Fitoplankton nie pomoże

Od kiedy okazało się, że obliczenia Aarheniusa przewidujące zauważalny wpływ industrializacji na efekt cieplarniany są mocno niedoszacowane, zaczęły się pojawiać pomysły na bardziej aktywne jego odwracanie niż tylko ograniczanie emisji. Pomysły jeszcze radzieckie, żeby w celu przesunięcia na północ granicy upraw, efekt ten dodatkowo wzmacniać, pomińmy.

Jednym z pomysłów wielkiej geoinżynierii jest wzmocnienie asymilacji dwutlenku węgla przez oceaniczny fitoplankton. W tym celu trzeba by użyźnić ocean, bo teraz wzrost ilości dostępnego dwutlenku węgla na nic się zdaje glonom, gdy brakuje im innych biogenów. Tak jak karmienie ludzi samym mięsem i chlebem kończy się szkorbutem z braku witaminy C.

Z naszej nadbałtyckiej perspektywy to wygląda dziwnie. Problemem naszego morza jest przeżyźnienie. Z pól od Niemiec przez Polskę po Rosję – spływają nawozy. Skandynawia ma wkład nieco mniejszy, choć niezaniedbywalny, a pamiętajmy, że też kawał Ukrainy i Białorusi leży w zlewisku Bałtyku. Azotu i fosforu w tym akwenie nie brakuje i co jakiś czas zakwita on sinicami i innymi glonami.

Podobnie jest w innych śródziemnych morzach. Jednak większość oceanu to pustynia. Glonom brakuje tam azotu i fosforu, a najbardziej żelaza. Stąd niektórzy już przeprowadzili eksperymenty z wrzucaniem ni mniej ni więcej jak opiłków żelaza. W skali eksperymentu zadziałało – nastąpił lokalny zakwit, a obumierające glony zabrały część węgla na dno oceanu.

To była stosunkowo niewielka ingerencja w środowisko, ale spotkała się raczej z chłodnym przyjęciem ekologów – zarówno naukowców, jak i działaczy. Biomanipulacja na lokalną skalę – OK, ale geoinżynieria globalna to zabawa ucznia czarnoksiężnika. Choć z drugiej strony próby ograniczenia wielkiego i niekontrolowanego eksperymentu geoinżynieryjnego, jakim jest puszczanie z dymem węgla sekwestrowanego przez setki milionów lat, wiążą się z jeszcze większym oporem. Mądry się zastanawia nad skutkami swoich działań, większość, zwłaszcza mając w perspektywie bliskie zyski – nie.

Niezależnie jednak od przyzwolenia na taki eksperyment w wielkiej skali – może okazać się on mało skuteczny. Niedawno ukazał się artykuł przedstawiający symulację wpływu wielkiego zakwitu na zmianę klimatu. Wnioski są takie, że gęstsza warstwa fitoplanktonu wychwyci część promieni słonecznych, ale też część odbije z powrotem do atmosfery. Część, która inaczej dotarłaby głębiej w toń wodną. Ostatecznie więc wzrost ilości glonów w górnej warstwie oceanu może nawet zwiększyć efekt cieplarniany. (Zakładam, że nie chodzi o proste podniesienie temperatury atmosfery i autorzy uwzględnili w tym zarówno kwestie związane z pochłanianiem ciepła przez wody oceanu, jak i z wpływem albedo takiej warstwy glonów).

Piotr Panek

ResearchBlogging.org
Park, J., Kug, J., Bader, J., Rolph, R., & Kwon, M. (2015). Amplified Arctic warming by phytoplankton under greenhouse warming Proceedings of the National Academy of Sciences DOI: 10.1073/pnas.1416884112

fot. Piotr Panek, licencja CC BY 2.5