Migranci
Sylwester wypada w środku zimy (niekoniecznie „w środku” należy rozumieć jako „w połowie”, zwłaszcza że jak pisałem rok temu, teraz z tym zakresem czasowym termicznej zimy bywa różnie), a więc w czasie, gdy wiele ptaków zimuje w parkach i zostaje zaskoczone kanonadą fajerwerków. Czasami na kilka pierwszych dni nowego roku za moim oknem liczba ptaków drastycznie spadała, co oznacza, że był to dla nich czas ponadprogramowej migracji.
Mewę śmieszkę, która jest na zdjęciu powyżej, zobaczyłem mniej więcej w takich okolicznościach – był to 2 stycznia w Gdańsku, przy ujściu Potoku Oliwskiego, a więc w miejscu zdecydowanie synantropijnym. Zatoka Gdańska to miejsce, gdzie zimuje wiele ptaków latem żyjących dalej na północy lub wschodzie, więc ta śmieszka mogła okazać się np. migrantką z głębi Rosji albo Skandynawii. Z drugiej jednak strony to zwykła śmieszka, a nie edredon czy lodówka, więc równie dobrze mógł to być ptak nieopuszczający Trójmiasta od pisklęcia.
To drugie jest całkiem prawdopodobne. Wśród mew, których obrączki udało mi się zaobserwować, jest taka, którą przez kilka lat widywano zawsze między gdańskim Przymorzem a sopockim molem. Oczywiście, to tyle świadczy o niej, ile o miejscach, gdzie bywają obserwatorzy. Np. inną mewę zaobrączkowano w Gdyni, a przez następne kilka lat widywano jakieś 80 razy w Sopocie i kilkanaście razy Gdańsku (a tu tylko w Jelitkowie), ale raz przyłapano ją na wypadzie na pola pod Gniewinem. Tydzień wcześniej i dzień później zaś była w okolicach przystani rybackiej w Sopocie. Gdyby w tym dniu akurat nikt pod Gniewinem jej nikt nie zauważył, jej wyskok 42 kilometry od miejsca zaobrączkowania pozostałby jej tajemnicą.
No więc co z mewą ze zdjęcia? Zaobrączkowano ją 7 stycznia 2007 r. na gdańskiej Oliwie jako dwuletniego osobnika. To niedaleko od miejsca mojej obserwacji, a więc mogłoby przypominać sytuację opisaną wyżej. Owszem, miesiąc później widziano ją w tym samym miejscu, ale potem na parę miesięcy znikła obserwatorom, aż do zauważenia w lipcu nad Zatoką Pomorską. Być może tam przezimowała, bo kolejne stwierdzenie to marzec 2008 r. w Świnoujściu.
Po kolejnej przerwie okazało się, że wróciła nad Zatokę Gdańską, gdzie mniej lub bardziej regularnie jest widywana od października 2010 r. do dziś. Tyle że w lipcu 2015 znowu odwiedziła Zatokę Pomorską, choć raczej nie na długo. Przedostatnia (tzn. poprzedzająca moją) obserwacja to ujście Potoku Oliwskiego w połowie grudnia 2015, a więc ewentualne fety sylwestrowe jej nigdzie nie wygnały.
Z moich, przyznajmy, nieprzesadnie licznych zarejestrowanych ptaków ona jest jak dotąd najbardziej skora do dalekich wypraw. Co prawda mam na liście mewę srebrzystą zaobrączkowaną poza Polską, konkretnie pod Kłajpedą, ale w linii prostej odległość, jaką pokonała, lecąc do Trójmiasta, jest nieco mniejsza. No i gdy już – właściwie jeszcze jako nieco wyrośnięte pisklę – tam trafiła, właściwie nie zmienia miejsca bytowania. Po kilkanaście razy ją stwierdzano przy przystani rybackiej w Sopocie lub przy sopockim molo i kilka razy na gdańskim Jelitkowie.
W sumie nie ma się co dziwić. Mewy to, w odróżnieniu od choćby rybitw, głównie padlinożercy. Polują słabo, czasem wydłubują oczy fokom, zwłaszcza niedoświadczonym szczeniętom, ale najłatwiej im pożywiać się martwymi rybami. A gdzie łatwiej znaleźć martwe ryby niż w okolicach przystani i całorocznych barów przy plaży? Gdy mewa znajdzie sobie miejsce w takiej okolicy, ma słabą motywację do szukania szczęścia gdzie indziej.
Informacje o zaobrączkowanym ptaku można śledzić na witrynie Krajowej Centrali Obrączkowania, prowadzonej przez Stację Ornitologiczną Muzeum i Instytutu Zoologii PAN w Gdańsku. Nie jest to jednak baza otwarta – normalny dostęp pozwala na śledzenie jedynie tych ptaków, które się samemu zgłosiło. Ponadto taka obserwacja musi być też zweryfikowana przez eksperta stacji. W sytuacji gdy obrączkę założył i zarejestrował ktoś z gdańskiego zespołu, sprawa jest dość prosta. W przypadku ptaków „cudzoziemskich” bywa trudniej. Jak widać na jednym z powyższych przykładów, czasem udaje się zidentyfikować obcego ptaka. Kilka jednak moich zgłoszeń od paru miesięcy oczekuje na weryfikację z adnotacją „brak pierwotnego [stwierdzenia]”. Przyznaję, że weryfikację może utrudnić to, że nie każdą mewę potrafię zidentyfikować po gatunku.
Można próbować szczęścia w innych europejskich bazach. Na przykład niedawno, będąc w Oslo, w parku Bjerkedalen widziałem stado bernikli białolicych, wśród których odczytałem dwie obrączki. Baza norweska, działająca na podobnych zasadach co polska, ujawniła mi, że obie bernikle zaobrączkowano latem 2008 r. pod Oslo (ale w różnych miejscach). Następnie obie zwykle kręciły się po okolicy w zasięgu kilkunastu kilometrów, a moje obserwacje są jedyne w tym konkretnym parku (co jest o tyle zrozumiałe, że park ten stosunkowo niedawno utworzono, odsłaniając niegdyś schowany w gruncie potok Hovinbekken po tym, jak przestał pełnić funkcję komunalnego kanału ściekowego). Co ciekawe, w obu przypadkach brak jest notowań zimowych.
Zatem zwykły obserwator może tylko śledzić historię swoich ptaków. W zasadzie to tylko rozrywka. Ornitolodzy mający dostęp do pełnych baz pewnie mogą wyciągnąć bardziej naukowe wnioski.
Co jednak, gdy nie uda nam się odczytać żadnej obrączki? (Często to niełatwe, choć dobry aparat fotograficzny z przybliżeniem jest bardzo przydatny). Możemy np. śledzić przechodzące przez nasze ręce banknoty euro na witrynie EuroBillTracker. Ptaki migrują zgodnie ze swoimi ptasimi prawami, ale banknoty migrują wraz z ludźmi. Z tego względu obserwacje ich migracji mogą naukowcom przybliżać drogi przemieszczania się ludzi, a to może być wykorzystane choćby w epidemiologii.
Nie robiłem bardzo pogłębionej kwerendy, ale na razie artykuły naukowe chyba bardziej wciąż mówią o tym potencjale, niż naprawdę go wykorzystują. W odróżnieniu od baz obrączkarskich EBT pozwala obserwować nieco więcej. Np. w momencie pisania tego tekstu użytkownik o największej liczbie wprowadzonych banknotów zrobił to ponad 2 miliony razy (od kwietnia 2005 r.) i ma prawie 20 tysięcy trafień (trafienie oznacza, że ktoś inny również zanotował ten banknot). To, że wśród 10 najaktywniejszych użytkowników jest sześcioro Niemców i nie ma osób spoza strefy euro, zaskoczeniem chyba nie jest.
Piotr Panek
fot. Piotr Panek, licencja CC BY-SA 4.0
Komentarze
Śledzenie banknotów jest interesujące, ale do śledzenia migracji ludzi trochę mało wydajne w porównaniu ze śledzeniem szeroko rozpowszechnionych kart płatniczych 😉
Mewa z obrączką z 2007 roku wygląda na niezłą weterankę, której fajerwerki i petardy o zawał nie przyprawiają.
Z ciekawości sprawdziłem moje banknoty euro. Jeden – otrzymany na stacji benzynowej w Niemczech – pochodzi ze Słowacji. Pozostałe – z bankomatu w kraju pozaunijnym – z Niemiec, Irlandii, Włoch, Holandii…
Śledzenie kart kredytowych w kontekście epidemiologicznym ma zasadniczą wadę – można śledzić poszczególnych ludzi, ale nie skutki ich kontaktów. Mogę jeździć po całym świecie (załóżmy jeszcze, że ktoś śledzi transakcje w terminalach, bo zakup kartą kredytową w sklepie internetowym nie mówi nic o mojej osobistej mobilności, choć oczywiście jakiś kurier prędzej czy później fizycznie do mnie dotrze), ale to najwyżej pozwala śledzić moją nadżerkę dwunastnicy, która zostaje ze mną. Natomiast śledzenie jak moje wirusy grypy czy inne prątki Kocha docierają tam, gdzie ja sam nigdy nie pojadę w ten sposób się nie uda. No chyba, że ktoś prześledzi przepływy finansowe, ale te kwestie znam tylko z filmów sensacyjnych i reportaży o bezradności służb, więc nie będę się w nie zagłębiał.
A co do mew, to jednak mój kolega, który dość regularnie obserwuje ptaki w jednym z warszawskich parków, doniósł mi właśnie, że obrączki zanotowanej tuż przed ostatnim Sylwestrem już później nie udało mu się zobaczyć. Oczywiście, to jeszcze niewiele dowodzi. Po pierwsze, w parku tym zimuje kilkaset mew i nie da się ich naraz ogarnąć, więc szansa, że w czasie obserwacji noga z obrączką właśnie jest zanurzona w stawie albo przykryta brzuchem, jest całkiem duża. Poza tym, mewa ta mogła przez ten park przelatywać w poszukiwaniu atrakcyjnego śmietnika i wcale nie zamierzała w nim zostawać na Sylwestra. Niemniej, w parku tym w Sylwestra ptaki zdecydowanie nie mają spokojnej nocy.
@ppanek
W moim przypadku (jak przypuszczalna większość „globtroterów”) podróżując po świecie zostawiam ślady właśnie „karciane”, a lokalną gotówką posługuję się w bardzo nikłym stopniu. Przeglądając wyciągi bankowe mogę bez trudu odtworzyć całą 3-miesięczną podróż po USA wraz z nazwami i adresami hoteli, sklepów, stacji benzynowych etc.
Na pewno mogłaby to zrobić też jakaś CIA czy FBI.
W filmach wiedzą zawsze, czy poszukiwana osoba używała karty kredytowej i gdzie ostatnio 😉
Śledzenie banknotów euro jest interesujące o tyle, że jest to waluta wspólna dla wielu krajów UE, z prawem druku dla 19 z nich i wydawania własnych monet dla dodatkowych czterech. Wobec znajdujących się w obiegu circa 18 mrd banknotów jest to zabawa podobna do totolotka z szansą ponownego otrzymania tego samego banknotu jeszcze niższą, niż trafienie szóstki 😉
Światowy zasięg banknotów euro pozostaje chyba jednak znacznie niższy niż dolarów amerykańskich, chociaż w Kenii odkupiłem za resztę tamtejszych szylingów monety 2-eurowe od molestujących mnie tubylców. Ichnie banki nie przyjmują obcych monet, co powinni uwzględnić turyści rozdający tak „szczodre” napiwki.
Największą różnorodność krajów pochodzenia przypuszczam w miejscach najbardziej „turystycznych” – Rzym, Paryż, Barcelona itp.
Ciekawa była sytuacja w Szwajcarii rok temu, kiedy bank narodowy zaprzestał podtrzymywania kursu frank/euro, kurs euro spadł do 1:1, ludzie rzucili się do bankomatów i punktów wymiany walut, a tam… pusto!
Mimo zgromadzonych przez SNB ponad 500 miliardów euro (!), zabrakło fizycznych banknotów. Dopiero po dłuższym czasie sytuacja ustabilizowała się na tyle, że w kasach było dosyć realnej waluty.
Bankomaty greckie też pozdrawiają 😉
Śledzenie banknotów euro – nie myślałem że coś równie bezsensownego istnieje.
Ciekawi mnie procedura kontroli emisji euro przez kraje członkowskie. Podejrzewam przekroczenia limitów, fałszerstwa banknotów itp. EU padnie wraz z upadkiem euro.
A teraz w Warszawie zauważyłem taką mewę, którą zaobrączkowano już 8 lat temu (a wtedy już była całkiem dorosła) w Gdańsku. Parę razy była w Belgii, parę w różnych miejscach Gdańska (nie było to tylko w blokach czasowych – bywała na zmianę w różnych regionach), a raz na wysypisku w Brodnicy. Można tylko domyślać się, gdzie jeszcze zawędrowała niezanotowana.
„Moja” mewa GRE1P21 ma co najmniej 8 lat (zaobrączkowana w 2011 po 4 roku życia) i raczej za daleko się nie wypuszcza, bo urzęduje głównie w Sopocie (miejscu zaobrączkowania). Już w 3 tygodnie po wypadzie do Ustronia wróciła na stare śmieci (molo w Sopocie).
Jakaś mało ciekawa świata 🙁