Na „Tydzień Open Access”

Wytęż wzrok i znajdź dwie równowagi Nasha

Wytęż wzrok i znajdź równowagę Nasha

Aleksandra Żelazińska, redakcja internetowa POLITYKI: Media donoszą, że nauka powinna być bliżej ludzi, wręcz darmowa. Szczegóły np. tutaj. Co Państwo o tym sądzą?

Judyta Juranek: Jeśli chodzi o otwarty, darmowy dostęp do nauki (publikacji naukowych) to przyznam, że temat interesuje mnie od dawna. Choć z zasady jestem zwolenniczką otwartego dostępu (Open Access) i popieram inicjatywy takie jak Wikipedia, Boundless (wysokiej jakości prezentacje akademickie) czy wolne oprogramowanie typu Open Office. W przypadku Open Access mam wiele wątpliwości.

Jerzy Tyszkiewicz: Ja też. Zmiana wprowadzona przez Open Access polega na tym, że koszt publikacji został przerzucony na publikującego, a czytelnik dostaje wszystko za darmo. W trybie klasycznym najwięcej płacił czytelnik, a publikujący niewiele albo zgoła nic (jak w mojej branży).

Open Access to po prostu janosikowe: uczelnia, która bardzo dużo publikuje, po przejściu w całości na Open Access odczuje zwiększenie obciążeń finansowych. W uczelni, która mało publikuje, pojawią się oszczędności. W praktyce należy zatem uznać, że Open Access to forma pomocy rozwojowej dla mniej publikujących.

Judyta Juranek: Mogę powiedzieć z własnego doświadczenia, że jeśli autor ma do wyboru zapłacenie za publikację nominalnych kosztów, ale bez możliwości otwartego dostępu albo poniesienie wysokich dodatkowych opłat, to prawie zawsze wybierze to pierwsze. W laboratorium, w którym pracowałam, szefowa nie narzekała na brak pieniędzy, mimo to, gdy w przypadku jednej publikacji zapytano nas, czy chcemy otwarty dostęp – po obliczeniu kosztów (2 tys. USD bez dostępu, 5 tys. USD z dostępem) – szefowa stanowczo odmówiła.

Jerzy Tyszkiewicz: I nic dziwnego. Każda pojedyncza grupa badawcza jest w takiej sytuacji, jak uniwersytet publikujący w czasopismach więcej, niż sam tych czasopism kupuje – bo grupy ich zwykle nie kupują. Więc ją Open Access obciąża. Zyskuje za to uniwersytet jak instytucja, bo mniej płaci za zakupy do biblioteki, a koszty publikacji ponoszą grupy badawcze z grantów.

Judyta Juranek: Osobiście optuję za trzecią drogą – autorzy mogą sami udostępniać swoje prace po opublikowaniu na dostępnych portalach naukowych typu Research Gate, tak że jak ktoś szuka publikacji, która nie ma otwartego dostępu, może znaleźć ją na stronie autora. Sama udostępniłam wszystkie swoje prace na Research Gate i każda zainteresowana osoba może bez trudu, korzystając z googla, ściągnąć moją pracę bez konieczności płacenia prenumeraty.

Jerzy Tyszkiewicz: A kto to jest „każda zainteresowana osoba”? Jeśli chodzi o obywateli, to rzecz w tym, że aby sensownie przeczytać publikację stricte naukową, z małymi wyjątkami samemu trzeba być naukowcem. Zatem zwykli obywatele niewiele z Open Access mają, bo dostają darmo coś, z czego nie mają jak sensownie skorzystać. Kojarzy mi się z tym któraś z regulacji cen w czasach Gomułki, po której rząd próbował tłumaczyć zrozpaczonym robotnikom, że przecież im się poprawiło: wprawdzie chleb i kiełbasa zdrożały, ale za to staniały lokomotywy. A że są, jako klasa robotnicza, właścicielami całego majątku narodowego, to niższe ceny lokomotyw są dla nich oczywistą korzyścią, która z nawiązką wyrównuje podwyżki cen innych towarów.

Judyta Juranek: „Zainteresowana osoba”, czyli w tym przypadku, jak słusznie zauważyłeś, będzie to naukowiec/klinicysta (w przypadku nauk medycznych). Publikacje naukowe bez odpowiedniego przeredagowania na język zrozumiały dla osób spoza środowiska naukowego – nie wzbudzają zainteresowania szerszej publiczności. Zresztą podobna sytuacja ma miejsce wśród samych naukowców w przypadku, gdy mają do czynienia z problemem dalekim od ich dziedziny. Nie będąc astronomem, główną wiedzę na temat astronomii czerpię z pozycji popularnonaukowych, a nie artykułów naukowych. Tak więc zgadzam się, że udostępnianie społeczności czegoś, z czego owa społeczność nie będzie mogła skorzystać, mija się z celem.

Jerzy Tyszkiewicz: No to może te 3 tys. dol., zamiast na dopłatę do wydania artykułu w Open Access, przeznaczyć na opłacenie zawodowego, wprawnego popularyzatora, który na podstawie artykułu naukowego napisze porywającą historię „dla każdego” i przy okazji uczyni z autorów bohaterów masowej wyobraźni?

Judyta Juranek: Dokładnie. Zresztą wiele uczelni tak robi, przygotowując własne biuletyny, w których w przystępny sposób przedstawia wyniki wykonywanych na uczelni badań

Jerzy Tyszkiewicz: No to mamy konsensus. A teraz poprosimy uprzejmie, żeby nam ktoś zapłacił honorarium za niniejszą publikację popularyzatorską, najlepiej z pieniędzy przeznaczonych na Open Access 😉

Judyta Juranek: 🙂

Ilustracja: Jerzy Tyszkiewicz, public domain