Animalkulizm, Onan i różnica między coitus interruptus a amplexus reservatus

Znowu głośno o aborcji. Znowu trudno pośród przekrzykiwania się usłyszeć cokolwiek o sednie sprawy. Choć jak się posłucha, poszuka, argumenty można znaleźć ciekawe. Kiedyś słyszałem z grubsza taki: jeśli w trakcie pożaru mógłbyś wynieść 100 tys. zapłodnionych komórek jajowych albo jedno dziecko, co byś wybrał?

Niektórzy idą jeszcze dalej: mając do wyboru uratowanie 100 tys. plemników albo jednego dziecka, co byś wybrał? Argument działa trochę na zasadzie reductio ad absurdum, wykazania może nie absurdalności, ale nieprawdziwości wniosku wynikającego z danej przesłanki. Skoro jej przyjęcie prowadzi do wniosku, którego nie sposób przyjąć, to i przesłanki przyjmować nie należy. Ale czy naprawdę pozostawiona odbiorcy argumentu do samodzielnego sformułowania konkluzja jest aż tak niemożliwa? Dzisiaj przypisywanie jakichkolwiek praw plemnikom pachnie absurdem. Kiedyś jednak było inaczej.

Na myśl przychodzi w tym kontekście zwykle biblijny Onan, ale to akurat nie jest najlepszy przykład. Jakoś przylgnęła do niego łatka osoby skazanej przez Boga na śmierć za marnowanie nasienia. Tymczasem autorowi Księgi Rodzaju chodziło najprawdopodobniej o coś zupełnie innego. Otóż Onan rzeczywiście marnował nasienie, ale chodzi o to, że wedle obowiązującego prawa nie własne.

W starożytności przykładano dużą wagę do pamięci o człowieku. Mawiano, że człowiek żyje tak długo jak pamięć o nim. Piramidy egipskie miały nie tylko zapewnić nienaruszalność ciała, którego przetrwanie było warunkiem koniecznym życia pozagrobowego (i stąd mumifikacje), ale też były gwarantem pamięci o władcy wśród potomnych. Nie każdego było oczywiście stać na takie upamiętnienie i dlatego pamięć zachowywali najczęściej potomkowie. To oni mieli za zadanie pamiętać imiona przodków.

W Biblii bardzo często pojawiają się rodowody wywodzące poszczególnych bohaterów nawet od Adama i Ewy. Dzieci oznaczały błogosławieństwo, bezdzietność – przekleństwo (do tej pory mawiają w Indiach: „Obyś była matką tysiąca synów”). Jeśli więc ktoś nie dochował się potomka, kto miał za zadanie zagwarantować jego pamięć? Takie przypadki chroniło prawo lewiratu. Otóż w przypadku bezpotomnej śmierci starszego brata młodszy brat był obowiązany wziąć jego żonę i spłodzić mu syna. Pierwszy syn z tego związku był prawnie uznawany za syna zmarłego bezpotomnie starszego brata. I oczywiście trzeba było wychowywać go, łożyć na niego. Jeśliby kto nie zgodził się wziąć wdowy za żonę, winna ona splunąć mu w twarz i zdjąć mu z nogi sandał. Oznaczało to hańbę na całą okolicę – jego dom miał się stać znany w Izraelu jako dom tego, któremu zzuto sandał.

Starszy brat Onana zmarł bezpotomnie. Onan wziął więc za żonę wdowę imieniem Tamar, jednak nie chciał spłodzić z nią dziecka, które byłoby formalnie nie jego. Stosował więc stosunek przerywany – coitus interruptus – wylewając nasienie na ziemię. Tylko że miał on obowiązek nasieniem tym spłodzić syna swemu bratu, nie mógł nim dowolnie dysponować. Łamiąc prawo lewiratu, skazywał jakby na śmierć pamięć brata. Co więcej, skoro wziął kobietę za żonę, najmłodszy z braci i inni mężczyźni z rodziny również nie mogli dopełnić względem niej prawa. Dlatego spotkała go śmierć, nie tylko za marnowanie spermy.

Poglądy rozwijały się dalej. I w średniowieczu rzeczywiście uznawano coitus interruptus za przestępstwo gorsze od kazirodztwa. Jeśli bowiem uznamy, że mężczyzna jest dawcą życia, że zasiewa życie w ciele kobiety, która jest bierna, przyjmuje je, stanowi coś w rodzaju żyznej gleby, to marnowanie tegoż życia, a więc życiodajnego nasienia, jest zbrodnią, przestępstwem na szkodę tych, którzy mieliby się z tego nasienia urodzić.

Powszechnie zaliczano więc stosunek przerywany do najcięższych grzechów. W przypadku kazirodczego stosunku dopochwowego nasienie trafiało tam, gdzie powinno, a więc się nie marnowało. Powie ktoś, że trudno mówić o zaszkodzeniu komuś, kogo nie ma? Niby preegzystencję dusz, o której pisał Orygenes, odrzucono, ale o potencjalności i dzisiaj się słyszy. Że z bytu nie wynika powinność? To stwierdzi dopiero Hume w swoim czasie. Że to wszystko brzmi absurdalnie? I dzisiaj słyszy się o rakotwórczym działaniu środków zabezpieczających kobietę przed chroniącym ją rzekomo kontaktem z nasieniem.

Co bardziej liberalni teologowie dopuszczali natomiast sytuację, w której mężczyzna stosuje stosunek wstrzymywany, czyli amplexus reservatus. W końcu nasienie pozostaje tam, gdzie jest mu przeznaczone miejsce. Nie marnuje się (o pollucjach jakoś się nie słyszało, czyżby nikt się nie przyznawał?). Inni twierdzili, że jednak z uwagi na naturalną funkcję aktu płciowego, czyli spłodzenie potomka, i amplexus reservatus się nie godzi.

Gdy odkryto plemniki, wyglądające jak małe, ruchliwe zwierzątka w nasieniu, animalcula, włączono je w ten pogląd. Plemnik zawierać miał miniaturową istotę ludzką, już w pełni ukształtowaną, którą dostarczał do jaja kobiety, które stanowiło znowuż odpowiednie dlań środowisko rozwoju. To to samo co było wcześniej, tylko dopasowane do nowych odkryć. Pogląd taki nazwano animalkulizmem.

Dziś wiadomo, że żaden miniaturowy człowieczek w plemniku by się nie zmieścił. Otóż kiedyś, dawno temu, wszystkie gamety były takie same. Jednak ewolucja faworyzowała te większe – zawierające więcej substancji odżywczych dla nowego organizmu. Gamety rosły i w końcu zawierały tyle substancji odżywczych, że spokojnie zapasy pojedynczej wystarczały do prawidłowego rozwoju zarodka, nim nie zaczął jeść samodzielnie. Jednak duża komórka to powolna komórka. A jakoś trzeba się spotkać, by stworzyć wspólną zygotę…

To teraz załóżmy, że pewien osobnik produkuje gamety małe, sprawnie się poruszające. To one pierwsze znajdą gamety, z którymi się połączą. Dwie małe nie będą miały wystarczającej ilości zapasów, by wyżywić zarodek. Część trafi jenak na te przerośnięte i wnosząc niewielką tylko ilość substancji odżywczych, osiągnie sukces. Zapewniając również dużym gametom to, że nie musząc się ruszać (będą znalezione), będą mogły rosnąć jeszcze bardziej.

Dobór będzie więc faworyzował przesadnie duże, acz wolne gamety z jednej strony, a z drugiej małe, szybkie, sprawnie poruszające się. Powstaną makrogamety i mikrogamety. Pierwsze jako jedyne dostarczają materiały odżywcze (i, na skutek pewnych aspektów mechanicznych, mitochondriów), drugie mają dowieść do tych pierwszych brakującą połowę jądrowego materiału genetycznego. Strategia na jakość: upchać wiele zapasów do nielicznych komórek. Strategia na ilość: upchać materiał genetyczny i tylko to, co zapewnia ruch, do jak najmniejszych, jak najruchliwszych, jak najliczniejszych, bo tanich komórek – żaden miniaturowy człowieczek się nie zmieści. W plemniku. W głowach dyskutujących o nim ludzi mieści się jak widać znacznie więcej.

Ilustracja: Nicolas Hartsoeker, Spermatozoon. Homunculus. W: Essay de dioptrique, 1694. Wikimedia Commons, licencja CC BY 4.0