Dane z pospolitego ruszenia

Nieraz już pisałem, że będąc w terenie przy okazji zupełnie innych zajęć, choćby wakacji, można dokonać obserwacji przyrodniczych. Dla własnej przyjemności, ale nie tylko.

W erze punktozy biolodzy nie za bardzo mogą się zajmować tym, czym się zajmowali kiedyś, tj. notowaniem miejsc występowania gatunków. Różnego typu atlasy występowania bazują na danych sprzed lat. Kiedyś zrobienie takiego atlasu wymagało przedzierania się w bibliotece przez czasopisma i książki, w których ktoś publikował notatki faunistyczne/florystyczne. Dziś zrobienie artykułu przeglądowego też tego wymaga, choć już część biblioteczna w dużej mierze przeniosła się do zasobów internetowych.

Jak jednak napisałem, dziś mało któremu naukowcowi chce się publikować notatkę o nieoczywistym miejscu obserwacji jakiegoś gatunku. Ale przecież nie wszystko wymaga udziału naukowców. Owszem, rozpoznanie większości gatunków zwierząt, roślin czy grzybów wymaga dobrej znajomości cech diagnostycznych i umiejętności zidentyfikowania ich na podstawie kluczy (których zwykle laicy nie mają). Ale rozpoznanie choćby zaskrońca czy rzekotki dla amatora nie jest trudne.

Z tego założenia wyszli herpetolodzy z Instytutu Ochrony Przyrody PAN. Od paru lat na witrynie internetowej Instytutu jest atlas gadów i płazów. Ale nie tylko, jest też adres, pod który można słać własne obserwacje. Specjaliści te informacje weryfikują (najlepiej wysłać zdjęcie) i po jakimś czasie w atlasie może pojawić się nowa kropka. Wiem, że to działa, bo sam coś zgłosiłem. Nie miałem zdjęć, ale być może specjaliści uznali, że wyglądam na osobę, która nie pomyli ropuchy zielonej czy zaskrońca zwyczajnego z niczym innym. Przypuszczam, że zgłoszenia żółwia błotnego są bardziej podejrzane, bo wiele osób myśli, że go widzi, widząc wypuszczone na wolność żółwie ozdobne. Te obserwacje oprócz IOP PAN można zgłaszać też organizacji zajmującej się zwalczaniem tego inwazyjnego gatunku, czyli PTOP Salamandra.

Pisałem już o tym, że można zgłaszać zaobserwowane obrączki. W tym przypadku też nie trzeba być specjalistą – ja dużych mew nie rozróżniam, ale system obrączkowania raczej powinien pozwolić ustalić, czy dany numer założono mewie siodłatej czy romańskiej.

Ostatnio akcję inwentaryzacji raków podjął blog Małe rzeki. Można przysyłać informacje o spotkanych rakach. W większości będą to oczywiście doniesienia o raku pręgowatym, który występuje obecnie w Polsce wszędzie, także w wodach o nie najlepszej czystości.

Z kolei inny badacz Damian Zieliński zwrócił się z prośbą o przysyłanie informacji o spotkanych modliszkach. Obecnie, w znacznej mierze dzięki już zauważalnemu ociepleniu klimatu, te owady stają się coraz powszechniejsze w Polsce. Może o tym świadczyć choćby to, że w grupie facebookowej mieszkańców jednej z warszawskich dzielnic okazało się, że na tym stosunkowo niewielkim obszarze niespecjalnie kojarzącym się z dziką przyrodą modliszkę spotkało niedawno co najmniej pięć osób.

To właśnie Facebook staje się coraz bardziej platformą wymiany takich informacji. Są grupy przyrodnicze, gdzie ludzie się nimi dzielą. Zdarza się też, że ktoś po prostu wrzuca zdjęcie z wakacji, a ktoś inny rozpoznaje coś ciekawego. Są już przypadki, gdy takie zdjęcie stało się podstawą odkrycia nowego dla nauki gatunku.

Oczywiście, nic nie zastąpi specjalistów. Często różne informacje trzeba zweryfikować i nie da się tego zrobić na podstawie zdjęć. Facebook (ale i innego typu fora) pozwala na doszkolenie się w rozpoznawaniu bardziej charakterystycznych gatunków, ale pokazuje też, jak bardzo ludzie mają potrzebę popisania się swoimi mniemaniami. Bardzo często ktoś wrzuca zdjęcie z prośbą identyfikacji i dostaje kilka odpowiedzi kompletnie błędnych. Pół biedy, gdy wrzuca zdjęcie gatunku nierozpoznawalnego na pierwszy rzut oka (są gatunki, które rozpoznaje się np. dopiero po rozbabraniu wnętrzności), i dostaje odpowiedź w miarę prawdopodobną (skoro coś może być równie dobrze bździągwą zwyczajną i bździągwą pospolitą, albo i bździągiewką zwyczajną, to podpisanie takiego zdjęcia jedną z tych trzech nazw niczemu nie szkodzi, choć oczywiście do uzupełnienia atlasu rozmieszczenia konkretnego gatunku się nie nada). Gorzej, że często ludzie bez zastrzeżenia, że mogą się mylić, taką bździągwę określą jako skądinąd mało podobnego bździągwielca.

To, o czym piszę, bywa określane jako nauka obywatelska. To nie specjaliści dostarczają dane, tylko zwykli ludzie. Zresztą bywa, że takie zgłoszenia pochodzą też od naukowców, tylko z innych dziedzin. Znanym blogerem-naukowcem promującym naukę obywatelską jest Stanisław Czachorowski. On sam jest specjalistą od chruścików, a więc grupy owadów, których raczej bez szkła powiększającego, a często i skalpela, nie da się oznaczyć do gatunku. Zatem ma małe szanse na dostanie dokładnych informacji od laików. Za to sam dostarczył informacje o występowaniu pewnego niedającego się pomylić z niczym glonu do cudzej publikacji, która mam nadzieję niedługo się ukaże.

Zatem zachęcam do rzucenia okiem na zwierzęta, rośliny i grzyby, które spotkamy przypadkiem (na pierwotniaki, bakterie czy chromisty raczej ciężko rzucić okiem) i sprawdzenia, czy akurat ktoś nie poszukuje informacji o ich występowaniu. Nie dostaniemy za to punktów naukowych, a nieraz nawet nie zostaniemy wymienieni jako jeden z setki dostarczycieli danych, ale dla własnej małej satysfakcji. Zawsze to mała rzecz, a cieszy.

Piotr Panek
ilustracja: KimvdLinde, licencja CC-BY-SA 3.0