Strach ma kocie oczy

Jakiś czas temu pisałem, że koty polują na szczury co najwyżej wyjątkowo. Fakt ten jest raczej znany i bez badań naukowych (dorobił się też swojego mitu o rzekomej toksyczności szczurów, a zwłaszcza ich ogonów, dla kotów), a mimo to wiele osób twierdzi, że wolno żyjące koty to sposób na zwalczanie szczurów. Skąd się to bierze?

Po pierwsze, jest to temat bardzo podatny na anecdata. Koty od czasu do czasu zapolują na szczura. To, że na jednego upolowanego szczura przypada kilkadziesiąt ptaków, to jedna sprawa, ale ważniejsza jest ta, że na jednego upolowanego szczura przypadają setki nieupolowanych. Dla populacji szczurów to niezauważalna strata. O ile ludziom łatwiej przyjąć statystyczną prawdę o zjawiskach mniej lub bardziej abstrakcyjnych, o tyle gdy dotyczy sprawy bliskiej, anegdotyczny przypadek samodzielnie zauważony przesłania wszelkie statystyki. Skoro widziałem raz kota z upolowanym szczurem, to znaczy, że koty polują na szczury i pomagają się ich pozbyć.

Do tego może dojść emocjonalne zaangażowanie. Koty wzbudzają powszechną sympatię (nawet wojny psiarzy i kociarzy to często bardziej rytualna zabawa towarzyska niż prawdziwy antagonizm), szczury – powszechne obrzydzenie. Jeżeli ktoś wypuszcza kota na zewnątrz albo dokarmia koty wolno żyjące, woli myśleć, że w ten sposób przyczynia się do zwalczania szczurów, a nie sikorek, rudzików, wróbli czy jaszczurek. (Osobiście miałem i koty, i szczury, więc sympatię dzielę). Wybieranie wisienek wskazujących na rolę kotów w redukcji populacji szczurów z zestawu informacji wskazujących na ogólne preferencje kotów i ogólny stan populacji szczurów jest bardzo atrakcyjne.

Nawet gdy ktoś nie posuwa się do negowania wyników badań mówiących o tym, że udział szczurów jest w zestawie kocich ofiar marginalny, ma kolejny sztandarowy argument. OK, może i koty rzadko polują na dorosłe szczury (z badań wynika, że koty preferują ofiary o rozmiarach do 25 dag), zwłaszcza te miejskie, wypasione, ale za to je odstraszają. Czołowa polska popularyzatorka wiedzy o zwierzętach domowych Dorota Sumińska nieraz powtarza, że dorosły szczur się kota nie boi, ale szczurzyce po prostu, dbając o potomstwo, które mogłoby paść jego ofiarą, na rozmnażanie wybierają miejsca bez kotów.

Brzmi sensownie. Nie tylko jest to zgodne ze zdrowym rozsądkiem. Potwierdzają to też badania naukowe. Można znaleźć niejedno, w którym gryzonie (myszy albo szczury) były eksponowane na zapach kota. Zapach ten wywołuje u gryzoni stres, w mózgu wytwarzane są różne substancje i w ogóle jest to dla nich nieszczęście. Jeżeli w eksperymencie badawczym są zapewnione jakieś kryjówki, gryzonie pierzchają do nich… jak mysz do dziury. (Teraz nie mam namiarów na artykuł o tym, ale zdaje się, że toksoplazma pasożytująca u nich sprawia, że przestają się kotów bać, co ostatecznie przyczynia się do tego, że toksoplazma z ciała gryzonia trafia do ciała kota, jej żywiciela ostatecznego).

Badania tego rodzaju nie są mi obce. Sam co prawda badałem, jak ryby jedzą, kiedy żyją w warunkach bezstresowych, ale moje badanie miało dać tło dla zasadniczych badań nad tym, jak żerują, gdy się boją drapieżnika. W moim ówczesnym zakładzie badania nad tym, jak ryby czy bezkręgowce wodne reagują na zapach drapieżnika, stanowiły w pewnym momencie główny temat. Same badania nad tym, jak zwierzęta wodne rozpoznają zapach świadczący o zagrożeniu i jak na to reagują, są od połowy XX w. jednym z filarów hydrobiologii. Zapach taki może pochodzić od drapieżnika, który wydziela go mimochodem, na swoją szkodę (kairomon), albo od pobratymca, który został zraniony (substancja alarmowa, w literaturze naukowej często w wersji „schreckstoff” z racji pierwszego opisania przez Austriaka).

Wystawione na taki zapach zwierzęta w zależności od gatunku i ogólnej strategii życiowej podejmują różne strategie obronne. Zwykle dłużej przebywają w kryjówkach, co czasem przybiera formę migracji dobowych – za dnia do kryjówek, np. do szuwaru lub w zaciemnione pobliże dna, nocą do otwartej toni lub ku powierzchni. Niektóre szybciej dojrzewają i rozmnażają się, zanim osiągną rozmiar atrakcyjny dla drapieżnika. Inne wytwarzają na ten czas jakieś kolce czy inne struktury utrudniające złapanie. Zestaw strategii jest szeroki.

Wśród tych strategii jednak nie za bardzo znana jest opcja „przenieść się do zbiornika bez drapieżnika”. Będąc rozwielitką czy płocią, nie jest łatwo przenieść się do innego jeziora. Zresztą w innym jeziorze też będą czyhać drapieżniki. (Wyjątkowe sytuacje, gdy go brak, opisałem we wpisie o stawach tatrzańskich). Nie ma wyjścia, ze strachem przed drapieżnikiem trzeba się oswoić i robić swoje.

I właśnie tak to jest: w laboratorium badamy, jak zwierzęta unikają drapieżnika (i jego śladów, głównie zapachowych), co pozwala na poznanie różnych procesów behawioralnych (także na poziomie neurologicznym), ale sytuacje, gdy w ogóle brak drapieżnika i stresu z nim związanego, są w terenie praktycznie nieznane. Dotyczy to tak samo rozwielitek współżyjących jakoś ze zjadającymi je płociami, płoci współżyjących jakoś ze zjadającymi je szczupakami, szczurów z kotami. Stwierdzenie, że w budynku, w którym są koty, nie ma szczurów, można sfalsyfikować bez trudu. Wystarczy trochę poczekać, poobserwować i okaże się to fałszem. Falsyfikują je chociażby te rzadkie przypadki polowań kotów na szczury. Jak widać, te nieliczne upolowane szczury nie unikały kotów zbyt skutecznie.

Być może szczurzyca, mając do wyboru piwnicę czy stodołę, w której kotów praktycznie nigdy nie ma, i taką, w której są często, wybierze tę pierwszą, ale mając do wyboru albo rozmnażanie się w lokum z kotami, albo brak rozmnażania, wybierze to pierwsze. Jej życie będzie bardziej stresujące i więcej energii poświęci na obronę młodych, ale nie ma wyjścia. Ostatecznie i tak jakąś tam grupę potomstwa odchowa. Koty i szczury współistnieją w siedzibach ludzkich od tysięcy lub setek lat (w zależności od regionu) i stan populacji tych drugich jest najlepszym dowodem na to, że skuteczność tych pierwszych jest co najmniej wątpliwa.

Chcąc podrążyć temat wpływu zapachów na szczury, ale wychodząc z warunków laboratoryjnych, grupa naukowców podjęła szczegółowe obserwacje pewnej szczurzej populacji w Nowym Jorku. Wbrew pozorom niełatwo zrobić takie obserwacje, bo właściciele terenów zamieszkałych przez szczury zwykle nie są zainteresowani udostępnieniem ich do badań naukowych. Oni oczekują wytępienia szczurów, a nie badania. Może dlatego wszelkie takie badania prowadzono w laboratoriach, a nie w warunkach rzeczywistych. Udało się to jednak załatwić na stacji odzysku odpadów. Tam szczury żyją nie jak w laboratorium – muszą marznąć zimą i przegrzewać się latem. Muszą sobie drążyć kryjówki w ścianach i pod podłogami. Rzadko widzą słońce. Część szczurów udało się zaczipować i na podstawie zliczonych żywych odłowów oszacować wielkość populacji na jakieś 120-150 osobników. Zainstalowano kamery na podczerwień do monitorowania przemieszczania się szczurów i zaplanowano eksperymenty, w których miała być badana odpowiedź szczurów na sygnały zapachowe.

W pewnym momencie eksperyment został zaburzony. Otóż na stacji pojawiło się kilka kotów (pięć osobników, przy czym maksymalnie na terenie stacji naraz było ich parę razy trzy). Badacze eksperymentu nie przerwali, uznając to za okazję do rozszerzenia badań. Tym razem czynnikiem wpływającym na zachowanie szczurów nie był już tylko zapach drapieżnika, ale drapieżnicy z krwi i kości. Eksperyment przerodził się w obserwację. Trwała ona pięć miesięcy. Okazji do zaobserwowania spotkań drapieżnika i ofiary było dużo – udało się nagrać 306 filmów z udziałem któregoś z gatunków. W tej liczbie jednak tylko na 20 filmach kot śledził szczura, a polowań zanotowano jedynie trzy (podjętych przez dwa koty, choć cała piątka kotów śledziła szczury).

Zatem te liczby nie pozwalają na szczególnie daleko idące wnioski co do wzorców polowań kotów na szczury, poza jednym – są to sytuacje rzadkie. Obserwacje te mają bardziej charakter anegdotyczny, jednak pobudzający do wysuwania hipotez. Jedna z takich obserwacji, to że na trzy polowania udały się dwa. Procentowo nawet nieźle. Oba udane przypadki to było polowanie z zaskoczenia – typowe dla kotów. Nieudany przypadek polowania był szczególnie ciekawy – polegał on na pościgu. Jednak gdy szczur przerwał ucieczkę, kot, zamiast się na niego rzucić, również się zatrzymał i poprzestał na gapieniu się na niedoszłą ofiarę.

Badacze snują dodatkowe spekulacje – ponieważ badanie naukowe badaniem, a przepisy deratyzacyjne przepisami, pracownicy stacji recyklingu kontynuowali rutynowe wykładanie trutek na szczury, więc niewykluczone, że upolowane szczury i tak były już zatrute, przez co osłabione. Tego jednak nie da się potwierdzić.

Zasadniczo, a to już się dało ująć statystycznie w sensowne wnioski, pojawianie się kotów sprawiało, że szczury zamiast przebiegać przez halę, wolały chodzić. Badacze interpretują to jako ostrożność – może to zmniejszyć ryzyko wbiegnięcia wprost pod pazury kota. Szczury zdecydowanie wolały unikać spotkań z kotami. W razie się ich pojawienia kierowały się do schronienia, najchętniej do kolonii. Im częściej w zasięgu wzroku był kot, tym rzadziej był szczur.

To jednak może tylko zaspokoić zasadę: czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Kolonia szczurów miała się równie dobrze przed pojawieniem się kotów i po. Szczury musiały się mieć bardziej na baczności, musiały częściej się chować, być może musiały szukać pożywienia gdzie indziej niż zwykle. Ale najwyraźniej znajdowały go wystarczająco dużo, a strach przed kotami nie był na tyle duży, żeby przenieść kolonię. Ryzyko zostało wkalkulowane i choć zauważalnie wpłynęło na zachowanie szczurów, na sam stan ich populacji nie wpłynęło praktycznie w ogóle.

Zatem mamy pewien paradoks – szczury unikają kotów, ale mimo ich obecności ich populacja ma się świetnie. Wrażenie, że gdy gdzieś są koty, nie ma szczurów, wcale nie musi być fałszywe. One naprawdę mogą mniej się rzucać w oczy, ale to tylko powierzchowne wrażenie. Badania nad zachowaniem zwierząt prowadzone w laboratoriach są ważne i pouczające. Wiedza weterynarzy i opiekunów kotów się na nich opiera i tak być powinno. Jednak wnioski populacyjne i – zasadniczo – środowiskowe mogą ostatecznie okazać się sprzeczne z wywiedzioną na ich podstawie intuicją. Trochę podobnie jak z opisywanym dawno temu przeze mnie odróżnieniem medycyny od nauk o zdrowiu – właśnie dlatego ekologia się wyodrębniła z klasycznej biologii.

fot. Piotr Panek, licencja CC-BY-4.0

  • Michael H. Parsons, Peter B. Banks, Michael A. Deutsch, Jason Munshi-South (2018) Temporal and Space-Use Changes by Rats in Response to Predation by Feral Cats in an Urban Ecosystem Frontiers in Ecology and Evolution 6:146 doi: 10.3389/fevo.2018.00146