Fitoplankton nie pomoże
Od kiedy okazało się, że obliczenia Aarheniusa przewidujące zauważalny wpływ industrializacji na efekt cieplarniany są mocno niedoszacowane, zaczęły się pojawiać pomysły na bardziej aktywne jego odwracanie niż tylko ograniczanie emisji. Pomysły jeszcze radzieckie, żeby w celu przesunięcia na północ granicy upraw, efekt ten dodatkowo wzmacniać, pomińmy.
Jednym z pomysłów wielkiej geoinżynierii jest wzmocnienie asymilacji dwutlenku węgla przez oceaniczny fitoplankton. W tym celu trzeba by użyźnić ocean, bo teraz wzrost ilości dostępnego dwutlenku węgla na nic się zdaje glonom, gdy brakuje im innych biogenów. Tak jak karmienie ludzi samym mięsem i chlebem kończy się szkorbutem z braku witaminy C.
Z naszej nadbałtyckiej perspektywy to wygląda dziwnie. Problemem naszego morza jest przeżyźnienie. Z pól od Niemiec przez Polskę po Rosję – spływają nawozy. Skandynawia ma wkład nieco mniejszy, choć niezaniedbywalny, a pamiętajmy, że też kawał Ukrainy i Białorusi leży w zlewisku Bałtyku. Azotu i fosforu w tym akwenie nie brakuje i co jakiś czas zakwita on sinicami i innymi glonami.
Podobnie jest w innych śródziemnych morzach. Jednak większość oceanu to pustynia. Glonom brakuje tam azotu i fosforu, a najbardziej żelaza. Stąd niektórzy już przeprowadzili eksperymenty z wrzucaniem ni mniej ni więcej jak opiłków żelaza. W skali eksperymentu zadziałało – nastąpił lokalny zakwit, a obumierające glony zabrały część węgla na dno oceanu.
To była stosunkowo niewielka ingerencja w środowisko, ale spotkała się raczej z chłodnym przyjęciem ekologów – zarówno naukowców, jak i działaczy. Biomanipulacja na lokalną skalę – OK, ale geoinżynieria globalna to zabawa ucznia czarnoksiężnika. Choć z drugiej strony próby ograniczenia wielkiego i niekontrolowanego eksperymentu geoinżynieryjnego, jakim jest puszczanie z dymem węgla sekwestrowanego przez setki milionów lat, wiążą się z jeszcze większym oporem. Mądry się zastanawia nad skutkami swoich działań, większość, zwłaszcza mając w perspektywie bliskie zyski – nie.
Niezależnie jednak od przyzwolenia na taki eksperyment w wielkiej skali – może okazać się on mało skuteczny. Niedawno ukazał się artykuł przedstawiający symulację wpływu wielkiego zakwitu na zmianę klimatu. Wnioski są takie, że gęstsza warstwa fitoplanktonu wychwyci część promieni słonecznych, ale też część odbije z powrotem do atmosfery. Część, która inaczej dotarłaby głębiej w toń wodną. Ostatecznie więc wzrost ilości glonów w górnej warstwie oceanu może nawet zwiększyć efekt cieplarniany. (Zakładam, że nie chodzi o proste podniesienie temperatury atmosfery i autorzy uwzględnili w tym zarówno kwestie związane z pochłanianiem ciepła przez wody oceanu, jak i z wpływem albedo takiej warstwy glonów).
Piotr Panek
Park, J., Kug, J., Bader, J., Rolph, R., & Kwon, M. (2015). Amplified Arctic warming by phytoplankton under greenhouse warming Proceedings of the National Academy of Sciences DOI: 10.1073/pnas.1416884112
fot. Piotr Panek, licencja CC BY 2.5
Komentarze
Kolejna szajba?
A co z efektem gnijących mas glonów na życie w głębi akwenu?
Znam jeziora obumierające z przenawożenia. Jedynym ratunkiem (poza ograniczeniem dostawy fosforu i azotu) było kosztowne natlenianie.
Ktoś chce koniecznie zakończyć życie na naszej planecie. No cóż, silentium universi wynika zapewne z tego, że każda cywilizacja, która osiągnie poziom taki, że pojawi się w niej nauka, zostanie (i to raczej prędzej niż później) skutecznie zniszczona przez pomysły szalonych naukowców, którzy pojawiają się przecież razem z nauką!
Dużo by było do napisania. Zacznijmy od dwóch spraw:
1.
Ostatnio miałem okazję zobaczyć kilka programów o Wenus. Ta planeta była kiedyś podobna do Ziemi i miała wodę. Ale miała też dużo CO2. To spowodowało podniesienie temperatury.W efekcie woda wyparowała i temperatura podniosła się jeszcze bardziej. Aż para wodna się rozłożyła (na co?) i zatkała atmosferę tak, że mamy temperaturę 450 stopni i potwornie wysokie ciśnienie. Mało ciepła opuszcza planetę tak, że długo wydawało się, że jej temperatura to 32 stopnie. Pytanie proste: Może to całe ocieplenie klimatu to wcale nie taka zabawa intelektualna na znudzonych i zawiedzionych. Może Ziemi grozi podobna ewolucja. Gdybym chciał straszyć ociepleniem, używałbym tego przykładu. Ale dobrze by było gdyby tak autor zebrał trochę informacji i na ten temat. Mógłbym, ale mam także inne zajęcia.
2. Wodne pustynie.
Coś mi się wydaje, że autor próbuje podzielić się z innymi winą za ten stan na Bałtyku. Widziałem jakiś czas temu mapy. Strefa śmierci powiększyła się tak, że dzisiaj sięga od Zatoki Botnickiej do Gdańskiej, do której wchodzi coraz głębiej. I polski udział to 70%. Niemieckie rzeki spływają do Morza Północnego i wkład Niemiec jest żaden. Rzeki Skandynawów są czyste. Wzdłuż brzegów Niemiec i Szwecji Bałtyk jest czysty i żywy. Ale dobrze jest zwalać współwinę jak zwykle na Niemców.
Wenus i Mars to przykłady, jak dodatnie sprzężenia zwrotne mogą doprowadzić do stanu równowagi, który nie sprzyja naszym formom życia – na obu swego czasu były warunki do pewnego stopnia przypominające ziemskie, ale na jednym efekt cieplarniany okazał się za mocny, a na drugim za słaby. Odległość od Słońca oczywiście też tu ma znaczenie. W każdym razie, średnia temperatura na Wenus jest obecnie wyższa niż na Merkurym, właśnie ze względu na wpływ atmosfery.
Nie zwalam winy na Niemców – napisałem „od Niemiec, przez Polskę, po Rosję”. Oczywiście każde z tych państw (i niewymienionych państw pomiędzy) ma inny udział. Dorzecze Odry jest asymetryczne i Polska ma większy wkład niż Niemcy, ale nie jest tak, że Polska eutrofizuje Bałtyk, a inne kraje go oligotrofizują.
ZWO
1. Hipoteza, że Wenus była kiedyś podobna do Ziemi i miała wodę, jest tylko hipotezą, a nie zweryfikowaną teorią, podobnie jak wszelakie hipotezy na temat zmian klimatu na Ziemi. Przypominam, że największy wpływ na nasz klimat ma aktywność Słońca, a nie ludzi, ale o tym dziś nie wolno mówić, gdyż jest to niepoprawne politycznie.
2. Odra jest częściowo niemiecką rzeką oraz ma ona niemieckie dopływy, n.p. Welse, Ragöse oraz Lausitzer Neiße (Nysa Łużycka) oraz połączona ona jest kanałami z siecią rzek niemieckich. Poza tym, to poza Odrą, następuje niemieckie rzeki uchodzą do Bałtyku:
Schwentine
Trave
Stepenitz
Warnow
Nebel
Recknitz
Peenestrom
Peene
Tollense
Świna (Swine)
Uecker
3. Nie wszystkie Rzeki Skandynawów są czyste.
Przykro mi, ale…
1
Mars to chyba sprawa wewnętrzna i nie ma nic wspólnego z klimatem. Planeta jest zbyt mała i szybko wystygło jej płynne jądro. Znikło pole magnetyczne i wiatr słoneczny zniszczył (wydmuchał?) atmosferę. Nie rozumiem, dlaczego się tak nim podniecają. Osobiście uważam, że to oziębienie Wenus dałoby szansę na kolonizację. Byłoby to ćwiczenie w ochładzaniu klimatu.
2
Jezioro Bodeńskie, największy zbiornik wodny Niemiec ma problem: Woda jest za czysta. Jest bardziej czysta niż w naturalnym jeziorze bez ścieków. Przez co brakuje pokarmu dla ryb. Zawód rybaka padł. Został chyba jeden rybak na całe jezioro. Mówi się nawet żeby zamknąć kilka oczyszczalni i sztucznie zabrudzić wodę.
Rzeka Ren: Kiedyś pływanie w niej było niemiłe dla życia, jak w Wiśle. Dzisiaj ryb w rzece mnóstwo. Wróciły węgorze i łososie. Modyfikuje się zapory żeby ułatwić rybom życie.
Problem w tym, że człowiek nigdy nie wie, z której strony zostanie uderzony koniecznością udowodnienia, że nie jest osłem. Niestety, nie zbieram linków ani nie zapisuję informacji o wszystkim, co czytam. Pociesza mnie tylko, że tezy p. Panka o zanieczyszczaniu Bałtyku są na nie lepszym poziomie dowodowym.
ZWO
Zgoda co do Marsa, ale wytłumacz mi, dlaczego w potokach górskich jest tyle ryb? Czym się one żywią, skoro nie ma w nich zanieczyszczeń? I co n.p. z rakami, też lubiącymi bardzo czystą wodę?
Według raportu PLC 5,5 Komisji Helsińskiej (tej od Bałtyku, nie od praw człowieka) w zlewisku Bałtyku największe nawożenie azotem mają Niemcy (107 kg/ha w nawozach mineralnych i 76 kg/ha w gnoju) i Dania (odpowiednio 73 i 84), podczas gdy w Polsce to 70 i 31; fosforem Polska (gdy uwzględnić tylko nawożenie mineralne) lub Dania (gdy włączyć gnój); potasem Polska (24 kg/ha), ale Niemcy zaraz potem (22 kg/ha). Według tych danych Rosja prawie nie nawozi swoich pól. Może współcześnie to prawda, ale mam wątpliwości.
Gdy to przeliczyć na rzeczywistą ilość hektarów, owszem Polska ma największy udział, a np. z Niemiec więcej azotu do Bałtyku trafia z powietrza niż z rzek, a o drugie miejsce rywalizują Szwecja i Rosja.
Tak więc owszem, Polska ostatecznie daje największy ładunek, ale nie tylko dlatego, że polskie rolnictwo jest rozrzutne w nawożeniu, a np. niemieckie jest oszczędne, a dlatego, że areał jest taki, jaki jest.
Ryby to fajny wskaźnik, ale nie jedyny. Ostatnio coraz więcej pojawia się prac naukowych na temat destrukcyjnego wpływu sztucznego falowania (czytaj: transportu rzecznego) na skład fauny bezkręgowców. Niemieckie autostrady wodne mają w tym względzie dużo za uszami. Zresztą w skali Europy za główne presje na ekosystemy rzeczne uznaje się żeglugę i pobór wód – obie presje w Polsce marginalne. Polska rzeczywiście ma głównie problem z zanieczyszczeniami rolniczymi.
Panek
Nie ma co się cieszyć z tego, że w Polsce od lat (a szczególnie zaś od roku 1989) leży transport wodny – najmniej niszczący środowisko, najmniej je zatruwający spalinami czy hałasem, a także najbardziej energooszczędny i najbezpieczniejszy, a wciąż w Polsce wzrasta udział tego najbardziej trującego środowisko (spalinami, hałasem etc.), najbardziej energochłonnego (zaraz po lotniczym) oraz, last but not least, najniebezpieczniejszego dla ludzi i zwierząt oraz roślin (n.p. drzew) transportu drogowego. A ci „naukowcy” publikujący pseudo- i para-naukowe rozprawy na temat tego rzekomo destrukcyjnego wpływu sztucznego falowania (czytaj: transportu rzecznego) na skład fauny bezkręgowców, są pewnie opłacani przez to, jakże w Niemczech potężne, lobby samochodowo-autostradowo-olejowe (mowa tu głównie o oleju napędowym a nie o oleju w głowie). ;-(
Właściwie to chodziło mi o coś innego.
Czytam różne sprawozdania i informacje o przenawożeniu i strefach śmierci nie tylko Bałtyku. Mówi się o rolnictwie i przestępczej działalności koncernów i o konieczności zwiększenia wysiłku. O ściekach się właściwie w płn. Europie nie mówi bo 3-stopniowe oczyszczalnie wypuszczają wodę na poziomie wody pitnej. W zasadzie tylko medykamenty i środki antykoncepcyjne nie są całkowicie usuwane.
Ale tylko w Polsce każdy tego typu tekst sprowadza się do dzielenia odpowiedzialnością i rozważań, że Niemcy, Szwedzi czy Rosjanie są też winni. Właśnie w kraju, którego nawet stolica bez niemieckich pieniędzy spuszczałby nieoczyszczone ścieki do Wisły. Nawet nie wiem, czy ścieki z południa miasta są już oczyszczane. Mieszkam 25 km od Warszawy, gdzie ścieki to moja prywatna sprawa i nikogo to nie interesuje. Ale niemiecka odpowiedzialność za Bałtyk interesuje w Polsce wszystkich.
@Leo
Ewolucja. Są ryby i ryby. W potokach żyją pstrągi, które żywią się owadami (larwami) i żeby złapać potrzebują dużo tlenu w wodzie. A o karpiach górskich nie słyszałem
P.S. To samo z klimatem. Na świecie czyta się o przyczynach ocieplenia i możliwych środkach zaradczych. O tym, co każdy z nas może zrobić żeby temu zaradzić i co państwo może zrobić. A w Polsce artykuły opowiadają o tym, jak bardzo winni są Amerykanie, Hindusi czy Chińczycy. Czasami dodają, że Polakom się należy.
A jeśli się to wypomni, autor(ka) się natychmiast obraża i udowadnia, że jestem głupi.
@ZWO
Wszystko fajnie, tyle że ja zacząłem od wymienienia licznych ”interesariuszy” eutrofizacji Bałtyku, nie zaznaczając, czy więcej winy ma Polska, czy Niemcy, a to właśnie ty zacząłeś podkreślać, które państwo ma większy udział, a które mniejszy. Zatem to nie jest tak, że zacząłem od tego, że „Polakom się należy” (w domyśle: pochwała), tylko ty od tego, że „Polakom się należy” (w domyśle: nagana).
A co do udawadniania, to znowuż – w sytuacji, gdy zarzuciłeś mi wzięcie danych z sufitu i intuicji, po prostu podałem źródło. Jeżeli traktujesz to jak udowadnianie twojej głupoty, to twoje zmartwienie.
A na marginesie, dorosłe pstrągi nie są aż tak wrażliwe na warunki siedliskowe (choć oczywiście nie mają startu do choćby takiego karasia, który potrafi zagrzebać się w błocie i żyć miesiące bez tlenu). Krytycznym punktem jest natlenienie rozwijającej się ikry. Nie zmienia to oczywiście faktu, że stabilna biocenoza referencyjna potoków górskich wymaga dużego natlenienia, nie za wysokiej temperatury itd.
Ryby jednak są nie najlepszym wskaźnikiem eutrofizacji. To, że stan ryb w polskich rzekach jest raczej słaby*, wynika bardziej z przekształceń morfologii i hydrologii rzek, a nie z ich zanieczyszczenia. Zanieczyszczenia toksyczne (za które odpowiada głównie przemysł) lepiej obrazuje stan bezkręgowców, a zanieczyszczenia eutrofizacyjne (za które odpowiada głównie rolnictwo i każdy z nas bezpośrednio) lepiej stan glonów.
*) W ogóle ocenianie stanu środowiska po stanie ryb jest kontrowersyjne w sytuacji, gdy powszechne jest zarybianie. W Polsce np. mamy łososie, mimo że żaden łosoś w naturze w polskiej rzece nie rozmnożył się od kilkudziesięciu lat, a genetyczne subpopulacje odrzańska i wiślana po prostu wyginęły.
No to się rozpłaczę bo nie mogę znieść tego nadmiaru prawdy.
Może nie na temat ale symptomatyczne: Atak hakerów zablokował w niedzielę LOT w Warszawie. Przez kilka godzin ruch lotniczy został wstrzymany. Cały świat o tym od 2 dni huczy. Ale w Warszawie cisza choć o duperelach za granicą media pełne. Taka to jest ta polska prawda.
ZWO
Skąd się biorą larwy w potokach, skoro nie są do nich doprowadzane ścieki? Jak się to ma do Jeziora Bodeńskiego i dojego „”zbyt” czystych wód?
P.S.
Czy w Jeziorze Bodeńskim są raki?
Nie wszystko, tak jak wszy, bierze się z brudu 😀
W Jeziorze Bodeńskim są raki i w ogóle dużo różnej zwierzyny. Według fachowców panuje tam równowaga ekologiczna.
Raki zaś – głównie amerykańskie. Jako nosiciele tzw. dżumy raczej (Aphanomyces astaci) przyczyniają się do zagłady lokalnych gatunków raka nieodpornego na tę grzybiczą chorobę.
Już w czasach „przedściekowych” istniało życie w wodach tej planety 😎
@Leo
A czy ja jestem biologiem? Zapytaj naczelnego biologa tego bloga. Zresztą już ci odpowiedział. A swoją drogą widzę, że nie możesz znieść, kiedy dowiadujesz się czegoś, co ci nie pasuje. Tyle, że musisz jeszcze coś ciekawszego wymyślić, żeby twoje było na wierzchu.
Racja, że ryby nie są dzisiaj żadnym wskaźnikiem. Przez zarybianie. Ale wskaźnikiem jest zdrowie ryb. Pamiętam czasy, kiedy Bayer czy Sandoz się tak przykładały, że aż się płakać chciało widząc pokrzywione, zdegenerowane ryby z Renu z obrzydliwymi narostami i guzami. To było smutne.
Jeden z naszych ludzi łapał kiedyś ryby w Wiśle w okolicach Wilanowa. Ten ryzykant je smażył i jadł. Tyle, że potem trzeba było cały dom wietrzyć. Tak śmierdziało ściekami.
@Pan Panek
Umiejętność odgryzania i dyskutowania to jednak dwie dość różne rzeczy. To pierwsze świadczy raczej o piszącym.
Apropos ataku hakerów, to „mój” świat raczej nie huczał, może się za słabo przysłuchiwałem, ale polski internet jest pełen informacji.
Może chorowity dreamliner zaraża już wszystko wokół?
Do ataku podobno nikt się nie przyznał, nie był też żądań okupu.
Może to taka sama awaria jak 2 tygodnie temu na Krecie, kiedy moja teściowa i inni pasażerowie nie mogli się odprawić, bo nie działały terminale komputerowe, kwity wypisywano ręcznie, ludzi ganiano od jednego okienka do drugiego, a na koniec wywołano do wyjścia, do samolotu, którego jeszcze nie było 😉
Polska ma ponoć wspaniałych informatyków, najlepszych na świecie.
markot
Polska od dawna nie ma przemysłu komputerowego. 🙁
ZWO
Ja też nie jestem biologiem, ale widzę, że biolodzy mają poważne problemy ze zrozumieniem biologii, a szczególnie zaś ewolucji, która jest przecież typowym wręcz procesem stochastycznym. No cóż, matematyka nie jest mocną stroną biologów…
Poza tym, to jak oceniasz zdrowotność ryb? Na podstawie jakich wskaźników? Ich zapachu i smaku? Ale to nie są przecież wskaźniki obiektywne, podobnie jak estetyka wyglądu ryb!
Markot
Znaczy się, ze raki są też „be”? I jak to jest z tym Jeziorem Bodeńskim: zdrowe jest ono, czy też chore, bo się już w tym wszystkim pogubiłem. Można jeść te „bodeńskie” raki, czy też nie?
Poza tym, to jak wiadomo, „mądrzy ludzie żyją w brudzie”, jako że brud jest zjawiskiem jak najbardziej naturalnym, a środki jego zwalczania z reguły degradują naturalne środowisko!
Co rozumiesz przez „raki są be”?
Dla ludzi jadalne po dokładnym ugotowaniu. Ryby też należy dokładnie obrabiać termicznie przed konsumpcją.
Rak amerykański jest mniejszy i gorszy w smaku od raka szlachetnego. W restauracjach nad Jez. Bodeńskim nie jest podawany.
Czy ryba jest zdrowa można stwierdzić badając różne parametry, w tym wygląd zewnętrzny, deformacje, zmiany skórne i narządowe, pasożyty, zawartość metali ciężkich, pestycydów etc.
Czasem pływa brzuchem do góry albo śmierdzi z daleka, wtedy nie ma wątpliwości…
Jezioro Bodeńskie oceniane jest na drugi stopień czystości, jest rezerwuarem wody pitnej dla 4,5 mln ludzi. Czysta woda powoduje powolny przyrost ryb, rybacy się skarżą na słabe połowy (ok. 500 ton rocznie), ale to nie jest staw z karpiami, aby ludność nie żyjąca z połowów zaakceptowała „nawożenie” tego akwenu. Mówi się raczej o zmniejszeniu liczby wydawanych zezwoleń na połowy profesjonalne.
Apropos „ataku hakerów”
„Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i warszawska prokuratura nie wykluczają, że powodem niedzielnego uziemienia samolotów LOT-u mógł być błąd ludzki lub wada systemu, a nie atak hakerów.”
markot
1. Pytałem się tylko, czy raki z Jez. Bodeńskiego są jadalne. I co z suszi, które robi się z ryb surowych? Co ze śledziem w oleju?
2. Rozumiem też, że czystość wód w tym jeziorze nie jest problemem, a wiec dlaczego się z niej tu zrobiło problem?
3. W praktyce, to co najmniej 99% systemów informatycznych jest bardzo niskiej jakości, jako że projektowane one były byle jak, „na kolanie”, w pośpiechu i przez słabo wykwalifikowanych informatyków, a jeszcze gorsza jest jakość ich oprogramowania, jako że jest ono w ogromnej większości pisane pod presją czasu, a więc jest one pełne błędów i na dodatek słabo przetestowane (także z powodów ograniczeń czasowych i finansowych). Tak więc takie „blackouty” systemów informatycznych będą coraz częstsze, szczególnie, ze są one coraz bardziej złożone a ich oprogramowanie jest dziś tworzone głównie w Indiach, ze względów finansowych, a to oznacza przecież dalszy spadek ich jakości… Tu chyba A.L. się ze mną zgodzi? Choć, kto wie?
markot
P.S.
Jakość kosztuje i wymaga czasu (co na to samo zresztą wychodzi, jako że „czas to pieniądz”). Nawet najlepszy informatyk nie zaprojektuje ci systemu obsługi pasażerów dużego lotniska w parę dni, a jego oprogramowanie musi zając mnóstwo roboczogodzin, szczególnie na jego etapie testowania. Jakość poszczególnych informatyków nie ma tu więc wiele do rzeczy – liczy się tu raczej jakość tzw. menedżmentu, a ta, jak wiemy, wszędzie na świecie, może poza Azją Wschodnią, jest dziś skandalicznie wręcz niska, także dla tego, ze tak samo jak budżetówce, w sektorze prywatnym też mamy dziś chów wsobny kadry kierowniczej oraz jej negatywną selekcję. 🙁
Raki z Jez. Bodeńskiego są jadalne, ale niezbyt smaczne i małe (taki gatunek) za to nie są pod ochroną jak rak szlachetny.
Są jednak nosicielami choroby i dlatego powinny być dobrze ugotowane.
Ryby jeziorne mogą mieć w swoich mięśniach pasożyty (nicienie) dlatego też lepiej, gdy białko w nich jest zdenaturowane.
Śledzie też miewają nicienie i można się od nich nabawić anisakiozy – od bólu brzucha, nudności i wymiotów po zapalenie ścianek jelita.
Można też dostać szoku anafilaktycznego od toksyn uwalnianych przez te pasożyty do mięśni ryby. Reakcja taka bywa interpretowana jako alergia na ryby.
Od czasu stwierdzenia nicieni w brzuchach całych solonych śledzi, nie ma ich w handlu w większości krajów zachodnich. Można kupić tylko ładnie oczyszczone filety.
Podgrzanie powyżej 60 st. C lub zamrożenie poniżej – 20 st. eliminuje ryzyko choroby.
Również dorsze są nosicielami tych pasożytów, ale śledzie są zarażone w 70 procentach.
Jedzenie surowych dzikich ryb nosi w sobie ryzyko zachorowania, choć dosyć rzadkie, rocznie notuje się kilkaset przypadków.
Szczególnie w Japonii, ale wraz z modą na sushi – również w innych krajach.
W Skandynawii jedzenie wątróbek dorszowych bywa przyczyną zachorowań, łosoś hodowlany uchodzi za wolnego od pasożytów tego typu.
markot
Co ma wielkość raka do jego smaku?
Generalnie, to życie jest chorobą, która zawsze kończy się śmiercią. Każde jedzenie jest dziś zresztą podejrzane, jako ze producenci i handlowcy znają 1001 sposobów na jego sfałszowanie. Jakieś 100 lat temu Żeromski opisał z czego robi się w paryskich restauracjach zupę rakowa i jak się „odświeża” śmierdzące mięso przy pomocy gorącego żelaza… A od tego czasu nauka zrobiła przecież ogromny krok do przodu! 😉
Pozdrawiam!
Eh, logika się kłania.
Jak można nie zrozumieć „są jadalne, ale niezbyt smaczne i małe”
Może być małe i smaczne, może być małe i niesmaczne.
Gatunki raków różnią się zarówno wielkością jak i smakiem.
Szlachetny jest smaczny i prawie dwukrotnie większy od amerykańskiego, który również w polskich akwenach jest gatunkiem inwazyjnym, a ponieważ szybciej dorasta i się rozmnaża oraz roznosi choroby, jest zjawiskiem negatywnym z punktu widzenia populacji raków miejscowych.
markot
Niestety, ale napisałeś tak, że można to było zrozumieć, że raki „bodeńskie” są niesmaczne gdyż są one „podlejszego”, konkretnie mniejszego gatunku. Dziękuje więc za wyjaśnienie!
I zgoda, że wszystko co przyszło do nas z Ameryki jest zjawiskiem negatywnym. Tyle, że to jest prawda oczywista!
Pozdrawiam!
Napisałem jak napisałem.
Cieszę się, że teraz wszystko jasne.
Od nas do Ameryki poszły choroby, do Australii króliki, na Nową Zelandię – szczury etc. To tylko kilka przykładów.
Aktualnie problemem są choroby drzew liściastych przywleczone z Azji, muszka owocówka atakująca dojrzałe owoce tuż przed zbiorem, grzyby niszczące nasze lokalne grzybnie itp. itd.
Rozwłóczymy (my, ludzie) po całym świecie choroby i szkodniki nie mając pojęcia o czekających nas konsekwencjach.
markot
OK. Chyba to dobrze, jeśli się pytam, kiedy nie jestem pewien czy coś do końca dobrze zrozumiałem.
I zgoda, że globalizacja oznacza także globalizację chorób i szkodników. A co do Ameryki, to ona powstała na bazie Holocaustu Indian i niewolniczego wyzysku Murzynów, a więc z definicji nic co tam powstało, nie może być dobre, jako że zło tylko zło potrafi urodzić.
Pozdrawiam.
Na sąsiednim blogu panuje wiara w GMO i inżynierię genetyczną. Może zamiast produkować superzdrowe gigantyczne pomidory, specjaliści od GMO wyprodukowaliby glony które mają niskie albedo? Jakoś mam takie przekonanie, graniczące z pewnością, ze raczej sie na to nie zanosi. Dlaczego? Bo GMO polega na handlu pestycydami i tzw. vendor lock in. A to się nie uda, kiedy chodzi o oceany 😉
Kakaz
Im więcej są pomidory modyfikowane genetycznie, tym gorszy mają one smak i niej wartości odżywczej. Inna sprawa, ze one się nie psują, ale co z tego, skoro nie mają one smaku?
I racja że GMO polega, jak wszystko w kapitalizmie na maksymalizacji zysku, nawet kosztem jakości życia konsumentów.
Z forum NAUKA usunięto właśnie mój wpis na temat Monsanto, za to, że wykazałem w nim zbyt mały entuzjazm w chwaleniu osiągnięć tejże firmy… 😉
@Kakaz
W zasadzie zakończyłem dyskusję bo, jak zwykle, okazuje się, że jestem idiotą. Obawiam się, że to samo byłoby z propozycją glonów na sąsiednim blogu. Ale wydaje mi się, że chodzi o wysokie a nie niskie albedo (czyli zdolność do odbijania a nie pochłaniania energii ze słońca). Ale ja nie jestem ekspertem Wiki.
P.S. Mam zupełnie inne zdanie w sprawie inicjatyw społecznych. Czy też zostanę idiotą?
ZWO
A kto cię tu nazwał „idiotą”? Mam nadzieję, że nie ja.
Poza tym wydaje mi się, że energię słoneczną lepiej jest absorbować niż odbijać. Tyle, że ja patrzę z puntu widzenia bilansu energetycznego a nie biologii.
Zaś inicjatywy społeczne nie mają sensu w systemie opartym na dyktaturze garstki bogaczy, czyli inaczej w kapitalizmie.
Dzisiejsza wiadomość z Onetu:
„Niepokojące informacje docierają do nas z Pomorza. Rybacy biją na alarm! Z dnia na dzień w Zatoce Puckiej jest coraz mniej ryb. Jeśli sytuacja się nie poprawi, niedługo ludzie nie będą mieli z czego żyć. Niektórzy pracują na morzu od lat, ale teraz nie mają innego wyjścia – muszą się ratować dorywczą pracą.”
Ciekawe gdzie Panek znajdzie statystykę, która wykaże, że winni Niemcy. Tutaj chyba PGNIG.
@Leo. Nie jesteś moim problemem.