Zaburzenia w orientacji
W dawnych czasach uznawano homoseksualizm za przestępstwo (już w XI w. przed naszą erą). Nie tak dawno w faszystowskich Niemczech już samo niezgodne z dobrem Narodu patrzenie mężczyzny na mężczyznę było zakazane.
Współcześniej homoseksualizm traktowano jako zaburzenie psychiczne. I wersja DSM (Diagnostic and Statistic Manual, jedna z dwóch najważniejszych klasyfikacji zaburzeń psychicznym) umieszczała go wśród socjopatycznych zaburzeń osobowości, zwracając uwagę na „względy społeczne i dostosowanie się do dominującego środowiska”. Kolejna wersja DSM postępowała podobnie, jednak w latach 70. homoseksualizm został z DSM usunięty. Z drugą wielką klasyfikacją ICD pożegnał się znacznie później, w 1990 r. Skoro nie ma tu mowy o zaburzeniu, skąd wykazywany w badaniach gorszy stan psychiczny osób nieheteroseksualnych?
W przeszłości robiono badania, z których wynikało, że każda osoba homoseksualna cierpi na jakieś inne (jako że homoseksualizm również tak klasyfikowano) zaburzenie psychiczne. Skąd takie wyniki? Kiedyś czytałem, że jeśli dysponujemy dowolnie dużą grupą odbiorców, każdy żart zostanie przez kogoś wzięty na poważnie. To jednak nie jest żart: otóż rzeczone badania robiono… w szpitalach psychiatrycznych. Tzn. bierzemy grupę gejów ze szpitala psychiatrycznego i oceniamy, że każdy z nich jest… zaburzony psychicznie! Logiczne? To tzw. pierwsza fala badań nad zdrowiem psychicznym osób nieheteroseksualnych.
Druga fala to już lata 70. – okres depatologizacji. Osób badanych szukano m.in. w pubach (tak, możemy się spodziewać wykrycia nadmiernego spożycia alkoholu. Może zrobimy tutaj sondę – kto z Państwa używa czasem internetu?).
Ale nadeszła trzecia fala badań – przypadająca na ostatnią dekadę ubiegłego wieku. Wiarygodność badań znacząco wzrosła, poprawiono niedoróbki metodologiczne. W dalszym ciągu częstość zaburzeń psychicznych (zwłaszcza depresyjnych lub lękowych) była wśród osób homoseksualnych większa niż wśród heteroseksualnych (OR, czyli iloraz szans, około 2). Jak to wytłumaczyć?
Odpowiedź przychodzi z badań nad stresem. Z rozważań nad nerwicą wojenną, a następnie stresem społecznym wywodzi się pojęcie stresu mniejszościowego – jako doświadczenia specyficznego dla osób zaliczających się do mniejszości – religijnych, etnicznych, związanych ze stanem zdrowia, ale także seksualnych. Wiąże się on z dyskryminacją, niższym statusem społecznym osób należących do mniejszości, konfliktu między stylem życia czy wartościami osoby z mniejszości a tymi dominującymi w danej społeczności. Większość odrzuca mniejszość, inność; stygmatyzuje ją, zyskując wzmocnienie więzi w grupie większościowej. Model stresu mniejszościowego Meyera zwraca uwagę na stresujące wydarzenia zewnętrzne, oczekiwanie takich wydarzeń przez przedstawicieli mniejszości oraz internalizację (przyjmowanie za własne) większościowych, negatywnych przekonań przez mniejszość. Później dodano ukrywanie się. To właśnie stres mniejszości wini się obecnie za powstawanie zaburzeń psychicznych u członków mniejszości.
Osoby homoseksualne narażone są na stres mniejszościowy bardziej niż inne mniejszości. Nasuwający się przykład mniejszości, środowiska imigrantów, trzymają się razem, tworzą własne zbiorowiska, w których rodziny żyją wspólnie, wspierając się (jedną z najbardziej zagrożonych grup imigrantów są nieletni bez opieki, pisałem o tym kiedyś). Podobnie wspierają się członkowie grup religijnych – i u nich często cała rodzina wchodzi w skład danej grupy.
Zupełnie inaczej jest w przypadku osób nieheteroseksualnych. Wywodzą się one zwykle z heteronormatywnego środowiska, w którym heteroseksualność jest czymś normalnym i oczywistym – dla ich rodzin, znajomych, współpracowników. Rodzina często nie daje temu innemu żadnego wsparcia, niekiedy wręcz przeciwnie – nie akceptuje orientacji seksualnej niezgodnej z najczęstszą w populacji. Jest jeszcze jedna różnica – osoba homoseksualna stoi przed decyzją, czy ujawnić swą orientację – również przed bliskimi. Osoba czarnoskóra żyjąca wśród białych nic ujawniać nie musi. Muzułmanka zakryta od stóp do głów może spotkać się z nietolerancją na ulicy, ale w domu najczęściej nic jej nie spotka za eksponowanie swej wiary.
Co więcej, brak jawnie głoszonych poglądów homofobicznych nie oznacza wcale braku przemocy czy dyskryminacji. Istnieje pojęcie mikroagresji, używane początkowo do opisu sytuacji Afroamerykanów. Mikroagresja obejmuje mikronapaści, mikrozniewagi i mikrounieważnienia. W literaturze podnosi się, że obecna jest ona również w działaniach profesjonalistów mających w zamyśle nieść osobom homoseksualnym pomoc. Cóż, myślenie zmienia się powoli.
Tak czy inaczej wedle współczesnych badań orientacja inna niż heteroseksualna pozostaje wśród czynników ryzyka niektórych zaburzeń psychicznych. Nie stanowią one jednak immanentnej cechy samej orientacji, ale w znacznej mierze wynikają z czynników środowiskowych.
Bibliografia:
- Kowalczyk R, Tritt RJ, Lew-Starowicz Z: LGB. Zdrowie psychiczne i seksualne. PZWL, Warszawa 2016
Ilustracja: Tęcza, © Andrew Dunn, na licencji Creative Commons – Uznanie autorstwa 2.0, dostępne na Wikimedia Commons
Komentarze
Proszę, trzeba było naukowo zbadać, co widać jak na dłoni. Ukrywanie orientacji, poczucie odrzucenia ze strony bliskich i społeczeństwa, problemy z outingiem, jawne prześladowania, wyczuwana (mikro-)agresja. Jak tu nie mieć problemów ze snem, stanów lękowych, nerwic… Aż jakiś geniusz profesorski musi wpaść na pomysł: Aha, to od stresu 😎 Dobrze, że zajęło to tylko kilkadziesiąt lat 🙄
Jedna uwaga – o ile można znaleźć przykłady kultur negatywnie traktujących homoseksualizm to równie liczne są przykłady akceptujące takie zachowania, ba nawet mające do nich pozytywny stosunek antyczna Grecja, czy generalnie Wschód.
A ja pytam .Panie BOże -dlaczego niedoróbki w tworzeniu człowieka ,są przyczyną dramatów życiowych.
Skoro rzecz dzieje się na blogu naukowców (co z tego że szalonych; a którzy nie są?), to byłoby chyba nie od rzeczy domagać się niejakiej ścisłości sformułowań wyrażającej się używaniem kategorii nieco bardziej mierzalnych w opisie omawainych zjawisk. Mnie na przykład zaciekawił termin ‚mikroagresja’ zastosowany bez należytego odniesienia do jakiegokolwiek wzorca . Zatem, jakiej wielkości/małości musi być agresja, aby można ją było uznać za mikro? Bo jeżeli jej natężęnie miałoby wynosić na przykład 0.00000001 mF (milifoba), to właściwie nie byłaby to tak naprawdę żadna agresja. Dla porównania 15.7 milifoba odpowiada agresji doznawanej od pojedynczej pijanej pchły szacharjki (dowolnej orientacji).