Jak pedofilia
Jak pedofilia
Jakiś czas temu upubliczniona została informacja o aresztowaniu wybitnego i prominentnego uczonego prof. Adama J. oraz trzech młodszych naukowców z jego zakładu pod zarzutem sprzeniewierzenia funduszy grantowych przeznaczonych na badania. Ponoć wchodzi w grę kwota 1,8 mln złotych, co na pierwszy rzut oka robi ogromne wrażenie. Adam J. wyszedł tymczasem na wolność za kaucją, śledztwo trwa.
Chodzi mi o mechanizm działania najważniejszego sprawcy. Jak opisywała prasa (czytałem na papierze, niestety w internecie nie znalazłem darmowej wersji), profesor omotywał swoich młodych podopiecznych, powoli wciągając ich w coraz bardziej otwarcie przestępcze działania. Oczywiście trzeba brać poprawkę na fakt, że opis ten jest oparty na narracji osób również oskarżonych i może to być z ich strony próba pomniejszania własnej odpowiedzialności.
Po tych wszytkich zastrzeżeniach powiem otwarcie: mam silne skojarzenie z pedofilią. Starszy, autorytet, z wielką władzą, z czasem posuwając się do otwartych gróźb, deprawuje dla własnej korzyści młodych, słabych, uzależnionych i początkowo jakoś mu ufających ludzi. W efekcie niszczy całą przyszłość swoich ofiar, które będą się zmagać z konsekwencjami już zawsze.
Trzeba pamiętać, że ustosunkowany profesor na uczelni ma w stosunku do młodego doktoranta pozycję chyba równie silną jak zazwyczaj miewa pedofil wobec swojej ofiary. W związku z tym nadużycie tej pozycji budzi we mnie odrazę równie wielką jak pedofilia.
Ta siła nas, starszych i utytułowanych, to także obowiązki: bezwzględnego trzymania własnych rąk przy sobie i reagowania, gdy inni swoich nie trzymają.
Jerzy Tyszkiewicz
Ilustracja Alicja Leszyńska
Komentarze
A jeśli to młodsi naukowcy podsunęli profesorowi pomysł na dojenie kasy?
Niektórzy księża pedofile już zaczynają się bronić, że to rozbudzone 10-latki próbują na nich zaspokoić swoje chucie.
Zestawianie profesora wciągającego w naukowe machlojki swoich dorosłych współpracowników z podstępnym doprowadzaniem małoletnich do obcowania płciowego lub poddania się innej czynności seksualnej albo do wykonania takiej czynności, nadużywając zaufania
lub udzielając mu korzyści majątkowej lub osobistej, albo jej obietnicy
jest dość karkołomne.
Wolność seksualna rozumiana jest jako wolność od określonych metod wywierania nacisku kompulsywnego na przebieg procesów motywacyjnych i decyzję woli w zakresie wykonywania czynności seksualnych.
Uczciwość w nauce… Hmm…
Pewien poznański arcybiskup wciągał kleryków w swoje seksualne zabawy, a oni na to przystawali dla określonych korzyści.
To nie była pedofilia i to nie było karalne.
Wszyscy uczestnicy byli dorośli i wiedzieli, co robią.
Przy wszystkich zależnościach na uczelni stosunek profesor – doktorant nie jest moim zdaniem równoważny ze stosunkiem lekarz – pacjentka czy psychoterapeuta – pacjentka, gdzie też dochodzi do nadużycia zależności i wykorzystania jednej strony przez drugą.
Czy prominentny uczony był w tej aferze jedynym odnoszącym korzyści materialne?
ciekawe, ze o pedofilii mowi sie w polsce(bialorusi, rosji,kazachstanie, etc)
glownie w kontekscie homoseksualnym, a geje stanowia niewiele ponad
JEDEN PROCENT sprawcow.
p.s.
na dominikanie, i chyba w watykanie, jest podobnie…
Obserwacja mechanizmu sluszna, ale porownywanie do pedofili.. eee… :/ troche nie do konca w porzadku, bo z jednej strony jednak jest roznica miedzy skrzywdzonym dzieckiem, ktorego psychika i cialo beda dochodzic do siebie latami, a doktorantem ktory sie wplatal w szajke przestepcza. No a zdrugiej strony, ilez o tej pedofilii mozna, wszedzie dookola wszyscy non-stop o pedofilii, niedlugo bedzie strach lodowke otworzyc….
Tak na marginesie, cytowany artykul z Wyborczej donosi ze ow profesor byl czlonkiem, cytuje
IEEE – Institute of Electrical and Electronics Engineers – Instytutu Inżynierów Elektryków i Elektroników, jednej z największych na świecie organizacji zawodowych o charakterze globalnym
Otoz, czloniekm IEEE moze zostac kazdy kto wplaci sume okolo 150 dolarow (nie pamietam dokladnie) na konto IEEE. W Polsce – czlonkostwo w IEEE to „ochy i achy”. Dowod wybitnosci. Podobnie z ACM. Mozna sie podac za Einsteina. Nikt nikogo nei sprawdza. Kasa sie liczy.
Zgadzam się z Gronkowcem. Nie rozmywajmy znaczenia słowa pedofilia.
Reszta OK.
Stare powiedzonko mowi „bo do tanga trzeba dwojga”. Wspolpracownicy tez nie byli swieci:
„Badania z dziedziny informatyki zlecano m.in. członkom rodzin i znajomym pracowników uczelni. To dziwne osoby, nieznane wcześniej polskiej nauce. Na przykład… pani katechetka jednej z wrocławskich szkół średnich. Tak wynika z dokumentów, do których dotarliśmy..
„Umowy o dzieło” zawierano m.in. z żoną pracownika naukowego Politechniki. Pani jest specjalistką w dziedzinie administracji i zamówień publicznych…
Kolejne dwie umowy podpisano z mamą innego naukowca Politechniki Wrocławskiej. – To, co robiłam na Politechnice Wrocławskiej, to była praca naukowa. Ja mam potrzebne kwalifikacje – przekonywała „Gazetę Wrocławską” mama naukowca, ale o szczegółach mówić nie chciała. W 2008 i 2010 roku zawarto z nią „umowę o dzieło” w ramach tzw. grantu. To dotacja rządowa na prowadzenie badań naukowych. Wypłacono jej 32 tys. zł.
Jakim tematem się zajmowała, nie pamięta. Kobieta mówi, że praca była żmudna. Polegała m.in. na „wyszukiwaniu z ogromnej liczby cyferek, wydruków pewnych danych i wykonywaniu tabel”.
Raport na temat „Opracowanie analizy efektywności algorytmów inkrementacyjnego dekodowania sąsiedztwa typu wstaw” – to temat jednej z prac badawczych, którego wykonanie zlecono mamie naukowca. – Praca została wykonana, odebrana, pieniądze wzięłam, przejadłam i nic więcej nie mam panu do powiedzenia – rozłączyła się bez komentarza…’
http://www.gazetawroclawska.pl/artykul/797807,politechnika-wroclawska-fikcyjne-umowy-na-badania-sprawe-bada-prokurator,id,t.html
Koncepcja ze „biedni doktoranci zostali zgwalceni” jakos mi sie nie trzyma kupy.
Natomiast porazajace sa komentarze mlodych naukowcow do cytowanego wyzej artykulu. Prosze sobie poczytac I ocenic. To glosy z Wroclawia.
Jezeli juz szukac jakichs analogii, to nie jest pedofilia. To jest gangrena. I tak sadzac po tych komentarzach, to bardziej zgangrenowane jest mlode pokolenie naukowcow niz to starsze.
Drodzy Komentatorzy,
Napisałem „Mam silne skojarzenie z pedofilią” i „budzi we mnie odrazę równie wielką jak pedofilia”. Tylko tyle.
Nie zrównuję jednego z drugim.
@A.L.
Opierałem się na niedostępnym w sieci artykule z Wyborczej i opisanym tam metodom obezwładniania ofiary.
@J.Ty: Owszem, zgadzam sie ze sprawa jest smierdzaca. Linkowany artykul czytalem. Ale jakos nie mam sympatii dlo owych doktorantow ktorzy dla kariery zdecydowali sie uczestniczyc w przestepstwie. Byli wspoludzialowcami a nie ofiarami
Odpowiedzialność karna dorosłych ludzi to jedno, a wzięcie pod uwagę ich braku doświadczenia i zależności zawodowej od J. – drugie. Nie bez przyczyny w wielu zawodach po ukończeniu nauki, a przed dopuszczeniem do w pełni samodzielnego wykonywania pracy, obowiązkowy jest staż, aplikatura czy inaczej nazwane terminowanie pod okiem doświadczonego zawodowca (lekarza, adwokata, mistrza cechowego czy promotora). Pewnych rzeczy trudno dobrze się nauczyć tylko teoretycznie i z książek, a praktyka oparta wyłącznie na własnych błędach i „rozpoznaniu bojem” może być zbyt kosztowna, czasochłonna lub niebezpieczna dla otoczenia. W takiej właśnie sytuacji jest młody człowiek, który przez lata studiował informatykę czy inną naukę, a teraz dopiero od swego promotora ma się dowiedzieć, jak przetrwać w systemie grantowym i zdobyć stanowisko na uczelni – teoria teorią, ustawy, rozporządzenia i regulaminy można czytać do woli, a i tak nie dowie się z nich człowiek, jak to wszystko działa, zanim nie weźmie w tym udziału. A jeśli będzie brać udział na ślepo, to może się to okazać nieefektywne i całkiem szybko zakończyć definitywnym wypadnięciem z systemu grantów, stypendiów itd., a w konsekwencji również utratą szans na akademickie zatrudnienie. Obecny kult konkurencji i sukcesu naprawdę nie pomaga młodym ludziom w zdobyciu szans na drugie podejście.
Co więc robi młody akolita nauki, zdezorientowany i wystraszony wszechobecną presją na sprawność, wymierny sukces i osiągnięcia? Idzie za promotorem, dyrektorem instytutu czy innym lokalnym autorytetem jak za panią matką, całkiem słusznie upatrując w nim zwiększenia swych drobnych szans na przetrwanie. I jeśli trafi na bezwzględnego oszusta czy tyrana, ma tyle wyboru, ile wychowujące się w slumsie dziecko w kwestii swej kariery – albo w gangu, albo żadna, i dobrze, jeśli się przy okazji solidnie nie oberwie.
Dlatego, choć zgadzam się z prof. Tyszkiewiczem, że nie można pochopnie brać zeznań współoskarżonych za dobrą monetę, byłbym bardzo ostrożny w zrównywaniu ich w odpowiedzialności z ich szefem. I warto by się może zastanowić, jak społeczeństwa Zachodu doprowadziły do tego, że kariera młodych naukowców (nie tylko w Polsce) może niekiedy tak bardzo upodobnić się do walki o byt w slumsach Trzeciego Świata, i czy na pewno nam się to opłaca tak bardzo, jak nam to wmawiają neoliberalni piewcy społecznego darwinizmu.
Uzupełniając wypowiedź Galla Anonima chciałbym zauważyć, że w innych dziedzinach niż informatyka może być potencjalnie jeszcze gorzej.
Jeśli młody od kilku lat specjalizuje się w badaniach na określonym, unikalnym typie aparatury albo substancji, albo na unikalnych materiałach źródłowych, których dysponentem jest tylko jego szef, to ten jednym ruchem może unicestwić badania młodego, odcinając mu dostęp do niezbędnego i niezastąpionego zasobu.
I jak tu w takiej sytuacji odmówić, gdy szef jednym ruchem może młodego zresetować do zera?
W tej sytuacji widać, że źródłem problemu może być także wąska spacjalizacja współczesnej nauki i jej oparcie na bardzo kosztownych i przez to rzadkich zasobach. Automatycznie ich dysponenci dostają do rękiu gigantyczną władzę, dużo większą, niżby wynikała z ich formalnej pozycji na uczelni czy w instytucie.
@J.Ty: ” jak tu w takiej sytuacji odmówić, gdy szef jednym ruchem może młodego zresetować do zera?”
Zmiana promotora i byc moze tematu pracy doktorskiej to dosyc przyjemna i malo bolesna opcja w porownaniu z odsiedzeniem w pierdlu, powiedzmy, 10 lat. I tzreba miec jakies niedorobki umyslowe zeby sobie nie zdac z tego sprawy. Zwlaszcza jak sie ma wiecej niz 18 lat. A co by bylo gdyby dla kariery promotor kazal napasc na bank, ukrasc Mmercedesa albo zgwalcic panienke?
Wydaje mi sie ze problemem jest powszechna spoleczna akceptacja okradania Panstwa. Okradanie Panstwa to w opinii ogolu nie wstyd, to okazja do pochwalenia sie.
Na jednym z forow Gazety Wyborczej toczy sie dyskusja o placeniu/nie placeniu oplat na NFZ. Jakies 90% postow to „jak oszukac NFZ” i wyludzic nienalezne swiadczenia. Co ludzie pisza, pelni dumy, z wlasnej praktyki
@Gall Anoniom: „że kariera młodych naukowców (nie tylko w Polsce) może niekiedy tak bardzo upodobnić się do walki o byt w slumsach Trzeciego Świata,”
Czy Pan troche nie „przegina”?… Jakos nie widze zeby mlodzi naukowcy, tu gdzie jestem (USA), zyli w „slumsach”. Ale nawet tutaj, kariera naukowa to nie zrodlo pieniedzy i bogactwa. Jak ktos chce duzo zarabiac, to raczej idzie do przemyslu niz zostaje naukowcem
@A.L.: „malo bolesna opcja w porownaniu z odsiedzeniem w pierdlu, powiedzmy, 10 lat (…) A co by bylo gdyby dla kariery promotor kazal napasc na bank, ukrasc Mmercedesa albo zgwalcic panienke?” „Czy Pan troche nie ?przegina??? Jakos nie widze zeby mlodzi naukowcy, tu gdzie jestem (USA), zyli w ?slumsach?. Ale nawet tutaj, kariera naukowa to nie zrodlo pieniedzy i bogactwa.”
Przepraszam bardzo, najwyraźniej jestem w sprawie afery wrocławskiej niedoinformowany – czy zamieszani w nią młodzi ludzie zrobili coś porównywalnego z napaścią na bank, kradzieżą mercedesa czy zgwałceniem? Zresztą za żadne z wymienionych przestępstw z osobna w Polsce zwykle nikt nie odsiaduje dziesięciu lat, jeśli nie jest zatwardziałym recydywistą, chyba że przeskrobał przy okazji coś gorszego.
Nie wydaje mi się, bym bardzo przesadzał, bo nie sugerowałem przecież, że młodzi naukowcy walczą w Polsce o byt w takim sensie, jak dzieci w slumsach – ci pierwsi walczą tylko o byt zawodowy, a nie o przetrwanie na poziomie biologicznym, to jasne. Ale to wcale nie przeczy temu, że ich zachowania i mechanizmy je wywołujące są podobne (oczywiście różnią się skalą, drastycznością, ale niekoniecznie co do zasady). Poza tym to prawda, że pieniędzy trzeba szukać raczej w przemyśle niż w instytucjach akademickich, lecz te ostatnie do niedawna oferowały coś w zamian: ot, parę drobiazgów, takich jak stabilność zatrudnienia, prestiż i zaufanie społeczne, swoboda wypowiedzi i zdystansowanie wobec (oraz stosunkowa niezależność od) nacisków polityki i biznesu. Pensje nie wzrosły, za to owe drobne rekompensaty topnieją w oczach. Nie trzeba przenikliwego umysłu, by wyczuć, że kurczące się zasoby i niepewność jutra nie podnoszą morale. Co w żaden sposób nie usprawiedliwia przekrętów, ale pomaga zrozumieć jedną z ich przyczyn.
@Gall Anonim: „Przepraszam bardzo, najwyraźniej jestem w sprawie afery wrocławskiej niedoinformowany ? czy zamieszani w nią młodzi ludzie zrobili coś porównywalnego z napaścią na bank, kradzieżą mercedesa czy zgwałceniem?”
Znaczy, uwaza Pan ze nic sie nie stalo? Ze okradzenie PANSTWA, a wiec podatnikow, ze niszczenie reputacji instytnaulowej to czyn taki sobie? Wlasnie mi tu pobrzekuje to o czym pisalem: ukrasc Mercedesa jest brzydko, okrasc Panstwo jest dobrze, a nawet bardzo dobrze. Nie wiem ile sie za co nalezy, 10 lat czy 5 lat, kto jest winien, kto nei winien, jakie sa okolicznosci lagodzace I ile kto dostanie. To oceni Sad. Jednak nei widze dla WSZYSTKICH uczestnikow tej afery ZADNYCH okolicznosci lagodzacych.
Ja pamietam czasy gdy trzeba bylo powiedziec NIE, majac na widoku, z dosyc duzym prawdopodobienstwem, zakonczenie kariery naukowej. I jakos dosyc malo osob wahalo sie powiedziec owo NIE. Niektore rzeczywiscie zakonczyly kariere.
„takich jak stabilność zatrudnienia, prestiż i zaufanie społeczne”
Tak zwana „stabilnosc zatrudnienie” jest jednym z powodow dla ktorych nauka polska jest taka jaka jest, a jest, powiedzmy sobie, taka sobie. Wskoczenie w „tory naukowe” w mlodym wieku gwarantuje dozywocie. „Dzieki” temu jest w nauce wielka ilosc osob ktore tam nigdy sie nie powinny znalezc.
W USA, owszem, tenure sie dostaje. Jakies 20% chetnych. Pzredtem sie pracuje na 3 letnich kontraktach. Po kazdym kontrakcie jest naprawde surowa ocean, I to nie na podstawie jakichs lipnych punktow, a naprawde. Gdy ktos nei dostanie pzredluenia kontraktu, albo tenury – niestety, musi zmienic zawod. Pojsc do przemyslu. Zadna inna uczelnia nei zatrudni osobnika ktory odpadl. Dopoki w Polsce tak nei bedzie, to bedzie jak jest. Bedzie sporo naukowcow wedle modelu „wicie, rozumicie, to znakomity uczony! Co parwda niczego nei odkryl, ale gdzie to on nie zasiadal!”
Natomiast o upadek prestizu nauki, naukowca I zaufanie spolecznego dbaja sami naukowcy, zeby nie cytowac opisywanej tu afery I dzialalnosci roznych „ekspertow”. Przypomina sie przyslowie o lyzce dziegciu w beczce miodu. Jakos nei widze zbiorowych protestow polskich naukowcow przeciwko naruszanie etyki naukowca pzrez niektorych.
Minister Kudryckiej prosze nie winic
Pani minister Kudrycka nie poprawiła sytuacji, rzecz ujmując krótko, ale impuls do „korporatyzacji” nauki, i nie tylko nauki, przyszedł do nas z Zachodu i nałożył się na nasze własne, niebagatelne problemy, będące spadkiem po PRL.
Ani autor notki na blogu, ani ja nigdzie nie sugerowaliśmy, że młodzi ludzie zatrzymani w związku z tą aferą nie powinni odpowiadać przed sądem za to, co zrobili (a co konkretnie zrobili, to już niech ustalają powołane do tego instancje). Natomiast powiedzieć „nie” komunie było być może od pewnego momentu łatwiej niż tym młodym ludziom wyrazić sprzeciw teraz. Nie dlatego, że konsekwencje odmowy były kiedyś mniejsze, tylko dlatego, że zło było wówczas bardziej jaskrawe, nazwane i rozpoznane. Dziś młody człowiek musi sam odróżnić, w którym momencie dalsze kompromisy stają się niedopuszczalne. A zaczyna od tego, że pisząc wniosek o grant naukowy, musi obiecać, że osiągnie konkretny wynik naukowy albo coś odkryje, wskazać metody, którymi to zrobi, przedstawić rozbity na etapy terminarz dokonywania owego odkrycia, zaświadczyć, że nie ma to nic wspólnego z jego obowiązkami pracowniczymi, a ponadto do tej pory niczego z zaplanowanych badań nie przeprowadził (bo to już podpada pod podwójne finansowanie), są one nowatorskie i całkowicie oryginalne, jednocześnie wszelako przekonując recenzentów, że świetnie się na tym zna i na pewno sobie poradzi. Po drugiej stronie barykady recenzenci muszą zresztą wykonać podobną akrobację intelektualną. Nic dziwnego, że młody człowiek, zderzając się z owym biurokratycznym science-fiction, staje się też bardziej podatny na różne inne naciski i granice mu się rozmywają.
Najprostszy przykład, i to nie dotyczący polskiej nauki, więc trudno go zwalić na nasze lokalne zepsucie: w naukach eksperymentalnych zasadniczo przeprowadza się doświadczenie, by rozstrzygnąć, CZY coś jest prawdą, a nie, ŻE jest prawdą – gdybyśmy a priori wiedzieli, jaka jest poprawna odpowiedź, po cóż eksperyment. Tak się jednak zwykle składa, że inną wartość naukową i potencjalne zastosowania ma odpowiedź pozytywna, a inną – negatywna. Oczywiście solidny badacz powinien, uzyskując w badaniu mniej korzystną odpowiedź, opublikować ją uczciwie, godząc się na to, że publikacja pojawi się w gorszym czasopiśmie niż gdyby wynik badań był odmienny, a szanse na uzyskanie kolejnego grantu drastycznie spadną (bo nie odniósł SUKCESU). To teraz pytanie, jak jest w owej najlepszej z możliwych, kryształowej amerykańskiej nauce: czy odsetek błędów w kierunku nieatrakcyjnych wyników badań jest podobny jak odsetek pomyłek w „atrakcyjną” stronę? I czy odsetek retrakcji i opublikowanych wyników badań, których nikomu nie udaje się potem powtórzyć, jest wyższy w topowych, najbardziej konkurencyjnych czasopismach, czy w tych nieco mniej prestiżowych, gdzie presja na sukces jest mniejsza?
Okazuje się, że jeśli utrzymanie finansowania badań zależy od nieustannego sukcesu, to nawet w owej wspaniałej Ameryce część naukowców poddaje się presji i woli naciągnąć tu i ówdzie wyniki badań niż odpaść z wyścigu o granty.
21 zmyślonych badań
@Gakk Anonim: ” Natomiast powiedzieć ?nie? komunie było być może od pewnego momentu łatwiej niż tym młodym ludziom wyrazić sprzeciw teraz”
Pan zaj esie nalezy do tych odob ktore uwazaja ze w komunie bylo w ogole latwo I przyjemnie.
Otoz, dwoch moich kolegow, mlodych doktorow, doskonale zapowiadajacych sie, popelnilo „samobojstwo” wyskakujac z wysokich budynkow pzrez okna. Co w tych budynkach robili – nei wyjasniono. Nie wyjasniono rozniez dlaczego popelnili owe „samobojstwa”. To byl srodek lat 70. Opina ogolu byla taka ze komus powiedzieli NIE, i ze byl to sposob na przekonanie srodowiska naukowego ze mowic NIE nei dosc ze sie nie opaca, to moze byc niebezpiecznie. Dlatego tez mam male wyrozumienie dla uczestnikow wydarzen wroclawskich.
Zas jak idzie o amerykanska nauke… Wynik negatywny tez jest wynikiem naukowym o ile cos wyjasnia. Zbajomy, pracujacy w bioinzynierii, cos tam wykazal negatywnego, czym zyskal polkask I uznanie, bo wszyscy mysleli ze jest inaczej. Wynik negatywny jest wynikiem, o ile jest uzyskany metodami naukowymi I ma naukowe znaczenie. To czego sie nie toleruje, to falszowanie wynikow. Falszowanei wynikow na ogol oznacza automatyczny koniec kariery, czego rozne przypadki mozna bylo obserwowoac. Oznacza rozniez odpowiedzialnosc karna.
Komercjalizacja nauki, zwlaszcza w dziedzinach stosowanych, jest niezbedna, albowiem w tych dziezinach wiekszosc pieneidzy pochodzi z przemyslu. Zartuje sie w MIT ze nei mozna dostac tenury nei majac za soba chociaz jednego startupa. Ale to wcale nie jest zart. O tym jak zalozyc startup, studenci ucza sie w trakcie studiow. I zakladaja wlasne. Podatnik ma bowiem slaba motywacje aby finansowac badania ktorych jedynym celem jest sprawienie przyjemnosci badaczowi.
Oczywiscie, NADMIERNA konercjalizacja nauki nei jest dobra, na co zwraca uwage szereg powaznych osob. Amerykanska nauka nie jest bez wad I problemow – co sam wiem, bo w koncu sam, z nieprzymuszonej woli z udzialu w owym pzredsiewzieciu zrezygnowalem. Ale to nauka anerykanska opracowuje nowe technologie polprzewodnikow, nowe procesory komputerowe, nowe leki, I to nauka amerykanska wypuszca sondy marsjanskie, a nie nauka polska. Nie slyszalem aby nauka polska cos z sukcesem wdrozyla. Wiec jakby mial sie ktos czegos uczyc, to raczej nauka polska od amerykanskiej, a nie na odwrot
A.L.
połowa lat 70. i niewyjaśnione „samobójstwa” młodych doktorów, żeby się nie opłaciło mówić NIE?
NIE? Komu i w jakich okolicznościach?
Fajny mit 😆
Było tylu chętnych do mówienia TAK, że nikt nie musiał pytać 🙄
Oportunizm to wcale nie taka rzadka cecha, uczciwość i honor zdarzały się w Polsce ostatnio może przed II wojną światową, a i to sporadycznie 😉
markot: „połowa lat 70. i niewyjaśnione ?samobójstwa? młodych doktorów, żeby się nie opłaciło mówić NIE?
NIE? Komu i w jakich okolicznościach?.. Fajny mit”
Wie Pan, ja tego z Panem nie bede dyskutowal, bo w czasach gdy sie to wydarzalo Pan zapewne robil w pieluchy. Ci dwaj to konkretni ludzie, z konkretnymi nazwiskami, ktorych to nazwisk przez szacunek dla Nich nie podaje. Mity to kreuja tacy jak Pan. Mity o tym ze „komuna byla ustrojem sprawiedliwoscie spolecznej” tyle ze zle zaimplementowanym
„Było tylu chętnych do mówienia TAK, że nikt nie musiał pytać :roll:” Pan by tez powiedzial TAK?…
„Oportunizm to wcale nie taka rzadka cecha, uczciwość i honor zdarzały się w Polsce ostatnio może przed II wojną światową, a i to sporadycznie 😉 ”
No I dlatego w Polsce jest tak jak jest. I dlatego ja sie zdecydowalem mieszkac poza Polska. Podobnie jak pare milionow innych Polakow.
@A.L.: Z całym szacunkiem dla Pana prawa do posiadania i głoszenia odmiennych opinii, chciałbym zauważyć, że ma Pan dużą skłonność do wciskania swym oponentom poglądów, których nie wygłaszali.
Komunę pamiętam aż nazbyt dobrze, choćby dlatego, że zżarła spory kawał mojego życia i wciąż rzuca cień na to, co się w Polsce dzieje. I to właśnie m.in. przez wzgląd na tę pamięć nie potrafię bezczynnie przyglądać się, jak starą opresję zastępuje nowa, niekoniecznie lepsza, choć jak zawsze występująca w kostiumie postępu i nieomylności. Także komunizm wiele osób witało początkowo z nadzieją i bez głębszej refleksji, jako lek na wady przedwojennej Polski i wybawienie od nazizmu, ale potem przyszło otrzeźwienie. Z kapitalizmem w neoliberalnej wersji z ostatnich dekad dzieje się już podobnie.
@Gall Anonim: „I to właśnie m.in. przez wzgląd na tę pamięć nie potrafię bezczynnie przyglądać się, jak starą opresję zastępuje nowa, niekoniecznie lepsza, choć jak zawsze występująca w kostiumie postępu i nieomylności. ”
Doprawdy, rozgladam sie na lewo i prawo, w Polsce, oczywiscie, I jakos nie dostzregam owych „opresji”. Kto kogo „opresuje” I jak? Czy opresjom podlegaja zadymiarze I neofasysci dowolnie demolujacy Warszawe?… Zeby wiac pierwszy z brzegu przykald. Cu opresjom podlegaja mlodzi naukowcy od ktorzych wymaga sie publikacji, I to na dodatek po angielsku? Czy opresjom podlegaja naukowcy od ktorych sie wymaga zeby starali sie o granty I prowadzili badanai na poziomie? Czy opresjom podlegaja nauczyciele akademiccy od ktorych sie wymaga aby prowadzili zajecia? Czy opresjom podlega Kosciol ktory zgromadzil majatek wiekszy niz majatek niejednego kraju trzeciego swiata?
No, kto, kto w Polsce jest pzresladowany?
Szanowny A.L.
w tym czasie to (połowa lat 70-tych) ja byłem studentem i wiem, w jaki sposób moi dwaj koledzy z roku (teraz profesorzy) załapali się na asystenturę. Jeden, bo był bardzo zdolny, choć „opozycjonista” (do tej pory opowiada z wypiekami na twarzy, jak go aresztowano na pół godziny), drugi – pracowity i w porę wstąpił do PZPR na uczelni. Ten pierwszy na pewno by powiedział NIE, choćby go żywym ogniem przypiekano, ale jakoś nikt się nie kwapił pytać, ani przypiekać.
Instytut był tylko trzypiętrowy 🙁 Ale do rzeki można było się rzucić 😉
Niektórzy po pijaku wpadali…
@markot: Calkiem sporej ilosci ludzi bylo w komunie niezle, o czym swiadczy fakt ze w pewnym momencie wybrali postkomuniste na Prezydenta. Swiadcza rozniez Panskie cieple wspomnienia. Ci ludzie staraja sie zapomniec o tym jak naprawde wygladala komuna. Albo nigdy tego nei wiedzieli.
Zyczac Panu dobrych wspomnien i marzen o powrocie komuny, zegnam, nie obiecujac dalszej dyskusji, albowiem a) do niczego ona nie prowadzi, b) ejst neizgodna z tematem postu Gospodarza ktory pisao o moralnych aspekatch uprawiania nauki
A.L.
oczywiście, że taka dyskusja do niczego nie prowadzi poza snuciem (przez Pana) brzydkich insynuacji pod moim adresem i sugestii, że tylko Pan wie, jak naprawdę wyglądała komuna. Gratuluję 🙂
Prawie każdy, kto „zdecydował się mieszkać poza Polską” musi się stale jakoś usprawiedliwiać, głównie przed samym sobą 🙄
@A.L.: Śpieszę zdementować swe pochopne oskarżenia. Nikt nigdzie nikogo nie opresjonuje, świat Zachodu od kilku lat przeżywa nieoczekiwany rozkwit, mediany dochodów rosną, podobnie jak poziom zatrudnienia i zadowolenie z życia, rozwarstwienie społeczne maleje. W nauce obserwuje się globalny wzrost poziomu przygotowania studentów i poziomu wykształcenia absolwentów, radośnie i ufnie rozważana jest dalsza rozbudowa świetnie sprawdzającego się systemu kredytów na studia. Zresztą co tam studia, w ogóle kredyty to fajna rzecz i wszyscy zgadzają się, że trzeba nam ich więcej. Produkcja naukowa wprost bucha i lawinowy wzrost liczby publikacji nie może za nią nadążyć tylko dlatego, że wstrzemięźliwi uczeni cedzą każde słowo i latami zastanawiają się skromnie, czy warto swe najnowsze odkrycia pokazać światu. Jest dobrze i będzie tak coraz bardziej i bardziej, aż wszyscy malkontenci umilkną lub pójdą sobie w cholerę.
@Gall Anonim: Ma Pan racje. Gdy Rewolucja Proletariacka osiagnie swiatowe zwyciestwo, wszyscy beda szczesliwi I bogaci. Oraz zdrowi.
@A.L.: Rewolucja często jest nieszczęściem porównywalnym z wojną, a niekiedy gorszym. Ale dochodzi do niej zazwyczaj wtedy, gdy system nie oferuje już żadnej rzeczywistej możliwości zmian, a staje się zupełnie nie do wytrzymania. Większość krajów Zachodu dopracowała się sytuacji, w której niezależnie od tego, jakie ugrupowanie polityczne otrzyma mandat do rządzenia, będzie ono robić to samo, co robiliby jego polityczni konkurenci, i będzie to nieodmiennie z korzyścią dla wielkiego biznesu, zaś ze szkodą dla przeciętnego obywatela, przy czym media i „niezależni eksperci” na garnuszku koncernów będą mu wmawiać, że to dla jego dobra i innego wyjścia nie ma. „Korporatyzacja” nauki, edukacji i mediów służy nie tylko uzyskaniu doraźnych zysków, ale przede wszystkim legitymizacji poczynań koncernów.