Brak założeń?
Idea bezzałożeniowości leży u podstaw badań naukowych i racjonalności w ogóle. O wartości tych badań, oraz o wyższości rozumu (cokolwiek to znaczy) nad nieracjonalną stroną człowieka miałby decydować rzekomy brak założeń. A z tego miałaby też wynikać wyższość nauki nad innymi źródłami wiedzy. Brak założeń bowiem sprawia, że nie jest ona dogmatyczna, a jej twierdzenia – i to wszystkie bez wyjątku – weryfikowalne (znów – cokolwiek to słowo znaczy).
Właśnie przeczytałem książkę Józefa Dębowskiego „Idea bezzałożeniowości” (Lublin 1987). Autor wskazuje w niej, że sama bezzałożeniowość jest problematyczna, ponieważ może w niej chodzić o pięć różnych rzeczy.
Po pierwsze więc, brak założeń oznacza taki punkt wyjścia badań, w którym badania te pozbawione są wszelkich założeń. W tym znaczeniu chodzi o wskazanie absolutnego punktu wyjścia, którego pewność jest bezpośrednio oczywista.
Ponieważ haczyk tkwi tutaj w ‚bezpośredniości’, bo co to znaczy bezpośrednio?, można to stanowisko złagodzić i powiedzieć tyle, że bezzałożeniowo, to znaczy w sposób wolny od dogmatów. W podejściu tym chodzi o krytyczne podejście do wszystkiego – nawet do swojego punktu wyjścia, poglądów, metod i tak dalej.
W trzecim znaczeniu bezzałożeniowość to tyle, co brak błędów logicznych, które wiążą się z poszukiwaniem podstaw wszelkiego poznania. Chodzi w szczególności o dwa błędy: błędne koło oraz petitio principii. W błędne koło na przykład wpada każdy, kto chce dowieść prawomocności metody na podstawie wyników uzyskanych dzięki niej. W ten sposób metoda sama siebie uprawomacnia. Z kolei błąd petitio principii związany jest z kwestią uzasadnienia przesłanki jakiegoś rozumowania. Brak takiego uzasadnienia może oznaczać dwie rzeczy: dogmatyzm albo argument ciągnący się w nieskończoność. Wszak uzasadniając A odwołuję się do B; uzasadniając B odwołuję się do C i tak dalej. Jeśli poprzestaję na którymś z łańcuchów to mogę być oskarżony o dogmatyzm. Jeśli nie poprzestaję – mogę ciągnąć argumentację bez granic, co prowadzi do absurdu. Chyba, że przesłanki mojego rozumowania są dobrze uzasadnione. Ale co to znaczy dobrze uzasadnione? Znów odwołuję się do definicji, które mogą odwoływać się do innych definicji i tak dalej.
W czwartym znaczeniu bezzałożeniowość oznacza aksjologiczną neutralność, a w piątym – wolność pod względem religijnym i politycznym w prowadzeniu badań, to jest doboru problematyki i metod. Moją uwagę przyciągają właśnie te dwa znaczenia bezzałożeniowości w powiązaniu z drugim, czyli brakiem dogmatyzmu. Bo czy uprawianie nauki bez jakiejkolwiek aksjologii oraz etyki jest w ogóle możliwe?
Szczerze mówiąc, to nie sądzę by się tak dało. I to nie tylko na obszarze nauk społecznych, ale także w innych dziedzinach. Naukowiec też człowiek, i jak każdy człowiek wartościuje rzeczywistość w ten czy inny sposób. Ale to kwestia do osobnego omówienia w innym czasie.
Wracając do książki, to jestem ciekaw, czy autor nie chciałby jej wznowić, a może rozszerzyć, czy uzupełnić. Bo wydaje mi się, że po dwudziestu kilku latach od jej wydania, jej autor miałby o wiele więcej do powiedzenia w tej kwestii. I bez tego rzecz jest godna polecenia.
Grzegorz Pacewicz
Zdjęcie: Leia Speia/Flickr.com(CC BY-SA 2.0.)
Komentarze
Moim zdaniem zakwaszanie umysłów wodorotlenkiem sodu jest możliwe, od czasu gdy Władimir Putin zwiększył liczbę ofiar katyńskich chwilowym podniesieniem przyspieszenia ziemskiego w okolicach Smoleńska.
To zbrodnicze manipulowanie grawitacją źle się skończy.
Właśnie wyczytałem niejawną zapowiedź na blogu Jacka Kowalczyka o możliwym zdominowaniu blogosfery przez podmioty niemyślące.
Pędziemy mieli tu długotrwały spór z bakteriami w kwestii:
Czy wirusy już wybiły się na podmiotowość?
Mam proste prosty pewnik początkowy:
Rzeczom nie przysługuje prawo wyborcze.
3/7 + 4/11 = … Panie Dariuszu Chętkowski! A ile sobie Pan życzy?
Przecież PAN jest wśród rządzących!
Przepraszam za proste niedopatrzenie i prosty nadmiar o jeden wyraz.
@ Gospodarz
Idea bezzalozeniowosci badan naukowych jest coraz bardziej fikcja, gdy w gre wchodza coraz wieksze naklady finansowe. Na to zeby finansowac badania trzeba od nich oczekiwac okreslonich rezultatow, naogol z gory planowanych po to by zarabiac pieniadze. Nie ma nauki ktora by sie sama finansowala. Musi miec sponsorow, a ci naginaja ja do swoich celow, czesto dalekich od obiektywnosci. Przyklady: medycyna, ekonomia. Stad mamy zakwaszanie umyslow, bo ono wymaga srodkow odkwaszajacych, a te nie sa bezplatne.
Murdoch zapytany: dlaczego w swoich mediach prezentuje wlasne opinie nie liczac sie z innymi odpowiedzial „przeciez media sa moja wlasnoscia”.
@Marcin,
To co Pan pisze nie ma nic wspólnego z ideą bezzałożeniowości.
Ideę bezzałożeniowości tłumaczę następująco: Im lepszą jestem maszyną do przetwarzania danych, tym lepsza nauka. Prace sponsorowane mają, wbrew pozorom, podobnie: cel jest znany, dobieramy drogę. W obu przypadkach automatyzacja pracy naukowej dominuje. O to chodzi w nauce?
@Kagan,
To prawdopodobnie inny Józef Dębowski. W Lublinie jest jeszcze UMCS.
@Kagan, @Meruńka,
Zostawmy sponsoring, bo nie o tym piszę.
Brak założeń to już chyba nie nauka bo jej podstawowym założeniem jest możliwość weryfikacji a następnie użyteczności. Wiedza dla samej wiedzy to już filozofia, metafizyka albo pseudonauka więc postęp i pragmatyzm już nam rozwiązuje sprawę. Jeśli zadamy sobie pytanie, czym jest wiedza to można odpowiedzieć: a) zaspokaja wewnętrzny głód lub b) służy czemuś tam. Nauka nie zrodziła się z chęci poznania ale bardziej z chęci wykorzystania i opanowania, gdyż sam głód poznania jest zaspokajany przez filozofie/religie.
Pierwszym założeniem nauki jest więc sprowadzenie wszystkiego do języka matematyki, czyli nadanie ilości, kształtu i masy, czyli stworzenie punktu/odcinka. Wszystko co nie da się ująć w te ramy jest traktowane już jako pseudonauka (np. pojęcie Ducha). Nauka więc ZAKŁADA, że istnieje odcinek i składa się z nieskończonej ilości mniejszych pół-odcinków. Nie mówi już jednak niczego na temat tego jak może powstać ten pierwszy pół-odcinek. który w swej nieskończonej mnogości buduje odcinek, czyli nauka nie wie czy pierwsze była kura, czy jajko, nauka ZAKŁADA. Na takich samych założeniach opiera się większość teorii naukowych gdzie np. rośliny mają barwne owoce dla przyciągnięcia ptaków, ale nikt już nie wie co w roślinie odpowiada za rozróżnianie kolorów, lub choćby uświadomienie sobie potrzeby przetrwania i przyciągania czegoś z zewnątrz. Nauka nawet nie wie czy roślina jest organizmem mechanicznym złożonym z punktów/atomów czy organizmem żywym mogącym zmieniać się wedle własnej…woli/rozumu/czego? To są wszystko założenia oparte na „własnym podobieństwie” i służą użyteczności a nie „czystej prawdzie”.
Pytanie o bezzałożeniowość nauki jest chyba błędne, gdyż nauka to zbiór założeń służących użyteczności.
@ Marcin, Maruńka
Ludzie, co wy z tym sponsorowaniem? Tekst jest o założeniach.
(1) Nie wiem, muszę to przeczytać. Dzięki za informację, że taka książka istnieje.
(2) Koncept bezzałożeniowości totalnej chyba od dawna nie żyje.
Zalozania sa bardzo istotne. Gdy robilem za kontraktowego eksperta I podpisywalem kontrakt o ekspertyze, zawsze sie pytalem: „Ekspertyza ma byc za czy przeciw?” Zalozenie bylo istotne, albowiem ekspert jest jak saper. Moze pomylic sie tylko raz
Bezzalozeniowosc w znaczeniach 1,3 i 5 jest chyba niemozliwa, bo cala nauka opiera sie na zalozeniu ze „swiat jest poznawalny zmyslami i/lub rozumem”. Wydaje sie, ze to dogmat, bo przeciez nie sposob tego udowodnic. Wiec nauka z tego punktu widzenia nie rozni sie specjalnie od religii.
Bezzalozeniowosc w znaczeniu 2 wydaje sie bardziej mozliwa, bo chyba nie jest logicznie sprzeczne przyjecie roboczej hipotezy, ze swiat jest poznawalny, a rownoczesnie bycie gotowym do zrewidowania tej hipotezy jesli „cos nie bedzie pasowac”. Choc watpliwe, by bylo to pdoejscie mozliwe z psychologicznego punktu widzenia.
Zdolnosc do dzialan calkowicie aksjologicznie neutralnych jest logicznie mozliwa, ale chyba znow – psychologicznie niewyobrazalna na dluzsza mete.
No i wreszcie znaczenie ostatnie – chyba moze istniec naukowiec wybierajacy temat badan i metodologie w zupelnej niezalenosci od zewnetrznych naciskow ze strony religii, polityki (i sponsorow!). Ale czy moze istniec bez zadnej wewnetrznej presji? To znowu wydaje sie psychologicznie niemozliwe… no i dochodzi pytanie, czy uwzgledniac tu wiare w „poznawalnosc swiata”, ktora w koncu bardzo wplywa na dobor metod i tematow badan…
-> tak ja bym to widzial 🙂 A co pozostali dyskutanci mysla o mozliwosci tych 5 podejsc do „bezzalozeniowosci”? 🙂
@Gronkowiec
Ad1. Koło Wiedeńskie i neopozytywiści głosili, że poszukiwanie pierwszego punktu jest zagadnieniem bezsensownym i bardziej emocjonalnym niż faktycznym pytaniem. Wedle takiego poglądu, wszelkie pytania których nie można w żaden sposób zweryfikować nie są pytaniami sensownymi a bardziej wyrażeniami emocjonalnymi.
Ad2. Aby mówić o bezpośredniości należy wpierw uporać się z pojęciem świadomości i pojęciem Ja. Jest np. tzw Activity Theory w psychologi która może sugerować, że indywidualna świadomość nie istnieje i jest jedynie pewną syntezą natury, technologi, społeczeństwa, pojedynczego organizmu itd. W takim ujęciu podejmowanie indywidualnym i wolnych decyzji nie jest możliwe i wszystko jest mieszanką uwarunkowań i oddziaływania środowiska zewnętrznego.
Ad3. Empiryzm który jest dominującym poglądem we współczesnej nauce zakłada swoją słuszność na zasadzie błędnego koła. >Skoro zmysły potwierdzają doświadczenie, oznacza to, że poznanie oparte na zmysłach jest słusznym poznaniem<.
Ad4. Nie ma chyba żadnej teorii naukowej pozbawionej wartościowania. Filozofia może częściowo szukać wiedzy dla wiedzy ale nauka chce opanowywać i wykorzystywać dlatego segreguje wartości na zasadzie pragmatyzmu + indywidualne ambicje bez których nie da się nawet skończyć studiów.
Ad5. Eugenika nazistów była chyba "najwolniejsza" choć podszyta wiarą w wyższość własnych racji i ideologii. Tutaj jednak znalazłoby się miejsce dla rzeczy wolnych ale to jedynie w przypadku poszczególnych składników danej teorii/badania. Z drugiej strony należy wpierw rozwiązać dylemat punktu 2 aby mówić o reszcie.
To moje typy.
Jest jeszcze 1 sprawa. Tylko niektóre hipotezy postawione w języku nauki są falsyfikowalne.
W naukach medycznych zazwyczaj przyjmuje się hipotezę zerową przeciwną do własnego poglądu (np. brak korelacji pomiędzy podażą leków a okreslonymi parametrami chorego). Statystycznie obala się tą hipotezę, jeśli otrzymujemy wynik, który przy założeniu braku związku jest odpowienio mało prawdopodobny (0,05, by ktokolwiek na to spojrzał, 0,0001 w renomowanych czasopismach).
„Idea bezzałożeniowości leży u podstaw badań naukowych i racjonalności w ogóle.” – już pierwsze zdanie tego wpisu jest całkowicie błędne. Reszty nie czytałem – bo po co? Żaden z filozofów nauki jakiego znam nie napisał takiej bredni. Że napisał ja ktoś w Lublinie – to akurat mnie nie dziwi – uwzniośleni filozofowie od fundacji Templetona ( czy jak nazywa sie ta organizacja dająca nagrody byłym naukowcom za to że przyznają że udawali) od lat wymyślają wygodne do obalenia tezy jakich nikt inny nie głosi. Nie rozumiem o co halo.
Racjonalizm czy metoda naukowa ma swoje, bardzo twardo stawiane założenia. Ci co zajmują się naukami przyrodniczymi czy inżynierskimi dosyć dobrze zwykle zdają sobie z nich sprawę. Jeśli w naukach społecznych jest inaczej – tym gorzej dla tych nauk – widać czeka je jakaś rewizja itp. kiedy w końcu to odkryją.
Uprzedzając – ekonomia, psychologia itp nie sa nauką – stąd – jak w każdej działalności artystycznej na zamówienie – dostosowuje swój program artystyczny do oczekiwań publiczności płacącej za bilety.