Fabryka postdoców
W nauce, podobnie jak w gospodarce rynkowej, obowiązują prawa podaży i popytu. Prawa te mają odniesienie nie tylko do zamówień na konkretne projekty badawcze, ale odnoszą się również do pracowników naukowych, czyli siły roboczej zdolnej do wykonywania konkretnych zadań naukowych, na które jest akurat zapotrzebowanie. W krajach zachodnich zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii podstawową siłą roboczą w naukowej machinie stanowią postdocy. Machinę tą, zwłaszcza z anglosaskiego punktu widzenia, można słusznie porównać do fabryki, tam bowiem projektuje się eksperymenty, generuje wyniki i prezentuje dobrze opakowane i zrecenzowane produkty finalne. Angielskojęzyczny, zwłaszcza amerykański, żargon naukowy przesiąknięty jest wielorakimi odniesieniami do świata handlu i biznesu, a pracownicy naukowi podobnie jak robotnicy fabryki oceniani są pod względem umiejętności, dokładności i szybkości dostarczania produktów finalnych.
Postdoc, jako podstawowa jednostka produkcyjna, znajduje się na najniższym szczeblu hierarchii wysokowykwalifikowanych pracowników naukowych, posiada bowiem odpowiednie umiejętności (potwierdzone doktoratem) do wykonywania specjalistycznych i wymagających szerokiej wiedzy zadań naukowych, brakuje mu jednak doświadczenia akademickiego i akademickiej sieci społecznej (podstawowego know-how), by mógł samodzielne kierować własnym laboratorium z punktu widzenia amerykańskiego czy brytyjskiego systemu naukowego.
Postdoc jak szczur laboratoryjny, z którym często się brata, nie ma zbyt wielu przywilejów, za to wiele obowiązków. W przeciwieństwie do pracowników technicznych (w amerykańskim systemie będą to osoby posiadające dyplom ukończenia czteroletnich studiów licencjackich lub sześcioletnich studiów magisterskich z danej dziedziny nauki np. biologii), postdoców nie chronią związki zawodowe, nie mają ustalonego czasu pracy ani nie obowiązują ich stawki godzinowe, przede wszystkim jednak nie maja stałego zatrudnienia i w odróżnieniu od pracowników technicznych bądź pracowników naukowych wyższego szczebla nie obowiązuje ich okres wypowiedzenia. Również pod względem naukowym status postdoca jest nieszczególny, kreatywność bowiem rzadko jest w cenie, a szansa realizacji projektu własnego autorstwa minimalna, zwłaszcza w dużych laboratoriach, gdzie przede wszystkim liczy się efektywność i szybkość.
Status postdoca, niegdyś uważany za kolejny szczebel w drodze do osiągnięcia pełnoetatowej kariery naukowej, obecnie stał się jedynie swoistym okresem przetrwalnikowym zarówno dla samych postdoców jak i zatrudniających ich PI (ang.principal investigator; kierownik projektu, zwykle jest to szef/szefowa całego labu). PI wie, że postdoc jest u niego/niej w labie tylko tymczasowo, nawet jeśli ta tymczasowość trwa 5-6 lat, stara się więc jak najmniej w takiego postdoca inwestować, a raczej jak najwięcej skorzystać z jego umiejętności. Z drugiej strony postdoc pozbawiony wsparcia ze strony swojego PI, często traci zapał i zainteresowanie danym mu do wykonania projektem i rozpoczyna się błędne koło. Tracą na tym obie zainteresowane strony, traci na tym również nauka…Niedokończone projekty lądują w szafach, materiały zalegają na półkach bądź w lodówkach czy zamrażarkach (zależnie od dziedziny), nieopublikowane dane zapełniają pamięć komputerów.
Znany jest mi przypadek laboratorium medycznego na prestiżowym amerykańskim uniwersytecie z tzw. Ligi bluszczowej gdzie w ciągu czterech lat po 6cio miesięcznym, rocznym bądź dwuletnim okresie pracy nie przedłużono kontraktu 19 postdocom, a kolejnych 18 postdoców zrezygnowało z pracy ze względu na trudną atmosferę i nieprzyjazne warunki pracy. Liczba ta stanowi ogromną stratę zarówno dla całej nauki jak i dla tego konkretnego laboratorium. Wyszkolenie początkującego postdoca w naukach medycznych i biologicznych zajmuje od 3 do 6 miesięcy; wykonanie projektu, zwłaszcza w przypadku pracy ze zwierzęcymi modelami ludzkich chorób, może zając od 3 do 5 lat, tak więc częsta wymiana pracowników skutecznie hamuje postęp w danej dziedzinie oraz blokuje rozpoczęcie kolejnych projektów. We wspomnianym laboratorium, zastosowano w końcu pewne środki dyscyplinarne wobec PI i nakazano bardziej skuteczną selekcję kandydatów, tak by uniknąć trwonienia środków i marnowania zasobów; nie jest to jednak przypadek odosobniony.
Corocznie z nauki odchodzi mnóstwo świetnych młodych naukowców, pozostawiając po sobie projekty i materiały, nigdy niewykorzystane. Podaż postdoców w stosunku do zapotrzebowania jest ogromna; wg. najnowszych badań jedynie około 25-30% postdoców znajdzie stałe zatrudnienie w nauce. Stres, ogromna frustracja oraz brak perspektyw powodują, że postdocy często zaczynają zaniedbywać swoje zadania, opuszczać się w obowiązkach, a niekiedy wchodzić w konflikty z przełożonymi ze szkodą zarówno dla siebie jak i nauki.
Jaki jest stąd wniosek dla krajów takich jak Polska, które nie wprowadziły systemu stażów podoktorskich? Być może trzeba się zastanowić się czy warto w ogóle taki system wprowadzać? W USA powoli zaczyna dominować trend odwrotny – mniej kontraktowych postdoców, a więcej stałych, dobrze wyszkolonych pracowników technicznych oraz świeżo upieczonych doktorów zainteresowanych dłuższą, kilkunastoletnią perspektywą pracy naukowej w konkretnej tematyce obowiązującej w danym laboratorium.
Judyta Juranek
PS. Zainteresowanych tematem odsyłam do opracowań:
1)Peter Einaudi, Ruth Heuer, and Patricia Green (2013). Counts of Postdoctoral Appointees in Science, Engineering, and Health Rise with Reporting Improvements National Center for Science and Engineering Statistics Other: http://www.nsf.gov/statistics/infbrief/nsf13334/nsf13334.pdf
2) http://www.timeshighereducation.co.uk/416341.article
No fixed address? THE Times Higher Education (Czerwiec 2011)
Fot. Autorka. Licencja CC BY-SA 3.0 PL
„Postdoc appreciation day”
Dzień postdoca w ośrodku medycznym jednego ze znanych amerykańskich uniwersytetów w Nowym Jorku. Na co dzień w ośrodku tym pracuje około 300 postdoców obsługujących 24 scentralizowane instytuty badawcze.
Komentarze
Czy nowa autorka przedstawi się bliżej?
Dotychczasowi autorzy bloga serdecznie witają wśród siebie nową Autorkę.
Orkiestra, tusz!
Witam serdecznie nowa Autorke, ktora od razu debiutowala rewelacyjnym tekstem! (pisze to jako swiezo upieczony, ale juz sfrustrowany postdoc…)
Bardzo dziękuję! Przyznam, że czuję się zaszczycona, że mogłam dołączyć do wyborowego grona Szalonych Naukowców. Bardzo mi miło!
Do mpn: W telegraficznym skrócie: naukowiec z wyboru; ostatnio starająca sie uprawiać naukę na dwóch kontynentach. Namawiana przez opiekuna naukowego trafiłam do laboratorium neurobiologicznego na jednej z nowojorskich uczelni jako ekspert od mikroskopii konfokalnej i specjalista od zabiegów mikrochirurgicznych na zwierzęcych modelach chorób neurodegeneracyjnych i tak już na razie zostało.
Do Gronkowiec: Bardzo dziękuję. Można powiedzieć, witam w Klubie. Generalnie każdy postdoc, którego spotkałam, czy to dziewczyna czy chłopak, jest strustrowany, choć niektórzy mniej, a niektórzy bardziej. W każdym razie, na pewno jest ciężko, zwłaszcza przy ogromnej presji ze strony szefa/szefowej. Najgorsze, moim zdaniem, jest prawie zupełny brak wsparcia naukowego. Każdy sobie rzepkę skrobie? Zwłaszcza w dużych laboratoriach (od 8 do 15 postdoców) panuje dziwna polityka, mająca na celu uniknięcie przenikania się projektów i konkurencji, doprowadzająca do tego, że postdoc zamiast iść do przodu często wyważa otwarte drzwi. Ale to już temat na inny wpis. Pozdrawiam i życzę powodzenia! Nie należy się poddawać!
@Jotka
przepraszam bardzo, czy Jotka zajmuje się może RAGE, czy to inną osobę wygooglałem? 🙂 I koniecznie trzeba dodać informacje o nowym autorze do zakładki „o Autorach”. Ach, i cudownie ze mamy pierwszą kobietę-autorkę na tym blogu!
Od siebie dodam, że powodem frustracji post-doków może być też to, że
1. Przez ileś lat się ciężko pracowało żeby zostać doktorem, a potem z dnia na dzień okazuje się, że… znowu jest się właściwie nikim istotnym;) Bo „doktor”, choć kosztował nas tyle wyrzeczeń, to jednak produkt masowy, z dolnej półki i rynek jest nim tak zalany, że ma wartość zbliżoną do zera…
2. „Kariera uniwersytecka” to wspinanie się po szczeblach wyjątkowo śliskiej drabiny – na każdym etapie sporo ludzi z niej spada. A niestety w tej zabawie albo się wygrywa i dochodzi do końca (i „tenure” czy „habilitacji”), albo przegrywa i wtedy zostaje się 30-paro latkiem bez pracy i kwalifikacji do robienia czegokolwiek poza badaniami na uniwersytecie. Więc im dłużej się wspina na tą śliską drabinę, i im wyżej się jest, tym potencjalny upadek boleśniejszy, a frustracja większa…
„Kariera uniwersytecka? to wspinanie się po szczeblach wyjątkowo śliskiej drabiny ? na każdym etapie sporo ludzi z niej spada”
Co zdecydowanie odroznia los postdoka (negatywnie) od ok. 154000 pozostalych zawodow, w ktorych podaza sie uslana rozami szeroka aleja ku nirwanie ziemii obiecanej i gwarantowanej. Ciekawe tylko, kto to sa ci na dole niosacy lektyke wybrancow losu? A to ze nauka nam spsiala w tym najlepszym ze wszystkich ustrojow to insza inszosc. Jak mawial klasyk: samiscie tego chcieliscie Grzesiu i Grzesio…
Nie bardzo rozumiem jakie jest przeslanie postu. Przedstawienie stanu faktycznego, czy krytyka?
Niezaleznie od tego czy pzredstawienie stanu faktycznego czy krytyka, to wypada mi stwierdzic ze ow mechanizm dziala doskonale, i ow mechanizm jest powodem dla ktorego nauka amerykanska zostawia w kurzu pozostale.
Mechanism ow dotyczy to tylko postdokow, a i profesorow nie posiadajacych tenury. Poddawani oni sa nieustannemu procesowi selekcji, dzieki ktoremu, przynajmniej w statystycznym sensie, zostaja „w nauce” najlepsi.
Tego wlasnie, jak mi sie wydaje, brakuje w nauce polskiej, ktora sie takiego systemu selekcji nie dorobila. Wskoczenie w „naukowe tory” w zasadzie gwarantuje emeryture. Znow w sensie statystycznym, ale prawdopodobienstwo odpadu jest niewielkie. Praynaj,miej taki wniosek sie nasuwa po obserwacji mojej Alma Mater, czyli Politechniki Warszawskiej
Gronkowca zas spiesze powiadomic, ze przynajmniej w USA, uczelnie nie sa jedynym miejscem gdzie uprawia sie nauke. „Odpady” uniwersyteckie sa poszukiwane przez przemysl, a preniesienie sie z uczelni do przemyslu skutkuje srednio dwukrotnie wieksza pensja. Z dnia na dzien. Czego doswiadczylem na sobie.
Mechanizmy podobne do terminowania „postdokow” funkcjonuja rowniez w medycynie. Absolwent szkoly medycznej, zanim zostanie lekarzem, musi odbyc „rezydenture” czyli 3 letnia praktyke. Platna na poziomie szumu, za to z 80 godzinnym tygodniem pracy. I jakos nikomu sie krzywda nie dzieje… A amerykanska medycyna ma sie dobrze
I jescze jedno… Tego akapitu nei rozumiem: ” a więcej stałych … oraz świeżo upieczonych doktorów zainteresowanych dłuższą, kilkunastoletnią perspektywą pracy naukowej w konkretnej tematyce obowiązującej w danym laboratorium”
Otoz, na ogol kazdy swiezy doktor jest zainteresowany, cytuje: „dłuższą, kilkunastoletnią perspektywą pracy naukowej w konkretnej tematyce obowiązującej w danym laboratorium”. Inaczej by nie robil doktoratu
Tyle tylko, ze aby byc kandydatem na „dłuższą, kilkunastoletnią perspektywą pracy naukowej w konkretnej tematyce obowiązującej w danym laboratorium” trzeba pzredtem odbyc postdoc. Postdoc jest czyms w rodzaju „terminowania” I dowodem na to ze kandydat nadaje sie rzeczywiscie do zawodu naukowca. Sam doktorat o niczym nei swiadczy. Podobnie, jak dyplom lekarza medycyny jest tylko papierkiem, dopoki potencjalny lekarz nie przejdzie owego terminowania
No I jeszcze jedno: „w odróżnieniu od pracowników technicznych bądź pracowników naukowych wyższego szczebla nie obowiązuje ich okres wypowiedzenia”
Ciekawe o jakim kraju Autorka pisze?…. Bo ja mieszkam I pracuje w USA I o „okresie wypowiedzenia” nie slyszalem. Okres wypowiedzenia, to I owszem, moga miec osoby zatrudnione w ramach ukladow zbiorowych kontrolowanych pzrez Unions. Ale cala reszta pracuje „at will” I ma w kontrakcie klauzule: „kazda ze stron moze rozwiazac umowe w dowolnej chwili bez podania przyczyn”.
Jakos nie przypominam sobie ukladow zbiorowych na uniwersytetach w ktorych pracowalem… Byc moze poza obsluga techniczna czyli hydraulikami, security I sprzataczkami. Pracownicy naukowi bez tenury zatrudniani sa na kontrakatch, na ogol 3 letnich. Jak sie chce kogos pozbyc, to mu sie nie przedluza kontraktu.
Disclaimer: ja jestem inzynier. Byc moze w uczelniach nie-inzynierskich jest inaczej, nie wiem…
Zdumiewajaca propozycja – kilkunastoletni kontrakt jako doktor w tym samym osrodku? I mamy ponad czterdziesci lat, doswiadczenie OGRANICZONE do know-how z jednego osrodka naukowego?
A mnie sie nasuwa proste pytanie? I CO DALEJ Szanowna Pani Judyto?
Amerykanska wersja polskiego wiecznego adiunkta – wasala przywiazanego do swojego feudala? Czy sadzi Pani, ze taki kilkunastoletni doktor bedzie miala szanse na wlasne projekty? Cy bedzie mogl realizowac swoje pomysly? Bedzie mu na czyms zalezalo?
Nie ukrywam, ze uwazam ten wpis za po prostu kuriozalny.
Niewatpliwie postdoc i dalsza kariera to skrzyzowanie kompetencji, pracy i lutu szczescia. Nie kazdy staz postdoktorski jest wartosciowy, nalezy dobrze zastanowic sie przed wyborem osrodkow i opiekunow naukowych. Nawet taki „swiadomy research” pod katem czy skorzystam na tym postdoku, czy czegos sie naucze, czy ulatwi mi to dalsza kariere, nie zabezpiecza przed trafieniem na nieodpowiedzialnych PI. Prosze nie mylic niekompetencji PI z niewlasciwoscia systemu – niewatpliwie nie jest idealny ale czy istnieje gdzies lepszy? Lepszy dla kogo? Dla pracownikow czy dla spoleczenstwa? To ostatnie to rowniez bardzo istotne rozroznienie!!!
Jak Pani sama zauwazyla, w USA reaguje sie na zachowanie PI (byc moze zbyt rzadko i za pozno dla mlodych ludzi), ale jednak TAK. Na polskich uczelniach w ogole nie ma zadnych zabezpieczen dla doktorantow przed niekompetencja merytoryczna promotorow (beznadziejny poziom doktoratow w koncu z czegos wynika), a szefowie zakladow/instytutow czesto sa tylko dydaktykami i administratorami.
I jeszcze jedno. W Polsce marnuje sie wiele bardzo drogiego sprzetu z prozaicznego powodu – brakuje know-how do jego obslugi.
W RP sprzet podlega „profesorowi”, ktory go zakupil i strzeze go pilnie oraz uwaza za swoja wlasnosc. Do obslugi cyklicznie „przyucza sie” najczesciej doktorantow. To jest wlasnie marnowanie potencjalu.
I oczywiscie kazdy musi miec „swoj” sprzet, ktory potem nawet nnie ma szans na amortyzacje.
Innymi slowy, w naszych osrodkach nalezy jak najbardziej zatrudniac kompetentnych TECHNIKOW do obslugi sprzetu, ktorzy beda dochowywali rezimu i wlasciwej metodologii przeprowadzania doswiadczen tak by ich wyniki byly wiarygodne. To jest naprawde duze know-how i tutaj sie zgadzamy.
Co do „niedokonczonych projektow”. No coz, po to sa konkursy i zatrudnianie na okres probny by PI mogl sobie w odpowiedni sposob dobrac wykonawcow projektu. To jest czesc biznesu i wcale nie wymaga tworzenia zespolu od podstaw.
@los pstdocos
Jak 30-paro letni hydraulik wyleci z pracy, to ma już lata praktyki, doświadczenie i może szukać pracy w innej firmie, gdzie w konkurencji z młodymi hydrulikami przebije ich swoim doświadczeniem.
Jak 30-paro letni naukowiec wypadnie z systemu, to nie ma gdzie szukać pracy, bo kwalifikacji właściwie nie ma żadnych do pracy poza systemem, a w systemie nie bardzo są opcje żeby znów w niego wejść.
@A.L
Zgaduję, że do tego przemysłu przeniosłeś się po doktoracie lub po pierwszym postdocu? Ludzie z prywatnych firm z którymi rozmawiałem (przynajmniej w mojej działce) zgodnie twierdzą, że idealny kandydat powinien być świeżo upieczonym doktorem albo po max jednym postdocu, bo taki jest jeszcze na tyle młody, że warto w niego zainwestować, a równocześnie jeszcze nie ma mózgu zupełnie wypranego „akademickim podejściem” do nauki.
@A.L.
Ach, i jeszcze odnośnie lekarzy:
młody lekarz musi się jeszcze trochę wymęczyć na stażu, a potem zostaje pałnoprawnym lekarzem i ma jasno określone dalsze stopnie rozwoju. Nie słyszałem o robieniu w kółko stażu.
Z kolei postdoc po tym jak się wymęczy na postdocu, zaczyna kolejny postodc. A potem trzeci, czwarty i omójbożecojadocholeryturobię….dopóki nie będzie za stary na postdoc’i albo dopóki łut szczęścia mu nie dopisze i nie dostanie szansy stworzenia własnego labu.
@Gronkowiec:
Odnosnie lekarzy – znane mi sa przypadki (co najmniej dwa) ze po 2 latach rezydentury szpital stwierdzil ze nie ma pieniedzy I wylal rezydenta. Co powoduje koniecznosc poszukania nowego miejsca I zaczecia od poczatku – licznik bije od zera. Problemem jest tez wiekszy popyt na miejsca gdzie mozna odbywac rezydentury niz podaz tychze miejsc. Natomiast jak sie nie „zalapie” na rezydenture odpowiednio wczesnie, to mozan wypasc z zawodu – co znam z autopsji – znajomy Polak zrobil nostryfikacje dyplomu, ale przez 4 lata nei udalo mu si znalezc rezydentury. Z planami uprawiania medycyny musial sie pozegnac.
Nie wiem jakie sa liczby w medycynie, ale jak idzie o prawnikow, to w zeszlym roku uczelnie amerykanskie wypuscily cos 300 tysiecy nowych prawnikow, a miejsc pracy bylo 72 tysiace. Wiec sytuacja mlodych prawnikow przypomina troche sytuacje postdocow.
@Gronkowiec:
Odnosnie lekarzy ? znane mi sa przypadki (co najmniej dwa) ze po 2 latach rezydentury szpital stwierdzil ze nie ma pieniedzy I wylal rezydenta. Co powoduje koniecznosc poszukania nowego miejsca I zaczecia od poczatku ? licznik bije od zera. Problemem jest tez wiekszy popyt na miejsca gdzie mozna odbywac rezydentury niz podaz tychze miejsc. Natomiast jak sie nie ?zalapie? na rezydenture odpowiednio wczesnie, to mozan wypasc z zawodu ? co znam z autopsji ? znajomy Polak zrobil nostryfikacje dyplomu, ale przez 4 lata nei udalo mu si znalezc rezydentury. Z planami uprawiania medycyny musial sie pozegnac.
Nie wiem jakie sa liczby w medycynie, ale jak idzie o prawnikow, to w zeszlym roku uczelnie amerykanskie wypuscily cos 300 tysiecy nowych prawnikow, a miejsc pracy bylo 72 tysiace. Wiec sytuacja mlodych prawnikow przypomina troche sytuacje postdocow.
P.S. Pzrepraszam jezeli post pokaze sie podwojnie. Poprzedni gdzies zniknal
@Gronkowiec: Nie wiem jaka jest twoja specjalnosc, ale w mojej (IT) przemysl zatrudnia postdocow tylko jezeli usuna doktorat z CV. Zatrudnia zas z checia „odpady” z akademiii z odpowiednim doswiadczeniem I specjalnoscia pasujaca do potzreb. Przemysl niespecjalnie ma czas I mozliwosci aby ksztalcic sobie doktorow.
Tak na marginesie, ja przyjechalem do USA jako Visiting Professor I nigdy postdokiem nie bylem. Tak wiec znam sprawy postdokow „z drugiej strony lady”
Odnoscie niemoznosci powrotu do akademii – mozna, co wlasnie zrobilem. Po dosych dlugim pobycie w przemysle wrocilem do akademii. Okazuje sie bowiem ze jest pewna ilosc uczelni wyznajaca zasade ze inzynierow moga uczyc tylko ludzie ktorzy znaja inzynierie z autopsji, a nie akademicy znajacy inzynierie z podrecznikow napisanych przez innych akademikow
@Gronkowiec: Napisalem dwa posty w sprawie lekarzy, ale nie moga sie pzrebic
Mój znajomy fizyk ze specjalnością nanotechnologia (produkcja nanoproszków karbonowych i krzemowych) był przez 1,5 roku postdokiem we Włoszech (dolce far niente), teraz ma roczny kontrakt researchera na Tajwanie, gdzie musi „zasuwać” niemal dzień i noc.
W przyszłym roku skończy 35 lat, a to jest wiek graniczny dla postdoków.
Zarobki w tej grupie zawodowej uchodzą za głodowe: 1300-1600 euro netto.
Tak na marginesie, ciekawa opowiesc czlowieka ktory z akademii przeszadl do pzremyslu, a potem z powrotem do akademii. O tym jak wyglada zycie I tu I tam, blaski I cienie. Fascynujaca lektura. Polecam.
My Life as a Quant: Reflections on Physics and Finance, by Emanuel Derman
W matematyce szczęśliwie jest chyba inaczej, owszem znam przypadki wiecznych postdoców (skądinąd dziwne trochę, bo to uznane osoby były, widocznie lubiły tak jeździć z miejsca na miejsce), natomiast ze względu na brak zapotrzebowania na lab i pracę w małych grupach raczej trudno mówić o wykorzystywaniu i budowaniu własnej kariery na postdocach przez ich opiekunów. Problemem może być (i to się zdarza), że opiekun tak naprawdę nie pomaga postocowi, nie współpracuje z nim, albo nie stawia mu ciekawych problemów i taki postdok musi sam się jakoś ogarnąć, znaleźć sobie kogoś do współpracy. Natomiast równie często widzę osoby, których kariera nabrała rozpędu właśnie w trakcie postdoka (inna sprawa, że często te osoby były po prostu dobre i być może tak czy siak by sobie poradziły, w matematyce to możliwe).
Ale coś w tym wpisie musi być, skoro możemy w sieci znaleźć taki oto rysunek:
http://www.sfu.ca/dean-gradstudies/blog/tips/ScienceChart.html
pozdrawiam serdecznie…
czyzby w stanach szykowala sie rewolucja 😉 ?
niedowiary…
nie na temat:
bad news http://www.eppo.int/QUARANTINE/special_topics/Xylella_fastidiosa/Xylella_fastidiosa.htm
Witam i dziękuję za komentarze.
Kilka uwag i odpowiedzi:
@Gronkowiec: tak to ja (RAGE etc), jak widać nie trudno mnie znaleść w internecie
Wspinanie się po szczeblach kariery uniwersyteckiej rzeczywiście jest trudne, zwłaszcza w USA, gdzie przeskok z postdoca na assistant professor jest trudny, gdy nie ma się obywatelstwa/zielonej karty lub grantu (ale sporo grantów też jest zarezwerwowanych tylko dla obywateli)
@A.L/m.a.:być może żle sformuowałam ostatnie zdanie; chodziło mi o to, że Amerykanie starają się zmienić nieco system, tak by liczba pracowników kontraktowych nie przekraczała 50%. W moim laboratorium, gdy zaczynałam był jeden PI, dwóch pracowników administracyjnych, dwie osoby techniczne, jedna research scientist (po doktoracie, 5 lat stażu podoktorskiego) i 12 postdoców (wszyscy na wizach J1), po pięciu latach jest: PI, 2 osoby z administracji, 3 osoby techniczne i 3 research scientist i 6 postdoców. Podobnie dzieję się w sąsiednich laboratoriach ? niekiedy awansuje się postdokow na stanowiska research scientist, tak, że ogólna liczba kontraktowych postdoców nie przekracza 50%. Być może jest to trend tylko właściwy dla nauk biomedycznych, ale widać zmiany, opisywane zresztą często w piśmie branżowym Chronicles of Higher Education. Poza tym należy oczywiście rozróżnić uczelnie prywatne od państwowych ? prywatne uczelnie są jak małe koorporacje, mają CEO, board of trustees, zarządzają ogromnym majątkiem.Pracuje się tam zupełnie inaczej niż na uczelniach państwowych (miejskich czy stanowych), gdzie system jest bardziej zbliżony do polskiego.
Poza tym, tzw. nauka amerykańska, to nauka tworzona w dużym stopniu przez ludzi wykształconych gdzieś indziej, również w Polsce. Kolejna sprawa to fakt, że w USA stawia się przede wszystkim na ilość, a potem dopiero na jakość?W masie tkwi siła, stąd też wielki sukces nauki w tym kraju. Osobiście, wydaje mi się, że optymalny model nauki występuję w Niemczech ? istenieją tam świetne instytuty naukowe (Max Planck Institutes) i dobre uczelnie. Poziom wykonywania nauki jest bardzo wysoki, stawia się tam zarówno na sprzęt jak i na ludzi. Powiedziałabym, że nauka ma tam bardziej ludzką twarz. W Stanach również są takie ośrodki, weżmy choćby Cold Spring Harbor czy Janelia Farm Research Inst., gdzie naukowiec nie musi martwic się o fundusze, tylko działać. Ale są to wyjątki. Generalnie, bez grantów nie ma się szansy utrzymać w nauce.A pozostają często nie najwybitniejsi tylko najbardziej wytrwali, bo to o wytrwałość często w nauce chodzi
@m.p. : kontrakty at will występują głównie w sektorze biznesowym/prywatnym; poza tym zależą głównie od stanu. http://en.wikipedia.org/wiki/At-will_employment
Na uczelniach prywatnych, które znam, obowiązywało 30 dniowy okres wypowiedzenia dla większości pracowników etatowych. Dodatkowo, na uczelniach państwowych usunięcie faculty z pracy jest na granicy niemożliwości (wiem, bo znajomy profesor z CUNY (city university of new york) jest w komisji ds. zatrudnienia)
@xxxx : absolutna prawda. Często postdoków pozostawia się samym sobie?a żeby się ogarnąc trzeba niekiedy wykazać wielką siłę woli, zwłaszcza gdy jest się jedyną osobą zajmującą się daną tematyką (i sam PI nie jest nawet w stanie pomoc, bo brak mu/jej doświadczenia w danym temacie). A link świetny
@byk : dziękuje. Co do rewolucji, to pewnie przyszłe pokolenia postdoców będą miały szansę ją zobaczyć. Na pewno jednak coś się zmienia.
… coś się zmienia, ale na razie… 😉
@Jotka: „Poza tym należy oczywiście rozróżnić uczelnie prywatne od państwowych ? prywatne uczelnie są jak małe koorporacje, mają CEO, board of trustees, zarządzają ogromnym majątkiem. Pracuje się tam zupełnie inaczej niż na uczelniach państwowych (miejskich czy stanowych), gdzie system jest bardziej zbliżony do polskiego”
Nie wiem co Pani ma na mysli, w szczegolnosci nei bardzo widze gdzie „system jest bardziej zblizony do polskiego”
„Makroskopowo” uczelnie stanowe I prywatne niewiele sie roznia. Uczelnia stanowa majaca 25 tysiecy studentow obraca nie mniejszym kapitalem niz uczelnia prywatna tej samej wielkosci. Dotacje stanowe pokrywaja niewielka czesc funkcjonowania uczelni publicznej; glownie koszty budynkow, oslugi, personelu administarcyjnego I czesc kosztow edukacji. Pozostale koszty edukacji pochadza z oplat studentow. Scientysci pracujacy na uczelnaich stanowych musza tak samo starac sie o granty jak ci z uczelni prywatnych – nie ma tu zadnej taryfy ulgowej. Podobnie jak w uczelniach prywatnych, uczelnia stanowa zapewnia pracownikowi gabinet, krzeslo i biurko.
Uczelnie stanowe musza sie starac o donacje zewnetrzne, maja tak samo rozbudowana administracje jak prywatne, maja jak samo Board Of Directors itede.
Jezeli juz wprowadzac jakies ISOTNE rozroznienie, to miedzy „teaching universities” I „research universities”. W teaching – nie ma potrzeby starac sie o granty, a praca naukowa to osobiste hobby nauczyciela. Jego jedynym obowiazkiem jest nauczanie I z jakosci tego nauczania jest rozliczany. Jest to jednak podzial ortogonalny w stosunku do podzialu „stanowe-prywatne”. Oczywiscie, wiekszosc teaching universities to uczelnie prywatne, chociaz I stanowe sie zdarzaja.
Posrod szkol publicznych typu research, pierwsze miejsce w rankingach ma University of California-Berkeley. Nie sadze zeby owa uczelnia w czymkolwiek przypominala uczelnie polskie. W rankingach globalnych zajmuje 5 lub 6 miejsce, w zaleznosci od dyscypliny. To daje owej szkole publicznej znacznie lepsza lokate niz wiekszosoci szkol prywatnych.
Nie wiem rozniez co to sa „miejskie” uniwersytety o ktorych Pani pisze. Jezeli Pani ma na mysli Community Colleges, to na ogol nie sa one miejske, a sa „county”, czyli po naszemu „powiatowe”. Poza tym, nie sa to uczelnie wyzsze – nadaja tylko tytul „associate” co jest mnie jwiecej rownowazne polskiemu „technikowi”
Amerykański system opieki zdrowotnej pewnie zostawia wiele do życzenia, ale długość życia obywateli USA cierpi raczej z powodu dostępności broni palnej i obfitości wypadków drogowych:
http://b-i.forbesimg.com/theapothecary/files/2013/11/National-Life-Expectancy12.png
@kagan: „Amerykanska medycyna jest przeciez klasycznym ”
Czy Pan potrafi wypowiadac sie NA TEMAT I to na takie tematy NA KTORYCH PAN SIE ZNA?
Gall Anonim 1 grudnia o godz. 20:47
Te dwie tabele są bez sensu.
Proszę zobaczyć jak dużo państw ma według danych w tabelkach GORSZE wyniki dla statystyki ZAWIERAJĄCEJ wypadki aniżeli dla tej tych wypadków nie zawierającej.
Nie przeczytałam jeszcze do końca, ale już na wstępie muszę skomentować to, co jest napisane. Otóż nieprawdą jest, że na post-docu nie ma określonego w umowie czasu pracy, bo jest. Bardzo rzadko nie jest on wymieniony w propozycji pracy, ale w umowie jest zawarty. Nie wiem jak jest z okresem wypowiedzenia, ale przecież podpisując umowę wiem na jaki czas jest ona podpisywana. Mam wielu znajomych na post-docach m.in. w USA i mówią, że to były najlepsze decyzje w ich życiu. Na fb oglądam ich zdjęcia z wycieczek weekendowych i jakoś nie widzę, żeby byli zapracowani. Ja marzę teraz o post-docu, bo skończyłam studia doktorskie i nie mam gdzie pracować. Jestem zatrudniona na 1/4 etatu na uczelni za 700zł brutto a koleżanka jest już pół roku po obronie i ani razu nie pracowała. Nie ma w ogóle miejsc pracy dla nas. Także taki post-doc, jest dla nas wybawieniem, o ile nie ma się rodziny na głowie, którą się musi zostawić w Polsce. Jak to w PL nie ma post-doców? Oczywiście, że są. Kto pisał takie brednie?
@Ola,
wydaje mi się, że Autorce chodziło o ustalony godzinowo czas pracy, tzn. pracownik techniczny pracuje dajmy na to 8 godzin dziennie, a postdoc jest do dyspozycji szefa. Oczywiście można powiedzieć, że jak chce się zaistnieć w nauce, to nie można pracować od do, ale jak rozumiem chodzi o sytuację, gdy postdoc pracuje nad projektem, który nie popycha do przodu jego kariery (a od wyników uzyskanych na stażu zależy z reguły przyszłe zatrudnienie), a poświęca na ten projekt bardzo dużo czasu (który jeśli nie na ciekawsze badania można poświęcić właśnie na wycieczkę). Tak przynajmniej ja zrozumiałem intencje Autorki i uważam, że taka sytuacja może rzeczywiście rodzić frustrację.
W przypadku postdoków wiele zależy od opiekuna, można trafić bardzo dobrze i rozwinąć skrzydła, można przeciętnie, gdy opiekun nie pomaga, ale też nie przeszkadza i z odrobiną szczęścia i talentu oraz dużym nakładem pracy można z okresu stażu wynieść sensowne wyniki naukowe uzyskane samodzielnie lub z innymi osobami niż opiekun. Wreszcie można jak rozumiem (sam nie znam takiego przypadku, ale jak widać się zdarzają) trafić kiepsko, gdy jest się wykorzystywanym przez promotora do technicznej pracy, która zysk przynosi głównie jemu. Wiele zależy też od psychiki postdoca, jeden się zbyt wyluzuje, inny zbyt zestresuje, jeden dobrze znosi rozłąkę z bliskimi, inny nie…
A Twoi znajomi, jeśli nie są tak wybitni, że wszystko im przychodzi samo, to albo są zapracowani, ale publikują na facebooku tylko fotki z wycieczek (zresztą odpoczynek moim zdaniem jest niezbędny w pracy naukowej, trzeba się od czasu do czasu zresetować), albo mają za dużo wolnego czasu (bo opiekun się nimi nie przejmuje, a im nie zależy, żeby samemu się za coś zabrać) i to się odbije na ich przyszłych perspektywach.
Z ciekawości jeszcze, jaką dziedzinę prezentujecie z koleżanką? W wielu dziedzinach sytuacja w Polsce wcale nie jest dramatyczna, dlatego Twój wpis mnie zaskoczył.
@Ola: ” Otóż nieprawdą jest, że na post-docu nie ma określonego w umowie czasu pracy, bo jest”
„Ja marzę teraz o post-docu, bo skończyłam studia doktorskie i nie mam gdzie pracować.”
No to skad Pani wie ze na post-doku jest okreslony czas pracy? Byc moze jest w Polsce, bo tu gdzie jestem, to na ogol nie ma. Podpisuje sie umowe na czas okreslony, do wykonania odpowiednich zadan. Nigdy, mimo ze zdarzylo mi sie wielokrornie pracowac jako konsultant, nie bylo napisane ile godzin dziennie bede pracowal. Parcuje sie tyle ile trzeba.
W ogole, w USA zatrudnieni dziela sie na „exempt” I „non-exempt”. Ci exempt nie maja platne za nadgodziny, zeby nei wiem ile pracowali. Ci „non-exempt” to slabo platni pracownicy fizyczni. Wszyscy pracujacy glowa, sa „exepmpt”. Nikt nie liczy czasu parcy. Zdarzalo mi sie miec maratony po 80 godzin w tygodniu. Ze moglbym zaprotestowac? Pewnie ze moglbym. Nogami. Poszukac sobie innego pracodawcy. Albo pracodawca by poszukal nowego pracownika.
Nie na sie uprawiac nauki 8 godzin dziennie. Proponuje pojsc na kampus porzadnego amerykanskiego research university o 11 w nocy I zobaczyc w ilu oknach pali sie swiatlo. Pouczajace tez jest pojscie do biblioteki o polnocy.
Postdok to „wyrzytnia” do dalszej kariery, a nei spsoob na zarabianie pieneidzy, pzrechowalnia czy biuro podrozry. Jak sie samego wysoko wyrzucisz, taka bedziesz mial kariere.
A ze nei ma Pani pracy… Coz, jakos nie bardzo widze gdzie w Polsce, poza uczelniami, doktorzy byliby do czegos potzrebni. Zreszta nie tylko w Polsce. I bedzie coarz gorzej, bo po nasyceniu magistrami, zaczynamy, jak ktos pisal w GW, „isc w doktoraty”
@zza kałuży
Proszę zerknąć do fragmentu UPDATE w tekście:
http://www.forbes.com/sites/theapothecary/2011/11/23/the-myth-of-americans-poor-life-expectancy/
Szczerze mówiąc, po tym wyjaśnieniu nadal nie rozumiem w pełni metody zastosowanej przez Ohsfeldta (choć się jej domyślam), pewnie trzeba by zajrzeć do oryginalnej pracy. Ale inkryminowana sprzeczność nie jest ewidentna nawet przy zastosowaniu metody „na głupa”. Rozważmy dwa fikcyjne państwa o nader prostej strukturze demograficznej. W Abacji połowa obywateli ginie w wieku lat 18 od kul, a ci co przeżywają, dożywają wszyscy wieku 98 lat, w którym odchodzą ze świata we śnie. W Babacji przeciwnie, połowa obywateli gaśnie w wieku lat 18 w wyniku powikłań pogrypowych, zaś pozostali dożywają gremialnie wieku lat 98, w którym to, siadając za kółkiem pod wpływem alkoholu, wyprawiają się masowo na tamten świat, rąbiąc w przydrożne drzewa. Zarówno w Abacji, jak i w Babacji średni czas życia to 58 lat. Ale jeśli będziemy liczyć średni czas życia tylko tych obywateli, którzy nie zginęli śmiercią gwałtowną, to w Abacji wyjdzie nam 98 lat (czyli średnia wzrośnie), zaś w Babacji – 18 lat (czyli średnia spadnie).
@GallAnonim:
Pokazal Pan w zreczny sposob dlaczego poslugiwanie sie srednia ma maly sens
@A.L.
„poslugiwanie sie srednia ma maly sens” – to oczywiście wiadomo nie od dziś, ale jak się chce mieć ranking, to trzeba uliniowić to, co z natury dość nieliniowe, i wtedy średnia jest jednym z lepszych (spośród złych) wyborów. A akurat konkluzja, że śmiertelność w USA wiąże się znacząco z powszechną dostępnością broni palnej, stosunkowo dużą liczbą brutalnych przestępstw i spędzaniem przez Amerykanów sporej części życia za kierownicą, nie wydaje się całkiem oderwana od rzeczywistości.
@GallAnonim: „A akurat konkluzja, że śmiertelność w USA wiąże się znacząco z powszechną dostępnością broni palnej, stosunkowo dużą liczbą brutalnych przestępstw i spędzaniem przez Amerykanów sporej części życia za kierownicą, nie wydaje się całkiem oderwana od rzeczywistości”
Ma Pan jakies liczby na potwierdzenie tej tezy?
@kagan: „Poslugiwanie sie srednia ma tylko wtedy maly sens jesli rozklad danej zmiennej jest znacznie oddalony od normalnego. O tym uczyli kiedys na pierwszym roku studiow w PRLu, np. na SGPiSie.”
Pewnei nei uczyli o rozkladzie Cauchy. Funkcja rozkaldu Cauchy „wyglada” prawie tak samo jak funkcja rozkladu normalnego, a rozklad Cauchy nei ma sredniej, wariancji I innych momentow
Problem polega na tym ze scientysci socjalni posluguja sie NARZEDZIAMI statystyki nei rozumiejec tych narzedzi ani zakresu ich stosowalnosci, I stusuja je „na malpe”. Czesc ostatniego kryzysu finansowego byla wlasnie pzrez to spowodowana
@kagan: „A swoja droga, to chocbys byl niewiem jak inteligentny i nie wiem jak pracowity, to nie masz dzis prawie nigdzie szans, jesli za toba nie stoi ktos, kto ma wplywy.”
Slyszalem ze tak jest w Australii. Mam tam znajomego. Na Monash University
@A.L.
Jakieś dane są tutaj, wygląda na to, że jest tego dość, by zauważalnie wpłynąć na średni czas życia (zwłaszcza jeśli do zabójstw przy użyciu broni palnej doliczyć samobójstwa, do popełnienia których została użyta):
http://www.usatoday.com/story/news/nation/2013/01/09/guns-traffic-deaths-rates/1784595/
Ale oczywiście trzeba by porównać z danymi z innych krajów, by sprawdzić, jak to wpływa na kolejność w rankingu. Z artykułu w National Geographic sprzed kilku lat pamiętam też, że zdumiewająco częstą tragiczną przyczyną zgonów w USA były zakrztuszenia i zadławienia (jeśli dobrze pamiętam, tłumaczono, że głównie ukochanymi przez Amerykanów rozmaitymi chrupkami).
O, tu jest ciekawie – jak na kraj zachodni, USA wypada tak sobie, prawie jak Polska (ale też pewnie Amerykanie więcej czasu spędzają na drodze w samochodach osobowych niż Europejczycy, więc są bardziej narażeni):
http://chartsbin.com/view/2642
Może jeszcze http://chartsbin.com/view/1454 i nie śmiecę więcej (kto chce, sam znajdzie).
@qwe:
A moze jak cytowac dane, to nei anegdotyczne, a solidne. US Census na przyklad. Tamze ze w ubieglym roku w wypadkach samochodowych zginelo cos 35 tysiecy odob. Tazme ze 1.1 wypadku wypada ma 100 milionow pzrejechanych mil
35 tysiecy w 350 milionowej populacji – co to am do rzeczy? Gdyby POPRAWNIE stosowoac ststystyke, to wypadki samochodowe bylyby zaliczane do kategorii „outliers”. Tyle tylk oze nikt poparwnie nie stosuje statystyki. Startstyka jest uzywana do klamania I uprawiania polityki.
Poza tym, to jest takei samo rozumowanie jak „srednia zamoznosc”. Wystarczy zebrac 30 osob I zaprosic Bila Gatesa jako goscia. Statystyczna zamoznosc poprawi nam sie radykalnie
P.S.
http://www.census.gov/compendia/statab/cats/transportation/motor_vehicle_accidents_and_fatalities.html
Ja bardzo przepraszam za zakwestionowanie owych dwch tabelek. Zresztą i tak pokickało mi się w moim komentarzu, tzn. rację mieć – miałem, ale wyraziłem ją na odwrót. 😉
Ale skoro problemem są różne przyczyny zgonów to szukajmy w opracowaniu omawiającym możliwie wszystkie ich przyczyny.
O ile przejrzałem:
**http://www.cdc.gov/nchs/data/nvsr/nvsr61/nvsr61_04.pdf
to jest ono właśnie czymś takim. No i ma „gov” w adresie, więc jest „ważne”. 😉
Wypadki mają wysoką pozycję i rzeczywiście – tak jak w Babacji – ich częstotliwość jest najwyższa dla starszaków. Dokument podaje bardzo dużo ciekawych przyczyn śmierci i aż przyjemnie poczytać, jakie mamy perspektywy. 😉
@A.L.
Znow tylko ad personam? Co tu ma do rzeczy ow rozklad Cauchy?ego? My tu dyskutujemy przeciez o rozkladzie zblizonym do normalnego, czyli o duzych zbiorowosciach ludzkich.
Poza tym, to gdyby wypadki drogowe oraz uzycie broni palnej mialo istotne znaczenie dla przezywalnosci Amerykanow, to powinna byc w USA znacznie wieksza roznica pomiedzy przezywalnoscia mezczyzn a kobiet, jako iz kobiety sa mniej narazone na wypadki samochodowe (przynajmniej jako kierowcy) a tym bardziej na smierc w wyniku uzycia broni palnej, jako iz maja one mniejsza tencencje do brania udzialu w bojkach czy napadach, szczegolnie tych z uzyciem broni palnej.
Przypominam, ze ja tylko sprzeciwilem sie twierdzeniu, ze amerykanska medycyna ma sie dobrze, gdyz to jest tak, jakby powioedziec, ze przed wojna Polacy mieszkali w bardzo dobrych warunkach, jako iz wszyscy ziemianie oraz fabrykanci szczegolnie bankeirzy mieli do dyspozycji palace.
@kagan: „Przypominam, ze ja tylko sprzeciwilem sie twierdzeniu, ze amerykanska medycyna ma sie dobrze, gdyz to jest tak, jakby powioedziec, ze przed wojna Polacy mieszkali w bardzo dobrych warunkach, jako iz wszyscy ziemianie oraz fabrykanci szczegolnie bankeirzy mieli do dyspozycji palace”
Poniewaz ja I moja rodzina a taze krewni-i-znajomi korzystaja z uslug amerykasnkiej medycyny I sluzny zdrowia, to mam jakie takie pojecie o jej funkcjonowaniu. Pozostane wiec przy swoim zdaniu, niewatpliwie roznym od Panskiego.
Zas jak mowimy o rozkaldzie a zblizonym do rozkaldzie b, to tzreba powiedziec w jakim sensie „zblizonym”. I jak mowimy ze cos ma rozkald normalny, to musimy uzasadnic dlaczego.
Tak zwane „mortality” nie opisuje sie rozkladem normalnym, a rozkladem gamma. Przypadkiem wiem, bo jestem autorem algorytmu do estymowania parametrow tego rozkaldu an podstawie danych z „moratlity tables”. Kiedys sie tym zajmowalem
@kagan:
Przykro mi, ale nie bede z Panem dyskutowal
Z tym brakiem związków zawodowych postdoców w USA to tak do końca nie jest. Na wszystkich uczelniach należących do University of California działa Postdoc Union, mamy też dokładnie sprecyzowane prawa i obowiązki. Obowiązuje nas okres wypowiedzenia i określone w kontrakcie dni wolne i chorobowe. To samo dotyczy m.in. urlopów macierzyńskich. Co do tego czy ktoś znajdzie zatrudnienie w nauce to już inna bajka, ale postdoc na UC nie ma tak na prawdę na co narzekać. Nic tylko robić badania.
sabishi 6 grudnia o godz. 19:02
Jeszcze raz się sprawdza, że amerykański słoń być bardzo duży i lepiej nie uogólniać po dotknięciu trąby lub ogona. 😉
Jak chcę coś powiedzieć na nutę „a bo w Ameryce” to zamiast „Ameryka” wstawiam sobie „Europa” i testuję jak to wypadło.
@sabishuL „to samo dotyczy m.in. urlopów macierzyńskich”
Czy mozan proscic o wskazanie w kontrakcie paragrafu ktory gwarantuje urlopy macierzynskie? Jakos nie mogle mznalezc.
@zza kaluzy: „?a bo w Ameryce? to zamiast ?Ameryka? wstawiam sobie ?Europa? i testuję jak to wypadło”
Znajomy Amerykanin byl tydzien w Pradze Czeskiej. Zapytalem o wrazenia. „Fatalne jedzenie w tej EUROPIE. Ciagle tylko slodkie knedle z piwem”