Blackboard, czyli Tablica

Tablica1Nawiązując częściowo do poprzedniego wpisu Jurka i pozostając w salach wykładowych, dziś chciałabym poruszyć temat tablicy. Tablica jaka jest, każdy widzi – może być czarna, ciemnozielona, biała. Może być też… wirtualna. I właśnie o wirtualnej tablicy będzie dziś mowa. 

Niedawno natrafiłam w jednej z lokalnych gazet na artykuł opisujący wrażenia doświadczonej naukowo polskiej stypendystki, opowiadającej o wrażeniach z pobytu na stażu na jednym ze stanowych uniwersytetów w USA.

Z artykułu można się dowiedzieć kilku interesujących rzeczy, jednak to, co najbardziej rzuciło mi się w oczy, to hasło: Blackboard (wirtualna tablica). Otóż, jak donosi autorka wywiadu, Blackboard to doskonałe narzędzie wymiany informacji między wykładowcą a studentami, źródło wiedzy na temat danego przedmiotu oraz platforma umożliwiająca prowadzenie dyskusji w ramach danego przedmiotu.

Czy jednak owa wirtualna tablica sprawdza się w rzeczywistości? Czy nie jest to trochę tak, że cudze chwalimy, a swego nie znamy…? Jak wspominał Jurek, czasem najprostsze narzędzia pracy sprawdzają się najlepiej. Czy są rzeczywiście tak pomocne, jak chcieliby ich twórcy? Czy porozumiewanie się wykładowcy ze studentami przy pomocy wirtualnej tablicy zastąpić może kontakt osobisty? Czy korzystanie z kolejnej wersji serwisów społecznościowych czy wirtualnych platform rzeczywiście pomaga czy może bardziej komplikuje sprawy?

W swojej pracy zetknęłam się z serwisem Blackboard kilkakrotnie – najczęściej wtedy, gdy chodziło o problemy techniczne (serwis niedostępny, nieprawidłowe dane, awaria systemu). Jako źródło udostępniania informacji sprawdził się w mniejszym lub podobnym stopniu co popularne darmowe serwisy umożliwiające przechowywanie i udostępnianie danych (np. Dropbox). Jako forum dyskusyjne nie sprawdził się w ogóle.

W swojej pracy wykładowcy na polskiej uczelni już 10 lat temu korzystałam z e-maila, by porozumiewać się ze studentami, przesyłając im różnorakie informacje dotyczące przedmiotu i odpowiadając na pytania i wątpliwości, jeśli takowe były. I przyznam, że ta prosta metoda komunikacji jako uzupełnienie czy dodatek do interakcji „na żywo” podczas wykładu czy w godzinach dyżuru sprawdzała się najbardziej.

Blackboard i temu podobne serwisy (a jest ich całkiem sporo) wydają mi się bardziej komplikować system, niż go upraszczać. Serwisy te wymagają zazwyczaj kilkustopniowego logowania, mają mało intuicyjne menu, często spore wymagania systemowe (posiadanie osobistego komputera, nie tableta czy smartfona). Poza tym, a może przede wszystkim, wydaje mi się, że odpersonalizują relację wykładowca-student.

Zamiast bezpośredniego kontaktu, choćby mailowego, mamy bezosobowy serwis, gdzie każdy „wrzuca” informacje dotyczące swojego przedmiotu i ma nadzieję, że studenci tę informację otrzymali. Zdarza się, że wykładowca może sprawdzić, czy studenci pobrali materiały, ale nie wszystkie platformy oferują takie usługi. Tak więc sam proces przypomina trochę rzucanie piłek z zamkniętymi oczami przez płot z nadzieję, że ktoś po drugiej stronie te piłki złapie. A z tym bywa różnie.

Oczywiście nawet w kontakcie bezpośrednim, podczas wykładów, przekazywana wiedza nie od razu trafia do studentów… konieczne jest tej wiedzy przetworzenie czy przestudiowanie… Droga tej wiedzy jest jednak krótsza i bardziej bezpośrednia niż porozumiewanie się przez wirtualnych pośredników.

Czasem chyba im prościej, tym lepiej… Jak Państwo myślicie?

Judyta Juranek

Zdjęcie: Judyta Juranek, CC-BY-SA