie – zdaniach.
Nikt nie wybiera czasów w których przychodzi mu żyć.
Ja osobiście przepadam za mroczną mistyką czasów średniowiecza. XII wiek, może Trzynaste stulecie.
Ale niestety, przyszło mi kukać tu i teraz. W czasach – między innymi – coraz bardziej wdziewającegosię na salony czegoś zwanego LGBT, czy tzw. kulturowego genderu.
Co charakteryzuje te dwa pokrewne zjawiska?
W dużym uproszczeniu.
Po prostu to, że jakaś genetyczna, dana przez naturę płciowość staje się anachronizmem. Co tam anachronizmem – prymitywnym wstecznictwem.
Okazuje się, że człowiek i jego przypisane „od zawsze” przymioty ciała i ducha nie są tak naprawdę na stałe. Są tak w zasadzie na niby. To że jesteś na kobietą, nie znaczy, że musisz stale marzyć o swoim Romeo, to że czeszesz się z przedziałkiem i nosisz bujne bokobrody nie znaczy wcale tego, że nie pochowają cię w dobrze skrojonej garsonce szytej u najlepszego krawca.
Kobietą, facetem się nie jest, nimi się jedynie bywa.
Moja autorska propozycja brzmi na przykład w ten sposób:
„Co najmniej raz na 30 lat każdy powinien przeprowadzać perfekcyjne, metodologicznie dopracowane badania dotyczące jego preferencji płciowych, które następnie winny dawać asumpt w kwestii decyzji kim stajemy się na tym etapie swojej – nieustannie poszukującej tożsamości – niebanalnej osobowości.”
Czy dalej chcemy nosić modny cylinder, czy zakładać nieco niewygodny gorset. Czy chcemy jeździć na ryby, czy może uczęszczać na eksternistyczny kurs szydełkowania.
Przy tej okazji dostrzegam pewną naukową niszę.
Jeżeli obywatel X po dokonaniu gruntownej autowiwisekcji uzna swojego ciała, że powinien dokonać płciowej metamorfozy, ale na przykład ta nowa, po pewnym czasie znudzi mu się znudzi, to czy świat nauki – stojący na czele postępowej ludzkości – nie powinien dać szansy powrotu do starej, kiedyś porzuconej tożsamości.
Na pierwszy rzut oka wygląda to na fanaberię, ale kto wie czy obywatelka kukułka nie zamarzy na starość – w ramach starczego dziecinnienia powrotu do zabawy elektrycznymi kolejkami enerdowskiej produkcji.
Ten gościu strasznie zamula blog i zniechęca do czytania i pisania. Być może to jest właśnie jego cel. Czy dla autora bloga jest to problem istotny?
„Kobietą, facetem się nie jest, nimi się jedynie bywa”?
Kukuła urwałaś się z choinki? Nie jesteś Turkawką, niech Cię wieszają na niższych gałęziach !
Zmiana bytu jeszcze za życia ? Reinkarnacja z ust Chrześcijanki czym jest?
Urodziłam się dziewczynką, jestem kobietą, fascynują mnie XIII w. i XIX wiek.
Jeszcze jako nastolatka utożsamiałam sie z Anią bohaterką „Godziny pąsowej róży”.
„Duma i uprzedzenie” jak tyko natknę sie na niego w tv chociażby ostatnie pięć minut filmu – oglądam.
Szkoci, Irlandczycy, kręgi, kamienie, gorset na sobie a i owszem….
Może jakaś moja przodkinia pochodziła z klanu Freserów, marzyć można.
Tylko po co to przenosić tutaj?
Raz mówisz jedno potem co innego, podsumowując swe dokonania niestałością swej płci ?Śmigus dyngus już był nie lej wody!
Jak Jestem kobietą z krwi i kości, pewnie i małomiasteczkową, nie zmieniam i ani myślę tak nawet pomyśleć by zmieniać płeć jak pogodę.
Myślę jednak że Twoim kontem @samba kukułeczka posługują sie dwie różne osoby,
grunt to dobra zabawa byleby nie kosztem postronnych osób.
Przepraszam wszystkie zniesmaczone osoby moimi komentarzami i na jakiś czas (kilka tygodni raczej niż miesięcy) się odmulam.
Co złego to nie ja, to tylko moja natura.
karat.
14 czerwca o godz. 3:13
Nadal zastanawiam sie nad postawionym przez Ciebie pytaniem o role przypadku w nauce, i jednak nie mozna jej wykluczyc. Mozliwe ze sa takie „skoki”, ktore zupelnie nie wynikaly z poprzedniej wiedzy, i gdyby tych ludzi nie bylo, po prostu wiedzielibysmy o wiele mniej i nauka nie bylaby tak rozwinieta. Najmocniejszym przykladem tego rodzaju jest moze Newton. Ale trzeba by lepiej ode mnie znac historie matematyki i fizyki – nauczajac o tym przewaznie przedstawia sie rozwoj jakby „od geniusza do geniusza”, ale trzeba lepiej je znac by wiedziec jak naprawde wygladala kazda z tych dziedzin chwile przed takim schodkiem wzwyz.
Czytując co nieco historię nauki, za osiągnięcie wybitne, jednostkowe, nie wynikające bezpośrednio z istniejącej wiedzy, ani z dobrze zadanych pytań, uważałam zawsze teorię względności, a Einsteina za geniusza wyprzedzającego swoje czasy (do czasu oczywiście, bo społeczność nadgoniła a nawet przegoniła). Pewnie ta teoria zostałaby w końcu opracowana, ale może zajęłoby to kilka dekad.
Co do Newtona, i nic mu nie ujmując, wydawał mi się jednak bardziej produktem swoich czasów. W Cambridge tego okresu ferment intelektualny był imponujący, i wiele osób pracowało np. nad grawitacją. A co do rachunku różniczkowego, to dość długo i Newton i Leibniz rywalizowali o pierwszeństwo (i obaj byli też posądzani o plagiat).
Wiele z dokonań Galileusza było niejako zgodnych z duchem czasu (zbudowanie teleskopu, odkrycie księżyców Jowisza), ale już np. opracowanie metody naukowej, wydaje mi się jego własnym indywidualnym osiągnięciem. Ale też trudno uważać to za ogromny skok.
Mechanika kwantowa była ogromnym skokiem naprzód, ale raczej grupowym niż indywidualnym.
No i chyba obecnie czekamy na taki jakościowy skok, bo jest sporo pytań i żadnych nowych odpowiedzi od lat. Czy jesteśmy w ślepym zaułku, z którego wyprowadzi nas nieortodoksyjnie myślący geniusz, czy wspólnym sumptem powinniśmy zbudować kolejny mocniejszy zderzacz cząstek, albo jeszcze większy teleskop i coś się wyklaruje. Mam nadzieję że doczekamy się odpowiedzi zanim dobije nas zmiana klimatu 🙂
@Bohatyrowiczowa 16 czerwca, 14:22
Którą wersję “Dumy i Uprzedzenia” oglądasz w tv? Uważam, że seria telewizyjna z lat 90. jest niezrównana. Powieść czytałam co najmniej pięć razy, jak zresztą inne powieści Jane Austen. Co mnie u niej urzeka, to niezwykle elegancki, precyzyjny język, autentyczność postaci i umiejętność osadzania akcji w realiach jej czasów. I oczywiście humor – niektóre dialogi z “Dumy i Uprzedzenia” są godne Moliera.
Nie tylko kobiety są wielbicielkami Jane Austen. Panujący za jej życia Książę Regent dał jej do zrozumienia, że rad by przyjąć dedykację jednej jej powieści – życzenie, które musiała spełnić. Czytałam też, że premier MacMillan umilał sobie czas lekturą “Pride and Prejudice” oczekując na wynik głosowania.
Daleko odbiegamy od rozwielitek. To tak przy kawie, w oczekiwaniu na kolejny temat Gospodarzy.
@kruk
I z tym się z Tobą zgadzam uwielbiam tą z Colinem Firthem, mini serial z 1995 r.
Nie odpuszczam sobie żadnej z wersji „Duma i uprzedzenie „z Keirą Knightley z 2005 r i jej partnerującym Mathieu Macfadyen też nie.
Mam słabość do „Darcyego” w każdej możliwej postaci, Mark Darcy w” Dziennik Bridget Jones”.
Czy Darcy Twoim zdaniem jest autentyczny, czy mężczyźni dawniej byli tak szarmanccy,oddani? Jane Austen znała kogoś takiego jak On osobiście,czy chciała by był ktoś taki?
Teraz po drugich zmianach, tak chwilkę przed snem oglądam „Outlander” serial z 2014 r.To takie zmysłowe zamknięcie dnia, Jamie jest przeciwieństwem Darcego.
Porównywalnie są tylko oddani i wierni tym wybranym ,lubię jego szkockie wtrącenia w tekście, „zlec z kobietą””wszystko albo nic „Rogera…
Urzekają mnie tamte czasy.
Jeden z nich jest raczej na stałe w ofercie Netflix ,ale to nie to samo 🙂 co trafić przypadkiem.
Potrafiłabyś znaleźć wśród twych znajomych kogoś takiego jak Colin, szanującego kobiety pomimo wszystkich możliwych różnic ?
Gospodarz się nie obrazi ,że tu buszujemy, nie wygląda na kogoś takiego.
Nie czytałem nic Jane Austen ale czasami ogladam filmy o wiktoriańskich czasach.
Boję się że próżno byłoby szukać Damy lub Gentlemana wśród naszej pszenno-buraczanej inteligencji.
Przeważają Kiepscy, żyjący z różnych 500+.
Ostatnimi gentlemenami byli Przybora i Wasowski. Cześć ich pamięci.
PS. Rozwielitkami – suszonymi – karmiłem moje kardynałki.
@observer
Nic się nie bój, prawdziwych Dam już nie ma nikt nie zamierza ich szukać !
Gdyby teraz w jakiś sposób wrócił XVIII wiek pewnie byłabym babą folwarczną, kuchtą praczką pewnie albo bezdzietną, albo z bękartem (nienawidzę tego słowa) to wszystko z racji swego pochodzenia…
Gentleman to co innego, historia takich potrzebuje, ich się szuka niezbicie i ciągle…
Gentlemanem nie jest ten:
Który za plecami swa żonę i dzieci oczernia,obmawia,złorzeczy im
ktoś kto uważa ze pobyt w pojedynkę poza domem należy sie tylko mężczyźnie (kobieta najpierw nie odstępuje od własnych pociech,potem wnuków a na koniec jak życia nastarczy to i prawnuków )
ktoś kogo zawartość portfela i telefonu sa owiane tajemnicą a nie dotyczy to „tej jedynej i dziatek”
Ktoś komu w” świetle prawa „zdarza sie wyjść do pracy a do niej nie dojść (bo co wolno wojewodzie to…) bo tak,Pantoflarze tylko nie kombinują!
Ktoś kto całymi dniami z bliskimi bawi się w chowanego,zbijaka (bąków)by na koniec do sypialni drogę zawsze odnaleźć
itd itp
Mamy nie tylko równouprawnienie, oddychamy tym samym powietrzem,patrzymy jeśli już w tym samym kierunku to na pewno widzimy co innego.
Podsumowując: bzdurą jest uzupełnianie, musimy chcieć i dążyć do tego samego…
I za nim wyjdę na jakąś zdesperowaną kretynkę, dobrze mi samej z sobą do pary mam zawsze kino kostiumowe 🙂
@Bohatyrowiczowa 16:27
“Mam słabość do „Darcyego” w każdej możliwej postaci…“
Czyli masz słabość do Colina Firtha. Ja też.
Jak chodzi o Darcy’ego, to myślę, że nie jest nieprawdopodobny. W tych czasach, wśród warstw wyższych w Europie, panował wysoki standard kurtuazji, a już szczególnie w stosunkach z kobietami tej samej klasy. Jest wysoce prawdopodobne, że starający się o ręke damy tak ją właśnie traktował. Uczciwość i wielkoduszność u człowieka klasy uprzywilejowanej też się zdarzały. Jak wyglądałyby stosunki między parą głównych bohaterów po ślubie Jane Austen nie mogła wiedzieć.
Jane Austen idealizuje postacie amantów, choć nie wszystkich. Natomiast bardzo realistycznie przedstawia wszelkie towarzyszące głównym bohaterom typy ludzkie.
”Outlandera“ nie oglądałam.
@observer 17:25
Wysokiej kurtuazji towarzyszyła pewna gra pozorów. Dzisiaj jesteśmy bardziej szczerzy i bezpośredni. Niestety idzie za tym nierzadko rozpasane chamstwo. Powrót do dawnych standardów grzeczności jest niemożliwy i byłby śmieszny, ale cóż szkodziłoby trochę dobrych manier? Być może osiągamy teraz takie dno pod tym wględem, że wahadło mody się w końcu odwróci.
@kruk
„Outlandera” musisz koniecznie zobaczyć,ciekawa jestem Twoich odczuć,być jak Claire choć przez chwilę!?
Colin Firth to moja platoniczna miłość w „Niani”prócz jego pociech pod opiekę swą przysposobiłabym i jego.
Mogę być i próżną, ale i jego wiek mi w niczym nie przeszkadza jest 12 lat straszy, to nie ma żadnego znaczenia może mieć i z 70 lat,wezmę, biorę, choć na spacer po lesie,rączki będę trzymać grzecznie za plecami.
Oby czarował swym głosem i obyciem (eh marzenia ).
Deklaracja o mojej kilkutygodniowej merytorycznej anihilacji oczywiście cały czas obowiązuje.
W tym momencie pragnę poinformować adwersarzy ( nie zapominam również o zaniepokojonych nieobecnością stronnikach moich idei), że żyję.
Co prawda po zapoznaniu się z bijącym monumentalną prawdą i uniwersalnością przesłania komentarzem @izabelli z 16 czerwca o godz. 15:04 straciłam chwilowo przytomność, ale jak poinformowała mnie najbliższa rodzina i koleżanki z wojska ( byłam tam sanitariuszką) po kilkugodzinnym cuceniu systematycznie wracam do stanu codziennej używalności.
Trzymajcie się miłośnicy i miłośniczki szalonych naukowców.
Jestem z Wami.
A szczególnie oczywiście z @izabellą.
Bo wszystkie Izabelle to fajne dziewczyny.
Kukuła, uważaj stąpasz po cienkim lodzie…
Odstaw Laudanum, miną omdlenia
Widzę co próbujesz zrobić,bohaterką „Outlandera”jest wojskowa sanitariuszka.
Jak to mówią w mych stronach, odpuść bo jesteś za krótka / krótki,
swoim awersem niczego w tej chwili nie reprezentujesz, a rewers powziął
już pewnie nogi za pas.
„Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną, bo tylko dawka czyni truciznę (Omnia sunt venena, nihil est sine veneno. Sola dosis facit venenum)”.
Jesteś jak trucizna, wampir energetyczny, wypraszają wracasz w podskokach,pewnie pupcia świerzbi klapsior by się zdał !
Myślałam, że w blogach podżegacze nie maja racji bytu,po co tu i komu sztuczny tłok,wybebeszasz wszystko za co się bierzesz.
Z miejsca z którego można wyjść bogatszym o wiedzę po którą sie nigdy nie sięgało, robisz rynsztok,chlew (kob – pierwszy człon płci którą wodzisz za nos ).
Wolę swoją sanitariuszkę i górala w łożu przed snem, od spełniania potrzeb twych chuci !!
adios
Kruk.
Kiedyś niższe sfery chciały sie upodobnic do wyższych, kominiarze nosili cylindry, praczki koronki. Dzisiaj niektórzy politycy, prawnicy, lekarze przestają się golić i wyglądają jak bezdomni, a niektóre młode kobiety jak TIRówki. O języku nawet nie wspomnę.
Akurat Darcy przed transformacja jest wyniosly i obcesowy, a transformacje przechodzi bo po raz pierwszy w zyciu nie osiaga tego co chce – o tym jest Duma i Uprzedzenie.
@Izabella, dziekuje 🙂
@observer 17 czerwca 1:53
To prawda ze zmienil sie model do nasladowania. Ciekawe ze we Francji po rewolucji ponoc nie wolno bylo uzywac trzeciej osoby, wszyscy mieli byc na „ty”, zas w Polsce dzis wszystkim przysluguje tytul „pan”; wole rownania w gore.
@Bohatyrowiczowa
Wpis amerytoryczny tak więc raczej pacta sunt servanda.
Zdaję sobie sprawę, ze moje komentarze czasami nie licują z powagą tej oazy wolnej i nieskrępowanej myśli ( reguła ta miewa jednak czasami wyjątki), ale czy na przykład nie mógłbym w tym miejscu – na blogu szalonych naukowców – ze swoimi wpisami funkcjonować trochę na zasadzie blogowego dziecka specjalnej troski, co w przypadku Waszego głębokiego humanitaryzmu winno skutkować wspaniałomyślną akceptacją moich czasami szczeniackich wybryków.
A zresztą jak to się mawia w moich stronach:
„Pan Bóg dzielił równo losy
jednemu dał rozum , a drugiemu włosy”
Nie twierdzę, że mam włosy po kolana, ale prawdopodobnie fakt o którym pisze żydowski pisarz Isaac Bashevis Singer potwierdza tezę, że w moim przypadku wszystko co dobre w rozum raczej nie poszło.
Ciekawe czy ktoś wie co mam na myśli wspominając Singera?
@karat.
Ciekawe ze we Francji po rewolucji ponoc nie wolno bylo uzywac trzeciej osoby, wszyscy mieli byc na „ty”
Raczej nie na „ty”, tylko na „citoyen”.
zas w Polsce dzis wszystkim przysluguje tytul „pan”; wole rownania w gore.
Dzięki temu wszyscy mogą czuć się potomkami Skrzydlatych Husarzy z Białych Dworków. Owi husarze żyli sobie z fotosyntezy, bo przecież nie z wyzysku pańszczyźnianych chłopów, których w dawnej Polsce w ogóle nie było. Jest to jedna z licznych form kultywowania mitów, nic więcej. Niekoniecznie jest to zdrowe dla stosunków społecznych, no ale skoro ludzie wolą tak żyć…
Ciekawe, że w stosunkach wiejskich jeszcze ze sto lat temu formą grzecznościową było raczej „wy”, niż „pan”.
Akurat Darcy przed transformacja jest wyniosly i obcesowy, a transformacje przechodzi bo po raz pierwszy w zyciu nie osiaga tego co chce – o tym jest Duma i Uprzedzenie.
Nie zgadzam się z tym, bo mogę i to robię.
Transformacja, przemiana tylko dlatego że sięgnął łapkami i po nich dostał?
Widziałaś kiedyś kogoś kogokolwiek kto by aż tak sie zmienił z wyrafinowania?
Darcy jest dumnym mężczyzną, to fakt, dokładnie taka jest większość mężczyzn i w naszych czasach, męskie ego ponad wszystko.
Darcy nosił maskę, pewnie głownie z powodu siostry, pieczy nad nią a już napewno po historii z Wickhamem.
Uprzedzony Fitzwilliam to co innego, wyuczona ,wpajana od dziecka niechęć klasowa, tym zaowocowała, teraz nie jest inaczej weźmy nauczyciela kontra kasjerkę z biedronki,wskazać istotne różnice?!
Ktoś kto oczy wypatrzył nad książkami MA zarabiać więcej, bo czytał (potocznie wie lepiej )kto kto musi mieć krzepę,sprawne mięśnie,stawy,odporność psychiczną kontakt z setkami klientów ma zarabiać tyle na ile „jest oczytany”.
O uprzedzenie łatwiej w obu środowiskach,”ucz się dziecię ucz bo jak nie, to będziesz pracować w biedronce”-żenujące.
Nauczyciel pracuje 18 h tygodniowo my w handlu znacznie więcej, ale to my zarabiamy rażąco za duzo i nie słusznie 🙂
Darcy proszący o rękę Elizabeth, zgoda wprawił ich oboje w zakłopotanie,ubliżył jej najbliższym, dostał to na co zasłużył w tamtej chwili.
Sama Elizabeth, ojcu na koniec co powiedziała że była ślepa, uprzedzona nie mniej od niego, mądrze dumna, przechadzała sie pastwiskami,łąkami miast uczyć się gry na pianinie bądź rysować, podkreślała potrzebę inności..
Oboje nie różnili się wcale tak bardzo, prócz rocznych zasobów portfeli.
Mnie urzekła osoba Colina ponad wszystko, Darcy to dobrze dobrana pod niego kreacja aktorska.
„Pan Bóg dzielił równo losy
jednemu dał rozum , a drugiemu włosy”
Kukuła,wszyscy wszystkiego dostaliśmy po równo, czasem po prostu obok zabrakło kogoś kto nauczyłby jak o jedno i drugie rzetelnie zadbać.
Dałaś słowo i go nie dotrzymujesz, a tak poza tym i tak jestem pewna że sie przepoczwarzysz w coś/kogoś innego niemalże od razu.
Gammon
Raczej nie na „ty”, tylko na „citoyen”.
tu vs vous
@karat.
Prywatnie pewnie tak, ale przy ludziach sobie obywatelowali.
Gammon
Roznica jest w gramatyce zdania. Jesli bylo tak jak mysle, po ‚citoyen’ tak jak po ‚tu’ badz imieniu wlasnym nastepowal czasownik w formie pojedynczej, a nie (uprzejmiejszej i mniej poufalej) mnogiej.
@Gammon No82 15:55
Citoyen zastąpił monsieur. Wyobrażam sobie, że zamiast powiedzieć: Monsieur, vous êtes un sot, powiedziano by: Citoyen, vous êtes bête.
Treść wypowiedzi nasunęło mi powiedzonko o rozumie i włosach. Dla nieznających francuskiego “sot” i “bête” znaczy głupi, ale jest pewien niuans.
@karat.
Aha. Rozumiem. Nigdy nie byłem kompatybilny z językiem francuskim, coś mi tylko zostało w pamięci z lektur historycznych.
Oraz (zbieżność nieprzypadkowa)
„Obywatelu Szela,
nie dłuższy niż szerokość
inteligenckiej dłoni
można nosić scyzoryk.
A wy tu z takim majchrem
zza cholewy do pasa.”
P.s. sądziłem, że bête to coś jak bestia albo bydlę.
@karat. 16:19
Możliwe, że w warstwie ludowej ta sama treść brzmiałaby: Citoyen, tu es bête. Ale nie wyobrażam sobie ludzi wykształconych i z pewnym towarzyskim wyrobieniem używających formy tu.
@Gammon 16:25
Owszem – une bête jest synonimem un animal.
Poprawka: sot=głupi, un sot=głupiec. bête=głupi, une bête=zwierzę
@kruk
Ale nie wyobrażam sobie ludzi wykształconych i z pewnym towarzyskim wyrobieniem używających formy tu.
Z tego co kiedys czytalam (nie gwarantuje, ani nie wiem jak dlugo to trwalo jesli bylo) jakis czas po rewolucji francuskiej uzywano wylacznie formy ‚tu’ by podkreslic braterstwo i rownosc miedzy ludzmi i aby nikt sie nie wywyzszal (uprzednio forma ‚vous’ byla obowiazkowa wobec szlachty). Rozne sa jezyki rewolucji.
une bête to chyba bestia
(Przynajmniej etymologicznie to to samo slowo).
@samba kukułeczka 7:22
“Wpis amerytoryczny tak więc raczej pacta sunt servanda.”
Znowu jakiś non sequitur, panie Kukuła. Stworzył pan postać o nicku @samba kukułeczka, osobniczkę o ambicjach akademickich i poglądach radykalnie konserwatywnych, która często plecie od rzeczy. Zadręcza nią pan kolejne blogi wypatrując reakcji czytelników. Przesadził pan jednak z częstotliwością jej występów, postać zaczęła nużyć.
@karat 16:43
Możliwe, że było jak piszesz. Nie wiem albo nie pamiętam z tego, co czytałam.
16:55
Etymologia francuskiego bête i naszego bestia jest oczywiście ta sama. Jednak po francusku słowo to nie ma tej samej wymowy, co u nas. Można np powiedzieć: “une pauvre bête“ – biedne zwierzę – litując się nad nim. U nas bestia raczej nie może być nazwana biedną.
Ale istnieją słowa bestial=bestialski i bestialité=bestialskość. Język jest niekonsekwentny.
@Gammon 8:23
Wydawało mi się, że zwracając się do żebraka per pan daję wyraz szególnie polskiej uprzejmości. Nie przyszło mi do głowy, że ta forma schlebia ego głupców i chamów. Zwracanie się per wy kojarzy się z jezykiem towarzyszy w PRL i sprawia kłopoty. Towarzyszko, czyście zrozumieli (zrozumiały)? brzmi sztucznie. Zdani jesteśmy na pana i panią.
W hiszpańskim odpowiednikiem pan/pani jest Usted, skrót od Vuestra Merced = Wasza Łaskawość. Jeszcze dworniej niż u nas.
@kruk
<Wydawało mi się, że zwracając się do żebraka per pan daję wyraz szczególnie polskiej uprzejmości.
Każdy daje wyraz temu, co sądzi. „Dać wyraz” to kwestia intencji. „Używając wyszukanie uprzejmego tonu dał wyraz pogardzie”, ale czy rozmówca odczuł tę pogardę? nie wiadomo.
Nie przyszło mi do głowy, że ta forma schlebia ego głupców i chamów.
Nie twierdzę tego. Nie twierdzę także, że potomkowie pańszczyźnianych chłopów są głupcami lub chamami. Wydaje mi się tylko, że to jest jeden z bardzo wielu elementów mitu, które z mitu wynikają i mit umacniają (w sprzężeniu zwrotnym).
Zwracanie się per wy kojarzy się z jezykiem towarzyszy w PRL i sprawia kłopoty.
Nie moja wina. Nie wiem, czy czyjakolwiek wina.
Towarzyszko, czyście zrozumieli (zrozumiały)? brzmi sztucznie.
Dla każdego słowa, wyrażenia, zwrotu, da się znaleźć kontekst, w którym zabrzmi sztucznie. „Towarzyszu / towarzyszko” samo w sobie brzmi chyba sztucznie.
Zdani jesteśmy na pana i panią.
Formy grzecznościowe są głównie po to, aby je stosować odruchowo i bezmyślnie, a im bardziej takie są, tym bardziej użytkownik staje się na nie zdany.
W hiszpańskim odpowiednikiem pan/pani jest Usted, skrót od Vuestra Merced = Wasza Łaskawość. Jeszcze dworniej niż u nas.
Z formą tą zetknąłem się w podręcznikach Oskara Perlina, dość dawno temu. Jakiś czas potem ktoś mi wyjaśniał, że jest ona martwa, a dziś jej użycie wywołałoby zdziwienie rozmówcy. Może rzeczywiście tak jest (w Polsce „waszmość” pewnie byłby uznany za kpinę), nie wiem, nie zamierzam ani nie mam jak sprawdzić.
Usted jest calkowicie przyjeta i jedyna forma grzecznosciowa, odpowiednikiem pana/pani po polsku.
@Gammon 18:30
Co do rozmaitych intencji w używaniu form grzecznościowych – zgoda.
Mówiąc o głupcach i chamach nie miałam na myśli chłopów pańszczyźnianych, tylko głupców i chamów jako osobną kategorię niezależną od klasy społecznej.
Formy grzecznościowe rzeczywiście przychodzą automatycznie.
@karat. ma rację co do Usted (Ustedes w liczbie mnogiej). Przypuszczam, że większość ludzi w obszarze hiszpańskojęzycznym nie wie z czego się ta forma wywodzi.
@karat.
Przypomniało mi się jeszcze francuskie słowo bestiole oznaczające małe zwierzątka – np myszy, owady.
@Gammon
Jeszcze o bestii. Powiedzieć o kimś “c’est un animal” jest mocniejsze w wyrazie niż “il est bête”. Odpowiedniki: “To bydlę” vs “On jest głupi”.
Uległam swojemu nałogowi grzebania w językach, proszę o wybaczenie.
@kruk
Usted (Ustedes w liczbie mnogiej). Przypuszczam, że większość ludzi w obszarze hiszpańskojęzycznym nie wie z czego się ta forma wywodzi.
Racja. Tak zreszta jak nikomu w Polsce podczas zwyklej rozmowy nie przychodzi na mysl ze ‚pan’ oznacza wladce i jest nawet epitetem boskim.
Bestiole bardzo mi sie podoba, brzmi wrecz pieszczotliwie 🙂
@karat.
Dziękuję. To już będę wiedział.
@kruk
Wydawało mi się, że zwracając się do żebraka per pan daję wyraz szególnie polskiej uprzejmości.
Uprzejmosci tak, szczegolnie polskiej nie. Vous czy Usted jest uzywane z ta sama intencja w analogicznej sytuacji
@Karat. 19:54
Dla mnie też bestiole brzmi pieszczotliwie – jak nasze zwierzątko. A skoro pociągnęłaś temat, to jest jeszcze jedno słowo francuskie z tej samej rodziny: bestiau=animal, w liczbie mnogiej bestiaux=zwierzęta gospodarstwa wiejskiego, wyłączywszy drób.
Policjant w USA – i chyba w większości anglojęzycznych krajów – zwraca się do każdego sir, określa podejrzanego jako gentleman. Początkowo razi to i dziwi, ale nadmiar uprzejmości jest lepszy niż arogancja. Poza tym „na zachodzie” wyrazy please, sorry, thank you wypowiada się niejako automatycznie i bardzo ułatwiają one życie.
Podróżując po krajach byłej Jugosławii przewodnik rozdał nam kartki z kilkudziesięcioma najczęściej używanymi słowami, niestety powyższych słów na tej liście nie było. Czy w Polsce jest inaczej?
Spotkałem Polaków których taka uprzejmość mierzi. Na pytanie „How are you?” fukają „A co to cię ku**a obchodzi?.
Zauważyłem nowe określenie obecnej generacji młodzieży – screenagers.