Jeden szeryf na jednego mieszkańca

Obrazek pierwszy, Ali:

Naukowi szeryfi  - każdy każdego kontroluje

Obrazek drugi: Mój wybitny kolega ma grant. Specjalny grant dla wybitnych. Zasłużył sobie swoimi dokonaniami naukowymi na szczególne traktowanie i go dostąpił: musi składać sprawozdanie merytoryczne regularnie co pół roku.

Obrazek trzeci: Zgodnie z nową Ustawą o szkolnictwie wyższym, artykuł 132, każdy nauczyciel akademicki musi być oceniany co dwa lata (profesorowie co cztery):

w szczególności w zakresie należytego wykonywania obowiązków, o których mowa w art. 111, oraz przestrzegania prawa autorskiego i praw pokrewnych, a także prawa własności  przemysłowej.

Żeby to zrobić rzetelnie, uczelnia powinna powołać fachowych recenzentów, którzy co dwa lata będą czytać całą produkcję naukową ocenianych pracowników i szukać w niej plagiatów oraz oceniać jej wartość naukową. Na moim Wydziale jest około 180 nauczycieli akademickich, z czego profesorów mniej więcej 40. Prosty rachunek wskazuje, że rocznie ocenie powinno podlegać z grubsza 80 osób, co oznacza 80 recenzentów – praktycznie jedna połowa Wydziału jest oceniana, a druga ją ocenia, a za rok następuje zamiana ról. Oczywiście można powoływać recenzentów z zewnątrz, ale trzeba im za to płacić, a poza tym z kolei nasi pracownicy będą oceniać kolegów z innych uczelni, bo tam przecież ta Ustawa też obowiązuje.

Z tych obrazków wyłania się jasno, jaką docelową wizję nauki ma Ministerstwo: opisane w „Balladzie o dzikim zachodzie” Wojciecha Młynarskiego miasteczko, w którym jeden szeryf przypadał na jednego mieszkańca. Zacytuję z tej piosenki zwrotkę ostatnią, ku przestrodze:

Wyciągnijmy więc morał w tej balladzie ukryty,
gdy nie grozi nam żadne riffifi,
że czasami najtrudniej jest rozpoznać bandytę,
gdy dokoła są sami szeryfi.

W tym ponurym obrazie jest jednak promyk słońca:  Mój wybitny kolega, po wysłaniu kolejnego półrocznego sprawozdania akceptację dostaje mailem w ciągu kilku godzin. Świadczy to o tym, że nie czyta go żaden inny naukowiec, tylko zwykły urzędnik. Nie wiadomo, czy w ogóle coś z tego rozumie, ale przynajmniej sprawa nie zaprząta głowy innych uczonych.

O czym z pewną nadzieją donosi Państwu

Jerzy Tyszkiewicz

Ilustracja Alicja Leszyńska

P.S. Już po napisaniu przyszło mi do głowy, że może warto zacytować jeszcze jedną zwrotkę, tym razem ze  środka ballady:

Choć finanse poniekąd leżały,
gospodarka i przemysł był na nic,
ale każdy, czy duży czy mały,
czuł się za to bezpieczny bez granic.