PTH o gospodarowaniu rzekami
Polskie Towarzystwo Hydrobiologiczne spotyka się na zjazdach od czasu, gdy jeszcze nie było zarejestrowanym stowarzyszeniem, ale grupą kilkudziesięciu naukowców zajmujących się podobną tematyką. Pierwszy raz miało to miejsce we Wrocławiu w 1948 r. Tam postanowiono sformalizować wspólnotę, powołując towarzystwo naukowe, a prośbę przedstawiono odpowiednim władzom. Siedzibą miała być Warszawa, więc było to Starostwo Grodzkie Warszawa-Południe. Po dwóch latach uzupełniania dokumentów itp. procedur starostwo wydało opinię, że założenia statutowe towarzystwa nie odpowiadają względom pożytku społecznego.
Polscy hydrobiolodzy jednak nadal śmieli organizować zjazdy, a na zjeździe w 1955 r. znowu uchwalili rezolucję o potrzebie ponowienia starań powołania stowarzyszenia, samą zaś uchwałę o jego powołaniu podjęli w 1958 r. Formalnie zrealizowało się to w 1959 r., kiedy posiedzenie organizacyjne zorganizował Komitet Hydrobiologiczny PAN. Zatem towarzystwo zaczęło działać, nie czekając na zatwierdzenie przez władze państwowe, które to, w postaci Prezydium Rady Narodowej w Warszawie, wpisały PTH do rejestru w 1960 r.
Od tego czasu towarzystwo robiło to, co robią towarzystwa naukowe. Czy władze uważały, że odpowiadało to względom pożytku społecznego? Nie wiem – jakoś tam jednak tolerowały tę działalność. Zjazdu zgodnego z trzyletnim cyklem, który wypadłby w stanie wojennym, nie było. W III RP pojedynczym działaczom PTH zdarzało się z umiarkowanym szczęściem działać w polityce, zwłaszcza samorządowej, ale to raczej było marginalne.
Od czasu do czasu jednak PTH na swoich zjazdach podejmuje wątki dotyczące polityki państwa w zakresie wpływającym na obiekty badań hydrobiologicznych. Na moim pierwszym zjeździe w 2009 r. w Lublinie podjęto dwie. Pierwsza apelowała o większy udział biologów we wdrażaniu ramowej dyrektywy wodnej. Czytelnicy tego bloga być może zauważyli, że zdarza mi się czasem wplatać wątki dotyczące współczesnego monitoringu i oceny jakości wód, i że ocena biologiczna jest w tym kluczowa. Druga z kolei wyrażała zaniepokojenie lawinową liczbą planów budowy małych elektrowni wodnych na górskich i podgórskich rzekach. O tym, że hydrobiolodzy generalnie nie przepadają za elektrowniami wodnymi, Czytelnicy powinni wiedzieć tym bardziej. Akurat ta druga uchwała miała początkowo odnosić się też do planów kaskady dolnej Wisły i nie została podjęta bez głosów krytycznych, jako że – było nie było – ekosystemy nienaturalne można badać tak samo jak naturalne i niektórzy całą swoją karierę naukową poświęcili np. badaniom Jeziora Włocławskiego.
Po kilku latach przerwy kierownictwo PTH uznało, że czas na kolejną uchwałę, również dotyczącą działalności gospodarczej na rzekach. Po krótkiej dyskusji uchwalono ją na 24. Zjeździe Hydrobiologów Polskich we Wrocławiu 5 września 2018 r. Uchwała jest bardzo skrótowa – w myśl zasady, że ministrowie nie czytają notatek dłuższych niż jedna strona, a ta miała trafić do premiera. (W zasadzie uchwały powinny trafiać w przestrzeń, a nie być adresowane, ale przyjęto formę uchwały-listu). Tym razem nikt z zebranych nie wyraził zdania odrębnego. Przyjęliśmy tu też, że nie będzie wnikania w kwestie analiz gospodarczych, choć istnieją opracowania, z których wynika, że koszt działań przeciwpowodziowych w niektórych miejscach (np. na łąkach) jest znacznie wyższy niż ewentualne straty poniesione w wyniku zalania (biorąc pod uwagę ceny siana), czy opłacalność transportu rzecznego jest żadna w porównaniu z kolejowym. Uchwałę podejmują biolodzy, więc skupiają się na biologii. Ekonomiści mogą podjąć swoje uchwały.
Uchwałę przytoczę w całości (bez nagłówków).
Walne zebranie członków Polskiego Towarzystwa Hydrobiologicznego uczestniczących w XXIV Zjeździe Hydrobiologów Polskich we Wrocławiu 4-7 września 2018 r., mając na uwadze, że rzeki:
* stanowią jeden z ważniejszych elementów kształtujących i regulujących funkcjonowanie ekosystemów lądowych
* zapewniają ludziom całą paletę usług ekosystemowych, takich jak stała dostawa wody i odprowadzanie jej nadmiaru, odbiór i oczyszczanie z pojawiających się w środowisku substancji toksycznych i nadmiaru substancji biogennych, tworzenie siedlisk niezbędnych dla funkcjonowania populacji cennych gospodarczo gatunków, w tym ryb wędrownych takich jak łosoś, troć, węgorz czy jesiotr, miejsce efektywnego, aktywnego wypoczynku
* stanowią wraz z dolinami korytarze ekologiczne zapewniając łączność między ekosystemami lądowymi oraz są źródłem różnorodności biologicznej niespotykanej w innych siedliskach naszej strefy klimatycznej oraz fakt, iż wszystkie te funkcje warunkowane są naturalnym, turbulentnym przepływem i reżimem wezbrań i niżówek, a co za tym idzie, naturalnością skomplikowanej sieci procesów zachodzących w korycie i dolinie rzecznejWyrażamy stanowczy sprzeciw wobec prostowania i pogłębiania małych rzek, potoków i strumieni, które, poza niszczeniem ich w miejscu ingerencji, zwiększają ryzyko suszy i powodzi poniżej oraz planów przekształcenia dużych polskich rzek w „wodne autostrady” i tworzenia kanałów łączących dorzecza, co wiąże się z zamianą większości rzek w kaskady stopni wodnych.
Nie jesteśmy przeciwnikami zagospodarowywania wód i czerpania z nich korzyści, zarówno tych gospodarczych, jak i społecznych. Nasz niepokój budzi jednak brak uwzględnienia przy podejmowaniu decyzji o konkretnych inwestycjach realnej oceny większości stowarzyszonych z nimi kosztów i strat przyrodniczych oraz ignorowanie doświadczeń innych państw europejskich. W naszej opinii po ich uwzględnieniu znacząca część z tych inwestycji okazałaby się nieopłacalna, a więc ich realizacja oznaczałaby marnotrawienie publicznych środków, zarówno krajowych, jak i unijnych. Skomplikowanie układów ekologicznych uniemożliwia przewidzenie wszystkich negatywnych konsekwencji zaburzenia ich funkcjonowania, a przywrócenie ich funkcji jest zazwyczaj znacząco kosztowniejsze niż wcześniejsze działania destabilizujące i często niemożliwe.
Ponadto większość z realizowanych lub planowanych inwestycji na rzekach jest w rażący sposób sprzeczna z zapisami Dyrektywy 2000/60/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z 23 października 2000 r., czyli Ramowej Dyrektywy Wodnej nakładającej na Polskę obowiązek doprowadzenia wód powierzchniowych do co najmniej dobrego stanu, a także z dyrektywami regulującymi ochronę obszarów Natura 2000, tzw. dyrektywą ptasią i dyrektywą siedliskową. Dlatego proponujemy dialog nad wypracowaniem rozwiązań zrównoważonych i odpowiedzialnych.
Szczerze mówiąc, chyba nikt z głosujących za przyjęciem uchwały nie ma szczególnych złudzeń, że jej adresaci się nią przejmą. Niemniej tradycja stowarzyszenia, którego działania nie odpowiadają względom pożytku społecznego wyobrażanego sobie przez władze takie czy inne, do czegoś zobowiązuje.
fot. Piotr Panek, licencja CC-BY-4.0
Komentarze
Kiedyś podczas rozmowy na ten właśnie, czyli powodziowy temat zdarzyło mi się powiedzieć, że należałoby brać przykład z Niemiec, którzy kiedyś robili podobne głupoty, teraz naprawianie za ciężkie pieniądze, otrzymałem odpowiedź: Niemcy robili głupoty to dlaczego my nie mamy tego zrobić i nie wyrzucać pieniędzy. Też mamy do tego prawo bo nam się tak podoba.
A Pan tutaj: „Stanowczo protestujemy przeciw prostowaniu rzek”. Ha ha ha.
Niestety, efektywne protestowanie to wielka sztuka, umiejętność i zaangażowanie. I znowu: W Niemczech próba ochrony kawałka lasu (Hambacher Forst) wystylizowanego na puszczę być może skończy się sukcesem nie przez protesty tylko przez wypadek i śmierć dziennikarza fajtłapy. Zaskakujące.
Chcialbym miec w rzece czysta wode. Tak nie jest i tak byc nie moze. Nowoczesnie zanieczyszczenia rzek nie sa eliminowanie przez stacje oczyszczania sciekow i uzdatniania wody. Pijemy wiec wode z kranu zanieczyszczona antydepresantami, betablokerami czy estrogenami. Chyba tylko poziom Viagry jest niski.
Czesto, zielone technologie, maja powazne uboczne skutki dla eco-sfery.
Kiedys, przegladajac tematy Departamentu Energii USA dla malego businessu, natrafilem na potrzebe monitoringu tlenu w wodzie, w poczatkowych odcinakach rzeki tuz za jazami (spustami) hydroelektrowni.
Otoz okazalo sie, ze ryby dostaja tz embolizmu (dr Panka poprosze o glebsze wyjasnienie) w wyniku przebywania w wodach supernasyconych tlenem. O stronie fizykochemicznej jak dochodzi do supernasycenia nie bede nudzil, niemniej problem okazuje sie powszechny, rowniez w Chinach.
https://www.nature.com/articles/s41598-018-28360-7
Panie Piotrze dzieki, za zamieszczone memorandum PTH.
W przypadku ryb w polskiej literaturze ichtiologicznej mówi się o chorobie gazowej. Wywołują ją różne gazy, nie tylko tlen. Z tego, co wiem, najczęściej przyczyną jest azot, a więc nieco podobnie jak w chorobie kesonowej.
W każdym razie, chodzi o to, że gdy jest dużo gazu w wodzie, tworzy on bąbelki. Przyczyny przesycenia dowolnym gazem są podobne – albo dość szybkie podgrzanie wody – im wyższa temperatura, tym rozpuszczalność gazów jest mniejsza, albo silne zawirowania zasysające powietrze do wody. W przypadku tlenu może też być to wynikiem wzmożonej fotosyntezy.
Epizody przesycenia gazem są zwykle dość krótkie i lokalne, ale wystarczają do tego, żeby bąbelki gazu utworzyły zatory w naczyniach krwionośnych ryb ze skutkiem śmiertelnym.
PS. W pewnym momencie, zajmując się pracą zawodową, przestałem posuwać swój przewód doktorski, więc tytułowanie mnie doktorem jest wciąż na wyrost.
W chorobie kesonowej dekompresja powoduje powstawanie babelkow azotu w tkankach organizmu. Efektem tego jest ich fizyczne uszkodzenie. Tlen nie jest implikowany w powstawanie choroby kesonowej. Nie znam sie na rybach. To co pisze odnosi sie do ludzi.
@ panek @ Slawomirski ->
chorobe gazowa wywołują różne gazy, nie tylko tlen.
istotnie, ta cytowana publikacja dotyczyla tlenu.
Ten projekt DOE o ktorym wyzej pisalem, rowniez dotyczyl metod monitorowania tlenu. Moze dlatego ze tlen troche latwiej jest wykrywac niz azot.
Kiedys w moim akwarium (mortarium) slonowodnym z koralami widzialem i zmierzylem super-saturation tlenem(sensor nie mierzyl azotu), spowodowane duza fotosynteza, lampy sie nie wylaczyly i algi pracowaly jak glupie.
Ale powracajac do hydrologii, to czy sa jakies rozsadne pomysly jak polaczyc ekologie z transportem rzecznym?
O ile pamietam, to jest projekt EU i sa fundusze aby utowrzyc pan-europejskie polaczenia rzeczne.
Czy choroba gazowa istnieje?
Mysle ze bardziej zdefiniowane nazwy okreslaja temat dyskusji precyzyjniej. Termin choroba gazowa nic mi nie mowi.
Aniol Stroz AI Google podaje: -> gas bubble disease
Acute gas bubble disease manifests as acute mortality and may occur in minutes. Eggs float to the surface and fish may show hyperinflation of their swim bladder, cranial swelling, exophthalmos, blindness, swollen gill lamellae, pneumoperitoneum or gass bubbles in the yolk sac. Up to 100% of fish may die.
Chronic gas bubble disease results in a few mortalities, hyperinflation of the swim bladder, emboli in the gastrointestinal tract and mouth, and secondary infections which can lead to higher mortality rates.
Swoja droga ciekawe, i warte sprobowania czy dostajemy podobne rezultaty z wyszukiwarki Google – moje przychodza natychmiast i 90% na temat. Ale czasem dobre odpowiedzi dostaje dopiero po dniu. AI musi sie namyslec i poszperac w internecie.
„… jest projekt EU i sa fundusze aby utowrzyc pan-europejskie polaczenia rzeczne.”
Tak tak. I wtedy flisacy będą tratwami rozwozić bułki do Biedronki. Takie chyba zresztą są marzenia aktualnej władzy.
A mnie interesuje, czy bardziej opłacalny jest transport konny (może wołami) czy rzeczny. I niech mi nikt nie pisze o Renie i Niemczech. Bo jeśli uwzględnić straty powodziowe i koszty (de)regulacji w obie strony to wątpię. No chyba, że do pracy jeździ się kajakiem a nie samochodem czy pociągiem.
Plany można obejrzeć np na takich mapach: https://www.gov.pl/gospodarkamorska/rodladowe-drogi-wodne
Jak widać, wystarczy uregulować Prypeć, osuszając przy okazji tamtejsze bagna (swoją drogą, już jest białoruska ocena oddziaływania na środowisko, podobno entuzjastycznie do tego się odnosząca), uregulować Bug, przywracając plany jego kaskadyzacji (Zalew Zegrzyński miał być tylko najniższym punktem kaskady), a jeśliby były jednak problemy z obszarami Natura 2000, przekopać kanał od okolic Garwolina do Brześcia, wybudować 10 (lub w tym drugim przypadku trochę więcej) zbiorników na dolnej i środkowej Wiśle.
To, że trzeba na nowo przerobić Odrę, bo na razie jest przewidziana na mniejszy ruch, to swoją drogą. Przy okazji oczywiście trzeba będzie przerobić mosty drogowe i kolejowe, żeby ich wysokość nad barkami spełniała wymogi.
Przy tym budowa kanału Dunaj-Odra-Łaba, Śląskiego (Górna Odra-Górna Wisła) i budowa zbiornika przy Niepołomicach, to już pikuś.
Panie Piotrze,
dzieki za informacje – bedac poza Europa trudno mi sie do tego projektu ustosunkowac.
A jak widza i oceniaja projekt eco-bio-hydrolodzy?
Jakie argumenty za a jakie przeciw?
Rozumiem, ze wiecej przeciw.
Oraz jak wyglada problem wod gruntowych i wody studziennej w poludniowej Polsce?
Ponizej znalazlem ciekawa publikacje dotyczaca hydroelektrowni i ochrony ryb
Shelter construction for fish at the confluence of a river to avoid the effects of total dissolved gas supersaturation autoratwa Xia Shena, Ran Lia, Juping Huanga, Jingjie Fenga Ben, …
Ecological Engineering Vol 97, Dec. 2016, Pages 642-648
Co hydrobiolodzy, to wiadomo z przytoczonej uchwały. Ja parę razy tu pisałem coś na ten temat. Natomiast więcej argumentów zebrano tu: https://naukadlaprzyrody.pl/category/wody-i-mokradla/
ten link przez Pana podany https://naukadlaprzyrody.pl/category/wody-i-mokradla/ powinein odwiedzic kazdy.
Bazujac na doswiadczeniach u nas w USA takie projekty musza byc poddane rygorystycznym studiom – przynajmniej tak jest w Kaliforni.
Rozumiem ze EU oddala sprawe w rece krajow czlonkowskich w celu przeprowadzenia studiow, ale jestem pewien, ze istniaja tez procedury prawne w EU, ktore w przypadku naruszania lub blokowania opinii srodowisk hydrologicznych, moga byc uruchomione w celu dopuszczenia opinii ekspertow.
Moge jedynie sugerowac, aby uchwala hydrologow zainteresowac Euro poslow i poprosic ich o pomoc.
Projekt jest przeciez za pieniadze EU.
Bylo by tez chyba pomocne aby opublikowac taki list z prosba o interwencje w Polityce
Zycze powodzenia.
W UE i Norwegii te sprawy reguluje ramowa dyrektywa wodna. Ona jest trochę rozdwojona. Z jednej strony wskazuje rygorystyczne wymogi, które rzeki i jeziora mają osiągnąć do końca 2015 r. – w zasadzie mają być bliskie naturalnym. Jak każdy mieszkaniec ww obszarów może sprawdzić, wyglądając za okno, coś nie do końca wyszło. Częściowo ze względu na furtkę, mówiącą, że kraj może dla niektórych wód przyjąć plan przesunięty o sześć albo dwanaście lat, bo wiadomo, że nie wszystko da się zrenaturyzować tak szybko. Kraje, które podeszły do sprawy poważniej i pragmatyczniej, zastosowały tę furtkę w większości przypadków, więc na razie są kryte (np. Niemcy), kraje, które sprawę zbagatelizowały (np. Polska) w zasadzie powinny zostać pociągnięte pod trybunał, ale jakoś komisja się do tego nie pali. (W kolejnym cyklu planistycznym Polska zorientowała się, że w sumie z tej furtki można skorzystać i już trochę w tę stronę poszła). Najbardziej jaskrawym przykładem zapisu w RDW, który od razu był pobożnym życzeniem, a nie przepisem do egzekwowania jest ten mówiący, że biologiczne metody oceny stanu wód z różnych krajów mają być zinterkalibrowane w 18 miesięcy. Właśnie mija 18 lat od uchwalenia dyrektywy i dopiero można powiedzieć, że przypadki niezinterkalibrowane są marginalne.
Z drugiej zaś strony dyrektywa wprowadza pojęcie „wód sztucznych i silnie zmienionych”. Są to kanały, zbiorniki zaporowe i rzeki skanalizowane, które służą takim czy innym celom gospodarczym. Jako że nie da się pełnić funkcji gospodarczych jako zbiornik zaporowy, droga wodna, port itd. i być ekosystemem prawie naturalnym, w takim przypadku RDW nie oczekuje, że dana rzeka czy jezioro będzie w dobrym stanie ekologicznym, a w dobrym potencjale (cokolwiek ten potencjał ma znaczyć). Jeżeli zarząd gospodarki wodnej uzna, że w dobrym potencjale nyskiego i otmuchowskiego zbiornika zaporowego nie mieści się wymóg przepławki dla ryb, bo konstrukcja zapory by na tym ucierpiała, to może tak uznać. Jeżeli zarząd autostrad wodnych uzna, że nie można w Renie spodziewać się jesiotrów i bezkręgowców, które z niego ustąpiły sto lat temu, bo stałe kilwatery i potrzeba utrzymywania poziomu wody odpowiedniego dla zanurzenia dla barek z kontenerami uniemożliwiają ich życie, to w kryteriach dobrego potencjału ich nie będzie. Silne przekształcenie tego typu to nawet nie musi być kanalizacja czy zapory, to także obwałowania. A obwałowania będą wszędzie, gdzie ktoś kiedyś postawił dom w dolinie. Przy ustalaniu potencjału dla paryskiej Sekwany nikt nie będzie brał pod uwagę potrzeb lasów łęgowych, skoro są tam teraz bulwary.
Jak można się domyślić, większość dużych rzek na zachód od Wisły jest uznana za silnie zmienione i nie musi być doprowadzona do prawie naturalności, a niemała liczba rzek mniejszych też (np. pełniąc funkcje rowów melioracyjnych).
Większy problem zarządzający gospodarką wodną mają, gdy chcą zrobić coś nowego. Wtedy jest przewidziana procedura oceny, czy inwestycja pogorszy stan, a jeśli tak, to czy rozważono wszystkie alternatywy itd. W poprzednim cyklu planistycznym polscy zarządzający podeszli do tego tak nonszalancko, że unia cofnęła wypłaty pieniędzy na cztery duże tego typu inwestycje i trzeba było sprawy łatać i sztukować dokumentację po fakcie, a na inne inwestycje na kilka lat wstrzymała, aż poprawiono trochę papiery. Trzeba przyznać, że zarządzający wodami uczą się na błędach, a i eksperci, którym zlecają różnego typu opracowania też.
Kwestia jest natomiast jeszcze w tym, że unia jest organizacją, a nie państwem i ma różne dyrektywy, konwencje, programy itp., które niekoniecznie są spójne. Są dwie dyrektywy ochroniarskie – ptasia i siedliskowa (choć dotycząca też gatunków organizmów innych niż ptaki), które mogą stać w poprzek planom, które dałoby się przyjąć na podstawie RDW czy dyrektywy powodziowej. Słynny przykład z wiosny tego roku to zatopienie lęgów ptaków w obszarze Natura 2000 w dolinie Wisły spowodowane podniesieniem poziomu wody na potrzeby jednej barki. Znamienne jednak jest, że gdy rozmawiałem o tym ze swoimi kolegami z zachodniej części Unii, to wyrazili oni swoje oburzenie z jednoczesnym fatalizmem, że owszem, żegluga zawsze ma pierwszeństwo.