Spojrzenie w przyszłość
Z początkiem roku spojrzę w przyszłość i powołam się na artykuł, który ukaże się dopiero 23 lutego. Jego treść poznałem jednak nie dzięki wróżbom czy podróżom w czasie, a dzięki zwyczajowi, jaki ma The Royal Society, które publikuje swoje Biology Letters w Internecie na parę miesięcy przed ich oficjalnym wydaniem na papierze. Dzięki temu do czasu formalnej publikacji artykuł zostanie już omówiony i przedyskutowany. Właściwie, to już został, a powstałe na jego tezach memy już obiegły pisma popularnonaukowe i blogosferę (do mnie np. trafiły przez Facebooka).
Chodzi o artykuł Incorporation of cigarette butts into nests reduces nest ectoparasite load in urban birds: new ingredients for an old recipe? (Monserrat Suárez-Rodríguez, Isabel López-Rull, Constantino Macías Garcia, doi: 10.1098/rsbl.2012.0931). Jak już wspomniałem, jego treść już nie jest nowością. Sam napisałem o nim parę słów na zaprzyjaźnionym blogu ptakolubów. W skrócie – w gniazdach, do których budowy ptaki używają niedopałków papierosów jest mniej pasożytów.
Na razie nie wiadomo, na ile świadomie ptaki zbierają niedopałki. Jak wiadomo, do budowy i wyściełania gniazd większość ptaków używa czego popadnie. Oprócz tradycyjnych materiałów, jak źdźbła, liście, pióra, zwitki kory, włosie, mchy itp. w użyciu są gałganki, szmatki, sznurki, papierki, folijki i wreszcie – niedopałki. Wszystko, co da się wpleść i wydaje się nieźle izolować termicznie. Czasem ma to skutki fatalne – sam widziałem pisklęta jaskółek, których nogi owinięte nylonowym sznurkiem uległy samoamputacji. Tym razem jednak wydaje się, że skutki są dla ptaków pozytywne – używanie niedopałków zmniejsza presję pasożytów.
Samo odkrycie tego zjawiska nie powinno zaskakiwać. Z jednej strony nikotyna albo w ogóle liście tytoniu są stosowane w hodowli jako repelent wobec roztoczy czy środek odrobaczający. Z drugiej zaś, od dobrych paru lat bardzo wiele badań poświęca się relacjom ptaki-pasożyty. Wręcz nazwałbym to modą (bez złych skojarzeń). Szczególnie dużo badań dotyczy ekologii ewolucyjnej, rachunku zysków i strat. Wydaje się, np. że pasożyty są jednym ze stresorów, które sprawiają, że ptaki znoszą nieco mniej jaj, niż byłoby to możliwe fizjologicznie. Opłaca się naraz mieć nieco mniej piskląt, nawet jeśli dałoby się wykarmić kolejne, jeśli dzięki temu zachowa się siły na rozród w następnym sezonie. Ostatnio pojawiają się też nowe odkrycia, np. takie, że o ile miejskie gniazda, a już szczególnie nieliczne dziuple są zwykle mocno zapasożycone, o tyle tam, gdzie dziupli jest w bród (np. w Puszczy Białowieskiej, zwłaszcza tej lepiej chronionej części), pasożyty są mniejszym problemem.
Te badania właśnie przeprowadzono na ptakach miejskich. Na razie nie wiadomo, czy obserwowane ptaki zbierały niedopałki specjalnie, czy przypadkowo. Węch ptasi nie uchodzi za spektakularny, ale palonego niedopałka nawet wróbel powinien odróżnić od innego kawałka papieru. W jednych gniazdach było kilkadziesiąt niedopałków, w innych nie było ich wcale, co sugeruje pewną przypadkowość. Można jednak oczekiwać, że jeśli zyski z wyściełania gniazda niedopałkami odstraszającymi roztocze przewyższą straty wynikające z toksycznego wpływu nikotyny i innych substancji z niedopałków (różnych substancji smolistych, ale i pozostałości pestycydów) na pisklęta i rodziców, presja ewolucyjna będzie promować aktywne używanie niedopałków. Raczej trudno oczekiwać transferu „kulturowego” jak w słynnym przypadku wzajemnej nauki otwierania butelek ze śmietaną, bo zyski w tym przypadku nie są tak namacalne gołym okiem. Ewolucja jednak właśnie działa patrząc w przyszłość. Przodkowie wróbli, którzy zaczęli wyściełać gniazda skrawkami celulozy nie mogli przewidzieć, że kiedyś pojawią się takie skrawki nasączone akarycydem. Jednak pojawiły się, zatem ich potomkowie mogą dzięki odziedziczonemu zachowaniu piec dwie pieczenie na jednym ogniu. Być może populacje parkowe, które z jednej strony są bardziej narażone na pasożyty, a z drugiej mają większą podaż niedopałków rozjadą się ewolucyjnie z populacjami leśnymi. Tej przyszłości jednak na razie zbyt jasno nie widać, trzeba poczekać (może kilkadziesiąt, może kilkaset lat) na odpowiedni numer listów biologicznych – wydany nie przez naukowców, lecz przez samą naturę.
Piotr Panek
Rys. Alicja Leszyńska